„Bycie sportowcem oznacza bycie egoistą” – napisał niedawno Cesar Grosso w poście na Instagramie po zrobieniu Flow State 8C. Można polemizować, więc polemizujmy, ale Grosso sam używa jeszcze mocniejszych słów: „aby spełniać marzenia, często trzeba odsunąć rodzinę i przyjaciół na drugi plan”.
***
Oby nasze dylematy były łagodne… no ale wspinanie to nie róża bez kolców. Sport nie jest tylko doświadczeniem osobistym, ale także zjawiskiem o charakterze społecznym. Cesar Grosso podsuwa myśl, obok której trudno przejść obojętnie.
Wspinanie – zwłaszcza to zawodowe, ale też to amatorskie z ambicjami – jest sztuką skupienia na sobie. Każdy trening, każdy projekt, każdy wyjazd to nie tylko praca nad ciałem i duchem, ale i decyzja, że coś innego odsuwamy na drugi plan. Pracę, przyjaciół, rodzinę, a czasem nawet zdrowie. Wspinanie dla wielu ludzi staje się czynnikiem determinującym życie. Pochłania czas, energię i myśli (w niniejszym tekście specjalnie pomijam kwestie ryzyka). Takie zachowanie zazwyczaj oceniane jest przez społeczeństwo negatywnie, ale można na to spojrzeć inaczej. Egoizm pomaga, a może nawet jest czynnikiem koniecznym, aby osiągnąć mistrzostwo.
Po przejściu Flow State 8C Cesar Grosso napisał:
Lata wspinania i treningów nauczyły mnie, że aby spełniać marzenia często trzeba odsunąć rodzinę i przyjaciół na drugi plan. „Chłodny umysł” – skupienie bez emocji – to zawsze była moja mocna strona.
Przejście Flow State wymagało realizacji skomplikowanego planu, ale to było nic w porównaniu do bycia egoistycznym ojcem.
Grosso odbył na tym baldzie około dziesięciu sesji. Czasem zabierał swojego syna ze sobą, by też się trochę powspinał. Jednak nie tego dnia:
Syn zapytał mnie rano: „Tato, zostaniesz tutaj i pobawisz się ze mną?”. To złamało mi serce.
Płakałem przez większość drogi – i to mnie uwolniło. Na kilka minut przed przyjazdem coś przestawiło się w głowie. Pogoda była perfekcyjna. Czułem się silny. To był mój moment.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają – przede wszystkim Tatianie i Gabriemu [żonie i synowi – red.].
Wspinanie uczy pokory, ale też bezwzględności. Progres wymaga trudnych, a nawet bolesnych decyzji. Czasem trzeba potrafić powiedzieć: „teraz ja”. Nie „my”. Nie „oni”. Na zawodowym poziomie wymaga absolutnej koncentracji. Każda godzina snu, każda kaloria, każdy ruch na kampusie to części składowe sukcesu. A im wyższy poziom, tym mniej miejsca na kompromisy.
We wspinaniu amatorskim jest oczywiście nieco inaczej i ostatecznie każdy indywidualnie decyduje jak. Egoizm jest subtelny. Kompromisy na porządku dziennym. Ale wiemy, że i w tym przypadku, czasem trzeba coś poświęcić: weekend w skałach zamiast rodzinnego obiadu, trening zamiast spotkania z przyjaciółmi, wyjazd na wspin kosztem innego wyjazdu (np. z niewspinającym się partnerem/partnerką). Ambicje i marzenia wspinaczkowe domagają się naszej uwagi.
Usprawiedliwiamy się pasją, potrzebą, „ładowania baterii”. I rzeczywiście – wspinanie daje moc. Ale czy czasem równocześnie nie odbiera czegoś innego: obecności w tym zwykłym życiu? Pewnie niejeden i niejedna z nas się nad tym zastanawia. Chodzi o hierarchię priorytetów. Czy nasze życie kręci się wokół wspinania, czy wspinanie jest ważnym, ale jednak dodatkiem?
Może to kwestia szczerości. Zawodowiec wie, że jego życie kręci się wokół wspinania i nie udaje, że jest inaczej. Jest zdeterminowany, czerpie z tego egoistycznego podejścia, by osiągnąć mistrzostwo. Amator może starać się łączyć dwa światy i często płaci podwójną cenę: ani nie trenuje wystarczająco, by wejść na poziom profesjonalny (o czym może marzy), ani nie jest w pełni obecny tam, gdzie może być w danej chwili naprawdę potrzebny.
Wspinanie to również miłość. Budzi nas o świcie i każe jechać na jakiś głaz, gdzie czeka kilka ruchów, których nie potrafimy zrobić. Różnica między hobby, a pasją jest ogromna. Hobby można odłożyć na chwilę do szuflady, kiedy brakuje nam czasu. Pasja jest jak tlen. Nadaje sens życiu, porządkuje chaos, przypomina, że wciąż potrafimy marzyć i ryzykować. Wspinanie uczy nas uważności, cierpliwości, dyscypliny, odwagi. Daje to niezwykłe uczucie, że choć przez chwilę wszystko jest na swoim miejscu – to flow, state of flow. I może właśnie dlatego warto płacić tę cenę – z wdzięczności za to, że w ogóle mamy coś, co potrafi nas tak głęboko poruszyć.
Cesar Grosso jest wspinaczem zawodowym, więc to trochę tak, jakby po prostu musiał wyjść do pracy. I tak jak widać, dręczą go jakieś wyrzuty sumienia, ale pośrednio poprzez zrobienie Flow State jednak zarabia na życie. To, powiedzmy, jest „twardy” argument. My mamy trudniej.
Ile jesteśmy gotowi zapłacić za chwilę czystego flow? Czy w cieniu osobistych osiągnięć nie kryje się czyjeś czekanie, rozczarowanie, samotność? Niestety pasja to jedna z tych rzeczy, których nie da się łatwo wytłumaczyć.
To głęboki temat, skomplikowany i bardzo osobisty – dla każdego z osobna. Każdy ma prawo do własnej drogi. Nie ma tu mowy o słabości, o złym czy dobrym egoizmie. Każdy sam będzie ważył priorytety, wyciągał wnioski i dokonywał wyborów. Może na jakimś etapie dopadnie nas pytanie o „koszty” wspinania. Ile jesteśmy w stanie poświęcić, by osiągnąć stan flow? Może właśnie tu, na tej niewyraźnej granicy między pasją a odpowiedzialnością, rozgrywa się najtrudniejszy projekt życia.
CIESZ SIĘ WSPINANIEM, CIESZ SIĘ CZYTANIEM
Mamy nadzieję, że ten tekst Ci się spodobał, że Cię zainspirował, zaciekawił, dostarczył Ci informacji. Jeśli tak to zachęcamy Cię do wsparcia serwisu. Dzięki Tobie będziemy mogli działać jeszcze lepiej. Wielkie dzięki! Do zobaczenia na ściance albo w skałach.
REKLAMA
Zwierz to dawno zdefiniował
Są Wyznawcy i jest cała reszta wspinaczkowego plemienia. Na jednym końcu tej zbieraniny nie-Wyznawców są ci, których dzisiaj, w czasach…
Odpowiedzi: 7