Filar północny Maja Stogut – nowa droga w Albanii
4 sierpnia 2021 roku Paweł Jarosiewicz (Murall, UKA) i Adam Latusek (Aura) jako pierwsi przeszli filar północny Maja Stogut (2246 m, Góry Północnoalbańskie/Prokletije, Albania).
*
Celem wyjazdu było poprowadzenie logicznej i możliwie najłatwiejszej linii przebiegającej wzdłuż północnego filara. Przebyta droga ma 350 m, a trudności wahają się w okolicach VI+ UIAA. Kruksowy drugi wyciąg otrzymał adnotacje R ze względu ma bardzo słabą asekurację i półkę znajdującą się w jego podstawie. Całość padła OS, beż użycia haków i spitów. Zejście z wierzchołka łatwym terenem I/II.
Dzień pierwszy
Dojeżdżamy do Vusanje piętnastoletnim Kangoo, co od początku było kruksem wyjazdu. Pamiętam słowa mechanika: „Na zakrętach w prawo po prostu nie dodawaj gazu i będzie ok.” Nie kłamał. Parkujemy na polu koło rzeki, idziemy spać.
Dzień drugi
Minęło prawie 10 lat, od kiedy tu byłem ostatnio. Parku Narodowego wtedy nie było. Opłaty za wstęp też nie. Ogólnie mam wrażenie, że „to se ne vrati”. Pawłowi się podoba, więc powoli przestaję zwracać uwagę na to, co mnie uwiera. Dochodzimy do obozu pasterzy. Poznaję ich, a gdy tylko zdejmuję okulary oni poznają mnie. Uśmiech na ich twarzach mówi mi, że nie wszystko stracone.
Jest godzina 15.00, zjadamy liofa i idziemy pod ścianę. Sześć kilometrów ciągnie się bez końca. Brak szlaku, upał, albańskie lato w pełni. Dochodzimy do miejsca skąd widać filar, robimy zdjęcia. Dojście pod ścianę? Przecież stąd wszystko widać.
Dzień trzeci
Powtórka z rozrywki, tyle, że idziemy zobaczyć zejście z wierzchołka. Jeśli to możliwe wejdziemy na szczyt. Od tego wyjścia zależeć będzie, ile haków i spitów mamy zabrać w ścianę. Musimy ocenić, ile będzie potencjalnych zjazdów, ponieważ w tych górach nie ma zasięgu czy służb ratowniczych.
Siedzimy z Pawłem pod wielkim głazem (w cieniu) od południowej strony naszej góry. Patrzymy na zejście. Temperatura sięga 40 stopni. Wygląda łatwo. To nam wystarczy.
Dzień czwarty
Schodzimy do Vusanje. Wsiadamy do auta i jedziemy do Gusinje naładować baterie. Jesteśmy wykończeni. Liczę kalorie i widzę, że na oko jedliśmy ok. 2000 kcal na dobę. Jest tak gorąco, że nie daje się przełknąć jedzenia. Wieczorem temperatura spada i znów da się jeść.
Wracając do Vusanje w samochodzie zjadamy jeszcze pizzę. Śpimy w czym popadnie na parkingu. Namiot i śpiwory zostawiliśmy w górach.
Dzień piąty
Pakujemy szpej. Set camów, zdublowane #3,#2,#1,#0.75, offsety, offsetowe kości i set zwykłych. Ostatecznie decydujemy się na 8 haków. Zakładamy, że jeśli przejdziemy połowę filara to już nie będzie potrzeby się wycofywać. Optymistycznie, ale także i lekko.
Dzień szósty
Piąta rano. Nie jest to tzw. alpine start,. Jeśli mam być szczery, to w Alpach nie byliśmy. Pod ścianę dochodzimy w 3 godziny. Filar z bliska nie wygląda na trywialny. Na pierwszy rzut oka jest podejrzanie lito. Nie wygląda także na trudny, ale jak już mamy tyle szpeju, to chcielibyśmy go użyć. Paweł wydaje się nie widzieć problemu. Proponuję, żeby prowadził.
Dzień szósty. Poranek
Pierwszy wyciąg łatwy. Drugi już nie. Szedłem go na drugiego z plecakiem, w którym były 3 litry wody, obie pary butów, haki, młotek i jedzenie, więc lekko nie było. Asekuracja, jak to mówią: wymagająca. Dwa friendy na cały wyciąg. Do tego mikrokruszyzna. Skała przypomina dolomit z Tre Cime di Lavaredo, ale ta jest wyraźnie niechodzona. Wyciąg trzeci łatwy, 20 metrów i jedno z bardziej kaprawych stanowisk jakie widziałem. Dudniący blok i mikrofriend, nie obciążać, nie ruszać.
Poganiam Pawła. Jest piękna pogoda, ale zrywa się wiatr i robi się zimno. Do tego to filar północny, więc stoję na tym kaprawym stanie w cieniu. Pewnie jest ze 20 stopni, ale zakładam wszystko co mam. Dochodzę do Pawła, orientujemy się w ścianie, pijemy… Wygląda na to, że jesteśmy za połową. Zmieniamy się na prowadzeniu. Jest dobrze, ale oszczędzamy wodę, zostało 1,5 l na dwóch.
Dzień szósty. Południe
Lekko skostniały przechodzę piątkowe zacięcie i kieruję się łatwym terenem do płyt w części szczytowej. Znów jestem na Jurze. Dziury. Połogi i zanikające ryski. Teraz trzeba to jeszcze wyślizgać. Jest lito i naprawdę jest jak na Jurze, asekuracja nawet podobna, czyli jeśli jest dobra to jest rzadka.
Kończę wyciąg szósty i dochodzę od spiętrzenia filara. Widać część ściany północnej i piki za Maja Stogut. Ostatni wyciąg za całe III biegnie litym teren po lewej stronie od wielkiego bloku na grani. Widać płyty poniżej i piargi na dole. Ostatnie metry do niższego wierzchołka pokonujemy z lotną asekuracją. Stąd już jest rzut beretem do piku.
Dzień szósty. Popołudnie i wieczór
Na szczycie jest kopczyk. To przykra wiadomość, bo po cichu liczyliśmy na pierwsze wejście. Z drugiej strony to dobra wiadomość, bo to znaczy, że zejście będzie łatwe. Kierujemy się na południe, widoczną grzędą aż do jej końca i dalej w lewo prosto na dół. Miejscami eksponowanie, ale łatwo (max II).
O 20 jesteśmy w obozie. 14 godzin jak by nie liczyć. Czujemy się całkiem nieźle. Cztery dni temu odgarnialiśmy owcze bobki ze śniegu, żeby się nawodnić. Sic. W niektórych żlebach był jeszcze śnieg.
Dzień siódmy
Pakujemy wszystko co mamy, żegnamy się z pasterzami i… idziemy na baldy. Wiem, jak to brzmi, ale taki był plan. Rozłożyliśmy się pod najładniejszym kamieniem w dolinie i wtedy przyszli Francuzi. Nate i Guilaume też przyjechali tu robić nowe drogi. Byli wypoczęci i wyspani. Widać było od razu, kto lepiej się wspina.
Tego dnia najedliśmy się jeszcze i niespiesznie ruszyliśmy kangurem na północ, nie dodając gazu na zakrętach w prawo…
Podsumowanie
Droga była krótsza niż się tego spodziewaliśmy, ale należy do najładniejszych, jakie zrobiliśmy w Prokletijach. Każdy wyciąg prezentuje podobne trudności i wielokrotnie droga przebiega wyraźną krawędzią filara. Jest lito, eksponowanie, nie za trudno. Zejście ewidentne niewymagające zjazdów. Fajna przygoda.
Adam Latusek