Adrian Ballinger – pierwszy zjazd na nartach z Makalu
9 maja Adrian Ballinger zjechał na nartach z Makalu. Urodzony w Wielkiej Brytanii i mieszkający w USA alpinista, skialpinista, przewodnik IFMGA/AMGA i założyciel Alpenglow Expeditions w górach najwyższych odnosił sukcesy już wielokrotnie. Zjazd z piątej góry świata jest z pewnością kolejnym wyczynem wysokiej klasy, choć warto na wstępie zaznaczyć, że nie jest to pierwszy “kompletny” (czyli bez odpinania nart) zjazd z Makalu, jak komunikuje alpinista, ponieważ obrana linia wymagała wspinania w dół i zjazdów na linie. Piszemy również o prawdopodobnym rekordzie prędkości (FKT) na tym szczycie oraz nowych metodach preaklimatyzacyjnych stworzonych na podstawie badań Alpenglow Expeditions.
***
Adrian Ballinger stanął na szczycie Makalu (8481 m) w towarzystwie Dorji Sonama Sherpy i Pasanga Sherpy 9 maja o 9:00 rano czasu lokalnego, jako pierwszy zespół w tym sezonie i w zerowej widoczności. Jak podkreśla Ballinger, mowa o właściwym, “prawdziwym” wierzchołku góry. Eksponowaną grań podszczytową zaporęczował Dorje Sonam.
Po krótkim odpoczynku Ballinger zszedł grańką, po czym zapiął narty i rozpoczął zjazd. Ponieważ teren na Makalu jest trudny, zjazd wymagał trawersów i zjazdów na linie. Alpinista pokonał na nartach niebezpieczny i stromy Kuluar Francuski. Zjazd odbywał się przy bardzo słabej widoczności.
Po przerwie w obozie 3., gdzie narciarz wypił kawę i ogrzał stopy, rozpoczął się najniebezpieczniejszy fragment zjazdu – poprzecinany szczelinami lodowymi stok pomiędzy siodłem Makalu-La a obozem 2. Ballinger trzymał się dość blisko przebiegu drogi normalnej, mijając około 25 osób idących w górę. W panujących wtedy na górze warunkach utrzymanie poręczówki w zasięgu wzroku było kluczowe dla bezpieczeństwa i ułatwiało nawigację.
Poniżej obozu 2 teren jest już mniej eksponowany. Skialpinista dotarł nim do lodowca. Po zjeździe powiedział, że zjazd był trudniejszy niż przypuszczał, głównie ze względu na twardość pokrywy śniegowej. Dodał również:
To nie był dobry zjazd, ale za to wielkie narciarstwo.
Łącznie Ballinger pokonał na nartach około 2450 m w pionie, około 60 m zjechał na linie i pierwsze 15 m wspinał się w dół. Narty odpiął przy lodowcu, na wysokości około 5790 m.
W przypadku tego zjazdu przed “kompletny” trzeba postawić “niemal” ze względu na pierwsze metry pokonane na nogach, zjazdy na linie i okazjonalne łapanie poręczówek rękami. Niemniej jest to wyczyn i pierwszy zjazd z Makalu, który można uznać za udany. Pozostaje zatem tylko jeden ośmiotysięcznik, z którego jeszcze na nartach nie zjechano – Kanczendzonga (8586 m). Ballinger nie wyklucza, że będzie to jego kolejny cel, jednak na razie planuje odpocząć i nacieszyć się sukcesem.
Adrian Ballinger uważa, że zjazdy narciarskie w górach najwyższych oferują największe wyzwania i są najciekawszym polem do bicia rekordów. To jego ulubiona dziedzina:
Od dzieciństwa narciarstwo jest moją pasją. Później zainteresowałem się wspinaniem i ośmiotysięcznikami. Połączenie obu tych dziedzin przyszło naturalnie.
Ballinger ma na swoim koncie udany zjazd z Manaslu, jak podaje w 2011 roku zjechał jako pierwszy z “prawdziwego” wierzchołka tej góry. Dwa razy zjechał również z Cho Oyu. Próbował, lecz bez sukcesów, zjazdów z Lhotse i Mount Everestu. Tegoroczny zjazd z Makalu poprzedziły dwie próby, w latach 2012 i 2015. Wśród jego wyczynów na uwagę zasługują wejścia bez dodatkowego tlenu na Mount Everest i K2.
Rekord prędkości i nowe techniki aklimatyzacji
Podczas, gdy Adrian Ballinger zjeżdżał z Makalu na nartach, jego koledzy Karl Egloff i Nicolas Miranda pobili prawdopodobnie inny rekord – najszybszy czas wejścia na szczyt bez dodatkowego tlenu (fastest-known time – FKT). Z bazy wysuniętej dotarli na wierzchołek w 17 godzin i 18 minut. Do bazy wrócili po 26 godzinach.
Ballinger, Egloff, Miranda i pozostali członkowie zespoły Alpenglow Expeditions testowali podczas tej wyprawy nowe metody związane z przystosowaniem ciała ludzkiego do wysiłku na dużych wysokościach. Przed przylotem do Nepalu każdy z członków wyprawy aklimatyzował się indywidualnie w namiocie hipoksyjnym. Później zespół pominął 16-dniowy trekking z Katmandu do bazy, zamiast tego dolatując helikopterem od razu na wysokość 4880 m. Po zaledwie 48 godzinach ekipa zameldowała się w obozie głównym (bazie wysuniętej), na wysokości około 5790 m, czyli znacznie wyżej niż standardowe bazy pod ośmiotysięcznikami. Jak tłumaczy Ballinger, taka strategia jest wynikiem dekady badań procesów przedaklimatyzacyjnych:
Zauważyliśmy, że ciało człowieka jest znacznie mniej narażone na choroby układu oddechowego i pokarmowego podczas z przebywania na wysokości w pierwszych dniach i tygodniach wyprawy. Jeśli ciało zostanie poddane preaklimatyzacji, ma znacznie większe szanse skutecznie zwalczać wszelkie konsekwencje przebywania na dużej wysokości w tej początkowej fazie pobytu w górach.
Jak widać, przynajmniej na przykładzie tej wyprawy, to metoda całkiem skuteczna.
Michał Gurgul
źródła: Adrian Ballinger, Outside