Broad Peak: wyjątkowa wyprawa. Tomasz Kowalski pochowany po latach
Polski Komitet Olimpijski i Rafał Fronia poinformowali o lipcowej wyprawie na Broad Peak, której celem było pochowanie Tomasza Kowalskiego. W tym wyjątkowym przedsięwzięciu wzięli udział: Rafał Fronia – pomysłodawca wyprawy, Marek Chmielarski, Jarosław Gawrysiak, Marcin Kaczkan, Krzysztof Stasiak, Grzegorz Borkowski.

Pożegnanie Tomasza Kowalskiego (fot. Polski Komitet Olimpijski)
***
10 lat temu, 6 marca 2013 roku, w okolicach Rocky Summit zginął Tomasz Kowalski. Dzień wcześniej, późnym popołudniem, himalaista stanął na wierzchołku Broad Peaku. W ataku szczytowym brali wtedy również udział Adam Bielecki, Adam Małek oraz Maciej Berbeka. Niestety, Kowalski i Berbeka zostali na zboczach góry na zawsze.
W 2013 roku Jacek Jawień i Jacek Berbeka zorganizowali akcję poszukiwawczą. Ostatecznie 6 lipca Jacek Berbeka i Jacek Jawień pochowali Tomka (jego ciało znalazła wcześniej wyprawa niemiecka na wysokości ok. 7900 m). Znieśli ciało ponad 100 metrów w dół, złożyli w kamieniach i zabezpieczyli linami. Nie udało się odszukać ciała Maćka i Polacy zrezygnowali z dalszych prób jego odnalezienia.
Rafał Fronia, który w 2022 roku, wchodził na Broad Peak i mijał ciało Tomka, postanowił zainicjować wyprawę, której celem było pochowanie ciała w godnym i oddalonym od drogi wspinaczkowej miejscu.
Tak opisuje swoje wrażenia z 2022 roku:
[…] Pisano raporty, oskarżano, snuto domysły i wyjaśniano [sukces i tragedia na Broad Peak w 2013 – przyp. red.]. Ale nikt nie pomyślał o Nim. O Tomku. Wtedy ja również o nim nie pomyślałem, aż do 19 lipca 2022 roku, kiedy to na ostrej śnieżnej grani była piękna, niemal bezwietrzna pogoda. Szedłem tamtędy drżąc, że śnieg ruszy i że spadnę. Nie spadłem. Coś pchało mnie do szczytu.
Szedłem i z jakichś powodów w końcu się spotkaliśmy. Tomek leżał na skalnej ostrodze. Tam, gdzie Jacek Jawień i Jacek Berbeka go ułożyli. Myślę, że to było spotkanie, którego nie dało się uniknąć.
I gdy wreszcie dotarłem na wierzchołek, a potem schodziłem do bazy, znów Go mijając, nie było we mnie radości. Był smutek i myśl, że ktoś musi to wreszcie zakończyć.
Rafał po uzyskaniu zgody rodziny zaczął szukać wsparcia. Dzięki pomocy Marzeny Szydłowskiej udało się zainteresować inicjatywą szefa PKOL Radosława Piesiewicza. PKOL został partnerem wyprawy.
Prezes PKOL:
Dawno żadna historia nie wywarła na mnie takiego wpływu. Nie ukrywam, że kiedy ją usłyszałem wiedziałem, że nie mogę zostawić chłopaków z tym samych. Bardzo ich podziwiam i jednocześnie jestem wdzięczny, że poświęcili ponad miesiąc swojego życia, by odbyć tę wyprawę i nie zostawić swojego przyjaciela – skomentował Prezes PKOl, Radosław Piesiewicz. – To także jest misja Polskiego Komitetu Olimpijskiego, by wspierać i pomagać, zwłaszcza w tak wrażliwych i ludzkich, jak ta sprawach.
W pomysł i wyprawę zaangażowali się himalaiści. Rafał wspomina:
Zacząłem dzwonić. I spotkał mnie największy zaszczyt i wielkie wzruszenie, bo moi górscy przyjaciele natychmiast, bez chwili wahania się zgadzali. Skompletował się zespół. Sześciu zwyczajnych facetów, którzy postanowili porzucić swe życie i plany, by ruszyć po coś, co wydawało się niemożliwe. Bo skoro nikt tego nigdy nie zrobił…
Dziękuję Wam wszystkim.
Dołączyli do mnie, by pojechać do Pakistanu z przekonaniem, determinacją, wiedzą i doświadczeniem. I z żarliwością: Jarek Gawrysiak, Grzesiu Borkowski, Marek Chmielarski, Krzysiu Stasiak i Marcin Kaczkan. Z każdym z nich spędziłem na górskich wyprawach długie miesiące. Wiele mieliśmy tych wspólnych wypraw, przeżyć i trudnych chwil. I wybierając ich, myślałem przede wszystkim: kim są? Nie pomyliłem się. Okazali się Ludźmi Gór.
Sama akcja była niezwykle trudna. Trzeba było wspiąć się na ok. 8000 m, wynieść odpowiedni sprzęt, nosze, butle tlenowe. A przy tym zachować najwyższy poziom bezpieczeństwa.

Rafał Fronia podczas pożegnania Tomasza Kowalskiego (fot. Polski Komitet Olimpijski)
Warunki na Broad Peaku były bardzo wymagające, dodatkowo na grani powyżej przełęczy na odcinku kilkudziesięciu metrów zsunął się śnieg i lód, pozostawiając jedynie skalny teren.

Grań Broad Peaka powyżej przełęczy, zdjęcie z archiwum (fot. Rafał Fronia)
Ostatecznie zespół Borkowski-Chmielarski-Gawrysiak-Stasiak dotarli do ciała, zapakowali je w specjalny sarkofag (uszyty przez Lhotse) i opuścili granią ok. 100 metrów w dół (kilkaset metrów w poziomie). Miejscem wiecznego spoczynku jest od tego momentu lodowo-skalna grotka znajdująca się poniżej grani na stronie chińskiej. Akcja od C3 do C3 zajęła im ok. 14 godzin. We wcześniejszych wyjściach do góry pomagał również próbujący zdobyć Broad Peak Dariusz Lipski.
Rafał tak wzruszająco opisuje te momenty:
Pochowaliśmy Go w przepięknej lodowej grocie, którą siły natury tworzyły przez długie stulecia zapewne specjalnie po to. Jakby właśnie w tym celu.
Tak, to była trudna wyprawa, wymagająca wspinaczka i jeszcze trudniejsza, bo bez precedensu, misja.
– Panowie, nie przywiązujcie się do żadnego scenariusza – prosiłem moich towarzyszy. – Zrobimy to, co będziemy w stanie zrobić.
Gdy zeszli, gdy brnąc po uda w mokrym śniegu dotknęli moreny, płakali. Wszyscy.
– Wiesz, to najważniejsza z moich wspinaczek, Raf…
Na koniec dodaje:
Mam wielki żal. Do świata, agencji, wspinaczy, rządów i do losu wreszcie. Że takie rzeczy się po prostu dzieją. I to na naszych oczach. Nie, nie mam na myśli tego, że gdzieś, w wysokich górach ktoś ginie. Jesteśmy ludźmi, każdego kiedyś czeka koniec. Mój żal skierowany jest do tych, którzy udają, że to nie jest ich sprawa. Do tych, którzy po śmierci partnera idą na kolejne szczyty, a nie zawracają, by posypać głowę popiołem pokory i żalu.
Panowie, wielki szacunek za tę wyprawę i akcję prowadzoną na 8000 metrów!
***
Swój komentarz do wyprawy przesłał Wojtek Kurtyka:
Dzisiaj o godz. 16.05 dopadło mnie jedno z najsilniejszych wrażeń w całej w mojej wspinaczkowej historii – dowiedziałem się o 6 gościach, a przecież to pokaźna część polskiego narodu, którzy bezinteresownie, poza wszelkim medialnym jazgotem, wdrapali się prawie do gwiazd i po 10 latach pochowali ciało Tomka Kowalskiego na Broad Peak.
Ujmującą skromność tej akcji, w czasach bezwstydnego uklepywania celebryckiego gówna, odczuwam jako dar, który daje żyć.
To rodzaj osiągnięcia, za które oddałbym każde z moich sportowych osiągnięć.
Jestem przekonany, że ta akcja jest jednym z najpiękniejszych wydarzeń w historii polskiego alpinizmu. Być może największym. Zaznaczam, mówię tutaj o pięknie, a nie o jakimś kolejnym pieprzonym rekordzie czy sukcesie, które bardziej dzielą niż łączą.
To wydarzenie, które jak magiczna wajcha, przestawia moje smutne postrzeganie polskiego wspinania na jasną trajektorię.
To czyn, który promieniuje znacznie szerzej. W tych ciulowych czasach, gdy każda wartość pozbawiana jest fundamentów, to jeden z tych szlachetnych zrywów, który podtrzymuje moją wiarę w sens wszystkiego, a także karmi moją polską dumę. Obnoszenie się z dumami narodowymi jest niskie, ale lubię sobie nieraz pofolgować – Polacy raz jeszcze okazali się w himalaizmie pionierami.
Po ogólnonarodowym zrywie polskiego współczucia i pomocy dla przecież „źle wspominanych” ukraińskich braci-sióstr-wygnańców, to jeszcze jedno wielkie polskie dzieło.
Nie zasługuję na poufałość z Wami, ale proszę przyjmijcie wyrazy wdzięczności za wielką inspirację. Z podziwem i przyjaźnią dla chłopaków Rafała Froni, Marka Chmielarskiego, Jarka Gawrysiaka, Marcina Kaczkana, Krzysztofa Stasiaka, Grzegorz Borkowskiego.
Zwierz
***
Redakcja
Źródło: profil FB PKOL, profil FB Rafała Froni
[aktualizacja, 6.08, godz. 16:45]
Broad Peak: wyjątkowa wyprawa. Tomasz Kowalski pochowany po latach [93]
Wielki szacunek dla Rafała Froni i innych uczestników wyprawy! Czyn…
Edgar Nevermore