26 lutego 2020 09:58

Elisabeth Revol: muszę się zdystansować i zastanowić, czego naprawdę pragnę

Elisabeth Revol odwiedziła Warszawę w dniach 18-20 lutego przy okazji promocji książki „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”, bardzo osobistej i przez to niełatwej. Był to dla niej bardzo intensywny czas – spotkań z dziennikarzami i czytelnikami, wreszcie zorganizowany przed Wydawnictwo Agora wieczór w kinie Luna, na który przybyły tłumy.

„Elisabeth jest szczupła i drobna, ja zaś bardzo wysoka, więc stojąc obok siebie, wyglądamy dość zabawnie. To sprawia, że atmosfera od razu jest swobodna” – mówi Eliza Kujan, która rozmawiała z Francuzką dzień przed spotkaniem z kinie Luna.

Elisabeth Revol w Warszawie, kino Luna. Spotkanie prowadziła Dorota Wellman, tłumaczyła Wiktoria Stankiewicz-Wladimirow (fot. Eliza Kujan)

***

Kiedy podjęłaś decyzję o napisaniu tej książki? Czy miała to być dla ciebie terapia? Jeśli tak, to czy odniosła skutek?

Tak naprawdę ta książka nie była moim pomysłem i właściwie nawet nie miałem jej w planach. Zapisywałam sobie jednak różne swoje przemyślenia związane z tymi wydarzeniami, wszystkie emocje, ale nie planowałam, że w jakikolwiek sposób ujrzą one światło dzienne. Natomiast po pewnym czasie skontaktowało się ze mną wydawnictwo – to od nich wyszedł pomysł napisania tej książki. Praca nad nią była dla mnie wspaniałą terapią, bo udało mi się trochę zdystansować od tych wydarzeń i przelać na papier wszystko to, o czym nie byłam w stanie rozmawiać. Tak, z perspektywy czasu widzę, że ta terapia odniosła bardzo dobre skutki.

Na Nanga Parbat, 2019 rok (fot. arch. Elisabeth Revol)

Twoja książka jest bardzo emocjonalna (to nie zarzut!). Pisałaś ją jednak po pewnym czasie od wydarzeń na Nandze [tragiczne wydarzenia na Nanga Parbat z 2018 r. – red.] może nie był to czas długi, ale jednak. Powiedz, proszę, na ile te emocje w sobie odświeżałaś, a na ile wykreowałaś…

Ja nieustannie byłam w tych emocjach, wciąż nimi żyłam… Tak naprawdę książka pozwoliła mi jeszcze raz do nich wrócić, znów stanąć z nimi twarzą w twarz… Zdecydowałam się jednak podjąć taką decyzję, trudną decyzję, i zanurkować w tych emocjach, przejść przez nie i potem je uwolnić. Książkę pisałam w lutym 2019 roku i to wciąż był bardzo trudny dla mnie czas.

Tomek Mackiewicz zaczął się wspinać znacznie później od ciebie – ty wyruszałaś na pierwsze wspinaczki w wieku dwudziestu lat, on, o ile dobrze pamiętam, miał koło trzydziestki. Czy nie bałaś się wybrać się na tak trudną górę z człowiekiem, który nie miał takiego doświadczenia, jak ty? Co cię do tego skłoniło?

Jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie, to trudno mówić o kategorii obaw. Dla mnie najważniejsze jest to, że albo z kimś załapujesz fajną relację, bo są jakieś czynniki temu sprzyjające, albo od razu wiesz, że na pewno się z kimś nie dogadasz. W przypadku Tomka było tak, że od samego początku, od pierwszego momentu, kiedy się poznaliśmy i jeszcze zanim zaczęliśmy się wspinać, powstała między nami partnerska więź. I od tego momentu wiedziałam, że z tym człowiekiem mogę wejść na tę górę. Nie odstraszało mnie to, że Tomek miał mniejsze doświadczenie w górach, ponieważ wiedziałam, że miał wystarczająco duże doświadczenie jeśli chodzi o Nanga Parbat, poza tym był bardzo silny. Miałam do niego absolutne zaufanie – po prostu doskonale się uzupełnialiśmy.

Tomek Mackiewicz, Nanga Parbat 2018 (fot. Elisabeth Revol)

W pewnym momencie musiałaś porozmawiać z żoną Tomka. Czy była to trudna rozmowa?

Moja relacja z Anią [Anna Solska-Mackiewicz – red.] jest wyjątkowo mocna, jesteśmy jak siostry. Jednak tak naprawdę ta relacja zaczęła się w momencie, kiedy zaczęłam pisać do ludzi, aby rozpocząć akcję ratunkową. Przez cały czas byłam w kontakcie z Anią, która zresztą pisała do mnie nawet wtedy, kiedy leżałam w szpitalu w Islamabadzie. Kiedy znalazłam się we Francji,  Ania do mnie przyjechała. To było jak spotkanie dwóch sióstr. Myślę, że ten wspólny ból, wspólna żałoba były czynnikami, które nas scaliły i teraz jesteśmy silnie związane.

Alpiniści nie mają dziś takiego komfortu jak kiedyś, gdy to, co działo się w górach, zostawało w górach – ich poczynania są komentowane na różnych forach, w mediach społecznościowych i w mediach w ogóle, często przez ignorantów. W swojej książce wspominasz, że tym, z czym m.in. musiałaś się zmierzyć, był hejt. Jakim wyzwaniem dla alpinisty są takie sytuacje?

To, z czym się spotkałam, mogę porównać z zejściem do piekieł. Przed hejtem, takim hejtem, przede wszystkim trzeba chronić samego siebie. Trzeba też w pełni szczerze odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania, które pojawiają się w twojej głowie. Ale prawda jest taka, że tego typu krytyka nie może mnie dotknąć – to tylko projekcja osób, które w ogóle nie mają pojęcia o tym, co tam się wydarzyło. Te osoby dysponują najczęściej gdzieś zasłyszaną opinią i tylko na tej podstawie się wymądrzają, oceniają i osądzają. Dla mnie to, co dzieje się w górach, to wszystko, co zdarzyło się na Nandze, pozostaje między mną a Tomkiem, i tylko ja wiem, i Tomek wiedział, co się tam stało. Cała reszta to tylko czyjeś wyobrażenia. Z doświadczenia wiem, że aby to wszystko przetrwać, należy zbudować sobie pewną zbroję, ale z drugiej strony trzeba też odważyć się na to, aby stanąć w prawdzie z samym sobą. Cała reszta jest nieistotna.

Elisabeth na Nanga Parbat, 2018 (fot. arch. Elisabeth Revol)

Czy masz jakiegoś idola wspinaczkowego? Jeżeli tak, to co zaimponowało ci w nim najbardziej?

Było kilka takich osób, które miały ogromne znaczenie dla mnie i dla mojego wspinania, i które w dużej mierze na mnie wpłynęły. Przede wszystkim był to francuski alpinista Jean-Christophe Lafaille [wszedł na 11 ośmiotysięczników, w tym na pięć solo], który był  osobowością bardzo nietypową. Drugim jest Denis Urubko. Tacy ludzie nie podążają jak barany za stadem, są niesamowitymi indywidualnościami. Umieją wyznaczyć sobie własne cele i określić swoje w nich miejsce. Przede wszystkim potrafią też korzystać z doświadczenia i umysłu, aby podejmować takie a nie inne decyzje.

A widzisz jakąś różnicę między polskimi a francuskimi wspinaczami?

Różnice są na pewno w kwestiach technicznych i w stylu, w jakim jedni i drudzy się wspinają, chociaż tak naprawdę te style gdzieś tam się przeplatają. Francuzi zdobyli pierwszy ośmiotysięcznik trochę wcześniej niż Polacy, potem była Annapurna [wyprawa z 1950 roku, na czele której stał Maurice Herzog]. Natomiast to Polacy stworzyli pierwszy team, który zapoczątkował himalaizm zimowy. To dzięki nim powstała pewna kultura wspinania się zimą.

Czy twój mąż się wspina, a jeśli nie, to czy starałaś się w nim jakoś zaszczepić ducha górskiej przygody?

Prawdę mówiąc to właśnie mój mąż wciągnął mnie we wspinanie, na samym początku wspinaliśmy się razem. Natomiast potem wszystko zweryfikowało życie. Oboje pracowaliśmy, z tym że ja miałam więcej wolnego czasu, a mojego męża pochłonęła praca. Siłą rzeczy poszłam więc dalej we wspinaczkę i himalaizm, on zaś zajął się innymi sprawami. Niemniej zawsze pozostawiał mi wybór, wolność, i nigdy nie próbował blokować mojej pasji. Jest moim oparciem, kimś, na kim zawsze mogę polegać.

Nanga Parbat, 2018 (fot. arch. Elisabeth Revol)

Jak jesteś odbierana w swoim rodzinnym miasteczku?

(Elisabeth się śmieje) To chyba nie ja powinnam odpowiadać na to pytanie… A mówiąc poważnie, mam ten komfort, że mieszkańcy mojego miasteczka respektują to, iż nie jestem kimś, kto za wszelką cenę szuka rozgłosu. Oczywiście wiem, że jest wiele osób, które mnie podziwiają za to, co robię, natomiast szanują one moją prywatność i nie włażą w nią z butami. Wiedzą, że jestem nieśmiała i że lubię mieć swoje życie. I nawet w przypadku różnych świąt, celebrowanych w miasteczku, dają mi święty spokój, bo wiedzą, że nie mam potrzeby, aby we wszystkich uczestniczyć.

W książce piszesz, że bardzo chciałaś wejść na Everest, że to było twoje marzenie, Everest i Lhotse to twoja rekonwalescencja i uzdrowienie. Czy masz jeszcze jakieś górskie marzenia?

Oczywiście w mojej głowie kłębią się pewne marzenia związane z górami, natomiast w tej chwili są to tylko marzenia – a może aż marzenia… Na dzień dzisiejszy są one jednak poza moim zasięgiem. Nie wiem, czy z tych marzeń wyniknie jakiś konkretny cel. Na razie postanowiłam dać sobie czas dla siebie i po prostu czekam na to, co się wydarzy. Muszę się trochę zdystansować i zastanowić nad tym, czego naprawdę pragnę.

Co byś powiedziała dziewczynom, które zaczynają górską karierę? Czy warto poświęcać dla niej wszystko?

Moje historie związane z górami, historie, które przeżyłam, są w głębi mojej duszy. Myślę, że jest to sprawa bardzo indywidualna, bardzo osobista i każda osoba, która się nad tym zastanawia, powinna sama odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Eliza Kujan i Elisabeth Revol podczas spotkania w Warszawie (fot. Wiktoria Stankiewicz-Wladimirow)

***

Książka Elisabeth Revol „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat” jest dostępna w promocyjnej cenie w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum