Historia jednego zdjęcia Marcina Ciepielewskiego: „Babybel” 8a, Taghia

Kolejny odcinek z cyklu „Historia jednego zdjęcia”. O swoich fotografiach „od kuchni” opowiada Marcin Ciepielewski, którego prace pewnie doskonale znacie. Marcin: „to dla mnie świetna okazja na podzielenie się kilkoma historiami z sesji fotograficznych, a także przedstawienia okoliczności powstania zdjęć”. Tym razem Taghia w Maroku i Michał Czech na drodze Babybel.

Michał Czech na drodze „Babybel” 8a, Taghia, Maroko (fot. Marcin Ciepielewski)

Michał Czech na drodze „Babybel” 8a, Taghia, Maroko (fot. Marcin Ciepielewski)

***

Od kiedy zacząłem się wspinać i fotografować, zawsze moim wielkim marzeniem było pojechanie w jakieś egzotyczne miejsce na wspinaczkową wyprawę w roli fotografa. Z nieustającym podziwem czytałem artykuły i relacje w „Górach” z eksploracyjnych przedsięwzięć Davida Kaszlikowskiego, Stefana Głowacza i Klausa Fenglera, Roberta Jaspera i innych. I zawsze po cichu marzyłem, że może kiedyś uda mi się wziąć udział w takiej wyprawie. I chociaż przez ponad 20 lat wspinania objechałem większość znanych europejskich skalnych i górskich rejonów, to jednak zawsze były to miejsca raczej bardziej niż mniej cywilizowane i podróże te traktowałem bardziej jako wakacyjne wyjazdy niż egzotyczną przygodę.

Z ekipą Sakwy zetknąłem się chyba przez przypadek, z Michałem Czechem mijałem się na Koronie i wiedziałem o jego świetnych przejściach i wielkim talencie, ale w pierwszych miesiącach po przeprowadzce do Krakowa obracałem się wśród raczej znanych mi już wcześniej osób…, aż pewnego wieczora zobaczyłem na Facebooku ogłoszenie Pawła Zielińskiego o wolnym miejscu w aucie na krótki wypad w czeskie piachy. Ten rejon interesował mnie już od dawna, ale zdecydowanie wykraczał poza mój zapas psychy, uznałem jednak, że może z mocną ekipą warto się tam wybrać i może uda się coś sfotografować. Tak się stało i był to świetny początek przyjaźni i współpracy z Pawłem, Gabrysiem Korbielem, a w konsekwencji także z resztą ekipy. Chyba właśnie na tym wyjeździe usłyszałem od Gabrysia o planach na wyjazd w maju przyszłego roku do Taghii na Babel z Michałem, Michałem Brożyną oraz Pawłem Bańczykiem i Kubą Kołodziejem. I od razu rozpaliło to moją wyobraźnię. Z wielką radością przyjąłem fakt, że moja nieśmiała propozycja wyjazdu jako fotografa do Maroka spotkała się z aprobatą.

O Maroku czytałem już wcześniej, były to relacje Davida Kaszlikowskiego i Elizy Kubarskiej z ich pobytu najpierw w Todrze, a później jako pierwszych Polaków w Taghii, gdzie w ramach Alvika Taghia Trip wraz z Borkiem Szybińskim wytyczyli w 2004 roku Barracudę 7c+, a podczas kolejnej wyprawy, tym razem z Przemkiem Klimkiem drogę Fantasia 7b+/c. W roku, gdy David i Eliza wytyczyli Barracudę powstała też droga innego polskiego zespołu – Bogusława Fica, Grzegorza Grochala i Tomka Samitowskiego  – Widmo. Początkowo linia była wyceniona na 7c+/8a, niestety ekipa krakowska nie zdołała klasycznie pokonać ostatniego wyciągu szacowanego na 8a i zakończyła drogę na wyraźnej półce. Podjęto kolejne próby, w 2007 roku Grzegorz Grochal i Rafał Porębski bez powodzenia próbowali dokończyć drogę, jednak udało się to dopiero w 2015 roku zespołowi w składzie Marcin Opozda i Tomasz Samitowski, przy wsparciu Michała Brożyny i Grześka Grochala”.

Celem naszego wyjazdu była jedna z najbardziej legendarnych dróg w Taghii – Babel 7c+, wytyczona przez zespół Arnaud Petit, Stephanie Bodet, Fred Gentet i Nicolas Kalisz w 2007 roku i jest to chyba najbardziej wymagająca droga w Kanionie ze względu na bardzo duży ciąg trudności (14 spośród 18 wyciągów wyceniono na minimum 7a) oraz dość oszczędne obicie.

Faktycznie wyjazd był dla mnie dużym przeżyciem, już od wyjścia z samolotu chłonąłem egzotyczny klimat, a długi dojazd, transport sprzętu na osiołkach do odległej od cywilizacji o 2 godziny marszu wioski i przepiękna panorama kanionu otwierająca się z tarasu domu Ahmeda, u którego mieszkaliśmy, były spełnieniem marzeń. Najpierw jednak trzeba było zacisnąć zęby i wytrzymać kilkugodzinne ostre podejście z ciężkimi worami, przełamać strach zawisając na linie nad 800 metrową przepaścią, walczyć z przeciwnościami typu przecięta lina, dotrwać do rana na wąskiej półce skalnej zawieszonej nad czeluścią i podzielić się dwoma karimatami i trzema śpiworami na czterech… – to jednak najciekawsze chyba zdjęcie zrobiłem na innej drodze.

Ekipa w Taghii – Michał Brożyna, Paweł Bańczyk, Ahmed – właściciel schroniska, Gabryś Korbiel, Michał Czech, Kuba Kołodziej i brat Ahmeda (fot. Marcin Ciepielewski)

Ekipa w Taghii – Michał Brożyna, Paweł Bańczyk, Ahmed – właściciel schroniska, Gabryś Korbiel, Michał Czech, Kuba Kołodziej i brat Ahmeda (fot. Marcin Ciepielewski)

Po pierwszym dwudniowym zjeździe drogą, kiedy wraz z zespołem Michałem Czechem, Gabrysiem i Michałem Brożyną weszliśmy na szczyt od tyłu, aby rozpatentować drogę i w tym czasie zrobić zdjęcia, a także zostawić depozyt na półce biwakowej, pogoda zepsuła się na tyle, że atak był zbyt ryzykowny. Chłopaki potrzebowali dwóch dni stabilnej pogody, a prognozy przestrzegały przed popołudniowymi opadami. Aby nie czekać bezczynnie, jednego dnia wybraliśmy się z Michałem i Gabrysiem na dużo krótszą propozycję Babel, na Paroi de la Cascade – Babybel 8a. Chłopaków skusiły trudności i możliwość zrobienia jej przed deszczem, a mnie informacja o pobliskim wodospadzie, który od razu wyobraziłem sobie na zdjęciach. Podejście również było o wiele krótsze i przyjemniejsze niż na szczyt Tagouijimt. Po pokonaniu pierwszego wyciągu okazało się, że lądujemy na szerokiej wygodnej półce, na którą mogłem spokojnie wejść dookoła, zamiast pałować z worem ze sprzętem po linie. Chłopaki przehaczyli drugi wyciąg, wieszając mi poręczówkę, więc po,raz kolejny przepałowałem 40 metrów, tym razem już w sporym przewieszeniu.

Na poręczówce na „Babybel”, przygotowuję się do zdjęć (fot. Marcin Ciepielewski)

Na poręczówce na „Babybel”, przygotowuję się do zdjęć (fot. Marcin Ciepielewski)

To, co zaplanowałem na dole, sprawdziło się częściowo. Owszem, wodospad było widać, ale jakoś tak słabo. Daleko było mu do elementu, który tworzy spektakularne tło. Miejsce, w którym uznałem, że będzie ciekawy ruch na drodze, spełniło moje oczekiwania, ale żeby sfotografować daleki krzyż Michała do chwytu, musiałem być bardziej przyciągnięty do ściany i dużo bardziej w lewo. Oczywiście tym razem przy pakowaniu się uznałem, że nie idziemy w bardzo dziką ścianę i to w ogóle ma być rekreacja, więc nie zabrałem skyhooków. Ratunkiem okazało się doświadczenie wyniesione z piachów, ponieważ ze sprzętu miałem tylko repa osobistego, którego węzeł zderzakowy udało mi się zaklinować w wąskiej rysce i tak dociągnąć się do właściwej pozycji. Michał zrobił ruch, ja sprawdziłem, jak się to wszystko układa w kadrze… no i spoko, niby jest lufa, ruch fajny, stylówa Michała dobrana jeszcze w schronisku prezentuje się dobrze i niebieskie ciuchy pięknie kontrastują z oranżem skał, coś tam widać tego wodospadu, no, ale… no nie ma tego efektu wodospadu, który sobie wyobraziłem na dole, wąska stróżka coś tam kapie w tle i wygląda to dość zwyczajnie. I wtedy powiał wiatr…

Dobrze, że już miałem poukładany kadr, więc tylko wrzasnąłem do Michała „dawaj”, przyłożyłem aparat do oka, punkt ostrości już miałem ustawiony w odpowiednim miejscu, Michał strzelił do klamy, a ja złapałem piękny łuk tęczy, który pojawił się dosłownie na chwilę w rozwianym pióropuszu wody.

Na koniec jeszcze czekała mnie kolejna atrakcja, bo koledzy stwierdzili, że jak mnie pobujają na tej linie, na której wiszę, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, to będzie śmiesznie.

Po zjeździe z drogi „Babybel”, jeszcze chwila na widoki… (fot. Marcin Ciepielewski)

Po zjeździe z drogi „Babybel”, jeszcze chwila na widoki… (fot. Marcin Ciepielewski)

Zdjęcie zostało opublikowane w magazynie „Góry”, otwierając fotoreportaż z naszej wyprawy, oraz w kalendarzu „The Best of Klettern” 2021 niemieckiego wydawnictwa TMMS Verlag.

Marcin Ciepielewski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum