11 grudnia 2013 19:47

Ola Taistra: W życiu każdego wspinacza nadchodzi taki moment, że przestaje histerycznie spoglądać na numerek

Rozmawiamy z Olą Taistrą (Salewa, La Sportiva, Grandessa) o jej ostatnich świetnych prowadzeniach, treningu i planach na na zimę.

Wojciech Słowakiewicz: Na początek gratuluję świetnej formy . Zrobiłaś w ostatnim miesiącu trzy drogi w okolicy stopnia 8c (Mind Control, Fish Eye i Full Eqiup), takiego wykazu mógłby pozazdrościć Ci niejeden zawodnik z polskiej czołówki.

Ola Taistra: Bardzo dziękuję. Nie ukrywam, że jest to i dla mnie spore zaskoczenie ponieważ nie planowałam wspinać się tak intensywnie w Olianie. Cel mojego wyjazdu był zupełnie inny. Chciałam zapoznać się z drogą ciut trudniejszą niż 8c ;-). A wspinanie w Olianie planowałam potraktować jako substytut.

Opowiedz nam o tych drogach, większość odrobinę przeceniłaś…

Zacznijmy od tych przecen. W życiu każdego wspinacza nadchodzi taki moment, że przestaje histerycznie spoglądać na numerek, gorączkując się niczym junior, czy jest to c czy c+ czy c/c+? Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że koncentruje się w pełni na samym wspinaniu a nie wspinaniu +wycenie. Dodatkowo w momencie, kiedy planujemy „iść” po naprawdę dużo i są to wyceny mocno wyśrubowane (w moim przypadku 9a), na całą resztę swojego wspinania spoglądamy już nieco inaczej, z większym dystansem, mniej gwałtownie. Przeceniłam drogi, które po części były już wcześniej przecenione, jednak nie przez kobietę. Najzwyczajniej w świecie czułam, że są łatwiejsze niż wskazuje topo. Bez emocji, krótko i treściwie, najtrudniejszą jest bez wątpienia Mind Control (8c/c+), następnie Fish Eye (8c) i Full Equip (8b+ lub 8b+/c).

Aleksandra Taistra na Mind Control, sugerowana wycena 8c/c+ (fot. Michał Leśniewski - fotolesny.pl)

Aleksandra Taistra na Mind Control, sugerowana wycena 8c/c+ (fot. Michał Leśniewski / fotolesny.pl)

Pierwsza z nich padła prześliczna droga Mind Control. I to padła bardzo szybko. Tak szybko, że sama byłam zaskoczona. Choć nie znałam jej wcześniej, na zapatentowanie wystarczyło mi 4-5 dni. Jedyne co wiedziałam na jej temat to to, że jest ósemką c+, a to mówi samo za siebie – trudna! Pomimo to, już po pierwszych wstawkach mocno się zdziwiłam – podpasowała mi i puszczała jak ta lala! Czułam, że jej pociągnięcie to nie będzie długa kwestia. Najpierw wchodziłam w drogę stricte treningowo. Ale od momentu, kiedy zaczęłam poruszać się płynie po małych krawądkach lekkiego przewieszenia L-2, zaczęłam napierać w drogę „mocno” . Strategia była taka, że wstawałyśmy z Niną o 06:00 rano, żeby zdążyć powspinać się przed dużymi upałami. To umożliwiało nam zrobienie sobie popołudniowej sjesty jak rasowi południowcy i zaliczenie drugiej sesji wspinaczkowej po godzinie 15:00.

