16 grudnia 2021 09:20

Waldek Niemiec: wielowyciągówki – brakujące ogniwo

Niedawno minęło 40 lat mojego szkolenia w skałkach i w górach, co jest dobrą okazją do małej refleksji dotyczącej systemu szkolenia.

Kurs wspinania wielowyciągowego – nowa propozycja (fot. Waldek Niemiec / Kilimajaro)

Od zarania dziejów system ten wyglądał tak: najpierw kurs skałkowy, potem trochę wspinania samodzielnego (albo i nie), a potem kurs taternicki.

***

Kurs skałkowy

Trwa sześć dni, czasem osiem. Moim zdaniem (ale nie tylko moim) ma mocno przeładowany program. Materiału jest zdecydowanie za dużo, dziś prowadzenie na sportowo, jutro wielowyciągówki, pojutrze własna, trochę autoratownictwa. A gdzie jest czas na powtarzanie ćwiczeń i tym samym ich utrwalanie? Nie ma… A nie są to łatwe kwestie, większość operacji jest mocno skomplikowana, zwłaszcza jeżeli mamy do czynienia ze „świeżynkami” – a w teorii właśnie dla nich jest ten kurs przeznaczony. Jednocześnie materiału nie da się obciąć, ponieważ po tym kursie absolwent ma jechać na kurs taternicki.

Wielowyciągówki na kursie skałkowym

Są w programie kursu, bo muszą być, skoro po nim absolwent ma się pojawić na kursie taternickim. Jeżeli kurs skałkowy odbywa się w Polsce, to moim zdaniem nie ćwiczymy tam faktycznie wspinania wielowyciągowego, a jedynie operacje sprzętowe na wielowyciągach. Na czym polega różnica?

Otóż w Polsce prawie nie ma skałek wyższych niż 35 metrów, więc siłą rzeczy jeden wyciąg na takiej „wielowyciągówce” nie jest dłuższy niż 15 metrów. W zawiązku z tym nie można przećwiczyć większości problemów, które występują podczas realnej wspinaczki ścianie. Nie ma problemów z wyszukaniem drogi, bo całą widać doskonale z dołu. Nie ćwiczymy rozdzielania liny połówkowej, bo nie występuje jej przesztywnienie, a kruszyzny praktycznie nie ma. Nie ma też żadnych problemów z komunikacją, ponieważ na wysokości 15 metrów „dokrzyczy się” każdy. Za to w prawdziwej ścianie, przy wyciągach długości 40 metrów, jeszcze w przypadku jak trochę wieje, to komunikacja i komendy wyglądają zupełnie inaczej. Podobnie jest ze zjazdami, w ścianie wyglądają trochę inaczej i inna jest organizacja na stanowisku. Jedyne, co możemy faktycznie przećwiczyć w skałkach, to operacje sprzętowe. A i tak mamy za mało czasu, żeby je ugruntować. Nie ma co liczyć na to, że absolwent po kursie skałkowym przećwiczy wielowyciągówki jeszcze raz. Nie ma z kim, nie ma gdzie i najczęściej nie ma sprzętu…

Kurs wspinania wielowyciągowego – nowa propozycja (fot. Waldek Niemiec / Kilimajaro)

Kurs taternicki

W efekcie na kursie taternickim pierwsze kilka dni idzie na straty. To znaczy na przypominanie tego, co kursanci powinni już umieć, albo wręcz uczenie ich tego od nowa. Przejście najprostszej drogi trwa niemiłosiernie długo, większość operacji sprzętowych jest owiana tajemnicą, a ciąg pięciu zjazdów zajmuje kilka godzin (o ile nie nastąpi jakaś awaria).

Prawdziwy kurs taternicki, z długimi, poważnymi drogami, zaczyna się dopiero od połowy kursu. Wcześniej „środkowe” i „prawe” żeberko… Czyli strata czasu (kursantów i instruktorów) i pieniędzy (kursantów).

Jaka jest alternatywa?

Kurs wspinania wielowyciągowego pomiędzy skałkowym a taternickim. Prowadzimy go w ścianach od 80 do 350 metrów, więc całkiem pokaźnych, ale są w całości albo prawie w całości są one obite, zawsze z punktami stanowiskowymi (przynajmniej z jednym), w związku z tym prawie odpada własna asekuracja. Kursanci mogą się skupić na pozostałych problemach.

Pracujemy głównie nad szybkością poruszania się, czyli w dużej mierze nad szybkością operacji sprzętowych. Tak, żeby wypracować automatyzmy. Oczywiście w sytuacjach typowych, bo w nietypowych trzeba myśleć. Kursanci sami wyszukują dojście pod ścianę, przebieg drogi w ścianie i zejście, bez żadnych podpowiedzi i sugestii. Dzięki temu potem w górach jest im znacznie łatwiej zrobić to samodzielnie. Podobnie ze zjazdami, w sytuacjach typowych mają iść błyskawicznie, nie dłużej niż 20-30 min na zespół. Więc wytwarzają się przydatne odruchy, bardzo potem przydatne w górach.

Kurs wspinania wielowyciągowego – nowa propozycja (fot. Waldek Niemiec / Kilimajaro)

Ponieważ ściany są duże, ale jednak bez charakteru górskiego, to łatwiej się skupić na tych podstawowych kwestiach, bo odpada część problemów typowo górskich (deszcz, czasem śnieg, gwałtowne spadki temperatury, duży wysiłek przy podejściu). Jeżeli do tego dodamy zazwyczaj piękną pogodę (Chorwacja, Hiszpania, Maroko) i krótkie podejścia, to w trakcie 5-dniowego kursu WW wspinamy się więcej niż na dwutygodniowym taternickim.

Dlatego moim zdaniem warto rozważyć wydanie dodatkowych pieniędzy i poświęcenie dodatkowych pięciu dni na kurs WW przed kursem taternickim. W efekcie i tak sporo oszczędzimy, bo potem, już na kursie taternickim, zrobimy dużo więcej dużo trudniejszych dróg.

Waldemar Niemiec
Instruktor alpinizmu PZA




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum