Adam Bielecki, Hervé Barmasse i Felix Berg południową ścianą Numbur w stylu alpejskim
Zespół w międzynarodowym składzie (nas cieszy obecność Adama) dokonał pierwszego przejścia w stylu alpejskim południowej ściany Numbur (6958 m). Adam Bielecki, Hervé Barmasse i Felix Berg wytyczyli nową drogę, którą nazwali Nepali Ice Spa, a jej trudności wycenili na ED-, WI5, M4.
***
Po intensywnym okresie zimowych wypraw na ośmiotysięczniki (pierwsze zimowe wejścia na Gasherbrum I i Broad Peak, oraz próby na K2) Adam Bielecki wydaje się celować ostatnio w projekty bardziej eksploracyjne. Zeszłej jesieni wraz z Louisem Rousseau działał w dolinie Hunzy, a ich wyprawa skupiała się na niezdobytych szczytach. Tej jesieni celem został Numbur, a dokładnie jego południowa ściana.
Numbur (6958 m) to piękna „trójkątna” góra w paśmie Shorong Himal. we wschodnio-centralnym Nepalu, niedaleko granicy z Tybetem. Niektóre ważniejsze szczyty tego regionu to Melungtse (7181 m), Melungtse II (7023 m / po stronie tybetańskiej) i Gaurishankar (7134 m / na granicy). Znajduje się tu około 50 szczytów o wysokości powyżej 6000 m. Popularnym celem wycieczek jest jezioro Dudh Kund, znad którego dobrze widać południowe ściany Numbur.
[aktualizacja]
Niektóre źródła zaliczają Numbur do pasma Rolwaling Himal, jednak jest to właściwa klasyfikacja. Cytując opracowanie Jana i Małgorzaty Kiełkowskich: „Niekiedy rejon Rolwaling Himal rozciągany bywa – niesłusznie – na pasma położone dalej na południe i pd.-wschód od doliny Rolwaling, w rejonie zlewni Likhu Chu, stanowiące Shorong i Lumding Himal”. Numbur, a także dwa inne wybitne sześciotysięczniki (Khatang i Karyolung) należą do Shorong Himal.
W 1963 roku na szczycie stanęli pierwsi zdobywcy – Hiroshi Matsuo i Mingma Tserin, członkowie Japońskiej ekspedycji badawczej The Chiba University Expedition, która działała w górach Rolwaling od marca do lipca, w ciężkim stylu oblężniczym. Góra została zdobyta od południa, przez stromy kuluar, 600-metrową ścianę lodową i południową grań w górnej części (raport z tej wyprawy).
W 1981 roku Francuzi jako pierwsi przeszli południowo-zachodnią grań (notka w AAC).
Adam Bielecki, Hervé Barmasse i Felix Berg działali – jak podają – w czystym stylu alpejskim. W tym stylu nikt wcześniej nie wspiął się południową ścianą Numbur. Zespół wspinał się terenem częściowo znanym, a częściowo nieznanym, linią zbliżoną do zaawansowanej próby Katalończyków w 2016 roku (zawrócili z 6900 m – raport i wyrysowany przebieg próby).
Adam Bielecki relacjonuje:
To była niewiarygodna, alpinistyczna przygoda.
Zaczęło się jednak zupełnie nie tak, jak powinno. Kiedy dotarliśmy do podstawy ściany, zamiast czuć zwyczajową siłę i ekscytację, miałem masę wątpliwości. Poranne mdłości wyczerpały moją energię, czułem się słaby. Nie chciałem być dla kolegów ciężarem i zepsuć im wspinaczki. — Idźcie sami — powiedziałem w ostatnim miejscu, z którego mogłem się jeszcze sam wycofać. — Jesteśmy zespołem. Spróbujmy razem. Jeśli coś nie zagra i będziesz chciał się wycofać, zawsze możemy zawrócić i spróbować ponownie za kilka dni — powiedział Felix. Hervé tylko kiwnął głową na zgodę. — Okej, dziękuję wam, chłopaki. Spróbujmy więc — odpowiedziałem.
W dolnej części ściany podążaliśmy najbardziej logiczną linią – tą samą, którą próbował przejść kataloński zespół w 2016 roku. Wspinaczka była fantastyczna: sekwencja spektakularnych lodospadów, niczym magiczna biała nitka, prowadziła nas pomiędzy stromymi skałami. Lecz magia szybko ustąpiła miejsca niepokojowi – z góry zaczęły spadać odłamki lodu i skał. Zaczęliśmy się bać o nasze życia. Niespodziewane zagrożenie zmusiło nas do pójścia wariantem „na wprost”, wiodącym w nieznane partie ściany.
Byliśmy już blisko skalnego ostrza filara, który dawał względne bezpieczeństwo, gdy jeden ze spadających kamieni — na szczęście — wybrał ramię Hervégo, a nie jego głowę. Ból był ostry, ale w tym momencie droga do bezpieczeństwa prowadziła już tylko w górę, więc po prostu szliśmy dalej.
Od tego momentu, metr po metrze, wspinaczka stawała się coraz bardziej angażująca i nieprzewidywalna. Trudności techniczne uskrzydlały nasz zespół, dopóki na ostatnich dwustu metrach nie zaczęliśmy „pływać” w cukrowatym, niestabilnym śniegu, bez żadnej możliwości założenia asekuracji. Zwolniliśmy tempo i poruszaliśmy się w najwyższym możliwym napięciu i skupieniu, wiedząc, że najmniejszy błąd któregokolwiek z nas mógłby w kilka sekund posłać nas kilkaset metrów w dół — do podstawy ściany.
Na wysokości 6900 metrów zew szczytu był niemal nie do odparcia. Ale zapadał już zmrok, a przez zmęczenie o błąd było łatwo. Na ostrzu grani znaleźliśmy ciasną szczelinę lodową i postanowiliśmy biwakować — bez namiotu, bez karimat, bez jedzenia i bez śpiworów. Szczęśliwie namówiłem chłopaków na wzięcie ratunkowej płachty biwakowej, pod którą siedzieliśmy całą noc, zasłaniając na zmianę twarze i stopy, bo była za mała, by zakryć wszystko jednocześnie.
Najpierw się śmialiśmy i żartowaliśmy — zbyt pewni siebie. Potem wiatr się nasilił, w porywach do 60 km/h, a temperatura spadła do –25°C. Zamilkliśmy, koncentrując się na jednym: wytrwać do rana. Uniknąć odmrożeń i hipotermii. Dla każdego z nas były to jedne z najtrudniejszych godzin, jakie spędziliśmy dotąd w górach. Czas, który podczas wspinaczki płynął błyskawicznie, teraz niemal zupełnie się zatrzymał. Tuliliśmy się do siebie, próbując skraść odrobinę ciepła. Mną targały na przemian dreszcze i torsje, ale nie skarżyłem się — wiedziałem, że wszyscy cierpimy tak samo. Od czasu do czasu ktoś rzucił nieśmiałym żartem — w końcu mówi się, że śmiech rozgrzewa serca.
O świcie uważnie przyjrzeliśmy się sobie nawzajem. Byliśmy żywi, bez śladów odmrożeń i hipotermii. Udało się przetrwać noc. Teraz musieliśmy zdecydować, czy zakończyć naszą wspinaczkę jako zaawansowaną próbę i natychmiast schodzić w stronę życia i bezpieczeństwa, czy jednak ukoronować naszą przygodę wejściem na szczyt – tam, gdzie każda wspinaczka górska powinna się kończyć.
To nasz mental jest źródłem siły. Dlatego po biwaku poszliśmy jednak w górę — prosto po nasze marzenia.
Byliśmy bardzo szczęśliwi na wierzchołku. To była piękna, groźna i wymagająca wspinaczka. Zawierzyliśmy się przyrodzie i godzinami pozwalaliśmy jej testować naszą wytrwałość oraz zdolność do znoszenia bólu i cierpienia.
Trudności techniczne nie były dla naszego zespołu zaskoczeniem, ale na taką przygodę nikt nigdy nie jest w pełni gotowy. Bo na końcu to, co naprawdę się liczy, to radość życia i ta pewność, że szczyt jest tylko detalem, a prawdziwym osiągnięciem jest pokonanie własnych słabości i wspólne przetrwanie — wbrew wszystkiemu.

Adam Bielecki, Hervé Barmasse i Felix Berg na szczycie Numbur (fot. Adam Bielecki FB / Hervé Barmasse)
źródła: Adam Bielecki FB, The Himalayan Journal, The American Alpine Club, Planet Mountain
CIESZ SIĘ WSPINANIEM, CIESZ SIĘ CZYTANIEM
Mamy nadzieję, że ten tekst Ci się spodobał, że Cię zainspirował, zaciekawił, dostarczył Ci informacji. Jeśli tak to zachęcamy Cię do wsparcia serwisu. Dzięki Tobie będziemy mogli działać jeszcze lepiej. Wielkie dzięki! Do zobaczenia na ściance albo w skałach.
REKLAMA



