18 października 2012 12:13

Z cyklu "Na tatrzańskiej drodze" – Adam Pieprzycki o Gacopyrzu

Miał być "news" za trzy dni, a jest bujdałka z mojego cyklu "Na tatrzańskiej drodze", a bardziej w duchu podziwianego Stanisławskiego – "Szkice tatrzańskie".


Od lewej: Adam Pieprzycki i Paweł Kopta (fot. arch. Paweł Kopta)

***

Trochę o "lojalności" górskiej. W dobrym dla mnie sezonie 2003, gdzie ze Szczotą [przyp. red. Marcin Szczotka] przeszliśmy wiele fajnych dróg, nagle po przyjeździe z Alp pojechał na Gacopyrza ot tak, nie proponując mi wspinu. Niby nic, a jednak… :)

Faktem jest, że osób, z którymi bym się związał liną nie będąc w pracy jest bardzo mała – liczba (nie mylić z ilością). Pewnie wystarczyłoby palców jednej ręki, no może dwóch. W tamtym sezonie lub następnym (dokładnie nie pamiętam) już "byłem na nią spakowany" i nawet podeszliśmy pod ścianę, ale Mirua [Paweł Kopta – przyp. red.] chyba nie miał chęci, spręża i świeżości. Wystarczył byle pretekst w postaci chmur. Co się odwlecze to nie uciecze.

Nawet przyszło mi przez myśl, żeby samemu tam pójść, ale szybko wybiłem sobie to z głowy. Od pewnego czasu jakoś bardziej absorbuje mnie wspinanie na Słowacji, a Kazalnicę odkładam na później. Jednak śmiałe kompletowanie przez X [Piotr Xięski – przyp. red.] i Lamę [Robert Pallus – przyp. red.] dróg na Zerwie dało mi do myślenia. Pamiętam, jak wspinając się z GM (Grupą Młodzieżową) na Wilczkowskim obserwowaliśmy z zachwytem i zazdrością ich poczynania na Gacopyrzu. Wieczorne rozmowy dodatkowo nakręciły mnie na tę drogę. Miałem pójść tam z Roko [Robert Rokowski – przyp. red.], ale coś mu wypadło i będąc umówionym na Zerwę z Kopciakiem nie brałem jej pod uwagę. Tylko błogosławieństwo Roka i nakaz zrobienia tego OS zadziałał motywująco.

Tak jakoś dziwnie się składa, że wspinanie w górach jakoś nie wychodzi. A to skałki, a to inne sprawy, zmęczenie, szkolenie itd. Będąc w Kobylanach już miałem zacząć się wspinać, kiedy dostałem SMS-a: "Poniedziałek dalej jest aktualny na wspinanie w górach?". Szybka zamotka, setki za i przeciw – góry wygrały! W niedzielnych skałkach nic nie zrobiłem, oszczędzając siły na poniedziałek.

Podróż z Tarnowa do Zakopca na jeden dzień jest lekko męcząca. Wychodzimy jako ostatni zespół (15-ty w książce), odrywamy nogi od ziemi o 10.15. Gdzie te czasy, gdy na zerwę szło się o 6 rano i pół wakacji spędzało na Taborze…

Samo wspinanie jest wymagające z nie najlepszą asekuracją i kruchą górą. Korzystaliśmy ze schematu z nowo wydanego przewodnika [„Kazalnica – drogi zebrane" Jana Żurawskiego – przyp. red.]. Jak się później okazało – po opisie AM [Andrzej Marcisz – przyp. red.] – o jeden (V-tkowy) wyciąg połączyliśmy się wcześniej z Filarem… cóż.