Zaś taktyka… Początkowo za cel postawiłam sobie przedostanie się do dużej restowej dziury – od niej wiedziałam, że w ciągu dojdę pod crux. Wtedy wystarczyło zaprzyjaźnić się z „trudnym miejscem”  na drodze i spokojnie dowspinać resztę. Początkowo pokonanie cruxa standardowym patentem, którym robiła go większość przede mną, czyli po krzyżu, okazało się dość problematyczne. Po prostu nie pasował mi. Musiałam znaleźć jakąś alternatywę. Kombinowałam na wszystkie sposoby, aby płynnie przechodzić crux, bo tylko to dałoby mi możliwość rozpoczęcia „mocnych” wstawek. Postawiłam więc na „jakość wspinania” nie ilość i wymyśliłam własny patent korzystając z lewego stopnia-oblaczka, prawą ręką sięgając do dobrego podchwytu. Po dniu restu okazało się jednak, że bezbłędnie jestem w stanie pokonać trudne miejsce… standardowym krzyżem! :-) Lekko zdezorientowana stwierdziłam, że jeśli uda mi się tam dojść w ciągu, to dopiero wtedy zdecyduję, którego patentu użyć. Płynne przemieszczanie się w cruxie otworzyło mi drogę do rozpoczęcia prób „a muerte” (których były dwie). Ostatnie metry drogi mocno zbagatelizowałam, co zemściło się na mnie w trakcie jej prowadzenia :-)

W dniu kiedy ruszyłam na Mind Control po swoje, dołączyła do nas koleżanka z Polski – Kaśka. Wraz z Niną tworzyły idealny duet J prześmiewczo-żartobliwy, tak więc atmosfera panująca w skałach była niezwykle luźna. I to było świetne, bo nie rodziło żadnej presji. Poranna sesja wspinaczkowa w pełnym słońcu troszkę mnie zmęczyła, więc absolutnie nic nie zapowiadało na to, że mogę poprowadzić drogę tego samego dnia wieczorem. A jednak…wystartowałam i nim się obejrzałam byłam już w dziurze restowej L2. Jedyne co miałam do zrobienia to przedostać się pod crux. Tak też się stało. Crux puścił gładko, wykonany moim „autorskim sposobem” i wszystko było by dobrze, gdybym… wiedziała, co mam dalej robić ! :-)

Dziewczyny przestały się śmiać, kiedy usłyszały z góry pojękiwania ;-) Wtedy zaczęła się walka, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Końcowe metry wspinałam dobre 15 minut. :-D Nie czułam przedramion, ale szłam po każdy kolejny ruch. Nie bardzo wiedziałam, gdzie postawić nogę, więc stawiałam tak, aby stała, byle jak i byle gdzie. Znalazłam nawet dwa dobre resty z kolankiem ratującym mi tyłek… Ewidentnie była to chyba jedna z najlepszych wspinaczek w moim życiu, w trakcie której dałam z siebie maksymalnie wszystko, wykorzystując to, czego nauczyło mnie wspinanie przez ostatnie lata. I chyba powinnam powiedzieć to na głos :) – tak mocarnie zawalczyłam, że przez kolejne dwa dni ledwo żyłam. Waga wskazywała 3 kg mniej, a ja się ledwo ruszałam.

Mind Control jest naprawdę pięknym wspinaniem, sprawdzianem wytrzymałości (choć siły też trzeba mieć odrobinkę), gdzie swoje robi kontrola umysłu :-)

Aleksandra Taistra na "Fish Eye" 8c (fot. Michał Leśniewski - fotolesny.pl)

Aleksandra Taistra na „Fish Eye” 8c (fot. Michał Leśniewski / fotolesny.pl)

Z Fish Eye było inaczej. Znałam tę linię. Wiedziałam, że jest patenciarska i trikowa. Niby nie trudna, a jednak zrzucająca wielu wspinaczy. Dwa miejsca przed poziomą rysą stanowiły i dla mnie początkowo problem. Jedno z powodu obłych chwytów, z których ześlizgiwała mi się dłoń i drugie tuż nad, z którego spadałam z powodu ewidentnego „podebrania”. Po 1,5-tygodniowych wstawkach w Fish Eye w słońcu i upale przeniosłam się na Mind Control, aby na moment odetchnąć. Po zrobieniu tamtego domniemanego 8c+ i jednodniowym reście postanowiłam nie przemęczać organizmu i na spokoju zapatentować Full Equip.

Kolejny dzień był przeznaczony na odświeżenie sobie Fish Eye, po którym wiedziałam że będę miała nadbudowę energii. Trzeci dzień wspinaczkowy nie był zbyt rozsądny, jednak coś mnie podkusiło aby poczekać cały dzień i uderzyć raz, a mocno! Wykorzystałam dobry moment, kiedy zaczęło wiać, a słońce schowało się za skałą. Oznajmiłam mojemu partnerowi, że idę po to i tak też się stało! Szłam pewna siebie i zdecydowana. Nie chcę aby zabrzmiało to zarozumiale, ale w odróżnieniu do Mind Control moje wspinanie było lekkie i zwiewne. I tak jak po zrobieniu drogi sąsiedniej wymiotowałam ze zmęczenia, tak dla odmiany po Fish Eye nie czułam w ogóle zmęczenia. Kontrast w 100% i niesamowite uczucie dające pełną satysfakcję i wiarę w to, że można fantastycznie wytrenować umysł i ciało. Jest to łatwe 8c.

Aleksandra Taistra  na "Full eqiup", sugerowana wycena 8b+/c (fot. Michał Leśniewski - fotolesny.pl)

Aleksandra Taistra na „Full eqiup”, sugerowana wycena 8b+/c (fot. Michał Leśniewski / fotolesny.pl)

Full Equip to droga totalnie różniąca się od dwóch poprzednich. Można ją porównać do wspinania w polskim wapieniu, lecz z dużo lepszym tarciem. Niezwykle techniczna. Dlatego też była dla mnie wyzwaniem, bo – jak wiadomo – „uciekłam od pionów i połogich płyt”. Mój wybór oczywiście nie był bezpodstawny – wyćwiczone na niej silne palce i powtórka ze wspinania technicznego przydadzą mi się w najbliższej przyszłość. Ale o tym innym razem :-) Historia z Full Equip była podobna jak z Mind Control. Wiedziałam, że jeśli przedostanę się przez crux w dolnym odcinku drogi, to dowspinam resztę – czyli bagatela kolejne 30 m. Miałyśmy z Niną sporo zagadek na tych drogach, ponieważ kiedy patentowałyśmy byłyśmy na ogół w skałach same, a jeśli już ktoś się wspinał, to po innych liniach niż my. Jak na złość ludzie pojawiali się dopiero wtedy, kiedy miałyśmy drogi zapatentowane :) Co za tym idzie, nikt mi nie był w stanie podpowiedzieć, jak mam przejść dane miejsce na drodze.

Na Full Equip, podobnie jak na poprzednie, poświęciłam w sumie ok. tygodnia pracy. Kiedy przeszłam dolne miejsce, powiedziałam sobie, że nie spadnę wyżej. I nie spadłam! Choć kilkukrotnie wszystko na to wskazywało ;-) Chyba nigdy wcześniej nie wspinałam się będąc tak skoncentrowana, zdeterminowana, ale i z ogromnym luzem psychicznym.

Zgrany team z podopieczną Oli - Niną Gmiter (fot. Michał Leśniewski - fotolesny.pl)

Zgrany team z podopieczną Oli – Niną Gmiter (fot. Michał Leśniewski / fotolesny.pl)

Gdy czyta się Twój blog widać, że ostatnio sporo czasu poświęcasz treningowi, ale jako… trener. Teraz dzielisz się zdobytą wiedzą o z innymi, np. Niną Gmiter, która niedawno wygrała Puchar Polski w Tarnowie, ale także z dziećmi. Na ile jest to ważne dla Ciebie?

Przed wyjazdem do Hiszpanii trenowałam dość intensywnie – 10 jednostek treningowych w tygodniu wymieszanych z pracą i mnóstwem innych obowiązków. Byłam na nogach dzień w dzień od 06:00 do 23:00 w pełnym biegu.

Ponieważ osobiście finansuję sobie wyjazdy musiałam solidnie się sprężyć, aby zarobić na nie. Co do kwestii bycia trenerem – byłabym hipokrytką określając się w ten sposób. Szczególnie dlatego, że jest to tytuł nadawany przez uczelnie sportową, na który trzeba bardzo ciężko popracować. Jednak z własnego doświadczenia i współpracy z kwalifikowanymi trenerami w ciągu ostatnich 10 lat, którzy profesjonalnie podchodzili do mojego wspinania, wyciągnęłam wiele dobrego. Nauczyłam  się sporo i obecnie mogę pomóc młodym zawodnikom. Od roku współpracuję również z fizjoterapeutą Jakubem Saniewskim, który opiekuje się mną i moimi zawodnikami. Oboje pragniemy, aby wspinali się zdrowo. Kuba  jest dla mnie niezwykle inspirującą osobą. Dzięki niemu rozumiem sport znacznie lepiej. Wreszcie dbam o swoje zdrowie, ciało i umysł, czego często brakowało wcześniej. Traktowałam się jak „maszynę wykonującą daną czynność” . Dzięki niemu zrozumiałam że zdrowie mam jedno.

Opiekuję się innymi i zależy mi na tym, aby nie popełniali błędów, które mogą prowadzić do trwałych kontuzji lub regresu wspinaczkowego. Swoich ludzi traktuję bardzo wyjątkowo. Bardzo sobie cenię współpracę z Niną Gmiter i Szymonem Łodzińskim. Oboje w przeciągu ostatniego roku wykazali duży progres. Udało mi się pozalepiać „dziury”, jakie istniały w ich wspinaniu i mocno blokowały w rozwoju, a przy okazji podnieść ich poziom wspinaczkowy. Mam nadzieję, że za moment otworzy się kubełek z przejściami… muszę ich tylko zabrać ze sobą do Katalonii ;-) Jest jeszcze jedna świetnie zapowiadająca się perełka – Kostek Sobański. Żywe złoto posiadający ogromny potencjał.

Trzymam kciuki i silnie dopinguję każdej osobie, z którą mam styczność na hali. Tak! Mam to szczęście, że otaczam się cudownymi ludźmi, którzy w ramach feedbacku uświadamiają mnie o tym, że warto w nich inwestować siły i energię.

Jesteś jednym z niewielu polskich skalnych wspinaczy, którzy tak konsekwentnie realizują swoje cele, wygląda na to, że doceniła to firma Salewa, dołączyłaś do ich teamu.

Z firmą Salewa współpracuję już od 2 lat. Bardzo sobie cenię jakość ich sprzętu wspinaczkowego, dzięki któremu mam komfort wspinania na swoim najwyższym poziomie. Walczę o team międzynarodowy, mam dużą nadzieję że uda mi się tam trafić.

Ponieważ, jak sama mówisz, nigdy nie działasz bez planu, to czy możesz zdradzić jaki jest Twój najbliższy cel? Kiedy znowu wylatujesz do Hiszpanii?

Tak dokładnie, odkąd pamiętam nie działam bez planu ;-) Wylatuję nie do Hiszpanii, ale do Indii*. Celem jest zwiedzanie, przebywanie z rodziną i dobra zabawa i regeneracja, o której marzę tak bardzo jak nigdy dotąd. Cele na najbliższe tygodnie są bardzo ambitne :) – spędzenie czasu z moim najbliższym człowiekiem i ogólnorozwojówka :-) W zimie wracam do Katalonii. Obiecałam Ninie jej pierwsze 8c i sobie mocne wstawki w 9a ;-) W międzyczasie zaliczę kilka wypadów na narty, których nie mogę się doczekać. Mam nadzieję nie skończą się jak miniony – połamaniem :-)

* Wywiad został przeprowadzony dwa tygodnie temu. Z Indii Ola już wróciła.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Ola Taistra: W życiu każdego wspinacza nadchodzi taki moment, że przestaje histerycznie spoglądać na numerek [1]
    zdjęcia ze wspinu bardzo ładne, jeno troszkę podkasz... a szkoda...trochę…

    11-12-2013
    ry