13 października 2021 20:30

„Puškášove rondo” – tatrzańska łańcuchówka dla Ilony Podleckiej i Grzegorza Folty

W tym roku miały miejsce dwie szczególne z perspektywy taternictwa rocznice. 9 czerwca minęło dwadzieścia lat od śmierci Arno Puškáša, a 17 sierpnia tyleż samo od śmierci Vladimira Tatarki. Wydarzenia te postanowili uczcić Ilona Podlecka (KW Sakwa) i Grzegorz Folta, przechodząc 10 września łańcuchówkę tatrzańską łączącą obie te wielkie postaci. „Puškášove rondo”, bo o nim mowa, w zasadzie nie zaistniało dotychczas w świadomości polskiego środowiska taternickiego. Zapraszamy zatem do lektury ciekawego artykułu historycznego autorstwa Grzegorza, przybliżającego nam ideę tej łańcuchówki, a łączącego tatrzańskie epoki początków wspinania hakowego z czasami współczesnymi.

Redakcja

***

Z całą pewnością częściowo popsułem alpinizm i jest to dla mnie bolesne. A jednak uczucie, które towarzyszy mi w pionowych ścianach czy filarach, jest silniejsze ode mnie. Muszę dostać się na szczyt i nie mogę bez tego żyć. Nawet wtedy, kiedy całą drogę zrobię dzięki sztucznym ułatwieniom – czerpię przyjemność ze wznoszenia się między niebem a ziemią! To jest moja choroba.

Emilio Comici

17 sierpnia 2001 roku. Zupełnie nie pamiętam, co tego dnia robiłem, jednak przeczytana informacja o śmierci Vlado Tatarki wstrząsnęła mną dogłębnie. Feralnego dnia jego celem było przejście wraz z córką czterech dróg w okolicy Popradzkiego Stawu autorstwa zmarłego ledwie dwa miesiące wcześniej Arno Puškáša.

Nowa epoka

Dwudziestolecie międzywojenne było z całą pewnością polskim okresem w historii taternictwa. Świerz, Stanisławski, Birkenmajer, Motyka, Orłowski i wielu innych zawładnęło Tatrami po obu stronach granicy. Po rozpadzie Austro-Węgier taternictwo słowackie i czeskie dopiero się rozwijało i ostatecznie przez dwie dekady nie zdołało osiągnąć poziomu ówczesnej czołówki. W trakcie II wojny światowej, co oczywiste, jedynie garstka osób z rzadka miała możliwość działania. Według Witolda Henryka Paryskiego poprowadzenie przez Slávo Cagašíka i Štefana Česle w 1943 roku drogi wprost od północy na wierzchołek Żółtej Ściany należy traktować jako symboliczny moment zrównania się poziomu taternictwa po obu stronach Tatr. W tym samym czasie powstały największe nowe drogi okresu autorstwa Czesława Łapińskiego i Kazimierza Paszuchy, takie jak: górną połacią północno wschodniej ściany Mnicha (1942), środkiem ściany Kazalnicy Mięguszowieckiej (1942), wschodnią ścianą Mniszka (1943) i na koniec wielkim kominem przecinającym środek Galerii Gankowej (1944). Wszystkie te drogi pokonane zostały dzięki wykorzystaniu techniki sztucznych ułatwień. W ten oto sposób zaczynała się właśnie tatrzańska epoka hakowa…

Arno Puškáš

Jak Kakaš został chatarem

Najsłynniejszy słowacki taternik w historii? Nie czas na plebiscyty, ale zapewne wiele osób odpowiedziałoby bez większych wątpliwości, że Arno Puškáš. Kakaš, bo tak nazywali go przyjaciele, urodził się w 1925 roku w Koszycach. W młodości intensywnie uprawiał sport, głównie lekkoatletykę oraz pływanie, w którym zajmował nawet wysokie miejsca w mistrzostwach Węgier. Góry go w tamtych czasach nie interesowały. W Tatry po raz pierwszy przyjechał w 1945 roku, tuż po wojnie. Ponoć w taternictwo wprowadził go Cagašík, który, choć niewiele starszy, zdążył już zasłynąć wspomnianą wcześniej nową drogą na Żółtej Ścianie. W 1946 roku wraz ze swoim przyjacielem Júliusem Andrášim przeprowadzili się pod Tatry, a wkrótce Arno został pomocnikiem, a z czasem chatarem w Schronisku pod Wagą.

W owym czasie po południowej stronie Tatr większość schronisk należała do Klubu Słowackich Turystów i Narciarzy (KSTL), a wszelkie formy własności prywatnej były zwalczane. Dlatego też chatar był pracownikiem, a nie tak jak to jest współcześnie – dzierżawcą. Po latach Puškáš wspominał, że dostanie tej roboty nie było wcale takie łatwe. Z ramienia KSTL schroniskami tatrzańskimi zarządzał Gustáv Nedobrý, który byle kogo nie zatrudniał. Delikwent podczas rozmowy kwalifikacyjnej musiał między innymi zdać egzamin z topografii tej części Tatr, w której dane schronisko się znajdowało. Było to przede wszystkim związane z problemem czechosłowackiego ratownictwa, które w formie zorganizowanej w pierwszych latach po II wojnie światowej nie istniało. To właśnie na chatarach ciążyła odpowiedzialność za organizowanie akcji ratunkowych, do czego niezbędna była wiedza topograficzna. Dla Arno był to dopiero drugi tatrzański sezon, ale egzamin nie sprawił mu kłopotu i w ten sposób pięć kolejnych sezonów letnich spędził pod Wagą.

Pierwsza nowa droga

Na liście pierwszych tatrzańskich przejść Puškáša widnieje ponad dwieście pozycji, z czego połowa zimowych. Mało kto jednak wie, jaka droga zajmuje miejsce chronologicznie pierwsze. Działo się to pod koniec sierpnia 1946 roku, kiedy to Arno, pracując już w Schronisku pod Wagą, wybrał się w towarzystwie Valerii Kovárovej na pobliską Wołową Turnię. Jej południowa ściana z dzisiejszej perspektywy była wówczas dość pusta, gdyż istniały na niej jedynie trzy drogi: Świerza, Stanisławskiego oraz Štáflovej. Po przejściu pierwszej z nich przyszła kolej na nieco trudniejszą, drugą. Prowadzi ona najwybitniejszą wklęsłą formacją ściany, czyli kominem opadającym z siodełka w południowo-zachodnim filarze. Do przełączki jednak nie dociera, gdyż w dwóch trzecich wysokości wspomnianej formacji ucieka skośnie w prawo w stronę żebra z drogą Świerza. Z miejscem tym związanych jest wiele pytań. To właśnie tam Arno opuścił drogę Stanisławskiego i poszedł wprost w górę dalszą częścią komina. Pytanie tylko, czym się kierował? Czy wyprostowanie drogi było jego głównym planem na ten dzień? A może zrodziło się w jego głowie dopiero na miejscu, gdy zobaczył unikalny skalny tunel? Może w ogóle tego nie planował i, jak to często w historii bywało, poszedł wprost w górę przez pomyłkę? Niestety, nie wiadomo. Tak samo jak nieznane są powody, dla których Stanisławski nie zdecydował się pójść na wprost, skoro po latach Puškáš wykazał, że wyżej teren był z całą pewnością osiągalny dla pierwszych zdobywców tej części ściany. To rzadki przypadek, gdyż przedwojenni mistrzowie nie mieli w zwyczaju uciekać z piątkowych kominów.

W niepogodę na Wadze

Z początkiem sierpnia 1947 roku miał miejsce coroczny Tydzień Wspinaczkowy JAMES. Po jego zakończeniu pod Wagę przyszło jedynie kilku najwytrwalszych taterników, którym pozwalał na to czas. Pogoda pogorszyła się jednak tak bardzo, że o jakiejkolwiek działalności nie mogło być mowy. Czas mijał głównie na deliberowaniu na tematy taternickie, a na pierwszy plan wysunął się problem dziewiczego południowo-zachodniego filara Wołowej Turni. Arno od dawna o nim myślał, ale póki co nie mógł znaleźć partnera na tak poważne przedsięwzięcie. Wyzwanie podjął nieco starszy od niego kolega z koszyckich czasów Alexius Körtvélyessy, zwany w środowisku Hrabią (słow. Gróf). Zatem był plan, był partner, ciągle jednak nie było pogody. Dni uciekały, a wraz z nimi topniał urlop Hrabiego. Gdy w końcu nad Tatrami zaświeciło słońce, pozostały im tylko dwa dni.

Strach ma wielkie oczy

Decyzja mogła być zatem tylko jedna. Ze schroniska wyruszyli we czwórkę – oni w nieznane, a dwójka kolegów (Ladislav Cuma Tóth oraz Arpád Bandi Szabó) na Żebro Świerza. Spodziewali się dużych trudności, co najlepiej skomentował sam Arno: „Liny, młotki, karabinki, ławeczki, haki, mnóstwo haków. Liczyliśmy się z wielkim ślusarstwem„. Gdy docierali pod ścianę, filar z wielkimi przewieszkami i gładkimi płytami coraz bardziej zdawał się niemożliwy do pokonania. Złowrogą ciszę przerywali z rzadka. Cała akcja mogła zresztą zakończyć się, zanim na dobre się rozpoczęła: „Hrabia chciał coś powiedzieć – być może miałby nawet rację, ale nie pozwoliłem mu dokończyć. Optymistycznie przedstawiłem to, co nas czekało, choć sam za bardzo w to nie wierzyłem”. O godzinie dziewiątej ruszyli w drogę.

Walka z płytami

Już sam początek nie zapowiadał nic dobrego, gdyż prowadzący Hrabia na starcie wykorzystał „żywą drabinę”. Kolejne metry mijały jednak płynnie, aż w końcu stanęli pod tym, czego najbardziej się obawiali: „Płyty! Na górze, na dole, po lewej, po prawej, płyty i płyty… Ogromne pancerze przypominające skórę zwierząt przedpotopowych”. Wprost ku wielkim przewieszkom rozciągało się stamtąd cudnej urody pęknięcie. To właśnie nim, jako najbardziej obiecującym, ruszył Puškáš. Szło co prawda wolno, ale ciągle do przodu, aż w końcu ku swojemu wielkiemu zdziwieniu Arno wylądował na „pochyłej płycie bez chwytów, gładkiej jak szkło”. Tak ciężko zdobyte dwadzieścia pięć metrów zakończyło się niebanalnym powrotem na dolne stanowisko. Skoro nie w prawo, to w lewo. Po przejściu przewieszki zaczęło się haczenie, na którym upłynął niemal cały wyciąg. Kolejny znów rozpoczęła „żywa drabina”, jednakże wkrótce wypychająca ścianka wymusiła trawersowanie w lewo po stromej i gładkiej płycie. „Centymetr po centymetrze, powoli, spokojnie, przesuwałem się w lewo. Po co, nie wiem do dziś, ale trwało to wieczność. Było tak cicho, tylko oddech miałem przyspieszony. Hrabia siedział jak posąg z marmuru. Myślę, że to był najtrudniejszy trawers mojego życia, a na południowo-zachodnim filarze chyba najtrudniejsze miejsce. Haczenie nie jest tam możliwe, całkowita długość tego odcinka wynosi około cztery metry”.

Nieco wyżej dalszą drogę zagrodził im wywieszający się trzymetrowy kominek. W trakcie pokonywania go Arno był niemal pewien, że odpadnie, gdyż ze zmęczenia dostawał już drgawek, udało mu się jednak cofnąć i nieco odpocząć. „Popatrzyłem na Hrabiego, był blady, ale uśmiechał się. Przez całą drogę ciągle się uśmiechał”. Gdy ostatecznie wydostał się na dobrą platformę na lewo od wielkich przewieszek, wiedział już, że wygrali, a południowo-zachodni filar puścił w najtrudniejszym miejscu. W porównaniu do poprzednich wyciągów, dalej było już łatwo i wkrótce dotarli na siodełko w filarze z charakterystycznym zaklinowanym blokiem. Arno był już tam rok wcześniej, gdyż właśnie na nie od drugiej strony wychodzi jego pierwsza w karierze nowa tatrzańska droga. Na szczycie czekała już na nich z gratulacjami dwójka przyjaciół, a powrót na Wagę upłynął w niezwykle radosnej atmosferze. Przybywający wieczorem do schroniska goście wspominali o jednym taterniku, który „podskakując z uśmiechem, pokrzykując i pogwizdując pędził w dół z okropnie ciężkim plecakiem do Popradzkiego Stawu”. Był to oczywiście Hrabia, dla którego była to pierwsza – i to jaka – nowa tatrzańska droga.

Podsumowanie sezonu 1947

Pod koniec 1947 roku w czasopiśmie „Horolezec” opublikowana została kronika wspinaczkowa ostatniego sezonu letniego. Już w pierwszym zdaniu możemy przeczytać: „Najbardziej utytułowanym słowackim taternikiem tego roku jest bez wątpienia członek JAMESu Arno Puškáš”. W drugim sezonie w karierze, warto by dodać. Co prawda 25 tatrzańskich dróg, w tym 3 nowe, w porównaniu do asów sprzed wojny może nie robi jeszcze wrażenia, ale pamiętajmy, że taternictwo dopiero się odradzało. Warto uświadomić sobie też wagę tych przejść dla słowackiej społeczności wspinaczkowej. Wymieńmy choćby pierwsze słowackie przejście Komina Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim Szczycie (do tego zrealizowane w maju), czy zaawansowaną próbę wytyczenia nowej drogi na Galerii Gankowej, na pustej jeszcze połaci ściany między Orłowskim a Łapińskim-Paszuchą. Wśród nowych dróg, oprócz południowych ścian Mięguszowieckiego i Smoczego Szczytu, na pierwsze miejsce wybija się opisane wyżej przejście południowo-zachodniego filara Wołowej Turni. Na koniec notki autor pociesza czytelników, że komuś pracującemu pod Wagą przez pięć miesięcy w roku jest o taki sezon o wiele łatwiej… Patrząc na osiągnięcia Puškáša, trudno było sobie wyobrazić, by w kolejnym roku nie poszedł za ciosem. W szczególności warto przyjrzeć się okresowi dwóch tygodni na przełomie lipca i sierpnia, w trakcie których poprowadził aż siedem nowych dróg, ale zacznijmy po kolei.

Galeria Gankowa

Swoją małą epopeję na Galerii Gankowej Puškáš rozpoczął w 1946 roku, czyli już w pierwszym taternickim sezonie, kiedy wraz z Jozefem Horvátem postanowili przejść słynną drogę Orłowskiego. Być może nawet w przeświadczeniu, że byłoby to dopiero drugie jej przejście. Pytanie, czy mieli ze sobą opis z „Taternika”? Raczej nie, bo zgubili drogę bardzo szybko, a jedyne, czego wypatrywali, to starych haków. Z czasem uświadomili sobie, że poruszają się dziewiczym terenem na lewo od Orłowskiego. Gdy ostatecznie nie dało się już nawet haczyć, z bólem serca rozpoczęli dwustumetrowe (wg Puškáša) zjazdy do podstawy ściany. Nie dali jednak za wygraną i rok później wrócili, by tym razem świadomie szukać nowego sposobu przejścia ściany pomiędzy drogą Orłowskiego a Kominem Łapińskiego i Paszuchy. Skończyło się jednak tak samo, czyli zjazdami po swoich śladach sprzed roku. Ostatecznie ich ideę wprowadzili w życie w 1960 roku Zdeněk Studnička oraz Karel Hauschke. Nową drogę dedykowali Jaroslavowi Beranowi (posiada też turnię swojego imienia w Teplickich Skałach), który zginął rok wcześniej w północnej ścianie Jaworowego Szczytu, a z którym to Studnička w 1958 roku przeszedł zarówno Orłowskiego, jak i Łapińskiego-Paszuchę, obmyślając wówczas plan na nową realizację właśnie pomiędzy nimi. Wracając jednak do Puškáša, wydaje mi się, że bardzo zależało mu, by zostawić swój ślad na Galerii, tym bardziej, że wszystkie dotychczas poprowadzone drogi były polskie (Klasyczna, Stanisławski, Orłowski, Łapiński-Paszucha). Być może dlatego właśnie w 1948 roku zmienił koncepcję i zamiast ponownie atakować środek ściany, zwrócił uwagę na wielki filar w jej prawej części. Tak właśnie zaczął się wspaniały tydzień. Był poniedziałek 26 lipca, kiedy to marzenie o nowej drodze na Galerii Gankowej wreszcie się ziściło.

Zadnia Baszta

Po wielkim sukcesie na Galerii Gankowej Arno nie próżnował. We wtorek odpoczywał, a może po prostu obowiązki w schronisku wzywały, jednak już w środę wybrał się w miejsce, które od dawna nie dawało mu spokoju. Wschodnia ściana Zadniej Baszty – dziesiątki razy podchodząc pod Wagę wpatrywał się w hipnotyzującą biel jej centralnej części. O trzeciej nad ranem wyruszył spod Wagi wraz z Júliusem Andrášim w długie… zejście do jej podstawy, by po czternastu godzinach wspinaczki prawą depresją osiągnąć o zachodzie słońca wierzchołek, a o godzinie 23 dotrzeć dookoła przez Dolinę Młynicką do Popradzkiego Stawu. Powstała kolejna wielka droga (V‑VI A1) środkiem ściany, na której dotychczasowe drogi wiodły jedynie skrajnymi filarami.

Szarpane Turnie

W czwartek trudno było myśleć o wspinaniu, szczególnie że jeszcze musieli wrócić pod Wagę, ale w piątek budzik ponownie zadzwonił o trzeciej. Tym razem wstać było jednak o wiele ciężej, więc w bólach wyszli dopiero koło piątej. Plan był jasny. Zmierzyć się ze słynnymi płytami na Szarpanych Turniach. Słynnymi, bo wszyscy bywalcy Złomisk je kojarzyli, a żadna droga wciąż nimi nie prowadziła. Zejście pod ścianę tym razem prowadziło w poprzek masywu Wysokiej. Była to jednak zupełnie inna, nieznana nam już rzeczywistość. Już samo wejście na Wagę prowadziło po śnieżnym polu, dalej trawersem przez Kogutka dostali się na Ławicę, gdzie rozpoczęli żmudne trawersowanie po śniegu, przecinając kolejne żleby masywu Wysokiej. Dziś pod koniec lipca to rzecz niewyobrażalna, ale oni byli raczej do takich warunków przyzwyczajeni. Po dotarciu do żlebu spadającego z Przełączki w Wysokiej szybko zeszli na Siarkańską Przełęcz, z której został im jeszcze tylko jeden krótki fragment na dno Złomiskiej Zatoki. Stromy i pokryty zabetonowanym letnim śniegiem. Co prawda obaj mieli podkute buty, lecz obuwie Júliusa było w kiepskim stanie. Wyjęli 30-metrową linę, Arno czekan, Július młotek. Miało pójść sprawnie i szybko. Zlekceważyli jednak problem i ani się obejrzeli, jak we dwójkę związani liną sunęli po stromym śniegu ku piargom. Gdy w końcu Arno wyhamował ich lot, nie było im do śmiechu. Poranione ręce nie robiły dobrego wrażenia, jednak gdy słońce powoli wychyliło się zza Kończystej, postanowili mimo wszystko zmierzyć się z problemem.

Zadziwiało ich, że tak jak szybko świat wirował w trakcie spadania, tak wolno wszystko wlokło się teraz w ścianie. O klasyce nie mogło być mowy. Średnio na 30 metrów wbijali 5-6 haków, na jeden z wyciągów potrzebowali ich jednak aż 11. Kluczową dziś przewieszkę za VI+ przeszli, stając w zawieszonej w haku pętli. Arno podkreślał, że tego dnia we wspinaniu bardzo pomogła im technika podciągu przy użyciu dwóch lin, często wykorzystywana już w latach 30. w Alpach, w Tatrach jednak rozwijająca się dopiero od niedawna. Po siedmiu godzinach akcji wczesnym popołudniem osiągnęli Półkę Komarnickiego, na którą wychodzi od zachodu stara droga z 1910 roku. Wierzchołek nie był celem – te czasy już minęły – stąd też zachwyceni realizacją planu po prostu zeszli Kominem Komarnickiego (III/IV) na piargi. Tym razem chyba już nie mieli ochoty na letnie zabawy w śniegu i okrężną drogą przez Popradzki Staw dotarli wieczorem pod Wagę, kończąc w ten sposób niesamowity tydzień. Nową drogę wyceniono na VI techniką hakową, a do przejścia wykorzystano 32 haki, z czego w 5 przypadkach służyły one do zawieszenia w nich pętli jako stopni. Pewnie trudno było im sobie wówczas wyobrazić, że po wielu latach wytyczona przez nich linia stanie się wielkim klasykiem Doliny Mięguszowieckiej.

Kolejne lata

Czas leciał, a Arno ciągle przechodził nowe drogi, z których część na stałe wpisała go do historii taternictwa. Przykładowo jeszcze w tym samym roku poprowadził jakże popularne dziś drogi: lewą depresją zachodniej ściany Łomnicy (Rysa Puškáša), prawą depresją południowej ściany Kieżmarskiego Szczytu (Prawy Puškáš), czy też prawym filarem południowej ściany Lodowej Kopy (Cesta k slnku). I cóż z tego, że pierwszą z nich wytyczył przez przypadek, próbując powtórzyć drogę Stanisławskiego (co wywołało wieloletnie zamieszanie nazewnicze). Liczą się efekty, a te są takie, że Puškáš na zachodniej Łomnicy to współcześnie prawdopodobnie najczęściej przechodzona droga ze wszystkich, a jest ich już ponad trzydzieści. Na Kieżmarskim zapewne w liczbie przejść zwycięża co prawda łatwiejsza, poprowadzona rok później droga lewą depresją południowej ściany (Lewy Puškáš), ale prawa depresja jest niewiele mniej popularna. Droga na Lodowej Kopie natomiast to klasyk Doliny Małej Zimnej Wody, choć sądzę, że rzadko wiązany z Arno Puškášem. Tak jak Motykę kojarzymy z Zamarłą Turnią, Ostrym i Małym Lodowym Szczytem, tak Puškáš jest dziś głównie łączony z Wołową Turnią, Szarpanymi Turniami, Łomnicą czy Kieżmarskim. Tak to działa. Po wielu latach zazwyczaj o wybitnych taternikach wiemy niewiele, ale za to doskonale znamy ich najlepsze drogi.

Cytat

Przytoczone na wstępie słowa Emilio Comiciego, jednego z prekursorów wspinaczki techniką hakową, nie znalazły się tam przez przypadek. Zdecydował się na nie sam Puškáš, a stały się one mottem jego artykułu „Południowo-zachodnim filarem na Wołową Turnię” opublikowanego w „Horolezcu” (1947/5). Jak dla mnie zabieg ten jest aż nadto wymowny. Wydaje się, że Puškáš mówił w ten sposób swojemu pokoleniu, że najwyższy czas rozpocząć tatrzańską epokę hakową…

***

Puškášove rondo

Arno Puškáš zmarł w wieku 76 lat 9 czerwca 2001 roku. Prawdopodobnie właśnie to wydarzenie było motywacją dla Vladimíra Tatarki, by zrealizować łańcuchówkę go upamiętniającą. Vlado wybrał w swojej ocenie najpiękniejsze okoliczne drogi Puškáša i ułożył w ciąg trzech filarów: na Wołowej Turni, Galerii Gankowej i Ganku oraz na koniec słynnej płytowej drogi na południowej ścianie Małej Szarpanej Turni. Całość została przez niego nazwana „Puškášove rondo” (rondo, czyli w tym przypadku pętla od Popradzkiego do Popradzkiego Stawu). Niestety, wspinaczkę przerwał śmiertelny upadek z górnych partii zachodniego filara Ganku…

„Puškášove rondo” według autorskiej koncepcji Vladimíra Tatarki (Opracowanie: Grzegorz Folta. Graniówka w tle: Grzegorz Głazek)

Nie miałem okazji go poznać, jednakże przekaz osób, które tę przyjemność miały, był niezwykle jednoznaczny. Mój przyjaciel chodził z nim przez lata, jako przewodnikiem, i razem realizowali pozornie mało przewodnickie tury. Rok później przeczytałem wspomnienie na jego temat pióra Włodka Cywińskiego („Góral z Wilna” str. 269-272), a kilka lat później Włodek wyraziście nakreślił mi wymiar taternictwa Vlada. Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy pomyślałem, że wspaniale byłoby kiedyś móc przejść taką łańcuchówkę, ale myśl ta mocno zapadła mi w pamięć.

Mijały lata. Włodek sam dołączył do grona tych najwybitniejszych, którzy „zostali” w Tatrach na zawsze. Dwa lata temu Ilona Podlecka zapytała mnie o polecane przeze mnie drogi. Wspominając „Puškáše” na Wołowej Turni i Szarpanych Turniach, napomknąłem o słynnej, raczej niedokończonej w moim ówczesnym mniemaniu łańcuchówce sprzed lat. Rok temu w tym samym kontekście rzuciłem hasło, że można by się kiedyś z nią zmierzyć. Aż w końcu napisałem wprost: „To może w najbliższy piątek?”.

Poszczególne drogi wchodzących w skład „Puškášovego ronda”

Chcieliśmy ją przejść zgodnie z zamysłem autora. Termin nie wydawał się idealny. Strasznie zimny tegoroczny koniec lata, mroźne poranki, wilgoć w północnych ścianach i zaledwie trzynastogodzinny dzień. To wszystko nie nastrajało optymistycznie, ale w teorii jakoś to się czasowo mieściło. W rozpisce widniał start o wschodzie słońca spod ściany Wołowej Turni, a koniec o zachodzie na Półce Komarnickiego na Szarpanych Turniach. Ze względu na niskie temperatury nocne chcieliśmy bardzo wykluczyć wspinaczkę po zachodzie słońca.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Dolina Żabia Mięguszowiecka

Budzik zadzwonił o 2:15, o 3:30 ruszyliśmy z parkingu u wylotu Doliny Mięguszowieckiej, by o 6:05 rozpocząć pierwszą drogę, czyli Filar Puškáša na Wołowej Turni. Pierwsze promienie słońca poczuliśmy tuż pod wierzchołkiem, który osiągnęliśmy dokładnie o godzinie 8:00. Po 5-minutowej przerwie ruszyliśmy pod ścianę przez Żabią Przełęcz Mięguszowiecką, by o 8:30 rozpocząć najdłuższy tego dnia transfer, czyli przez Wagę do Doliny Ciężkiej.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Galeria Gankowa i Ganek

Drugą drogę, czyli Filar Puškáša na Galerii Gankowej, zaczęliśmy o 10:50. Przy słynnym trawersie w 2/3 ściany byliśmy o 11:25, a na tarasie Galerii o 12:40. Następnie przez Bartkową Przełączkę udaliśmy się w końcu na słoneczną stronę grani, by pod południowo zachodnią ścianą Ganku zameldować się o 13:05.

Ilona Podlecka podczas przejścia Filara Puškáša na Galerii Gankowej (fot. Grzegorz Folta)

Ilona Podlecka podczas przejścia drugiej drogi „Puškášovego ronda”, czyli Filara Puškáša na Galerii Gankowej (fot. Grzegorz Folta)

Tam po 20-minutowej przerwie, o 13:25 rozpoczęliśmy wspinanie Zachodnim Filarem, by tuż przed 15.00 osiągnąć wierzchołek. Po krótkiej przerwie udaliśmy się z powrotem pod ścianę przez Gankową Przełęcz, gdzie znaleźliśmy się ponownie o 15:30.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Dolinka Rumanowa

Następnie krótkie zejście do Dolinki Rumanowej, trawers przez Rumanową Kopkę i o 16:25 zaczęliśmy ostatnią drogę, czyli Puškáša na Małej Szarpanej Turni. Na Półce Komarnickiego znaleźliśmy się o 18:45, mniej więcej 15 minut przed zachodem słońca, w ten sposób po 12h 40min wspinaczki kończąc „Puškášove rondo”. Na koniec zeszliśmy jeszcze wspomnianym kominem, by przed godziną 20.00 zameldować się ponownie pod ścianą, o 22.30 na parkingu, a koło 1:00 zakończyć ten wspaniały dzień.

Wracając do pewnych szczegółów. Łącznie w ścianach przewspinaliśmy 830 m, z czego 225 m asekurowaliśmy się na sztywno (27 proc., trzy krótkie wyciągi na Wołowej Turni, jeden na Galerii Gankowej, jeden na Ganku i wszystkie na Szarpanych Turniach), 385 m na lotnej (46 proc.), a 220 m przeszliśmy bez asekuracji (27 proc.).

Wszystkie drogi znaliśmy zespołowo z wcześniejszych przejść (Wołowa: Ilona 1x, Grzegorz 2x; Galeria Gankowa: Grzegorz 1x bez liny; Ganek: Grzegorz 1x latem i 1x zimą; Szarpane: Ilona 1x, Grzegorz 1x).

Podsumowując, od lat chciałem zrealizować nieukończoną przez Vlada łańcuchówkę jego autorstwa, a wypadająca w tym roku dwudziesta rocznica jego śmierci była idealną motywacją.

W ogólnodostępnych źródłach nie udało mi się znaleźć informacji na temat wcześniejszych przejść. Będąc jednak niemal pewnym, że przez dwie dekady musiały one mieć miejsce, już po naszym przejściu trochę szczegółów historycznych udało się dowiedzieć u źródeł, czyli wśród słowackich kolegów.

Jako pierwszy łańcuchówkę przeszedł dokładnie w drugą rocznicę śmierci Vlado Oleg Štulrajter, choć nie ma pewności, czy wybrał drogę Puškáša na Wielkiej czy na Małej Szarpanej Turni. Drugie przejście, w pełni zgodne z wizją autora, zrealizowali natomiast Eduard „Kuro” Lipták i Rastislav Šroba w sierpniu 2008 roku. Czy miały miejsce jakieś kolejne powtórzenia? Nie wiadomo.

Vladimír Tatarka (fot. arch. Vladka Tatarkowa)

W kontekście dwudziestej rocznicy śmierci Vlado Tatarki zachęcam do lektury wywiadu z jego córką Vladimírą, przeprowadzanego przez Jakuba Brzosko, a opublikowanego w letnim numerze kwartalnika Tatry (nr 77) pt. „Nasze życie jest kruche jak skrzydła motyla”.

Vlado Tatarka in memoriam.

***

Kilka słów o każdej drodze

Omawiana łańcuchówka składa się z czterech tatrzańskich klasyków autorstwa Arno Puškáša. Świetnych dróg mieszczących się w zakresie V-VI+. Warto jednak uświadomić sobie, że do pewnego stopnia jest to nawiązanie jedynie pośrednie. Aż trzy z czterech dróg wchodzących w jej skład zostało wytyczonych przy pomocy techniki hakowej. Takie były czasy i to właśnie ta technika stanowiła wówczas podstawowy motor postępu. Nie licząc Galerii Gankowej uklasycznienia nastąpiły co najmniej trzy dekady później, a ich autorzy w przypadku Wołowej Turni i Małej Szarpanej Turni pozostają nieznani.

Wołowa Turnia

Pamiętam dokładnie, jak dekadę temu stałem pod Filarem Puškáša i próbowałem zgrać ze sobą oryginalny opis ze współczesnym schematem. Im dłużej to trwało, tym mniej z tego wszystkiego rozumiałem. Jako że opis dotyczył przejścia hakowego, stwierdziłem, że tym razem trzeba go sobie darować. Sprawa nie dawała mi jednak spokoju i jakiś czas później wróciłem do tematu. Problem tkwił w oryginalnym opisie kluczowego, prowadzącego płytami fragmentu drogi, którego w żaden sposób nie da się zgrać z dziś klasycznie chodzonym wariantem. Długotrwałe przeglądanie zdjęć pozwoliło postawić kilka hipotez, ale konieczne były badania w terenie. Post factum mogę powiedzieć, że sprawa nadal nie jest oczywista, ale zacznijmy od początku.

Jak wiadomo, istnieje wiele możliwości przejścia dwóch pierwszych wyciągów i zapewne mało osób chodzi dokładnie w ten sam sposób co Puškáš. Największą zagadkę, której do końca nie udało mi się rozwikłać, stanowi jednak początkowy fragment kluczowych płyt. Otóż Puškáš we wszystkich źródłach zgodnie twierdził, że „cudnej urody pęknięciem ciągnącym się w stronę wielkich przewieszek” prowadziła jedynie jego nieudana próba, a droga znajduje się bardziej na lewo. Gdzie dokładnie? Tego chyba nie wie nikt, ale od lewego dolnego punktu gładkich płyt system wąskich rysek doprowadza pod przewieszkę na Puškášu dziś wycenianą na VI+, przecinając w międzyczasie o wiele późniejsze linie, takie jak Kos-Maras czy też Stupid Wall. Według mnie właśnie tamtędy prowadzi oryginalny wariant drogi, choć to wyłącznie hipoteza. Owa przewieszka jest względnie łatwo osiągalna od wspomnianego wcześniej pęknięcia i w ten właśnie sposób współcześnie się tam dociera. Pytanie tylko, dlaczego autor drogi o tym nie wspomniał, jednocześnie wysyłając następców trudniejszym wyciągiem hakowym? Oczywiście mógł podczas pierwszego przejścia nie połączyć tych dwóch światów, ale jest to o tyle zastanawiające, że w końcowej fazie dzieli je zaledwie kilka metrów.

Pozostawał jeszcze temat zgodnie z opinią autorów najtrudniejszego na całej drodze kilkumetrowego trawersu w lewo, którego nie ma na współcześnie chodzonym wariancie. Otóż moim zdaniem pierwsi zdobywcy przeszli go w sposób następujący. Przewieszka za VI+ została pokonana „żywą drabiną”, natomiast kolejna za VI została ominięta łukiem od lewej strony i tu właśnie znajduje się tak sugestywnie opisywany przez Arno w opowiadaniu trawers. Pytanie, dlaczego zdecydował się na trudny i nieasekurowalny w swojej opinii trawers zamiast dalej haczyć przez urzeźbioną przewieszkę, pozostaje nadal bez odpowiedzi. Podsumowując, sposób, w jaki dziś chodzony jest najtrudniejszy wyciąg, w dwóch miejscach nie pokrywa się z oryginałem. Oczywiście ze wspinaczkowego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Niesamowite jest natomiast to, że na przestrzeni lat szczegółowe informacje o przebiegu pierwszego przejścia zupełnie się zagubiły. Pozostały jedynie sprzeczności między opisami słownymi a schematami, bardzo łatwe do wyłapania, a jednocześnie trudne do zrozumienia dla każdego mającego omawianą drogę w swoim dorobku. Wiele wątpliwości budzi również sam początek drogi. Zapewne chodzony jest na różne sposoby, z których najbardziej popularne są warianty A oraz B. W kontekście całej drogi i trudności na kluczowych wyciągach ma to jednak w mojej opinii drugorzędne znaczenie.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Wołowa Turnia

Galeria Gankowa

Z technicznego punktu widzenia droga Puškáša jest drugą najłatwiejszą po Klasycznej drogą na Galerii Gankowej. Pod względem popularności żadna inna nie może się z nią jednak równać. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć dlaczego, nie ulega jednak kwestii, że niewygórowana wycena oraz szybkoschnąca formacja mają tu zapewne duże znaczenie. Podczas pierwszego przejścia nie było jednak tak łatwo. Puškáš chciał przejść całą formację od samej podstawy, stąd też rozpoczął drogę w najniższym punkcie ostrogi filara. Współcześnie nikt tak nie chodzi i skalisto-trawiasty teren ostrogi (II) omija się od lewej strony, zaczynając drogę w podścianowym kociołku. W połowie wysokości filara Puškáša przyblokował uskok. Ominięcie go od lewej strony wymagało trawersu po dość gładkiej płycie. Podczas pierwszego przejścia odbył się on za pomocą techniki hakowej. Z czasem szczeliny się powiększyły, a współcześnie trawers wyceniany jest na V.

Pod samą Galerią historia się powtórzyła. Przewieszona ściana wymusiła ponowne trawersowanie skośnie w lewo ku górze. Technika hakowa znów poszła w ruch, podczas gdy dziś jest to wyciąg za V- (w jego przypadku trudniej mi wyobrazić sobie stan pierwotny wymuszający haczenie). Dziwić może wspomniany w oryginalnym opisie mokry trawiasty kominek, bo akurat trawy tam po prostu nie ma. Pod sam koniec współcześnie chodzi się nieco inaczej. Droga doprowadza do małego siodełka, na które z przeciwnej strony wyprowadza droga Stanisławskiego. Z niego 6-metrowe zacięcie prowadzi wprost w górę na taras. Oryginalnie droga prowadziła natomiast 8-metrowym trawersem w prawo i dopiero stamtąd w górę na prawy skraj Galerii Gankowej. Prawdopodobnie pierwszego przejścia klasycznego dokonano zaledwie siedem lat później, a jego autorami byli Henryk Czarnocki i Antoni Wala. Czy szli dokładnie po śladach Puškáša? Jak wycenili drogę? Trudno znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Galeria Gankowa

Ganek

Ta prowadzącą Zachodnim Filarem droga jest w zasadzie najłatwiejsza z wszystkich omawianych. Powstała też najpóźniej z nich, bo w roku 1950. O historii jej poprowadzenia w zasadzie niewiele wiadomo. Przystępna wycena, dobrej jakości skała, korzystna wystawa i łatwo dostępna dolina, sprawiły, że od dekad cieszy się ona dużą popularnością. Od 2001 roku kojarzona jest głównie ze śmiertelnym wypadkiem Vlado Tatarki. Prawdopodobnie jakiś czas później na sąsiednim filarze, którym prowadzi droga Letný monzún, ktoś postawił drewniany krzyż. Szybko, przynajmniej w Polsce, zaczęto wiązać go z wypadkiem Vlado, lokalizacja się jednak zupełnie nie zgadzała. Jedyne co mi przychodziło do głowy to fakt, że na tym filarze jest on doskonale widoczny z drogi normalnej na Ganek, a we właściwym miejscu mało kto by go dostrzegał. Czy jednak taka jest jego historia?

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Ganek

Szarpane Turnie

Uklasycznienie drogi Puškáša ginie w pomroce dziejów. Biorąc pod uwagę wycenę klasyczną prawdopodobnie miało to miejsce w latach 70. ubiegłego wieku. Ze wszystkich czterech dróg jest z całą pewnością najtrudniejsza. Co prawda na papierze ma taką samą wycenę jak omawiana wcześniej Wołowa Turnia, jednakże ciąg trudności jest tu nieporównywalnie dłuższy. Pierwsze kilkadziesiąt metrów można przejść na różne sposoby. Również w tym przypadku w kontekście kluczowych wyciągów powyżej ma to jednak drugorzędne znaczenie. Prawdopodobnie oryginalny wariant prowadził podobnie do B. Po przejściu drogi można by rozważać wejście na Małą Szarpaną Turnię, jednakże sam Puškáš tego nie uczynił, więc paradoksalnie kończenie na Półce Komarnickiego jest bliższe jego koncepcji.

Łańcuchówka „Puškášove rondo” – Mała Szarpana Turnia

Szczegółowe itinerarium

Szczegóły przejścia na mapie Doliny Mięguszowieckiej i Ciężkiej (Opracowanie: Grzegorz Folta. Graniówka w tle: Grzegorz Głazek)

Szczegółowe dane wysokościowe wg opracowań roboczych Grzegorza Głazka.

Droga 1/4. Wołowa Turnia, Filarem Puškáša (VI+, 1 h 55 min, wariant C). Start o 6.05. Styl RP.

Podstawa filara ok. 2140 m. Wierzchołek 2373 m. Delta H: +233 m

T1*. Przejście przez Wagę pod Galerię Gankową (powrót pod ścianę przez Żabią Przełęcz Mięguszowiecką, dalej w dół do czerwonego szlaku, nim na Wagę, skąd do Doliny Ciężkiej i trawersem pod ścianę)

Delta H: -836 m, +479 m

Droga 2/4. Galeria Gankowa, Filarem Puškáša (V, 1h 50 min). RP. Start o 10:50.

Kociołek podścianowy 2016 m. Zachodni skraj Galerii 2282 m. Delta H: +266 m

T2. Dojście pod południową ścianę Ganku (przez Bartkową Przełączkę).

Delta H: +58 m, -105 m

Droga 3/4. Ganek, zachodni filar (V, 1 h 30 min). RP. Start o 13.25.

Podstawa filara ok. 2235 m. Wierzchołek 2465 m. Delta H: +230 m

T3. W poprzek Dolinki Rumanowej pod Szarpane Turnie (powrót pod ścianę przez Gankową Przełęcz, dalej w dół płytami na piargi, skąd obok Rumanowej Kopki pod ścianę).

Delta H: -405 m, +50 m

Droga 4/4. Mała Szarpana Turnia, Puškáš (VI+, 2 h 20 min, wariant A). RP. Start o 16:25.

Podstawa ściany 2110 m. Półka Komarnickiego 2216 m. Delta H: +106 m

 (*)T – oznaczono odcinki łączące kolejne etapy łańcuchówki

Łącznie:

Delta H ścianami: +835 m
Delta H łączniki: +587 m
, -1346 m

RAZEM

Delta H wspinaczkowo: +835 m
Delta H z podejściami między drogami: +1422 m
, -1346 m
Delta H całościowa (od parkingu Popradzki Staw): +2322 m
, -2322 m

Łańcuchówka „Puškášove rondo”. Pierwsze przejście (niejasne w kontekście Szarpanych Turni): Oleg Štulrajter, 17.08.2003. Drugie przejście: Eduard „Kuro” Lipták, Rastislav Šroba, 30.08.2008. Przejście w dwudziestą rocznicę śmierci: Grzegorz Folta, Ilona Podlecka, 10.09.2021. Inne przejścia nieznane.

***

Bibliografia:

  • Horolezci v tatranských stenách: Ganek, Ošarpance, Volova veža, Zadná Bašta. Arno Puškáš, Tatran, Bratislava 1952.
  • Horolezecká kronika. Z Tatier. Horolezec 1947/5.
  • Góral z Wilna: Vlado in memoriam. Władysław Cywiński, Wydawnictwo Górskie, Poronin 2002.
  • Wołowa Turnia. Puškášove sokolíky. Grzegorz Folta, Magazyn GÓRY nr 221, Wydawnictwo GÓRY, Kraków 2012.

Grzegorz Folta




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    grzesiek folta - szacun [4]
    nie za przejscie chociaz za to tez(*) ale do tego…

    15-10-2021
    mazeno