Nawet raz się zamotałem i gdy wystartowałem za bardzo w prawo to wiedziałem, że droga idzie bardziej po lewej… trzeba było się wrócić. Niespiesznie po wylądowaniu na siodełku i stwierdzeniu ze zdjęcia do przewodnika powinny być robione z Tego miejsca – udaliśmy się na pik Kazalnicy. Wiadomo, droga jak każda w górach kończy się na szczycie i po 7:12:22 od "oderwania nogi od łopianu" mogliśmy zejść szlakiem na dół. Jeszcze tylko spojrzenie w kierunku Mięgusza na "odkładaną łańcuchówkę" (ale jak zwykle byliśmy za późno żeby pójść do góry) – może kiedyś…

Dodatkowo spotykam kolegę, który kompletował wyjścia na kursie przewodnickim i nieznajomego turystę, z którym urządzam sobie dłuższą pogawędkę. Okazał się byłym taternikiem – który w latach 60. sporo się tutaj wspinał m.in. z kolegą ze studiów Gienkiem Chrobakiem. Powroty są jeszcze ciekawsze. Praktycznie zarwana druga noc – trzeba uważać. Pamiętam, jak po Filarze Rumanowego Roko widział kota na drodze, który nagle się rozpłynął. Dla mnie najgorsze są ostatnie odcinki – niejednokrotnie zatrzymuję się na 15 min., a mija godzina… Nieocenione są „coffi brejki” na Orlenach i żurek w Taurusie.

Będąc w ścianie żałowaliśmy, że nie mamy aparatu i kamery, a zwłaszcza nie ma z nami trzeciej osoby. Zawsze jest raźniej i druga osoba może robić zdjęcia. Tak więc na postawione pytanie, czy macie zdjęcie – wiadomo – nie mamy.

Podsumowując:
Paweł Kopta (TOPR), Adam Pieprzycki (TOPR) Gacopyrz Now VIII+ od rozdzielni (L1 – OS, L2 – OS, L3 – OS) góra filara znana :-) Prawdopodobnie było to 6. przejście. Data: 10 września 2012.

Informacja po przewertowaniu książki wyjść, że dzień wcześniej zrobił tę drogę RP Bartek Sokołowski i Grzesiek Kletschka zadziałało motywująco. Dodatkowo zmotywowało nas przejście przez Piotra Xięskego i Robert Pallusa Filara z Wielkim Okapem, czego znowu im zazdroszczę i jestem pełen podziwu dla konsekwencji ich poczynań.

I znów pewno niebawem pobudka przed czwartą i w drogę … Ostatnio usłyszałem dwa powiedzenia motywujące do szybszego górskiego poruszania się: "co mówi Lama do Lamy – spie…lamy" oraz "nie ma na co czekać – trza uciekać" – intrygujące.

A z innej beczki, na Czarownicy (Ciężkowice) skompletowałem w końcu swój trawers. Startuje starym autorskim Atakiem Szyszek i kończy Access of fire, czyli startem do Matadora i Konserwatora Tarnowskiego (zwanego tak w starszych czasach). A trudności? Pewnie jak zwykle więcej niż skrajnie trudno, czyli VI.1 z orzełkiem. A tak naprawdę, Effatha – bo tak się to zowie (co po aramejsku znaczy "otwórz się") jest raczej trudniejsza od niejednej VI.4, więc – może ma VI.4+?


Na "Effatha" (fot. Małgorzata Mitera-Pieprzycka)

Ostatnio trawers miał kilka powtórzeń, m.in. Małgorzaty Mitery-Pieprzyckiej oraz Kuby Kwiecińskiego. Jako posiadacze konta na 8a uzgodnili, że ma co najmniej 7b+. Ja takiego konta nie posiadam i mogę wycenić w lokalnej skali boulderowej CBU.


Linia "Effatha" (Adam Pieprzycki), Zdjęcie i opr. topo Czarownicy
(Maciek Szopa / goryonline.com.pl)

Adam Pieprzycki (TOPR)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    'Tatrzańska droga' - słowo pisane. [1]
    Ciekawe opowiadanko! Z zainteresowaniem prześledziłem tekst. Autora, którego dokonania znam…

    20-10-2012
    peresada