14 sierpnia 2024 17:18

Marcin Rutkowski (PSPW/IVBV): Alpejskie granie, czyli Monte Rosa dla ambitnych

Z czym kojarzy się nam Monte Rosa? Z największym masywem całych Alp? Z tak zwanymi „łatwymi” czterotysięcznikami? Z Dufourspitze, drugim co do wysokości alpejskim szczytem? Z gęsta siecią schronisk górskich, niemiłosiernie zatłoczonych ostatnimi laty w sezonie letnim? Z dobrym włoskim winem, z pastą na kolację, ze słodkimi, włoskimi śniadaniami? Z najbardziej (chyba) obleganym i zatłoczonym, i równie mało higienicznym biwakiem pod Balmenhornem? Wszystkie te skojarzenia wydają się dość oczywiste, ale w tym tekście chciałbym podpowiedzieć czytelnikom kilka ciekawych (i ambitnych!) grani, których w masywie jest naprawdę sporo.

Jednocześnie niniejszy artykuł nie ma ambicji zastąpić przewodnika w wersji drukowanej, nie jest więc wystarczającym materiałem do wejścia z nim w ścianę, ale mam nadzieję, iż będzie prawdziwą inspiracją dla zespołów szukających bardziej ambitnych wyzwań.

Cresta Sella (fot. Marcin Rutkowski)

***

Cresta del Soldato, czyli „Żołnierska Grań” to południowo-wschodnia skalna grań Punta Giordani (4046m). Ze względu na dość ewidentny przebieg, nieskomplikowane podejście, ogólnie bardzo umiarkowane trudności oraz długość jest świetną propozycją zarówno na aklimatyzację, jak i dla dopiero rozwijających się alpinistów pragnących nabrać doświadczenia przed poważniejszymi wysokogórskimi celami.

Cresta del Soldato (fot. arch. Marcin Rutkowski)

Startujemy z górnej stacji kolejki górskiej jadącej z Passo dei Salati na Punta Indren (3275), stamtąd trawersujemy ścieżką w okolice opuszczonych budynków starej kolejki, potem schodzimy na północ, na niewielki lodowiec Bors – w późniejszej części lata głównie po kamieniach i rumoszu skalnym – i dalej tymże lodowcem podchodzimy na wyraźne siodło w grani na wysokości około 3600m, skąd startuje właściwa droga. Skała to typowy dla całego masywu Monte Rosy piękny czerwony gnejs.

Grań oferuje wspinanie przez serię krótkich skalnych prożków (II/III zależnie od wariantu), pod koniec grani znajduje się duża charakterystyczna płyta, którą pokonujemy jednym długim lub dwoma krótkimi wyciągami: cruxem drogi jest kilka tarciowych ruchów (IV) z obowiązkowym wyjściem ponad jedyne na tej drodze haki, w twardych butach frajda gwarantowana!

Cresta del Soldato (fot. arch. Marcin Rutkowski)

Cresta del Soldato (fot. arch. Marcin Rutkowski)

Kilka/naście minut później meldujemy się przy figurce na szczycie Punta Giordani (4046 m), gdzie kończy się właściwa Cresta del Soldato (PD+). Kontynuacja wycieczki granią na pobliską Piramidę Vincenta (4215 m) wydaje się bardzo naturalną propozycją: co prawda skała jest początkowo dość luźna i krucha (uwaga, po przewinięciu się na północną stronę grani!), jednak zarówno ogromna ekspozycja, ładna i lita końcówka grani, jak i „droższa” wersja drogi (AD) – wynagrodzą nam wysiłek! Zejście z Piramidy Vincenta – w dobrej widoczności – nie powinno nastręczyć trudności.

Kolejną granią jest Trawers Breithornów, który pokonywałem wielokrotnie w różnych konfiguracjach. Popularyzujemy ten cel z kolegami przewodnikami dość skutecznie od lat, szczegółowy opis dostępny jest zarówno w wielu przewodnikach książkowych, jak i w sieci. Ograniczę się więc tylko do kilku praktycznych porad. Lokalni – i nie tylko – przewodnicy pokonują go często w wersji okrojonej, od wybitnego (skalnego) Breithornu Centralnego na zachód ściśle granią do popularnego Breithornu Zachodniego, i dalej z powrotem na kolejkę, w ciągu jednego dnia.

Polecam Wam jednak gorąco pełną wersję trawersu, czyli Trawers Breithornów Integrale (AD), obejmującą całość masywu: od Roccia Nera (4069m), poprzez Żandarma (4106m), Breithorn Wschodni (4138m), Breithorn Centralny (4142 m) aż po wierzchołek Zachodni (4154 m). Na taką akcję potrzebujemy półtorej dnia. Wystartować można zarówno kolejką z Cervinii, jak i z Zermatt na Klein Matterhorn, skąd schodzimy do schroniska Guide d’Ayas (3420m) lub podchodzimy do biwaku Rossi e Volante (3787m). W obu przypadkach warto zakończyć spacerem po ciepłym lodowcu jak najwcześniej, a z popołudniowym słońcem suszyć już buty… Przechodziłem tę grań wielokrotnie, i gorąco, ale to gorąco polecam Wam wczesny start i wejście na samą grań o brzasku! Wschód słońca na Roccia Nera jest naprawdę niesamowitym i niezapomnianym doznaniem – w gnieździe otaczających nas ze wszystkich stron alpejskich olbrzymów! Widok ten jest powodem, dla którego tak chętnie wracam na tę grań.

Uwaga: na grań wychodzimy (wspinamy się) śnieżno-lodowym południowym zboczem trochę na zachód od Roccia Nera, które pod koniec upalnego i suchego sezonu letniego potrafi być zadziwiająco nieprzyjemne. Sama grań jest niezwykle estetyczna, eksponowana oraz urozmaicona: stoki śnieżne, zjazdy z Żandarmów, skalny, lity i piękny Breithorn Centralny – tutaj wspomnę tylko o trudniejszym technicznie wariancie wiodącym „ostrzem grani” za solidne IV+, w absolutnej ekspozycji i zadziwiająco litym gnejsie. Standardowa wersja, wiodąca głównie południową stroną grani, jest odrobinę łatwiejsza (III). Pełen opis trawersu dostępny jest w wielu publikacjach, także w języku polskim – dzięki przewodnikom wydanym ostatnimi laty przez wydawnictwo Bezdroża. Zejście z ostatniego Breithornu Zachodniego nie nastręcza już trudności.

Cresta Sella (AD) to wybitna południowa grań wiodąca na Lyskamm Wschodni (4527 m). Punktem startowym jest Naso (4272 m), który osiągamy albo z zachodu, ze schroniska Quintino Sella (3585m), albo ze wschodu ze schronisk Gnifetti/Mantova.

Cresta Sella (fot. Marcin Rutkowski)

Samo zejście z Naso jest już dość eksponowane, luźna skała wymaga uwagi i koncentracji. Zaraz potem zaczynamy właściwe wspinanie skalnym gnejsowym żebrem o trudnościach II. Kluczowa, pionowa ścianka (III) jest lita – to bardzo miłe urozmaicenie na tej drodze – większość kładącego się nieznacznie terenu powyżej wymaga już umiejętności wyszukiwania optymalnej drogi i sprawnego poruszania się w różnej jakości skale, jednak smakosze klasycznego alpinizmu będą zachwyceni. Łączymy się z granią wschodnią i nią szybko osiągamy nieodległy Lyskam Wschodni.

Z wierzchołka Wschodniego schodzimy albo granią wschodnią (via normale) na Lisjoch, i dalej do schronisk Gnifetti/Mantova. Albo, co  oczywiście polecam, kontynuujemy dalej granią na zachód, zaczynając pełen trawers Lyskamów ze wschodu na zachód (AD).

Trawers Lyskamów (fot. Marcin Rutkowski)

Ta droga od lat cieszy się zasłużoną sławą alpejskiego klasyka. Liczba opisów jest więcej niż wystarczająca, więc do nich odsyłam po szczegóły: kiedyś największym zagrożeniem były nieprzewidywalne nawisy śnieżne, teraz to bardzo wąskie, ciągnące się firnowe granie są głównym wyzwaniem. Topografia nie jest tu zbyt skomplikowana, nie ma też trudności technicznych per se, ale grań jest naprawdę poważna (!), na długich odcinkach bardzo ostra i eksponowana. Wymaga zarówno bezbłędnej umiejętności chodzenia w rakach, pełnego zaufania do partnera, jak i dobrej z nim koordynacji. Jest sporo miejsc, w których jeden błąd może skończyć się bardzo poważnymi konsekwencjami dla całego zespołu.

Na grań tę wybierać się powinny tylko i wyłącznie osoby bardzo dobrze i pewnie poruszające się w rakach. Stanowczo odradzam zespoły nieparzyste (trójkowe), jedyną sensowną opcją jest zespół dwuosobowy. Tu przydatna wskazówka: czwórka jest zasadniczo bardzo fajną propozycją na alpejskie toury: poruszamy się wspólnie po lodowcu, a po dojściu na grań przewiązujemy się w dwa zespoły dwuosobowe.

Trawers Lyskamów po zejściu (fot. Marcin Rutkowski)

Na tak eksponowaną grań dobra prognoza jest niezbędna, istotne znaczenie mają szczególnie siła i kierunek wiatru. Zdarzyło mi się wycofać z końcówki trawersu z obawy o zwianie z grani całego zespołu. Ostatnia uwaga dotycząca taktyki – jeśli nie jesteście jeszcze mistrzami świata poruszania się w rakach, dodatkowo w takim terenie, zadbajcie o to, by nie być pierwszym zespołem w sezonie i by nie zakładać osobiście pierwszego śladu. Mówiąc krótko, nie polecam wam samego początku, jak i samego końca sezonu, lecz jego środek, kiedy grań ta jest często odwiedzana przez przewodników i/lub inne doświadczone zespoły. Termin od połowy lipca do połowy sierpnia wydaje się optymalny, wcześniej może być jeszcze zbyt dużo śniegu i brak ruchu. Później, pod koniec suchego lata, grań miejscami może być po prostu wywiana i zalodzona. Zejście z wierzchołka Lyskama Zachodniego jest również eksponowanym i stromym stokiem śnieżnym, co w kiepskich warunkach może być kłopotliwe dla mniej wprawnego zespołu.

Ostatnią drogą, którą chciałbym Wam polecić, a która nie tylko w mojej opinii jest jedną z najpiękniejszych III-kowych dróg w całych Alpach, jest Cresta Rey (AD+/D), czyli „słoneczna grań” na południowej ścianie Dufourspitze (4633m).

Cresta Rey (fot. Marcin Rutkowski)

Droga wiedzie wybitnym skalnym żebrem od samej podstawy ściany (ok. 4200 m), wprost do krzyża wieńczącego wierzchołek Dufora. Ta elegancka linia słynie z dobrej (gnejsowej) skały o trudnościach II/III, kluczem jest krótka stroma ścianka o wycenie IV. Na drodze nie spotkamy żadnych haków ani stałych stanowisk, za to wspinanie jest bardzo przyjemne, a wręcz eleganckie.

Na szczycie Dufora (fot. Marcin Rutkowski)

Osobnym tematem jest samo podejście pod ścianę, w moim odczuciu poważniejsze niż samo wspinanie. Możliwe są tutaj różne warianty, z dowolnego ze schronisk masywu:

– z zachodu, ze szwajcarskiego schroniska Monte Rosa Hutte (2883), przez Grenzgletscher, aż do wysokości około 4000 m, gdzie odbijamy w kierunku południowej ściany.

– z południa, z włoskiej strony ze schronisk Gnifetti/Mantova: idąc via normale w kierunku Margherity, odbijamy z trawersu pod Parrotspitze (z około 4200m) w dół (na zachód) lodowcem Grenz, aż do wysokości około 4000/4100 m, a następnie wznoszącym się trawersem stromych zboczy Zumsteinspitze – uwaga na spadające seraki! – wchodzimy w nasz filar na wysokości około 4300 m.

– ze schroniska Margherita (4554 m), przez Zumsteinspitze (4563 m) i Grenzsattel wprost pod ścianę, teoretycznie najszybsza, ale wymagająca przejścia (zewspinania się) szczeliny brzeżnej w dół, poniżej stromych zachodnich zboczy przełęczy Grenz (4451 m), co może być trudne i niewygodne.

Powrót zależy oczywiście od naszego punktu startowego oraz planu taktycznego. Ja wybrałem zejście z Dufora przez Dunantspitze i dalej trawersem przez Zumsteinspitze, czyli normalną drogą z włoskiej strony, ale możemy także wracać szwajcarską drogą normalną do Monte Rosa Hutte – wtedy najszybciej jest zjechać na lodowiec na północną stronę, w kierunku Silbersattel.

Dufor, południowa ściana (fot. Marcin Rutkowski)

Tych kilka propozycji powinno wystarczyć Wam na więcej niż jeden satysfakcjonujący alpejski sezon. Serdecznie polecam!

Marcin Rutkowski (przewodnik górski PSPW/IVBV)

***

W cyklu:

Cykl porad dotyczących bezpieczeństwa górach – turystyka górska, skitouring oraz alpinizm – realizowany jest przy współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Przewodników Wysokogórskich PSPW/IVBV.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum