Zjazd z najwyższej półki. Cailhol i Welfringer pokonują imponującą ścianę Épéna
Xavier Cailhol i Symon Welfringer dokonali pierwszego w historii zjazdu narciarskiego bardzo stromą północną ścianą Épéna (3421 m) w masywie Vanoise w Alpach Francuskich. Linia zjazdu Pas de rose sans épine otrzymała rzadko przyznawany i najwyższy stopień trudności – 5.6, E4 w skali toponeige. Źródła nie są zgodne, kilka zjazdów początkowo wycenianych na 5.6 zostało z czasem przecenionych, niemniej to z pewnością jedna z zaledwie kilku linii o takiej trudności.
***
![](https://wspinanie.pl/wp-content/uploads/2024/03/epena-nord-cailhol-welfringer-6__fit_760x1013-620x826.jpg)
Vanoise to jeden z najstarszych i najsłynniejszy parków narodowych we Francji. Wraz z włoskim Gran Paradiso tworzą największy obszar chroniony w Europie Zachodniej (fot. Symon Welfringer)
Le X i le S, jak lubią się nazywać, mają na wspólnym koncie wiele solidnych wyczynów. Tylko w mijającym sezonie zaliczyli na nartach La Vuvuzela 500 m, 5.3, E4 na Pointe de la Vuzelle, zjazd zachodnią ścianą Aiguille de l’Arcelin (5.4, E3), a także łańcuchówkę dwóch ścian Grande Casse (3855 m).
Ich ostatni wyczyn narciarski przebija poprzednie. Zjazd liczącą 1000 m wysokości, północną ścianą Épéna, skialpiniści wycenili na rzadko spotykany i najwyższy stopień 5.6, E4. To francuska skala toponeige, w której pierwsza wycena oznacza trudność, a druga ekspozycję i ocenę ryzyka. Pierwotnie kończyła się na stopniu 5.4, w miarę potrzeb została poszerzona o stopnie 5.5 i 5.6. Z kolei stopień E4 (również zamykający od góry skalę) oznacza wysokie progi skalne lub lodowe, oraz pewną śmierć w razie upadku.
Cailhol miał tę ścianę na oku już od dłuższego czasu. Potencjalną linię zjazdu dostrzegł w 2021 roku podczas wspinaczki z bratem Théophilem i Corentinem Gonzalezem. Rok później spróbował zjazdu, ale warunki były niesprzyjające, pokrywa warstwowa i krucha.
W tym roku warunki sprzyjały, a przygoda rozpoczęła się już nieco wcześniej. Xavier Cailhol i Symon Welfringer wyruszyli z Albertville, gdzie mieszka pierwszy z nich, 21 marca, a drogę do Champany-en-Vanoise pokonali na rowerach. Sprzęt, który musieli na nie spakować ważył około 20 kg na głowę. Welfringer już kilkukrotnie realizował projekty łączące wspinanie, rowery i bieganie. Za swoje kreatywne projekty otrzymał w tym roku nagrodę Trophées de la montagne, która dołączyła do jego wcześniejszego wyróżnienia za dokonania w górach – Złotego Czekana.
Skialpiniści zostawili rowery w dolinie i 22 marca o 3:20 wyruszyli na szlak. Po trzech godzinach podejścia dotarli do podstawy ściany. Pierwszą próbę Cailhola powstrzymała kruszyzna. Zespół przeniósł się nieco w bok i prowadzenie objął Welfringer. Pierwszych 60 metrów pokonuje bez nart i plecaka. Po tym trudnym starcie wątpliwości alpinistów znikają, wraca pewność. Niemniej Welfringer wspomina:
Podczas podejścia nawet nie wyobrażasz sobie, że będzie można tędy zjechać na nartach…
Dla Cailhola zjazd był najważniejszy. Był podekscytowany, że po dwóch latach może wrócić w to miejsce i że warunki śniegowe są dość dobre. Z kolei Welfringer był bardziej skupiony na wspinaczce:
Byliśmy mocno wyczerpani od szukania najlepszej linii zjazdu i sprawdzania śniegu, więc jazda na nartach była dla mnie prawie drugorzędna.
Podczas takiego projektu to norma. Skialpiniści posuwali się mozolnie w górę, na zmianę torując i sprawdzając jakość śniegu. Pomiary nachylenia za pomocą inklinometru w telefonie wskazywały, że kąt nigdy nie spada poniżej 50°, a na odcinku o przewyższeniu 250 metrów zawiera się w przedziale między 55° a 60°. Kluczowy odcinek tych śnieżnych pól wisi nad 400-metrowym skalnym urwiskiem.
Po około sześciu godzinach od wyjścia le X i le S stają na szczycie zachodniego wierzchołka Épéna. Warunki na ostatnich kilku metrach przed szczytem nie są dobre, 3 cm śniegu na kamieniach, ale już kawałek dalej śnieg jest mocny, stabilny i jednorodny.
Rozpoczyna się zjazd. Komentuje Welfringer:
Zakręt po zakręcie, przechodzisz z trybu wspinaczki na tryb narciarski. Rzadko kiedy byłem tak skoncentrowany, mój umysł w stu procentach pochłaniała środkowa część zbocza. Narciarstwo ekstremalne jest mniej wymagające fizycznie niż alpinizm, ale o wiele bardziej psychiczne.
Film:
Gdy nachylenie odpuszcza, Cailhol i Welfringer rozluźniają się. Jeszcze dwa zjazdy na linie po 40 m, kilka zakosów i docierają do podstawy ściany. Jest 16:00, do Albertville dojeżdżają na rowerach o 19:45, gdzie idą prosto do baru, by przy piwie zdecydować o nazwie i wycenie swojej linii.
Paula Bonhomme powiedział, że nie może mieć mniej niż 5.5, E4 – przypomina Cailhol. Welfringer przyznaje, że nie ma zbyt wielu punktów odniesienia, ale jest pewien, że było to o wiele trudniejsze niż cokolwiek, co dotąd robił. Cailhol, który ma na koncie między innymi The Hanging Gardens (5.5 E4), Dreamers (5.5 E4), The Cathedral (5.5 E4), potwierdza:
To jest trudniejsze niż wszystkie 5.5, E4, które robiłem. Jest trudniejsze zarówno w dół, jak i w górę. Warunki są trudne, a możliwości asekuracji nikłe.
Po kilku dniach namysłu zapada decyzja: Pas de rose sans épine (nie ma róży bez kolców) ma 1000 m i trudność 5.6, E4. Oczywiście do potwierdzenia dla najlepszych.
Michał Gurgul
źródła: Millet, montagnes-magazine.com,lefigaro.fr, Symon Welfringer FB