25 lutego 2023 17:16

Jest zimowa droga na Grenlandii. Tomaszewski i Hałdaś wytyczają „Fram”

Marcin „Yeti” Tomaszewski i Paweł Hałdaś wyruszyli na Grenlandię z zamiarem wytyczenia nowej drogi w stylu big wall w czasie kalendarzowej zimy. Warunki pogodowe oraz lodowe wymusiły na zespole zmianę rejonu, jednak, jak się okazało, znaleźli „prawdziwe wspinaczkowe Eldorado”. W efekcie powstała droga Fram, 700 m, 17 wyciągów M5, A3, C2, VI Big Wall pokonana w dniach 10-24 lutego. Zapraszamy do przeczytania relacji Marcina.

***

Nasza długo planowana wyprawa zaczęła się od całkowitej zmiany planów. Założona taktyka oraz rejony, w których zamierzaliśmy poszukiwać naszych ścian, wylądowały w koszu już chwilę po przylocie. Pokrywa lodu na fiordach nie jest stała. Ma na nią wpływ zarówno temperatura powietrza, jak i wiatr wpychający w jego głąb ciepłą wodę z Morza Baffina, która z kolei topi miejscowo jego pokrywę do zera. Tak też się stało w okolicy naszych niedoszłych ścian na wyspie Storoen od strony Uummannaq oraz Agpat Island.

Linia pokazująca miejsce założenia bazy (oprac. M. Tomaszewski)

Miejscowy przewodnik odradził nam poruszanie się w tamtych rejonach. Zrozumieliśmy, że kluczem do sukcesu jest w tym przypadku szybkość działania, szczególnie, że warunki pogodowe, a szczególnie temperaturowe, na Grenlandii zimą ulegają ogromnym wahaniom. Na drugi dzień po przylocie helikopterem do wioski dzięki pomocy lokalnej ludności Inuitów, którzy byli do nas bardzo przyjaźnie nastawieni, a szczególnie Antona, wyruszyliśmy na rekonesans w głąb fiordów w stronę wiecznej zmarzliny.

Baza na lodowej pokrywie fiordu (fot. M. Tomaszewski)

Rozmawiając z lokalnymi myśliwymi dowiedzieliśmy, że o istnieniu nieznanej wielkości oraz budowy skalnych ścian, które mijali w czasie swoich łowieckich wypraw. Bardzo chcieliśmy im się przyjrzeć z bliska, co było możliwe dzięki skuterom śnieżnym. W tym przypadku przydała się wiedza lokalnych rybaków odnośnie aktualnego stanu pokrywy lodu. Tego dnia zobaczyliśmy wiele ciekawych masywów o charakterze alpejskim, prawdziwe wspinaczkowe Eldorado, i przede wszystkim przepiękny eksponowany mur skalny o szerokości około 6 kilometrów i nieznanej wysokości. Decyzja zapadła w milczeniu, zakochaliśmy się w tym kawałku zmrożonej skały.

„Prawdziwe wspinaczkowe Eldorado i przede wszystkim przepiękny eksponowany mur skalny o szerokości około 6 kilometrów” i ok. 700 metrów wysokości (fot. M. Tomaszewski)

9 lutego rozbiliśmy nasze namioty na tafli fiordu, które przytwierdziliśmy śrubami do lodu. Lód do gotowania pozyskaliśmy z pobliskiej kry, ponieważ zarówno śnieg, jak i tafla fiordu były słone. Następnego dnia spakowaliśmy sprzęt i ruszyliśmy w kierunku ściany. I tak się zaczęła nasza przygoda. Wytyczanie drogi zajęło nam w sumie 14 dni. Dolne partie eksponowanej ściany zaporęczowaliśmy przy dobrej pogodzie, słońce na Grenlandii oznacza również bardzo niskie temperatury. W pierwszych dniach działania doświadczyliśmy wartości około -40°C.

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Jak się okazało, do prognozowanych temperatur w tym rejonie ze względu na bliskość wychładzającego powietrze lądolodu miejscowi dodają kilka kolejnych kresek na minusie. Na pierwszym froncie w czasie naszej wspinaczki walczyliśmy głównie z zimnem. Po kilku pierwszych dniach akcji i jednym dni, w czasie którego postanowiliśmy przeczekać rzadko spotykaną nawet w tym rejonie falę mrozu (-41°C lub mniej), zaporęczowaliśmy część ściany do miejsca wiszącego biwaku w portaledge’u.

Wspinaczka w dolnej partii ściany nie była trudna technicznie, jednak bardzo wymagająca ze względu na luźną skałę oraz specyficzne formacje skalne. W rejonie tym znajdują się głównie skały osadowe, metamorficzne. Czarne pasy skały otulające na dwóch poziomach ścianę oznaczały gorszą jakość granitu i przy tym duże zagrożenie samoistne spadającymi odłamkami. Krótki 7-godzinny dzień powodował, że w ciągu dnia nie byliśmy w stanie pokonać więcej nić jeden lub dwa wyciągi techniką hakową lub klasyczną do M5. Wspinaczka w nocy ze względu na warunki i temperatury nie wchodziła w grę.

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Ustaliliśmy, że priorytetem jest uniknięcie odmrożeń i wychłodzenia poza dopuszczalną granicę, oraz dokończenie drogi, nawet jeśli zajmie nam to więcej dni. W tym czasie, podobnie jak już do końca wyprawy, każdego dnia byliśmy na granicy odmrożenia palców u stóp oraz rąk, które co chwila traciły czucie i przybierały biały kolor. Chwila nieuwagi, zaniedbania zakończyłaby naszą wyprawę i marzenie o nowej drodze na tej pięknej ścianie. Linię drogi wypatrzyliśmy niemal od razu i byliśmy z Pawłem całkowicie zgodni. Ciągnęła się linią naturalnych formacji z kilkoma znakami zapytania. Jak ja je lubię…

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Jak się później okazało, jedyna zmiana przebiegu linii nastąpiła w górnej części, gdzie mieliśmy do wyboru dwa wielkie zacięcia wyjściowe. Nie mogąc się zdecydować poszliśmy środkiem pomiędzy nimi 😊 W rzeczywistości okazały się zbyt ponure, kruche, naszpikowane luźnymi płytami. Pomiędzy wypatrzyliśmy za to piękne rysy w pomarańczowej skale. I to był dobry wybór!

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

18 lutego wbijamy się na dobre w ścianę. Celowo nie rozbijamy biwaku niżej, aby uniknąć zniszczenia go spadającymi odłamkami skały. Holujemy wory transportowe, które następnie wieszamy na biwaku razem z portaledgem tuż nad 9. wyciągiem. W miejscu tym znajduje się dobra półka ze śniegiem do topienia wody. Pogoda pomimo niskich temperatur oraz wiatru dopisuje, dlatego staramy się wykorzystać każdy dzień, aby wyrwać kolejne metry ścianie. Idzie nam bardzo powoli, wręcz mozolnie. Zimno jest naszym największym przeciwnikiem. Po chwili przestoju ciało wychładza się, odcinając ciepło z palców, co wymusza ich ciągłe rozgrzewanie. Na to zawsze musi znaleźć się czas!

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Na prowadzeniu zmieniamy się każdego dnia. Jeden ubiera się lekko i rusza, podczas gdy asekurant ubiera najcieplejsze rzeczy, kurtki i spodnie puchowe, aby przetrwać dniówkę na stanie. W trakcie wspinaczki przechodzimy kilka za szerokich na nasze camy #6 kominów oraz okapów, co zmusza nas do prawdziwej ekwilibrystyki i sięgnięcia po czarną magię wspinania. Po minięciu widocznego w ścianie drugiego już pasa czarnej skały Paweł wbija się w wymagający wyciąg A3. Słyszę dudniące flejki, widzę cienkie przyklejone do ściany płyty, a ja na stanie wprost pod nimi! Czuję się jak skazaniec pod gilotyną! Za jakie grzechy, myślę sobie po cichu. No dobrze, dodaję w duchu – wiem, wiem, trochę ich było. Decydujemy się jednak na kilka bat hooków, aby dotrzeć do bezpieczniejszych formacji. Ten wyciąg zajął Pawłowi w milczeniu dobrych kilka godzin, wspinał się w koszmarnym wietrze i pyłówkach. Był bardzo dzielny, a ja byłem z niego dumny.

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Dzięki temu progresowi otrzymaliśmy, jak się później okazało, najlepszą z nagród. Mieliśmy możliwość kolejnego dnia zaatakować szczyt, w ostatnim dniu pogody przed zapowiadanym ociepleniem i mocnym wiatrem 110 km/h. Tego dnia, jak co wieczór, długo wchodzimy do śpiworów, zdejmujemy buty, topimy śnieg na herbatę i liofy. Potem długo rozgrzewany się w śpiworach. Dzięki polskiej firmie Pajak mamy podwójne zestawy: sztuczny na zewnątrz i puchowy w środku. Właściwości izolacyjne i samo suszące takiego zestawu doskonale się sprawdziły.

Zasypiamy jak zawsze po 21. Pobudka o 5. Na zewnątrz, jak mawia Paweł, czai się kłujące ZŁO. TEN dzień był niesamowity, prawdziwa nagroda. Bezwietrznie i wydawałoby się nawet cieplej niż zwykle. Włączam przyśpieszenie i prowadzę szybko dwa długie i eksponowane wyciągi A1/C1 na zwieńczenie ściany. Jest pięknie!

Wspinaczka na drodze „Fram” (fot. M. Tomaszewski)

Po wyjściu ze ściany rozwiązujemy się i po kolejnych kilkudziesięciu metrach stajemy na szczycie. Nisko pod nami kry lodowe uwięzione w zamarzniętym fiordzie wyglądają obłędnie, jedna przywodzi ma na myśl statek Fram, który być może był kiedyś pod naszą ścianą? Trudno opisać, co czuliśmy, co widzieliśmy. Na ten moment złożyło się wiele krótkich chwil z ostatnich dni, miesięcy, a nawet życia. Nie sposób tegi opisać, dlatego pozwolę sobie pozostawić tę chwilę tylko dla siebie.

Trudno opisać, co czuliśmy, co widzieliśmy. Na ten moment złożyło się wiele krótkich chwil z ostatnich dni, miesięcy, a nawet życia. Nie sposób tego opisać, dlatego pozwolę sobie pozostawić tę chwilę tylko dla siebie (fot. M. Tomaszewski)

Po zjeździe na biwak przygotowaliśmy cały sprzęt do jutrzejszych zjazdów, nie wiedząc, z jaką pogodą przyjdzie nam się mierzyć. Prognozy z komunikatora InReach nie brzmiały optymistycznie. Czas w tym przypadku pełnił główną rolą, ponieważ około godziny 13 zapowiadany był wiatr 110 km/h oraz wysokie temperatury, które mogłyby zamknąć nas na wiele dni w lodowej pułapce. Na szczęście udało nam się zjechać o 12 do obozu, skąd po chwili odebrał nas Anton. Godzinę po przybyciu do wioski Uummannaq droga przez fiord się zamknęła, lód popękał i zaczął zamieniać się w gęstą zupę. Wieczorem wiatr uderzył z całą siłą, nie wyobrażamy sobie, co by było, gdybyśmy nie zdążyli…

Tak w 24 godziny zmieniły się warunku w fiordzie… (fot. M. Tomaszewski)

Po zejściu do bazy nasze namioty rozbite były już w topniejącej lodowej pulpie. Dzisiaj, 26 lutego, pod ścianami Storoen jest już woda, fiord w wielu miejscach całkowicie się roztopił. Za kilka dni pewnie znów się zmrozi. Cały czas chodzi mi po głowie myśl, że ten jeden dzień opóźnienia mógłby spowodować odcięcie nas od świata na dłużej niż byśmy tego chcieli. Mieliśmy dużo szczęścia.

Odkryty przez nas mur skalny Oqatssut (lokalna nazwa) jest dość kruchy, przypuszczamy, że latem może okazać się jeszcze dość ryzykowny. Warto jednak mu się dokładnie przyjrzeć. Znajduje się tam sporo ciekawych miejsc pod nowe drogi.

Jeszcze długo będziemy przeżywać naszą wspaniałą przygodę, na pewno jeszcze od nas kilka historii usłyszycie 😊 Cieszymy się, że udało nam się spełnić nasze wielkie marzenie.

Odkryty przez nas mur skalny Oqatssut (lokalna nazwa) jest dość kruchy, przypuszczamy, że latem może okazać się jeszcze dość ryzykowny (fot. M. Tomaszewski)

A tak oto wyglądają techniczne dane naszej drogi:

Nowa droga Fram

  • Grenlandia, Zachodnie Wybrzeże, ściana Oqatssut,
  • 700 m, 17 wyciągów, trudności –  M5, A3, C2, VI Big Wall
  • 10-24 luty 2023
  • pierwsze zimowe przejście big wall na Grenlandii
  • na stanowiskach ze względu na duża kruszynę postanowiliśmy osadzać spity – 12 szt. do zjazdu oraz holowania.

Wielu osobom oraz markom należą się wielkie podziękowania. Nie byliśmy tutaj sami, tylko z Wami. Z Waszym twardym wsparciem! Sławku Ejsmondzie, miałeś być tutaj z nami jako towarzysz wyprawy, niestety ważne sprawy zatrzymały Cię w domu. Dziękujemy, że zostałeś z nami we wszystkich przygotowaniach. Nasi bliscy swoje przeżyli, dziękujemy za to, że rozumiecie coś, czego nie można zrozumieć tylko… poczuć. Wielu z Was trzymało za nas kciuki i wysyłało dobrą energię, jesteście najlepsi!

W przyszłości jeszcze o tym miejscu napiszemy, bo warto zapuścić się w ten rejon latem i zimą, polecamy Uummannaq, a szczególnie domki hostel AVANI prowadzone przez Antona, który zaopiekował się nami w czasie tej wyprawy. Sprawdzony gość, można na niego liczyć. Bardzo Ci dziękujemy za wsparcie naszej wyprawy!

Na koniec bardzo ważne podziękowania ode mnie dla mojej włoskiej rodziny CAMP zajmującej się produkcją sprzętu do tego typu skalnych, wspinaczkowych praktyk. Dzięki Wam czuję się gotowy, bezpieczny sprzętowo oraz zabezpieczony finansowo. Poza sprzętem płynie do mnie z PREMANY dobra, przepełniona pasją do gór i życzliwością energia.

Poniżej znajdziecie bardzo ważną listę marek, które nas wsparły, rzućcie okiem proszę, oni stoją za takimi ludźmi jak my, i to dzięki nim możemy wciąż odkrywać świat. Polecamy każdą z nich, ponieważ stoją za nimi ludzie z krwi i kości.

Paweł, dzięki za wspólne wspinanie. We did it!

Marcin „Yeti” Tomaszewski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Brawo! [2]
    Przyjmijcie szczere gratulacje. Glowacz nieco uzmysłowił na KFG czym jest…

    25-02-2023
    andrzej