Warto, aby w tym aspekcie "tlenowym" korzystać jednak z opinii fachowców, czyli meteorologów oraz specjalistów od medycyny wysokościowej. Bardzo mi daleko do jakiejś kompetencji w tym temacie, ale to przynajmniej wiem, że należy odróżniać tak zwaną wysokość geograficzną od wysokości ciśnieniowej, na której znajduje się wierzchołek. Najogólniej rzecz biorąc, dla himalaisty istotniejsze jest ciśnienie parcjalne tlenu na danej wysokości niż nominalny poziom tej wysokości. Jest coś takiego jak tak zwana atmosfera standardowa, używana w lotnictwie oraz jej modyfikacje, biorące pod uwagę dodatkowe zmienne (szerokość geograficzna, pora roku), pozwalające oszacować wysokość ciśnieniową, niekiedy dość znacznie różniącą się od wysokości geograficznej.
Klasycznym przykładem tych różnic jest właśnie wierzchołek K2. Przy użyciu dość skomplikowanych modeli matematycznych szacuje się, że wysokość ciśnieniowa w grudniu i styczniu sięga tam, a nawet przewyższa wysokość Mount Everestu. Wynosi ok. 8900 m, a wg. niektórych specjalistów, przy niekorzystnych warunkach pogodowych moe nawet przekraczać 9000 m. Z kolei w miesiącach letnich (lipiec), wysokość ciśnieniowa na wierzchołku K2 spada nawet poniżej 8000 m, co tłumaczyłoby stosunkowo duża ilość wejść letnich na K2 bez tlenu ( np. W.Rutkiewicz, która na Everest używała tlenu, na K2 spędziła kilka dni na wysokości geograficznej pow. 8000 m bez wielkiej szkody dla organizmu).
Innym słowy, jest to pytanie, czy na K2 w zimie w ogóle da się wejść bez tlenu? Odpowiedź, ze wszedł tak Nirmal Purja nie do końca przekonuje, po pierwsze bowiem, nie wiadomo, czy całą drogę szedł bez tlenu, po drugie, może być jakimś fenomenem genetycznym, nam zaś chodzi o w miarę "normalnych" ludzi.