24 września 2022 18:44

Colin Haley samotnie i zimą na Fitz Roy

Colin Haley zrealizował kolejną wyjątkową wspinaczkę. Tym razem Amerykanin pokonał zimą, samotnie drogę Supercanaleta (1600 m, TD+ 5.10 90°) prowadzącą na Fitz Roy (3405m) w Patagonii.

Fitz Roy z wrysowaną linią drogi "Supercanaleta" (fot. Rolando Garibotti)

Fitz Roy z wrysowaną linią drogi „Supercanaleta” (fot. Rolando Garibotti)

***

Supercanaleta biegnie zachodnią ścianą szczytu i jest najłatwiejszą technicznie linią prowadzącą na szczyt Fitz Roya, ale ze względu na długość poważną. Została wytyczona w 1965 roku, po trzydniowej wspinaczce zrealizowanej przez argentyński zespół w składzie Carlos Comesaña i José Luis Fonrouge. Było to dopiero drugie wejście na szczyt i pierwsze w stylu alpejskim. Na swoje czasy było to przejście wyjątkowe, którego dokonali kompletnie nieznani światu Argentyńczycy. Zespół, by udowodnić swoje przejście, zabrał ze szczytu karabinek zostawiony przez wyprawę francuską z 1952 roku (dowodzoną przez samego Lionela Terray) i zostawili flagę argentyńską.

Pierwsze zimowe przejście drogi także należy do Argentyńczyków. Zrobili je w 1986 roku Eduardo Brenner, Sebastián De La Cruz i Gabriel Ruiz (przejście trwało trzy dni).

Pierwsze samotne przejście Supercanalety należy do Deana Pottera (2002). Wspinaczka z bazy na szczyt zajęła mu sześć i pół godziny. Drugie zaś do autora pierwszego samotnego zimowego przejścia, czyli właśnie do Colina Haleya. 7 stycznia 2009 roku 24-letni wówczas Colin zrealizował wspinaczkę od szczeliny brzeżnej do szczytu trochę ponad 14 godzin.

Spektakularny widok z Supercanaleta (fot. colinhaley.com)

Spektakularny widok z Supercanaleta (fot. colinhaley.com)

Tegoroczne zimowe, samotne przejście Haley zrealizował we wrześniu, a jak sam pisze – marzył o nim od 9 lat. Jednak Supercanaleta nie padła z marszu. Jego pierwsza próba, podjęta 12 września, załamała się o 14:30 po pokonaniu 1000 metrów drogi, robiło się późno, a szykowało się gwałtowne załamanie pogody:

Spędziłem 30 minut zastanawiając się nad życiem, wspinaczką, ludźmi, których kocham, solówką, ambicją, ryzykiem i chęcią przetrwania. Czułem, jak to często robiłem wcześniej, że to, co robię, jest śmieszne, zbyt stresujące i przerażające, by sprawiało mi przyjemność. Już przed założeniem pierwszego zjazdu pomyślałem, że jest bardzo mało prawdopodobne, bym podjął kolejną próbę.

Czasami jednak życie przynosi coś, czego się nie spodziewamy. Kolejne okno pogodowe miało się pojawić 19 września i Colin wyruszył ponownie. Co prawda tym razem w miejscu, które osiągnął poprzednio, był zaledwie 15 minut wcześniej (o 14:15), ale czuł się zdecydowanie pewniej i przede wszystkim prognozy mówiły, że nadchodząca noc ma być spokojna.

Colin Haley na grani, jeszcze przed zmrokiem (fot. colinhaley.com)

Colin Haley na grani, jeszcze przed zmrokiem (fot. colinhaley.com)

Teraz czekał go fragment drogi prowadzący do południowo-zachodniej grani szczytu i na niej kilka trudnych odcinków wymagających szczególnej uwagi:

Przez cały ten fragment wspinałem się w z pełną koncentracją, poruszając się tak szybko, jak tylko mogłem (…). Na niektórych odcinkach skała była pokryta warstwą szronu, która spowalniała postęp, ale w innych miejscach skała była prawie czysta, co było dużym plusem. Gdy słońce schodziło na zachód, przenikało przez niskie chmury nad południową czapą lodową Patagonii, czyniąc scenerię absolutnie oszałamiającą. Ostatni trudny wyciąg ukończyłem o 20:05, akurat gdy zapadała noc.

Na szczycie Colin melduje się o 21:23, pogoda trzyma z góry może podziwiać światła znajdującego się blisko 3 kilometry niżej El Chaltén:

Zastanawiałem się, czy może ktoś w mieście wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza i czy widzi moją czołówkę na wysokości 3 tys. metrów.

Wbrew rodzącym się obawom dotyczącym nocnych zjazdów ze szczytu, zejście przebiega gładko. Haley 20 września o piątej wraca do namiotu:

…wróciłem do swojego namiotu, skrajnie wyczerpany fizycznie, psychicznie i psychicznie.

Colin dodaje w swojej relacji:

W tej chwili, wieczorem 22 września, nadal czuję się fizycznie zmęczony wspinaczką, wciąż trochę pozbawiony snu i na pewno nadal oszołomiony tym doświadczeniem. Na Supercanaleta nie ma jednego wyciągu, który byłby ekstremalnie trudny lub niebezpieczny, ale długość drogi, konieczność bycia skoncentrowanym non-stop przez 21,5 godziny i robienie tego wszystkiego w mrozie i samotności zimy sprawiło, że to bardzo intensywne przeżycie.

Trudno mi ocenić, o ile było to trudniejsze niż samotne pokonanie drogi latem 2009 roku. Na pewno był to znaczący krok naprzód, mimo że w 2009 roku miałem szczególnie złe letnie warunki, a teraz wydaje mi się całkiem dobre warunki zimowe i na pewno dobrą pogodę. Trudno mi również ocenić, przynajmniej w moim wciąż zmęczonym stanie, gdzie ta wspinaczka plasuje się wśród moich innych osiągnięć wspinaczkowych, lub jak będzie to postrzegane przez innych. Często uważam, że reakcja opinii publicznej na różne przejścia nie koreluje bardzo silnie z faktyczną trudnością osiągnięcia wspinaczkowego. W dzisiejszych czasach liczy się raczej robienie filmów niż trudne wspinaczki. To naprawdę nie ma znaczenia. Wiem z intensywności moich doświadczeń, że ​​było to 'pretty fucking badass’ i nie potrzebuję zewnętrznej afirmacji, by to sobie potwierdzić.

Colin Haley to jeden z najlepszych alpinistów ostatniego dziesięciolecia. Jakość jego przejść (głównie w Patagonii) jest imponująca. Jest jednym z nielicznych uprawiających sztukę samotnej wspinaczki wielkimi alpejskimi drogami. W 2010 roku dokonał np. pierwszego samotnego wejścia na Cerro Standhardt, a w 2016 roku pierwszego samotnego wejścia na Torre Egger oraz Punta Herron. Działał także na Alasce, w 2016 roku przeszedł samotnie jedną z najsłynniejszych alaskańskich dróg – Infinite Spur na Mount Foraker a rok później pokonał również samotnie 1200-metrową ścianę North Buttress (Mount Hunter, Alaska). W 2018 roku przebiegł samotnie w 8 godzin i 7 minut Filar Cassina na Denali.

Źródło: colinhaley.com




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum