Andrzeja Sokołowskiego wspomina Kuba Radziejowski
We wrześniu, w okolicach Staroleśnego Szczytu w Tatrach Słowackich, w wypadku zginęli Andrzej Sokołowski i jego żona Roksana Knapik. Andrzeja wspomina Kuba Radziejowski.
***
Zginął mój… Nigdy tego tak nie nazwałem, ale chyba po prostu zginął mój przyjaciel. Po prostu i aż. Zginęła też Roksana, wspaniała dziewczyna, mądra kobieta, z niezwykłą pasją.
Przez tyle czasu człowiek nie potrafi nazwać rzeczy po imieniu, a jak już jest za późno, to dopiero wie.
Polski Hotel Robotniczy w Les Houches już nigdy nie będzie ten sam, żaden sezon w Alpach nigdy nie będzie podobny do ostatnich trzech.
Endrju Madgajd jest najlepszym z najlepszych. Był i będzie. Jest mistrzem braku napinek – nigdy, naprawdę nigdy przyjemność ze wspinania nie była dla niego mniej ważna od konieczności zrobienia wyniku. Miał tę pewność siebie, która sprawiała, że nic nikomu udowadniać nie musiał.
Kiedy ostatniego października podeszliśmy pod Jorass,y zorientowałem się, że nie mam czucia w palcu u stopy. Już pod ścianą powiedziałem, że muszę rozgrzać palucha, bo bez czucia w ścianę nie wejdę. Przez ponad 40 minut rozmasowywałem stopę przepraszając za zwłokę, a w tym czasie Sokół stał obok i mówił: nie martw się, najwyżej zejdziemy i jutro pójdziemy gdzie indziej. Też będzie fajnie.
Kiedyś mieliśmy wolny dzień. W nocy spadło 20 cm śniegu. Rano rzucam, że może weźmiemy dziaby i narty i pójdziemy wspiąć się na Tacula, żeby z niego zjechać. A Andrzej na to: mówiłeś, mówiłeś i namówiłeś. Dwie godziny później wspinaliśmy się z nartami na plecach.
9 miesięcy wspólnego mieszkania w Les Houches w ciągu ostatnich 3 lat nie przyniosły nam ani jednego napięcia, ani jednej sprzeczki. Dom był po to, żeby odpoczywać i się relaksować. Sokół to potrafi. Kiedy mijaliśmy się, ja wracałem z pracy, a on wychodził na parę dni, dzwonił, że zrobił dla mnie zupy na trzy dni. Tak po prostu.
Dzwoniłem wczoraj do ludzi, z którymi Andrzej chodził po górach. Wszyscy płakali. Andrzej jest kochany przez wszystkich, którzy go dobrze znali. Nie za to, że był najlepszym przewodnikiem, wspinaczem. Dlatego że był/jest prawdziwy, szczery, dobry, że był przyjacielem i przewodnikiem dla innych, a nie dla siebie.
Andrzej kochał życie, kochał góry, nikt tak jak on nie potrafił życia afirmować. Wiem, że chciałby żebyście wspominali Go na wesoło, bo taki był. Nie wrzucajcie czarno białych zdjęć. Bo on jest kolorowy, radosny. Idźcie w skały i góry Go wspominać, wypijcie za nich dobre wino, 'kąśnijcie’ jak mówił, coś bez mięsa. Idźcie potrenować, on to uwielbiał, będzie wtedy z Wami.
—
Wybaczcie, że nie piszę o Roksanie, choć na pewno zasługuje na tyle samo. Znałem ją dużo mniej, a życie w Alpach dzieliłem z Andrzejem.
Kuba Radziejowski
Tekst pochodzi z profilu FB Kuby