27 maja 2024 17:30

Czerwone Igły, czyli druga strona wspinania w Dolinie Chamonix. Poleca Jakub Radziejowski (PSPW/IVBV)

W ramach naszego cyklu, jako przewodnicy Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich, staramy się radzić zarówno w kwestiach technicznych, jak i prezentować ciekawe, mniej oczywiste cele górskie i rejony wspinaczkowe. Tym razem będzie o rejonie bardzo popularnym, ale pełniącym trochę rolę tła i alpejskiej „zapchaj dziury”. Bardzo niesprawiedliwie i zupełnie niesłusznie.

Brzytwa na Chandelle de la Gliere (fot. Jakub Radziejowski)

***

„Tatry”

Często przed, ale i w trakcie letniego sezonu alpejskiego jesteśmy pytani o polecane skalne drogi w rejonie Mont Blanc – „takie na początek”, „i żeby fajnie było”, „bezpiecznie” i jeszcze „na niepewną pogodę”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że poza wielkimi drogami światowej mekki alpinizmu, poza znanymi powszechnie Igłami (Aiguilles de Chamonix), tak od północy, jak i od południa istnieje w okolicy cała masa świetnego wspinania czysto skalnego. I nie myślę tu wcale o turniach nad wielkimi lodowcami (choćby w okolicach schronisk Argentiere czy Leschaux), ani o pięknym wspinaniu w dolinie Aosty czy w szwajcarskiej części masywu (jak choćby d’Orny, o którym wspominała i być może jeszcze napisze Ilona Gawęda).

Kiedy wylądowałem w Dolinie Chamonix po raz pierwszy, prawie 30 lat temu, Aiguilles Rouges były mi kompletnie nieznane. Co więcej, wydały mi się zupełnie nieatrakcyjne. Przez starszych kolegów, bywalców doliny od lat 80., Czerwone Igły były lekko ironicznie nazywane „Tatrami” i traktowane z przymrużeniem oka. Przyznam, że i mój stosunek do nich przez wiele lat był podobny.

Wspinanie na Grand Perron (fot. Jakub Radziejowski)

Pierwszy raz miałem okazję wspinać się po tej „gorszej” stronie doliny w roku 2017 i zaskoczyła mnie doskonała jakość skały, piękne i łatwo dostępne ściany. Do dziś zrobiłem tam ponad 60 różnych dróg o długości od 100 do 500 metrów, niektóre z nich należą do najpiękniejszych, jakie robiłem w górach.

Aiguilles Rouges to gnejsowy raj rozciągający się po północnej stronie Doliny Chamonix. Szczyty nie osiągają 3000 metrów, stąd ich porównanie do naszych gór nie jest bezzasadne. Kiedy dołożymy do tego sporo widocznych traw, piargi i brak lodowców – będziemy mieli obraz bliski sercu każdego tatromaniaka.

Niewątpliwą zaletą masywu jest jego łatwa dostępność dzięki kolejkom wysokogórskim, a tam gdzie ich brak – możliwość zaparkowania samochodu w odległości do 2h podejścia pod ścianę. Czerwone Igły objęte są w dużej części Rezerwatem (Réserve naturelle des Aiguilles Rouges), jednakże nie ma tu rejonów wyłączonych ze wspinania, a ograniczenia dotyczą bardziej biwakowania (możliwe po zachodzie słońca w wyznaczonych miejscach, np. przy schronisku nad Lac Blanc) i wprowadzania psów (nie wolno tego robić na wschód od kolejki Flégère).

Lac Blanc na zejściu spod Aiguille du Belvedere (fot. Jakub Radziejowski)

Wspomniane kolejki wysokogórskie sprawiają, ze pod niektóre ściany mamy kilka minut podejścia i jesteśmy w stanie, bazując na prognozach pogody, wykorzystać krótkie okna pogodowe do maksimum. Choć nie należy traktować masywu wyłącznie jako zapchaj dziury.

Na południowej grani Index (fot. Jakub Radziejowski)

Wspinanie – czy jest łatwiej?

Dość popularnym stwierdzeniem jest, że wspinanie w masywie Aiguilles Rouges jest łatwiejsze niż po południowej stronie doliny. Czy to prawda? Pewnie tak, choć z generalizowaniem należy uważać – fakt, że jest łatwiej, nie oznacza, że jest łatwo. Spotkamy tu drogi, które potrafią zaskoczyć powagą i trudnościami. Niemniej jednak wydaje mi się, że wspinanie tu jest nieco bardziej przyjazne i że – jak to mówią przeciwnicy szemranek: „łatwiej zrobić cyfrę”. Tym bardziej, że wiele dróg posiada komfortową sportową asekurację ze spitów i poza kompletem ekspresów nie potrzebujemy nic więcej.

Oczywiście powyższe dywagacje są zupełnie niezależne od urody i jakości wspinania.

Wspinanie w gnejsie Czerwonych Igieł ma charakter bardziej krawądkowy, szczególnie na trudniejszych wyciągach, mniej jest zacięć i rys (co nie oznacza, że ich nie ma), przewieszenia są zazwyczaj dobrze uklamione, a tarcie znakomite. Nie brakuje też połogich płyt, idealnych do nauki tarciowego wspinania przed wybraniem się na słynne płyty Pioli po południowej stronie doliny.

Płyty Cheserys (fot. Jakub Radziejowski)

Asekuracja (jeśli w przewodniku napisano fully equiped) jest bardzo dobra i wielkich runoutów na sportowych drogach nie musimy się obawiać. Jeśli zaś droga jest na własnej asekuracji, to także możemy się spodziewać, że w przypadku braku możliwości osadzenia własnych przelotów znajdziemy przyjaznego spita. W przewodnikach autorstwa Michela Pioli sa zawarte szczegółowe informacje na temat każdej z opisanych w tym tekście dróg.

I jeszcze informacja o okresie działania. Im wcześniej w sezonie (a sezon zaczyna się wiosną, kiedy pod ściany podchodzi się na nartach) – tym większe prawdopodobieństwo, że na podejściu lub w zejściu będziemy potrzebować raków (i ewentualnie czekana), w sierpniu zazwyczaj poruszamy się wyłącznie w podejściówkach. Choć i od tego możemy znaleźć wyjątki – każde lato jest inne. Koniecznie sprawdzajcie informacje o warunkach w Maison de la Montagne.

„Rwanda” na dolnym Bastionie Florii (fot. Jakub Radziejowski)

Masyw Czerwonych Igieł podzielić możemy na kilka części, w tym dwie główne: nad samą Doliną Chamonix oraz po wschodniej stronie Col des Montets. Poniższy podział dopasowany jest do infrastruktury umożliwiającej szybkie dotarcie pod ściany. Ponieważ mówimy tu o naprawdę łatwej dostępności, zakładam, że czytelnicy będą spali w Dolinie i na wspinanie udawali się kolejką lub z parkingu, w zależności od wybranego celu.

PLANPRAZ i BRÉVENT

Brévent to prawdopodobnie najbardziej popularny wspinaczkowo szczyt w masywie. Oferuje szereg bardzo ładnych i relaksacyjnych dróg wielowyciągowych, głównie z obiciem sportowym, choć także miłośnicy górskiego wspinania znajdą tu ciekawe propozycje. Podejście to około 15-20 minut zejścia z górnej stacji kolejki. Dolna stacja kolejki znajduje się w Chamonix.

„Poeme a Lou” na południowej ścianie Brevent (fot. Jakub Radziejowski)

„Fin a Babbylone” na Brevent (fot. Jakub Radziejowski)

Południowa ściana Brévent  oferuje trzy bardzo podobne w charakterze drogi o długości ponad 220 metrów. Trudności na każdej z nich oscylują wokół „łatwego” 6c i są dobrym wprowadzeniem do typowego dla Czerwonych Igieł wspinania po krawądkach. Poème à Lou  i La Fin a Babylon to bardzo popularne, gęsto obite klasyki, parę lat temu rozdzielone nowością, Nową drogą Pioli. Gdybym miał wybierać z tych trzech, to chyba zasugerowałbym Koniec Babilonu.

Klasyk wśród klasyków „Frison-Roche” na Brevent (fot Jakub Radziejowski)

Ściana wschodnia Brévent oferuje kilka nieco krótszych dróg, z których najbardziej znana i popularna (nie bez przyczyny) jest Frison-Roche (6a), na której będziemy wspinać się zapewne wśród innych zespołów. Zdecydowanie ciekawsze są w pełni tradowe Ex libris z wymagającą (6a+ i 6b) szeroką rysą w zacięciu (przydatne #4, trudności nie zawyżone), Retour à la Bretagne  (6b+, zestaw rozszerzony do #4) i chyba najładniejszą z wszystkich w okolicy Premier de corvée (kluczowy wyciąg za 7a jest w pełni obity, ale pozostałe wyciagi [6c-6c+] wymagają własnej asekuracji, trudności raczej nie są zawyżone szczególnie na ostatnim wyciągu). Mamy tu także interesującą sportową „zapomnianą ścieżkę” (La Piste Oubliée, mocne 6b) oraz sportowe 7b+ (Où ça m’amène la benne).

Wspinaczki kończymy w okolicach szczytu, przy stacji kolejki.

„La Piste Oubliée” na Brevent (fot. Jakub Radziejowski)

„Premier de corve” (fot. Jakub Radziejowski)

„Ex libris” na Brevent (fot. Jakub Radziejowski)

Jeśli chcemy powspinać się wyłącznie na jednowyciągowych drogach z pięknymi widokami na masyw Mont Blanc, 10 minut poniżej szczytu, na przełęczy, czeka na nas ponad 30 sportowych dróg w przedziale od 5a do 7a. Na ścianie wschodniej samego Brévent znajdziecie także piękne jednowyciągowe drogi sportowe, pod które można się dostać zjazdem spod szczytowej barierki (7a-7b).

Wspinaczka na jednym z klasyków dla mniej doświadczonych zespołów – „Crakoukas”, z tyłu widać wschodnią ścianę Brevent (fot. Jakub Radziejowski)

W odległości około 20-25 minut zejścia z górnej stacji kolejki znajdziecie szereg innych wielowyciągowych, w pełni obitych dróg poprowadzonych na formacjach skalnych trudnych do zakwalifikowania (grzędy, filary, granie?). Są to głównie drogi łatwe, popularne i dobre dla mniej doświadczonych samodzielnych zespołów, np. Crakoukass czy La Somone. Rzadziej odwiedzaną i wymagającą najpierw zjazdu, jest interesująca, choć nieco zarośnięta Catyoucha man (6a+) na Jumaux du Brevent. Tu raczej będziemy działać bez towarzyszących nam innych zespołów. Jest to dobra opcja wspinaczki w słońcu, gdy szczyt Brevent zakrywają chmury.

Wspinanie na Jumeaux du Brenvent (fot. Jakub Radziejowski)

Jeśli startujemy ze stacji pośredniej na Planpraz, po 30-45 minutach podejścia mamy do wyboru trzy piękne, choć niestety bardzo popularne linie w masywie Clocher de Planpraz: Cocher-cochon (6a), Label Virginie (5c) i prawdziwą perełkę: trawers igiełek Clocher-Clochetons – wyróżniony w tzw. Biblii Mont Blanc jako jedna z dwóch dróg na Czerwonych Igłach. Na tej ostatniej musimy nawet zamontować tyrolkę! Fajnym pomysłem może być połączenie jednego dnia drogi Cocher-cochon właśnie z tą granią. Warunkiem jednak pojawić się pod ścianą (a właściwie grzędą) przed innymi zespołami.

Clocher de Planpraz (fot. Jakub Radziejowski)

„Cocher Cochon” na Clocher de Planpraz (fot. Jakub Radziejowski)

Trawers Clocher-Clochetons (fot. Jakub Radziejowski)

Wspinaczki na nieco dalej umiejscowionej Aiguille du Charlanon są bardziej przygodowe i gwarantują brak tłoku. Robiłem tam tylko Lewy Filar. Dla smakoszy.

Wspinanie na Aigulle de Charlanon (fot. Jakub Radziejowski)

REJON KOLEJKI LA FLÉGÈRE / INDEX

Po drugiej stronie Chamonix, w Les Praz, znajdziemy drugą kolejkę wysokogórską, dzięki której możemy szybko dostać się pod interesujące nas ściany. Ze stacji pośredniej (La Flégère) możemy pójść na jedną nielicznych w okolicach Chamonix via ferrat, natomiast wspinaczki per se zaczynają się powyżej, z górnej stacji kolejki (Index). I o nich poniżej.

Najpierw parę słów o drogach dla rozpoczynających przygodę poza Tatrami i zespołów średnio zaawansowanych. W zasięgu od 5 do 30 minut podejścia mamy kilkadziesiąt w pełni obitych dróg, z których co najmniej kilka wartych jest grzechu.

Aiguille de l’Index (fot. Jakub Radziejowski)

Droga „Perroux” na Aiguille de l’Index (fot. Jeremiasz Radziejowski)

Aiguille de l’Index to igła odległa o 5 minut podejścia z górnej stacji kolejki. Szczególnie piękna (i popularna) jest południowo wschodnia jej grań o trudnościach piątkowych (wymagany podstawowy zestaw friendów). Jest to taka nasza (trudniejsza) Grań Kościelców, z tym że bez podejścia i z 10 minutowym powrotem na stację kolejki. Na wschodniej ścianie warto wybrać się za to na nietrudne i w pełni obite Brunat-Perroux (5b).

Grań Aiguille de l’Index (fot. Jakub Radziejowski)

Nieco powyżej opisanej ściany mamy kolejne 3 drogi, tak podobne do siebie, że w gruncie rzeczy wszystko jedno, na którą pójdziemy. Wszystkie oferują trudności w granicach 5b (dobrze obite) i spokojnie możemy zdecydować pod ścianą, w zależności od obłożenia na pozostałych drogach (Mani Pulite, Modern Times, Nez rouge).

Stanowisko na drodze „Mani Pulite” (fot. Jakub Radziejowski)

Kolejnym rarytasem dla leniwych, z drogami o nie za wysokich trudnościach jest niższy bastion Grande Floria z dziesięcioma w pełni obitymi drogami w przedziale trudności od 5a do 6c. Jeśli mamy czas i moc, możemy kontynuować wycieczkę aż na szczyt Grande Floria drogą Fraise des Boâtchs, co da nam łącznie ponad 400 metrów wspinania z przygodowym zejściem. Na wspomnianym dolnym bastionie robiłem prawie wszystkie drogi i trudno mi wskazać specjalnie wyróżniającą się. Zaletą jest podejście (20 minut) i możliwość wyboru drogi na miejscu – w zależności od liczby zespołów w ścianie. Tuz obok mamy 100 metrową ściankę, na której warto wspiąć się drogą Robin Wood (6a).

Kluczowy wyciąg na „Rwandzie”, dolny bastion Florii (fot. Jakub Radziejowski)

Dolny bastion Florii (fot. Jakub Radziejowski)

Tyle jeśli chodzi o krótkie podejścia, nie za długie drogi i łatwe powroty. Z górnej stacji kolejki mamy bowiem możliwość wybrania się także na prawdziwe górskie wspinanie, z dłuższym podejściem i czasem nieco bardziej skomplikowanym powrotem.

Wspinanie na Chandelle de la Gliere (fot. Jakub Radziejowski)

Przepiękna grań „Chapelle de la Gliere” (fot. Jakub Radziejowski)

Moja pierwsza propozycja to południowo wschodnia grań Chapelle de la Glière, cel dla średnio zaawansowanych, ale ambitnych miłośników długich (450m), pięknych i przygodowych dróg o umiarkowanych trudnościach. Jest to jeden z najpiękniejszych skalnych filarów (choć formalnie jest to Arête, czyli grań) w rejonie – o relatywnie niskich trudnościach (5a), z kilkoma metrami za 6a pod sam koniec. Wymagany jest podstawowy zestaw do własnej asekuracji. Siódmy wyciąg (tzw. brzytwa) to jeden z najpiękniejszych wyciągów w tych trudnościach w całej dolinie. A na pewno najbardziej fotogeniczny.

Słynna Razor’s Edge na grani „Chapelle de la Gliere” (fot. Jakub Radziejowski)

Druga propozycja z kategorii „dla ludzi” to śliczna 500 metrowa droga Ravanela na Aiguilles Crochues (5c/6a), w pełni obita, ale wymagająca zejścia granią, na której może się przydać kilka friendów. Podejście zajmie około 40 minut, a grań, którą biegnie droga, wyprowadza nas na jeden z najwyższych szczytów w masywie.

Piękna droga „Ravanela” na Aiguilles Crochues (fot. Jakub Radziejowski)

Aiguilles Crochues (fot. Jakub Radziejowski)

Trzecia propozycja to chyba najbardziej przygodowa ściana masywu, z relatywnie długim podejściem, miejscami wymagającą asekuracją i nieprostym zejściem. Mowa o Aiguille du Pouce, której 400 metrowa południowa wystawa oferuje kilka poważnych dróg, z których najbardziej znana jest Droga Francuzów (6a), poprowadzona pięknymi i wymagającymi zacięciami o na pewno niezawyżonych trudnościach. Z własnego doświadczenia mogę też polecić Pouce-cafe (6b+), wspaniale przebijającą się przez przewieszone górne spiętrzenie ściany. Najpoważniejszy i mocno selektywny będzie jednak pierwszy wyciąg (później jakoś już idzie).

„Pouce-cafe” na Aiguille du Pouce (fot. Jakub Radziejowski)

„Droga francuska” na Aiguille du Pouce (fot. Jakub Radziejowski)

Ze szczytu powrót zajmie nam kolejne 1,5 godziny, tak więc jeśli – startując z pierwszej kolejki – chcemy zdążyć na ostatnią, musimy się mocno sprężać, inaczej czeka nas długie zejście do doliny. Tak czy siak – warto!

Aiguille du Pouce z granią zejściową (fot. Jakub Radziejowski)

Kolejna wspaniała przygoda w masywie czeka nas na 300 metrowej południowej ścianie Aiguille du Belvédère. Oferuje ona w pełni obite sportowe drogi o trudnościach od 6b+ do 7a+. Po skończonych wspinaczkach zjeżdżamy do podstawy ściany. Słowo Belvédère pochodzi z języka włoskiego (Francuzi się obrażą) od słów: bello i vedere, co oznacza mniej więcej „Piękny widok”. I niech to wystarczy za rekomendację, pomimo minimum 1,5 godziny podejścia.

Aiguille du Belvédère (fot .Jakub Radziejowski)

Robiłem dwie z dróg przecinających ścianę i obie uważam za absolutnie przepiękne. Pierwsza to Baisers Orageux (6c+), a druga to obłędna Le mariage de la terre et du vent (7a), ze wspaniałym wspinaniem po krawądkach. Od razu uprzedzę, że na innej drodze, tuż obok (Pour avoir trop rêvé), dostaliśmy niegdyś straszne baty i wycofaliśmy się z drugiego wyciągu z podwiniętym ogonem (nie byliśmy w stanie pokonać odległości pomiędzy spitami).

Pierwszy wyciąg „Le mariage de la terre et du vent” (fot. Jakub Radziejowski)

Wspinanie na „Baisers Orageux” (fot. Jakub Radziejowski)

Na koniec rekomendacji wspinania dostępnego z górnej stacji kolejki na Index, nie mogę nie napisać o Tour des Crochues z kilkoma sześciowyciągowymi drogami na południowo zachodniej ścianie. Szczególnie warte polecenia są w pełni obite: wspaniale eksponowana Piano Forte (raczej z tych mało wymagających 6c+) i Cygańskie skrzypce (wymagające 6a/a+). Drogi na turniczkach po prawej (Tatie Crochue i Jumelles des Crochues) są mniej atrakcyjne i bardziej przygodowe (np. Martin-Ravanel), ale niewątpliwie mogą wypełnić dzień. Zrobienie dwóch dróg jednego dnia na tych turniach nie powinno stanowić problemu.

„Piano Forte” na Tour Crochues (fot. Jakub Radziejowski)

Jumelles des Crochues, „Droga Ravanela” (fot. Anna Radziejowska )

PŁYTY LES CHÉSERYS  – CZYLI WRESZCIE Z BUTA

Niby z buta, ale tylko 45 minut, więc co to za podejście… Les Chéserys to płyty z wieloma w pełni obitymi drogami o długości do 150 metrów. Jest to wspaniała możliwość treningu tarciowego wspinania w płytach, z którego słynie masyw Mont Blanc. Nie są tak trudne jak legendarne drogi Pioli na „właściwych” Igłach Chamonix, ale dla taterników nie mających doświadczenia w „stawaniu na niczym” będą doskonałym sposobem na rozruszanie i zapoznanie się ze wspinaniem w łatwych slabach.

Dróg jest wiele, przedział trudności od 4+ do 6a. Najbardziej znane są La Fée des Druides i Słodki Renesans. Zdecydowanie warto połączyć wspinanie płytowe ze wspięciem się na lokalnego Mnicha, jakim jest Aiguillette d’Argentière. Miejsca na szczycie jest chyba mniej niż na naszym Mnichu, a widoki podobnie jak i u nas – dość znośne.

Wspinanie na Aguillette Argentiere (fot. Jakub Radziejowski)

Płyty Cheserys (fot. Jakub Radziejowski)

Lokalny Mnich, czyli Aiguillette d’Argentiere (fot. Jakub Radziejowski)

Pomiędzy Cheserys a kolejnym rejonem możemy również znaleźć zdecydowanie bardziej odległe i przygodowe wspinanie na czerwonych Igłach, czyli rejon Plaz Torrent i masyw Mont Oreb. W tym pierwszym byłem raz (wspaniałe i całkowicie odosobnione miejsce z całkiem poważnymi  ścianami), a w drugi nie dotarłem.

BARBERINE – ZNOWU Z BUTA, ALE CO TO ZA BUT

Płyty Barberine to, podobnie jak Les Cheserys, doskonała szkoła tarciowego wspinania, jednakże dłuższego, o nieco wyższych wycenach i chyba bardziej nietypowego. Wspinanie z dołu wygląda znacznie mniej interesująco, niż prezentuje się w rzeczywistości.

Rejon Barberine z dołu wygląda gorzej niż w rzeczywistości (fot. Jakub Radziejowski)

Sektor zapewnia możliwość efektywnego spędzenia dnia, gdy na górze jest zimno, wieje i mamy mało czasu. Drogi do 250 metrów prowadzą formacjami płytowymi pomiędzy wywieszonymi drzewami i bujną roślinnością. Klimat może niekoniecznie jest wysokogórski, ale wspinanie przednie.

Podejście zajmuje około 15 minut, a w całym sektorze mamy zarówno szereg dróg wielowyciągowych, jak i kilka sektorów jednowyciągowych, począwszy od płytowego po typowo sportowe i niełatwe (np. La Zone, które wymaga dłuższego podejścia). Wśród obitych klasyków wielowyciągowych znajdują się bardzo popularna Cacao Girls (6a/6b, wiele wariantów możliwych), Le Fantôme de l’Opéra (6a+/b) i La Barbourine (6c/c+).

„La Barbourine” (fot. Jakub Radziejowski)

„Upiór w operze”, płyty Barberine (fot. Jakub Radziejowski)

„TAMA” – WRESZCIE PORZĄDNE, TATRZAŃSKIE ŁAŻENIE

Niezwykle ciekawym rejonem wspinaczkowym jest położony na granicy francusko szwajcarskiej masyw Perrons, w skrócie nazywany „tamą”, z racji na nowoczesną Barrage d’Emosson położoną na wysokości prawie 2000 metrów, przy której parkujemy samochód. Dojazd z Chamonix zajmuje około 45 minut, a drogi wymagają nieco dłuższego podejścia (pomiędzy 45 minut a 2 godziny). W zamian otrzymujemy nie tylko obłędne widoki (od Alp Berneńskich, przez Walijskie, po masyw Mont Blanc), ale najlepsze wspinanie, tak ścianowe, jak i graniowe. Sam rejon Barrage d’Emosson oferuje więcej wspinania, także skałkowego, oraz 2- i 3-wyciągowego – bliżej sztucznego jeziora.

„Trawers Perrons” (fot. Jakub Radziejowski)

Zjazdy podczas trawersowana grani Perrons (fot. Jakub Radziejowski)

Zacznę od najpiękniejszej graniówki Czerwonych Igieł – trawersu Perrons , na który składa się przejście przez Aiguille du Van, Grand Perron, Pointe Vouilloz i Pointe d’Ifala – wszystkie szczyty powyżej 2500 m. Myślę, że nie przesadzę, jeśli napiszę, że trudno znaleźć na świecie równie piękną skalną grań o tak umiarkowanych trudnościach (maks. 4, konieczność wykonania kilku zjazdów po drodze). Widoki (przy ładnej pogodzie) na kilkadziesiąt czterotysięczników, sztuczne jezioro nad tamą, Czerwone Igły i dolinę Chamonix, w połączeniu ze znakomitej jakości skałą, ekspozycją i słońcem – nie pozostawią nikogo obojętnym.

„Aqua Concert” (fot. Jakub Radziejowski)

Bardzo popularną drogą, nie tylko w pięknej skale, ale także z wspaniałym tłem w postaci sztucznego jeziora jest w pełni obita droga Aqua Concert (6a) na Aiguille du Van. To jedno z krótszych podejść (ok. 40 minut), a sprawny zespół po jej pokonaniu może kontynuować dzień na opisanym wcześniej Trawersie Perrons. Na drodze raczej nie będziemy sami.

Ściany nad tamą, czyli Grand Perron i Pointe Vouilloz (fot. Jakub Radziejowski)

„Tempestad en los desplomes” na Grand Perron (fot. Jakub Radziejowski)

Pora na zachęcenie do wspinaczek na południowych ścianach masywu Perrons, czyli właśnie na Grand Perron, Pointe Vouillaz czy Pain du Sucre – o długości pomiędzy 250 a 350 metrów. Znajdziemy tu zarówno linie w pełni ubezpieczone – o trudnościach od 6b do 7b, jak i drogi wymagającej pełnego zestawu do własnej asekuracji.

Robiłem tu prawie wszystkie drogi i wszystkie były świetne. W skali urody zmieszczą się w przedziale pomiędzy „bardzo ładna” a „przepiękna z plusem”. I jeśli nawet jest w tym przesada, to nie za duża.

„Alea jacta est” (Kości zostaly (z)rzucone) na Pointe Vouilloz (fot. Jakub Radziejowski)

„La Balade des Gens Heureux”, Grand Perron (fot. Jakub Radziejowski)

Ballada o szczęśliwych ludziach (6b) i Tempestad en los desplomes (7a) to klasyki Gran Perron. Z kolei Grevola direct (6b), cesarskie Kości zostaly (z)rzucone (7a+), Bada Bing (6c) czy Bada Boom (7b) na Pointe Vouillaz to drogi po 10-11 wyciągów, w najlepszej jakości skale. Trudności – jakby powiedział Michał Czech – szemrane, ale uroda bezdyskusyjna. Brown Sugar i Bigger Bang to kolejne obite piękności z pogranicza 7a na Pain du Sucre.

„Bigger bang” na Pain du Sucre (fot. Jakub Radziejowski)

„Bada boom” (fot. Jakub Radziejowski)

Zainteresowani bardziej górskim wspinaniem, po części tradowym, także znajdą tu coś dla siebie – od El Corazon (6b), przez Don’t Cry for me Argentina (6b+), po jedną z najpiękniejszych dróg wielowyciągowych, jakie robiłem w życiu – Pierwszy poranek świata (7a/+), na którą potrzebujemy pełnego zestawu friendów (od #0,3 do #2, częściowo zdublowane) i kości.

„La premiere matin du monde”, wyjątkowo piękna droga na Pointe Vouilloz (fot. Anna Radziejowska)

Wszystkie te drogi kończą się na grani, ze wszystkich możemy zjechać, czasem wykorzystując stanowiska z dróg obok.

Być może powagą rekomendowane powyżej drogi ustępują satelitom Tacula czy niektórym drogom na Igłach Chamonix, ale urodą – większość z nich nie ustępuje ani na krok. Owszem, wspinanie tu jest nieco inne – mniej rys i zacięć (choć są takie), a więcej krawądek, ale w żadnej mierze nie umniejsza to jego jakości.

„Tama” to też fajna alternatywa, kiedy powyżej 3500 metrów wieje, jest zimno, albo istnieje duża szansa na załamanie pogody.

Więcej informacji, a przede wszystkim pełen ogląd możliwości znajdziecie w dwóch tomach przewodnika Michela Pioli, a także w wyborze dróg po okolicach Chamonix angielskiego wydawnictwa Rock Fax.

Przewodniki

  • Les Aiguilles Rouges T1 – Brévent aux dalles de Chezerys, Michel Piola (także po angielsku)
  • Les Aiguilles Rouges T2 – Eau Noire, Michel Piola (także po angielsku)
  • Chamonix – Charlie Boscoe, Luke Davies

Zachęcam, by nie traktować Czerwonych Igieł jako zła koniecznego na niepogodę, szczególnie jeśli w Chamonix pojawiamy się po raz pierwszy. Pięknych dróg w masywie nie brakuje i zdecydowana większość z Was będzie więcej niż usatysfakcjonowana. A pod kątem przygotowania – przed pójściem na „właściwą” stronę doliny – wspinanie tu jest nie do przecenienia.

Stałych bywalców zachęcać wszak nie trzeba.

Jakub Radziejowski (PSPW/IVBV)

W cyklu:

Cykl porad dotyczących bezpieczeństwa górach – turystyka górska, skitouring oraz alpinizm – realizowany jest przy współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Przewodników Wysokogórskich PSPW/IVBV.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum