17 września 2021 18:17

O książce „Nanga Parbat. Droga doskonała” Daniele Nardiego i Alessandry Carati

20 lipca nakładem Wydawnictwa Replika ukazała się książka „Nanga Parbat. Droga doskonała” Daniele Nardiego i Alessandry Carati.

„Nanga Parbat. Droga doskonała"  Daniele Nardiego i Alessandra Carati.

„Nanga Parbat. Droga doskonała” Daniele Nardiego i Alessandra Carati

***

Ostatnie dni lutego 2019 roku mogły przynieść rozwiązanie jednego z ostatnich wielkich problemów Himalajów. Niespełna dwa miesiące wcześniej Daniele Nardi i Tom Ballard w towarzystwie dwóch Pakistańczyków: Karima Hayata i Rahmata Ullah Baiga, wyruszyli lodowcem ku ścianie Diamir, by stamtąd wspiąć się na szczyt Nanga Parbat. Nie tylko zimą, nie tylko w niewielkim zespole, ale w dodatku słynnym, trudnym i niebezpiecznym Żebrem Mummery’ego.

Początkowy entuzjazm członków wyprawy musiał zderzyć się z ponurą rzeczywistością himalajskiej zimy. Udało się dotrzeć na wysokość około 6200 metrów i postawić obóz czwarty, ale po miesiącu obaj Pakistańczycy postanowili się wycofać. Akcję górską kontynuowali Ballard i Nardi. Niesamowity zespół, złożony z jednego z najlepszych drytoolowców świata oraz stojącego nieco w cieniu słynnych nazwisk zwolennika surowej szkoły himalaizmu w stylu alpejskim, pozostał sam na zboczach góry. Wyczekane okno pogodowe pojawiło się 22 lutego. Dwa dni później włosko – brytyjski tandem dotarł na wysokość czwartego obozu, skąd postanowił zawrócić ze względu na załamanie pogody. To właśnie 24 lutego miał miejsce ostatni kontakt z dwójką alpinistów. Niemal dwa tygodnie później, po intensywnej akcji poszukiwawczej z użyciem helikopterów, dronów i wspinaczy natrafiono na ciała Ballarda i Nardiego.

To smutny koniec historii kariery górskiej Daniele Nardiego, dla którego Nanga Parbat stała się marzeniem i obsesją. Książka współautorstwa Nardiego i dziennikarki Alessandry Carati to próba opowiedzenia jego historii, od dziecięcych wędrówek na Semprevisę aż po pięć kolejnych wypraw na Nagą Górę. Czy jest próbą udaną?

Autorzy od razu rzucają czytelnika na głęboką wodę, a właściwe na wysoką górę. Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy trwa zimowa akcja Nardiego i Ballarda na Nanga Parbat. Następnie mamy spodziewaną retrospekcję, malującą z grubsza dzieciństwo i młodość Daniele. A potem jest już tylko Naga Góra w pięciu kolejnych odsłonach. Zmieniają się towarzysze wypraw, zmienia się emocjonalne nastawienie Włocha do alpinizmu, zmienia się jego motywacja. Nieustanne jest tylko marzenie o zdobyciu góry zimą, nową drogą, w małym zespole, w stylu alpejskim lub możliwie zbliżonym do alpejskiego.

„Nanga Parbat. Droga doskonała” jako biografia bynajmniej nie rości sobie pretensji do obiektywizmu. Bohatera poznajemy niemal wyłącznie poprzez jego bezpośrednie wypowiedzi, porządkowane jedynie z grubsza i niekiedy uzupełniane pracą współautorki. Więcej tu zatem introspekcji, zwierzeń i prezentacji własnego punktu widzenia, także w kwestiach mocno kontrowersyjnych (jak np. zawirowania wokół przebiegu zimowych wypraw 2017/2018) niż chłodnego przedstawienia faktów. Takie założenie konstrukcyjne nie jest ani czymś nowym, ani oryginalnym w literaturze górskiej. Wprost przeciwnie: subiektywne ujęcie danego zagadnienia jawi się jako bardziej nawet uzasadnione niż próba obiektywizmu, szczególnie jeśli chodzi o alpinizm w jego ekstremalnym wykonaniu. Nie pierwszy raz podnosi się także i opisuje kontrowersyjne decyzje i działania głośnych w środowisku postaci, jak Simone Moro czy Adam Bielecki. Przystajemy, jako odbiorcy, na tę formę przekazu nawet wówczas, gdy wyraźnie widać, że bohater próbuje wpłynąć na sąd czytelnika poprzez gorącą apologię czy nawet jawne oskarżenia i ujawnianie sekretów.

A więc pod tym względem książka jest ciekawa i wartościowa. Daniele Nardi mówi o sobie wprost:

Jestem zrzędliwy, kłótliwy, nieufny, nie interesuje mnie tworzenie relacji ani siatki kontaktów. Interesuje mnie jedynie zdobywanie najwyższych gór świata – na własną rękę, nic nikomu nie mówiąc.

Kontakty z mediami uważa włoski alpinista za zło konieczne, istniejące w irytującym sprzężeniu zwrotnym ze znojem pozyskiwania sponsorów. Wytyka odbiorcom nieufność i hermetyczność świata wspinaczkowego, do którego musiał dostać się niejako tylnymi drzwiami, bez tradycji i wsparcia w postaci pochodzenia czy znajomości. Surowa bezpośredniość jego stwierdzeń może zniechęcać, ale na pewno przekonuje. I to kolejny walor książki.

Zaletą trzecią, niekwestionowaną, jest fakt, iż biografia powstaje właściwie in situ, na gorąco, przed i w trakcie ostatniej z pięciu wypraw Nardiego na Nanga Parbat. Wielu odbiorców z pewnością pamięta jeszcze jej przebieg, wspomina śmiałość zamysłu, zacięcie w jego realizacji, wreszcie – gasnącą nadzieję na szczęśliwe zakończenie wyprawy.

***

Tak jednak jak natura jest bezlitośnie obojętna wobec naszych zamiarów, tak i lektura książki bezlitośnie obnaża jej słabe punkty. Po pierwsze, jest nią redakcja. Nardi jawi się jako osoba chwilami zgorzkniała, rozchwiana, nadmiernie emocjonalna, rozedrgana wewnętrznie – a to za sprawą wielokrotnie powtórzonych, cierpkich słów płynących z konfrontacji ze środowiskiem włoskich alpinistów, ze światem mediów wspinaczkowych, z innymi himalaistami, którzy obrali sobie ten sam co Nardi cel: pierwsze wejście na Nanga Parbat zimą. Czy intrygi Simone Moro i konszachty Alexa Txikona faktycznie przyczyniły się bezpośrednio do pogrzebania szans Daniele na atak szczytowy? Czy Tomek Mackiewicz istotnie zasługiwał na idolatrię ze względu na zapamiętanie w swej pasji? Czy wycof Adama Bieleckiego tak mocno podkopał wiarę Daniele w realizację przedsięwzięcia? Czytając relację z czwartego podejścia ulegamy złudzeniu, że oto mamy do czynienia z kolejną odsłoną sporu przekupek na Parnasie. Nagrane potajemnie przez Daniele rozmowy to jedno, jego interpretacja zaś – to już inna sprawa. Lektura może być więc cierpka, ale i pełna sensacji.

Niestety w polskim wydaniu to nie bohater, nie treść ani nie forma książki zwracają uwagę czytelnika, lecz nieustanne, żenujące błędy gramatyczne, językowe, fleksyjne, interpunkcyjne, stylistyczne, a co najgorsze: merytoryczne. A zatem, według tria tłumaczka – redaktorka – korektorka  (trudno orzec, kogo obarczyć za to odpowiedzialnością).

– wspinając się w stylu alpejskim, a zatem: „na własnych rękach” i „bez składowania materiału na górze”, mając do dyspozycji „karabińczyki, systemy ochronne nadające się na lód i na skały” (chyba chodzi o asekurację…)

– przechodzimy „przez kanał nachylony pod kątem od 45 do 60 stopni”, „wciskając się jak najmocniej w raki, by przebić się przez lód”

– „później trzeba tylko przedostać się przez grzbiet, wejść na końcowy płaskowyż i wrócić na główną trasę, drogę Kinshofera”, podczas gdy wiatr „ciągle i nieustannie narasta”

– „schodzimy zjazd po zjeździe”, „trzymając narzędzia do wspinaczki”, „właściwe materiały” i „pierzasty kombinezon”

– alpiniści wspinają się „kanałem”, który czasem zmienia się w „korytarz”, a lód topią „grzałką”

– „usłyszałem długi świst i powietrze, które się rusza”

– w szczelinie lodowcowej mamy „wyskoki”, a poza tym „lód jest ostry i trudno się uwolnić”

– „zaaranżowałem zejście zjazdem na linie”

– „z coraz to lepszą ostrością widziałem”

– zakładamy „ruchomy układ asekuracyjny tylko w miejscach, gdzie skała wystawała spoza lodu”

– „przejście wydawało się łatwe, choć zabezpieczenie było źle przytwierdzone ze względu na słaby lód”

– na K2, położonym zresztą w Himalajach, napotykamy przeszkodę zwaną „Szyjką od butelki”

– „zaczęliśmy schodzić, zjeżdżając po linie, zostawiając stanowiska i oprzyrządowanie – haki i zabezpieczenia – na ścianie”

– „po przejściu delikatnej, śnieżnej stróżki o szerokości kilku centymetrów, znalazłem się w kącie dwuściennym między skałami  – jak w lekko otwartej książce”

– „Tomek i Eli mieli szansę, by dotrzeć na szczyt, byli trudnymi przeciwnikami”

– „metabolizm doznał mocnego przyspieszenia”

–  „podgrzewane elektrycznie rajstopy”

itd…

A do tego oficer łącznikowy zmienia się w „łącznik”, „lot na górę wiąże się ze szczególnym uformowaniem skał, lodu i szczelin”, Roberto „asekuruje sobie nogi” w pyłówce, „lodowiec rusza się i ze względu na swój ciężar rozpada się jego przednia część”, „przypięliśmy się do linki”, „ostatkiem wszystkich swoich sił”, „w Himalajach, gdy używa się lin, nie jest się fizycznie przywiązanym”, „narzędzia do wspinaczki”, „negatywna pamięć”, „zbawienna fatamorgana”, „Księżyc świeci bez żadnego cienia po drodze”, „śmierć jako abstrakcyjne pojęcie nie przejmuje wodzy”, mamy za to „odchył od normy”, by wejść zimą na Nanga Parbat „przygotowuje się szlak”, zaś „namiot znajdował się za wzgórku, wychodził na lodowiec przy żebrze”.

Moim faworytem jest jednak opis działań Jacka Czecha i Adama Bieleckiego. Jacek „nie był w formie, wspinał się powoli i nie udawało mu się przenosić wiele materiału, w przeciwieństwie do ich wspólnej wyprawy w Ameryce Południowej, gdzie zakończyli aklimatyzację”. Zaś Adam…

„wiązał się dynamiczną, czerwoną liną wspinaczkową. Używał jej podwójnie, by mieć trzydzieści, maksymalnie czterdzieści metrów długości na wspinanie. Brał ze sobą statyczną, białą linę. Zaczynał się wspinać, do razu mocował jedną śrubę lodową, później następną i do niej przytwierdzał linę statyczną. Naciągał ją, wchodząc jednak przy pomocy tej dynamicznej. (…) Dostrzegłem, że Adam dotarł do miejsca, gdzie można było zbudować stanowisko. Przypiąłem jego linę do mojej uprzęży i również zabezpieczyłem się śrubami lodowymi. Później Adam wbił gwóźdź. (…) Miał właśnie zaczepić się o stanowisko, tymczasem zobaczyłem, jak wywraca się do tyłu, mocno uderza głową o zbocze i leci w dół. (…) Niespodziewanie oderwał się punkt asekuracyjny. Straciłem uchwyt i wystrzeliłem do tyłu, w pustkę, jak pocisk”.

Bądźcie jednak spokojni. Daniele relacjonuje: „Upadek Adama zakończył się, mocne odbicie rzuciło mną o ścianę jedynie poza twarzą, którą chroniły kask i gogle”.

Zatem, podsumowując: przeczytałam, żebyście Wy nie musieli. Wielka szkoda, że tak ciekawy materiał został bezlitośnie zmarnowany rażąco niechlujną redakcją i korektą osób, które nie tylko o wspinaniu, ale nawet o prawidłach mowy polskiej czy rudymentarnych zasadach logiki nie mają zielonego pojęcia. Pozostaje mieć nadzieję, że trud tłumaczenia i redakcji zostanie podjęty na nowo – wówczas będę tę książkę mogła z czystym sumieniem polecić.

Ilona Łęcka

Książka jest dostępna w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum