28 marca 2024 14:31

Zjazd z najwyższej półki. Cailhol i Welfringer pokonują imponującą ścianę Épéna

Xavier Cailhol i Symon Welfringer dokonali pierwszego w historii zjazdu narciarskiego bardzo stromą północną ścianą Épéna (3421 m) w masywie Vanoise w Alpach Francuskich. Linia zjazdu Pas de rose sans épine otrzymała rzadko przyznawany i najwyższy stopień trudności – 5.6, E4 w skali toponeige. Źródła nie są zgodne, kilka zjazdów początkowo wycenianych na 5.6 zostało z czasem przecenionych, niemniej to z pewnością jedna z zaledwie kilku linii o takiej trudności.

***

Vanoise to jeden z najstarszych i najsłynniejszy parków narodowych we Francji. Wraz z włoskim Gran Paradiso tworzą największy obszar chroniony w Europie Zachodniej (fot. Symon Welfringer)

Le X i le S, jak lubią się nazywać, mają na wspólnym koncie wiele solidnych wyczynów. Tylko w mijającym sezonie zaliczyli na nartach La Vuvuzela 500 m, 5.3, E4 na Pointe de la Vuzelle, zjazd zachodnią ścianą Aiguille de l’Arcelin (5.4, E3), a także łańcuchówkę dwóch ścian Grande Casse (3855 m).

Zjazd zachodnią ścianą Aiguille de l’Arcelin 5.4, E3 (fot. Symon Welfringer FB)

Ich ostatni wyczyn narciarski przebija poprzednie. Zjazd liczącą 1000 m wysokości, północną ścianą Épéna, skialpiniści wycenili na rzadko spotykany i najwyższy stopień 5.6, E4. To francuska skala toponeige, w której pierwsza wycena oznacza trudność, a druga ekspozycję i ocenę ryzyka. Pierwotnie kończyła się na stopniu 5.4, w miarę potrzeb została poszerzona o stopnie 5.5 i 5.6. Z kolei stopień E4 (również zamykający od góry skalę) oznacza wysokie progi skalne lub lodowe, oraz pewną śmierć w razie upadku.

Pas de rose sans épine 5.6, E4, 22 marca 2024 roku (fot. Xavier Cailhol)

Cailhol miał tę ścianę na oku już od dłuższego czasu. Potencjalną linię zjazdu dostrzegł w 2021 roku podczas wspinaczki z bratem Théophilem i Corentinem Gonzalezem. Rok później spróbował zjazdu, ale warunki były niesprzyjające, pokrywa warstwowa i krucha.

W tym roku warunki sprzyjały, a przygoda rozpoczęła się już nieco wcześniej. Xavier Cailhol i Symon Welfringer wyruszyli z Albertville, gdzie mieszka pierwszy z nich, 21 marca, a drogę do Champany-en-Vanoise pokonali na rowerach. Sprzęt, który musieli na nie spakować ważył około 20 kg na głowę. Welfringer już kilkukrotnie realizował projekty łączące wspinanie, rowery i bieganie. Za swoje kreatywne projekty otrzymał w tym roku nagrodę Trophées de la montagne, która dołączyła do jego wcześniejszego wyróżnienia za dokonania w górach – Złotego Czekana.

Przygoda z Pas de rose sans épine 5.6, E4 (fot. Symon Welfringer)

Skialpiniści zostawili rowery w dolinie i 22 marca o 3:20 wyruszyli na szlak. Po trzech godzinach podejścia dotarli do podstawy ściany. Pierwszą próbę Cailhola powstrzymała kruszyzna. Zespół przeniósł się nieco w bok i prowadzenie objął Welfringer. Pierwszych 60 metrów pokonuje bez nart i plecaka. Po tym trudnym starcie wątpliwości alpinistów znikają, wraca pewność. Niemniej Welfringer wspomina:

Podczas podejścia nawet nie wyobrażasz sobie, że będzie można tędy zjechać na nartach…

Wspinaczka na Aiguille de l’Épéna (fot. Symon Welfringer)

Dla Cailhola zjazd był najważniejszy. Był podekscytowany, że po dwóch latach może wrócić w to miejsce i że warunki śniegowe są dość dobre. Z kolei Welfringer był bardziej skupiony na wspinaczce:

Byliśmy mocno wyczerpani od szukania najlepszej linii zjazdu i sprawdzania śniegu, więc jazda na nartach była dla mnie prawie drugorzędna.

Podczas takiego projektu to norma. Skialpiniści posuwali się mozolnie w górę, na zmianę torując i sprawdzając jakość śniegu. Pomiary nachylenia za pomocą inklinometru w telefonie wskazywały, że kąt nigdy nie spada poniżej 50°, a na odcinku o przewyższeniu 250 metrów zawiera się w przedziale między 55° a 60°. Kluczowy odcinek tych śnieżnych pól wisi nad 400-metrowym skalnym urwiskiem.

Po około sześciu godzinach od wyjścia le X i le S stają na szczycie zachodniego wierzchołka Épéna. Warunki na ostatnich kilku metrach przed szczytem nie są dobre, 3 cm śniegu na kamieniach, ale już kawałek dalej śnieg jest mocny, stabilny i jednorodny.

Zjazd Pas de rose sans épine 5.6, E4 (fot. Symon Welfringer)

Rozpoczyna się zjazd. Komentuje Welfringer:

Zakręt po zakręcie, przechodzisz z trybu wspinaczki na tryb narciarski. Rzadko kiedy byłem tak skoncentrowany, mój umysł w stu procentach pochłaniała środkowa część zbocza. Narciarstwo ekstremalne jest mniej wymagające fizycznie niż alpinizm, ale o wiele bardziej psychiczne.

Film:

Gdy nachylenie odpuszcza, Cailhol i Welfringer rozluźniają się. Jeszcze dwa zjazdy na linie po 40 m, kilka zakosów i docierają do podstawy ściany. Jest 16:00, do Albertville dojeżdżają na rowerach o 19:45, gdzie idą prosto do baru, by przy piwie zdecydować o nazwie i wycenie swojej linii.

Paula Bonhomme powiedział, że nie może mieć mniej niż 5.5, E4 – przypomina Cailhol. Welfringer przyznaje, że nie ma zbyt wielu punktów odniesienia, ale jest pewien, że było to o wiele trudniejsze niż cokolwiek, co dotąd robił. Cailhol, który ma na koncie między innymi The Hanging Gardens (5.5 E4), Dreamers (5.5 E4), The Cathedral (5.5 E4), potwierdza:

To jest trudniejsze niż wszystkie 5.5, E4, które robiłem. Jest trudniejsze zarówno w dół, jak i w górę. Warunki są trudne, a możliwości asekuracji nikłe.

Po kilku dniach namysłu zapada decyzja: Pas de rose sans épine (nie ma róży bez kolców) ma 1000 m i trudność 5.6, E4. Oczywiście do potwierdzenia dla najlepszych.

fot. Symon Welfringer

Michał Gurgul

źródła: Millet, montagnes-magazine.com,lefigaro.fr, Symon Welfringer FB





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum