„PRL od Góry. Taternicy i polityka: relacja wielowątkowa
Na początek zastrzeżenie: to nie jest recenzja spóźnionego czytelnika książki Włodka Cywińskiego „Góral z Wilna: Tatry, seks, polityka”, chociaż swego rodzaju „reocena” spostrzeżeń politycznych autora monumentalnego przewodnika taternickiego nawet po dwudziestu latach mogłaby być całkiem interesująca. Niniejszy tekst to raczej próba przyłożenia do taternictwa niecodziennych dla niego pojęć: „polityczności” i „polityzacji”. Temat marginalny? Niekoniecznie. „Wrażliwy”? Z pewnością!
***
O polityczności dyscypliny
Polityczność w taternictwie obecna jest szerzej, niż na pozór się wydaje. Jeśli rozumieć ją jako sprzeczność, antagonizm i konflikt, to wówczas okaże się, że jest ona wręcz organicznie ze środowiskiem związana. Nigdy przecież nie brakowało w nim osób o wyklarowanych poglądach: indywidualności sportowych czy wizjonerów organizacyjnych, a to generowało skłonność do sporów.
Wystarczy cofnąć się w czasie do dyskusji na temat tego, czym taternictwo powinno być i gdzie są jego granice, aby bez trudu dostrzec ten fenomen. Rzucone w międzywojniu przez Romana Kordysa hasło: przyszłość taternictwa leży poza Tatrami bynajmniej nie wszystkim w rozdrobnionym polskim światku wspinaczkowym się spodobało (A. Paczkowski, „Bularz”, Zimy 1984’85, 1985’86). Również wspominany przez Stanisława Biela („Taternik. Supplement”, 1997) powojenny konflikt między grupą „młodych” i „starych” wspinaczy był niczym innym jak starciem dwóch wizji rozwoju dyscypliny: trening w skałach jako podbudowa pod wspinanie w górach vs. koncentracja na wyprawach zagranicznych. Spór ten nie tracił i później na swojej aktualności, wypłynął chociażby pod koniec lat 80., gdy ponownie młodzi kontestowali „politykę” PZA: wspieranie wypraw w Himalaje i obozów alpejskich kosztem dotacji dla pokonujących kolejne bariery trudności technicznych wspinaczy skałkowych.
Do przezwyciężenia tak rozumianej „polityczności” konieczna była właśnie „polityka”, pojmowana jako harmonizowanie interesów i współdziałanie w środowisku. Polscy taternicy, niezależnie od temperamentów, najczęściej znajdowali polubowne rozwiązanie sporów: było nim założenie integrującego wspinaczy Klubu Wysokogórskiego (1935), potem zaś jego reaktywacja na fali odwilży w 1956 roku. U schyłku epoki PRL rola „polityka” łagodzącego spory przypadła Andrzejowi Paczkowskiemu „Owcy” (vide np. „Taterniczek”, Luty 1990). Prezes PZA wydawał się stworzony do tej roli, skoro obok taternictwa uprawiał też inną dyscyplinę: historię polityki.
Czy dzisiaj środowisko taternickie wolne jest od polityczności? Z pewnością nie, skoro pokonywanie kolejnych barier jego rozwoju – ekspansja uznanej za dyscyplinę olimpijską wspinaczki sportowej, postępująca komercjalizacja alpinizmu – nie wszystkim się w środowisku podoba. Cyklicznie powraca obawa o przyszłość tej formy aktywności, niegdyś powtórzona przez Wacława Sonelskiego („Bularz”, 1991): czy ma ono być niemierzalnym wyczynem, zetknięciem z żywiołem przyrody, czy też jedną z wielu dyscyplin sportowych, poddanych reżimowi zawodniczemu, presji wyniku i zysku.
Taternickie echa polityki
Nieco inaczej przedstawia się sprawa „polityzacji” taternictwa, chociaż współzależność procesów historycznych czy politycznych i funkcjonowania środowiska taternickiego nie jest niczym nadzwyczajnym. Ubiegłe stulecie, bogate w dziejowe zakręty, było równocześnie okresem dynamicznego rozwoju polskiego alpinizmu. Lwia część tej dynamiki przypadła na okres PRL. Konstatacja, że rosnąca aktywność taterników mogła całkowicie zignorować gwałtowną transformację życia społecznego, jest złudzeniem. Z drugiej strony przekonanie, że rozwój ten ściśle łączył się ze zmianami politycznymi w Polsce, byłoby nadużyciem.
Ten niełatwy (często zdawkowo lub stereotypowo ujmowany) temat stał się przedmiotem moich badań, prowadzonych obecnie w ramach projektu „PRL od Góry. Pokoleniowe warianty pamięci polskich taterników o systemie komunistycznym”[1], który realizuję wespół z Klubem Wysokogórskim Kraków oraz portalem wspinanie.pl. W jego ramach rozmawiam z szeregiem krakowskich taterników, wspominających swoją przygodę z taternictwem w okresie PRL. Wśród moich dotychczasowych rozmówców znaleźli się m.in. Jerzy Wala i Marian Bała, pamiętający początki socjalistycznej przebudowy kraju.
Rozmawiam też z pokoleniem „środka PRLu” (m.in. Stanisław Rzeźnik, Andrzej Skrzyński czy Wiesław Stefański), porównując jego doświadczenie ze spostrzeżeniami tych, których kariera górska nabrała tempa tuż przed momentem transformacji ustrojowej (Zbigniew Tatarczuch, Michał Gradziński czy Sławomir Zagórski[2]). W ramach projektu dokonuję też przeglądu prasy taternickiej przełomu lat 80. i 90. Ten specyficzny moment transformacyjnej eksplozji pluralizmu nie ominął również środowiska taternickiego. Odniesienia do sytuacji społeczno-politycznej nawet na łamach wspinaczkowych biuletynów stały się liczniejsze i bardziej oczywiste niż w epoce cenzury.
Polityka w okresie PRL wkraczała w życie sportowe i organizacyjne Taterników, ingerowała też w poszczególne życiorysy. Nie bez nacisku odgórnego dokonywały się w latach 50. przekształcenia strukturalne polskiego taternictwa: podporządkowywano środowisko powstałemu w 1950 roku PTTK, trwał nacisk na umasowienie i ideologizację dotąd elitarnej aktywności (nie oparł się temu trendowi skądinąd zasłużony dla środowiska Jan Alfred Szczepański – „Jaszcz”), przejściowo zepchnięto wspinanie w Tatrach do dwóch dolin nieprzylegających do granicy państwowej. Nawet w tych warunkach Taternicy potrafili wypracować autonomię swojego działania i odpowiednie dla tego „struktury”, by wrócić
do swobodnego uprawiania swej pasji. Reaktywowany w 1956 roku Klub Wysokogórski stanowił taki niezbędny instytucjonalny parasol, chroniący środowisko nawet w niebezpiecznym momencie „procesu Taterników”, co potwierdzają moi rozmówcy.
Niektórzy co prawda utyskiwali na biurokratyczną ociężałość jego następcy – powstałego w 1974 roku PZA – który przeistoczył się w środowiskowe „biuro paszportowe” (Sonelski, „Bularz” 1991). Zapewne to fakt, ale organizacja ta umożliwiła jednocześnie potężną mobilność zagraniczną polskich alpinistów: niespotykaną w warunkach peerelowskich ograniczeń, wyjątkową na tle innych grup społecznych, pozwalającą na późniejsze polskie sukcesy w Himalajach.
We wspomnieniach moich rozmówców cyklicznie powracają bardziej osobiste i nieraz wręcz przygodowe wątki polityczno-taternickie: ucieczki przed pogranicznikami, strzegącymi zwłaszcza okolic Morskiego Oka; koczowanie w Tatrach Słowackich, aby wykorzystać do maksimum tygodniową przepustkę na pobyt „za granicą”; trudności w zdobyciu glejtu na poruszanie się po TPN w okresie stanu wojennego. Taternicy gremialnie wspominają też niechęć do obowiązkowej służby wojskowej, która przerwała czy spowolniła niejedną karierę górską, ale też zrodziła swoiste remedium: szkolenia dla czerwonych beretów, stanowiące w pewnym momencie specjalność właśnie alpinistów.
Odrębne opowieści ze styku gór i polityki łączą się z ekspedycjami zagranicznymi. Przygodowe tło miały zwłaszcza wyprawy w masywy górskie KDL (krajów demokracji ludowej): tu przygodzie górskiej towarzyszyła percepcja innej niż polska „socjalistycznej kultury organizacji”: oczekiwanie kilka dni na granicy, aż pogranicznik dodzwoni się
do Moskwy, opowieści o tajemniczej i jakby nieistniejącej dla obcych stacji kolejowej w Termezie przy granicy z Afganistanem, holowanie zepsutego polskiego Stara przez dwa tysiące kilometrów radzieckich szos. Wiele relacji dotyczy wypraw w Hindukusz, tej specyficznie „polskiej” drogi do himalaizmu. Zanim ostatecznie interwencja radziecka uniemożliwiła dalsze wyjazdy na Noszak i jego okolice, dla wielu peerelowskich wspinaczy były to najbardziej przystępne (finansowo i organizacyjnie) z gór najwyższych. Dawały możliwość rozwoju sportowego, ale też rozwinięcia talentów kartograficznych (Jerzy Wala).
Polityka wkraczała wreszcie bezpośrednio w życiorysy. Najbardziej wyeksponowanym przypadkom („Proces Taterników”, „sprawa Narożniaka”) towarzyszyły dziesiątki innych, mniej nagłośnionych przejawów politycznej niesubordynacji taterników: sporo z nich przywołał w swoim „Głosie Seniora” niezmordowany Józef Nyka. Równoległe zaangażowanie w życie wspinaczkowe i opozycyjne groziło co najmniej utrudnieniami w realizacji pasji: „założeniem” teczki przez SB, zakazem wyjazdów za granicę, relegowaniem czy degradacją w miejscu pracy. W obu przypadkach aktywność miała w sobie zatem coś ze sportu ekstremalnego: łączyła strach i potrzebę przeżycia przygody. Dzisiaj przez wielu moich rozmówców wspominana jest ona z dystansem i rozrzewnieniem, jako czasy burzliwej młodości, niekoniecznie jednak łączy się z banalizacją historii czy resentymentem wobec PRL-owskiej przeszłości.
Polityzacja prasy taternickiej
Lektura prasy taternickiej dostarcza jeszcze innych, zarazem różnorodnych wariantów polityzacji taternictwa. Nieraz już sam język tekstów potwierdzał, że taternicy (w każdym razie ci publikujący) nie żyją w izolacji od świata zewnętrznego. Jacek Kolbuszewski chętnie pisał o „ideologii taternickiej” (Taternik 1/1960), chociaż trudno w niej było znaleźć cechy wspólne z obowiązującym wówczas w Polsce marksizmem-leninizmem. Więcej styków z socjalistyczną współczesnością przebijało być może przez nazwę Komisji Propagandy (Klubu Wysokogórskiego, potem PZA): związkowego gremium, wydającego w latach 1969-90 Biuletyn Informacyjny, czyli „Binfor”. Swoje działania „na odcinku propagandy” realizowały też poszczególne Koła KW (potem odrębne Kluby Wysokogórskie). Pod tym złowieszczym określeniem kryła się jednak chęć popularyzacji własnych osiągnięć górskich i zdobycie dzięki niej deficytowych dóbr na kolejne wyjazdy, a nie forsowanie „walki klas”. Język epoki przeniknął zatem do publikowanych przez taterników treści, ale raczej fasadowo. Że niekoniecznie musiało tak być, przekonywał z perspektywy czasu Józef Nyka: szczęśliwie „Taternik” uniknął losu swoich odpowiedników w Czechosłowacji czy Bułgarii i nie musiał otwierać każdego numeru manifestem politycznym („Bularz” 1991).
Czasopiśmiennictwo taternickie[3], tak bujnie rozwinięte zwłaszcza w deficytowych latach 80., dobrze ilustruje różne wymiary polityzacji, z jaką środowisko zetknęło się w obliczu zmiany ustroju. W ramach projektu przyjrzałem się transformacyjnym losom oraz treściom tych projektów wydawniczych: od prasy ogólnopolskiej („Taternik”, „Taternik-Biuletyn” czy „Zerwa”), poprzez lokalnie powielane biuletyny, aperiodyki i materiały szkoleniowe (jak „Bularz”, „Taterniczek” czy „Wspinek”); od prasy wspinaczkowej („Optymista” czy „Baszta”) po czasopisma grotołazów („Gacek”, „Eksplorancik”, „Wiercica” czy „Zacisk”).
Politycznym „echem” w ich przypadku był już sam los niektórych ze wspomnianych tytułów. Gwałtowność transformacji spowodowała całkowity zanik niektórych projektów („Baszta”, „Wspinek”), również tych najbardziej ambitnych (jak „Bularz”). Symptomatyczne, że lepiej radziły sobie w warunkach niedoboru papieru, problemów z drukiem i meandrów
z cenzurą, niż na wolnym rynku. Niektóre musiały przejść bolesną restrukturyzację, powiązaną nawet ze zmianą tytułu czy wydawcy, aby na trwałe odnaleźć się w nowej, komercyjnej rzeczywistości (jak „Taterniczek” – „Góry” czy „Eksplorancik” – „Jaskinie”).
Transformacja ustrojowa przełożyła się na treści prasowe. Autorzy i redaktorzy szerzej niż dotąd poruszali wątki wynikające z otaczającej ich rzeczywistości społecznej, zazwyczaj jednak w odniesieniu do spraw środowiska taternickiego. Zasadniczo unikali też rozliczania konkretnych osób z ich zaangażowania politycznego w okresie PRL. Polityzacja sprowadzała się natomiast do pewnych manifestów programowych: Krzysztof Łoziński domagał się likwidacji „kałmucko-pruskiego” przeżytku w postaci trójelementowej struktury stopni taternickich („Zerwa”, Październik 1989), nawoływał też do poluzowania polityki TPN w odniesieniu do taterników („Wspinek”, Jesień 1989).
Jeśli pojawiały się w tym kontekście odniesienia personalne, zazwyczaj miały nutę środowiskowej dumy: komentowano zatem taternicki zaciąg do struktur nowego – solidarnościowego już – rządu, do którego trafili m.in. Michał Jagiełło, Janusz Onyszkiewicz, Konstanty Miodowicz czy Zbigniew Skoczylas. Satysfakcji z takiego docenienia przedstawicieli środowiska towarzyszył jednocześnie charakterystyczny dystans wobec spraw „tego świata”: Czymże jest ulotna godność polityczna wobec prawdziwie trwałych zasług w dziedzinie alpinizmu? Rządy przychodzą i odchodzą, a góry trwają niewzruszenie („Taternik-Biuletyn”, Nr 2/1990).
Polityczne wątki częściej spotkać można u autorów równolegle zaangażowanych w budowanie lub komentowanie nowej rzeczywistości (Krzysztof Łoziński, Andrzej Paczkowski), ale też u najaktywniejszych redaktorów, którzy (jak Wacław Sonelski) już wcześniej testowali styk taternictwa z rzeczywistością społeczną. To w ramach tej grupy dokonana została najbardziej ambitna próba podsumowania niemal półwiecznego „doświadczania” realnego socjalizmu przez taterników. Było nią sympozjum „Alpinizm a styl epoki”, zorganizowane podczas katowickiego Międzynarodowego Festiwalu Filmów Górskich w 1990 roku, zrelacjonowane następnie na łamach ostatniego numeru „Bularza”.
Toczona w otwarty sposób dyskusja o socjalistycznym piętnie na rozwoju polskiego alpinizmu bynajmniej nie przerodziła się w gwałtowne rozliczenia. Była raczej wymianą opinii na temat różnorakich ustępstw, czynionych przez środowisko wobec rzeczywistości, której nie sposób było zignorować bez szkody dla alpinizmu. Udział w uroczystościach państwowych, firmowanie oficjalnych instytucji (jak np. FASM) czy kontakty z partyjnymi oficjelami potraktowano w niej jako niezbędny i wystarczający zarazem ukłon wobec systemu, który pozwolił środowisku jako całości zachować swoją autonomię. Lapidarnie to stanowisko ujął uczestniczący w katowickiej dyskusji Jacek Kolbuszewski, stwierdzając: braliśmy komunistyczne pensje, komunistyczne nominacje, pracowaliśmy w komunistycznych zakładach pracy, a także pisaliśmy w komunistycznych gazetach bo… wszystko w tym kraju było komunistyczne.
Ciekawostką – na koniec – pozostaje fakt, iż echa transformacji, obecne w prasie wspinaczkowej, były niemal niedostrzegalne w czasopismach grotołazów. Niewątpliwie bardziej niszowy i specjalistyczny charakter tych biuletynów ułatwiał większą impregnację jaskiniowych autorów na echa wydarzeń politycznych.
Projekt „PRL od Góry” trwa i rozrasta się o kolejne rozmowy. Wywiady te, wraz z udostępnianymi przez rozmówców archiwalnymi zdjęciami i zeskanowanymi artefaktami z „epoki”, stopniowo pojawiać się będą na stronie internetowej www.gory-polityka-pamiec.id.uj.edu.pl. Zdaję sobie natomiast sprawę, że wszystkie badania prowadzone w kontakcie z realnie funkcjonującą społecznością obarczone są ryzykiem błędu i nadinterpretacji, są zatem badaniami „wrażliwymi”. Dotychczasowe moje wnioski pobudziły (i słusznie) niektórych moich kolegów i koleżanki do korekty moich spostrzeżeń –to z kolei dało mi możliwość odbycia kolejnych rozmów o specyfice rozwoju taternictwa w PRL. Jeśli ktoś z czytelników nie zgadza się z moimi wnioskami, mając inne doświadczenia z tego okresu, zapraszam do kontaktu.
Michał Kuryłowicz
STJ KW Kraków/Uniwersytet Jagielloński
michal.kurylowicz@uj.edu.pl
[1] Niniejsza publikacja została sfinansowana ze środków Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych
w ramach Programu Strategicznego Inicjatywa Doskonałości w Uniwersytecie Jagiellońskim.
[2] Te rozmowy odbyłem jeszcze w ramach wcześniejszego projektu: Góry – Polityka – Pamięć. Percepcja świata komunistycznego w relacjach członków KW Kraków”.
[3] Szerzej prasę wspinaczkową ukazuje Tomek Ręgwelski „Mendoza” w swojej pracy doktorskiej.
Patrz też:
- „PRL od Góry”. Pokoleniowe warianty pamięci polskich taterników o systemie komunistycznym
- „Góry – Polityka – Pamięć”. Świat komunistyczny z taternickiej perspektywy