„Muszę teraz porządnie odpocząć i wrócić do rytmu treningowego” – rozmawiamy z Mateuszem Haładajem
Mateusz Haładaj (Edelrid) ostatnie miesiące spędził w Hiszpanii. Przeszedł sporo fajnych dróg, choć tych głównych projektów nie udało mu się zrobić. Jest jednak i powód do zadowolenia, bo w Santa Linya poprowadził swoją najtrudniejszą drogę od 2016 roku, Catxasitę 9a/a+.
O głównym projekcie w Margalefie, First Round First Minute:
Muszę zmienić strategię, być może zrealizować inny ambitny cel o innym charakterze, ale na FRFM nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Motywacji mi nie brakuje. Droga jest w moim zasięgu, włożyłem w nią ogromy wysiłek i jeśli tylko będę miał nadal wsparcie najbliższych i możliwość wyjazdu, nie odpuszczę. Nie zamierzam jednak walczyć za wszelką cenę.
***
Dorota Dubicka / wspinanie.pl: Ostatnio rozmawialiśmy chyba dwa lata temu. Co przez ten czas się u ciebie wydarzyło? Wspinaczkowo, i nie tylko.
Przez ostatnie dwa lata sporo się u mnie zmieniło. Rok temu urodził się mój syn Leon, także z dwójką dzieciaków raczej nie narzekam na brak obowiązków. Wspinaczkowo jestem cały czas bardzo aktywny, trenuję dużo na Koronie, choć oczywiście okres pandemii pokrzyżował wiele planów w poprzednim sezonie. Rok temu zacząłem trochę boulderować, była to dobra alternatywa na czas restrykcji i fajna forma treningu, który można robić podczas „pikniku rodzinnego”. Teraz kończę pięciomiesięczny wyjazd z rodziną do Hiszpanii, podczas którego wiele rzeczy potoczyło się nie po naszej myśli…
No właśnie… Wspominaliśmy już co nieco o twoich niedawnych przejściach w Santa Linya. Nie udało się co prawda zrobić Catxasy (bardzo solidnej 9a+ Sharmy), ale za to padło kilka fajnych przejść. Opowiedz o nich.
Faktycznie, nie udało się zamknąć drugiego głównego projektu na ten sezon, ale brakowało bardzo niewiele, ponadto miałem wyjątkowego pecha – najpierw skontuzjowałem kolano, a później zamknięto grotę.
Na początku kwietnia, po dwóch miesiącach spędzonych w Margalefie, przenieśliśmy się do Santa Linya, gdzie dużo łatwiej jest wspinać się z dziećmi. Od początku wyjazdu, zimą, ze względu na restrykcje i zakaz przemieszczania się nie mogłem się wspinać w grocie, także motywacja na wiosnę była mocna, tak mocna, że chyba na starcie trochę przesadziłem i coś strzeliło mi w kolanie (prawdopodobnie naderwałem więzadło boczne). To zmusiło mnie do dłuższego restu, nie mogłem też później przez ponad miesiąc robić żadnych skrętek.
Dlatego musiałem zacząć od lżejszych dróg, by zbudować bazę i odzyskać pełną sprawność przed starciem z Catxasą. Obok głównego projektu znajduje się (wówczas niepowtórzona) JoeDan 8c+/9a, która dzieli górną część z Catxasą (wyjście trudnościami z Fabeli 8c+), także był to dobry plan alternatywny. Ze względu na specyficzne haczenie pięty w cruxie z Fabeli (akurat ze skontuzjowanym kolanem) zmuszony byłem omijać ten odcinek i dolne trudności skończyć nieco łatwiejszym wyjściem sąsiednią Fabelitą (8c).
Tak uporałem się najpierw z nowym wariantem JoeDan por Fabelita 8c+. Ta linia to jedna z najładniejszych i najbardziej logicznych dróg w grocie, na pewno zyska na popularności.
Następnym krokiem była Catxasita 9a/a+. Dolny odcinek drogi, który sam w sobie ma około 9a/a+, kontrolowałem dość dobrze, na szczęście można go zrobić bez skręcania prawej nogi. W sumie dość szybko udało mi się rozwiązać ten wariant. Drogę zrobiłem z dużym zapasem, co dawało dużo pewności przed prowadzeniem trudniejszej końcówki z oryginalnej Catxasy 9a+.
Czując większą swobodę ruchu przyszedł czas na wejście w boulder z Fabeli, tutaj musiałem mieć jednak 100% zapasu, żeby nie nadwerężać nogi. To był dobry moment, żeby zrobić JoeDan 8c+/9a. Tutaj musiałem się naprawdę sprężyć, w moim odczuciu (zważywszy że trzeba przejść dwa odcinki za 8c, jeden po drugim), wycena mogłaby mieścić się w dolnej granicy 9a. Zwłaszcza pokonując górny crux oryginalną metodą z haczeniem pięty.
Po tych kilku mocnych prowadzeniach potrzebowałem odpoczynku, by nabrać świeżości przed Catxasą. Niestety, nie wystarczyło na wszystko czasu przed niespodziewanym zamknięciem groty. Na koniec, pomimo zmęczenia, oddałem kilka bardzo dobrych prób, ale wspinanie pod presją czasu z rodziną u boku to nie było nic przyjemnego. Z Santa wyjechałem raczej rozczarowany, choć cieszy mnie, że zrobiłem swoją najtrudniejszą drogę od 2016 roku.
Znasz szczegóły zamknięcia rejonu miesiąc wcześniej niż zwykle, bo już na początku maja? To chyba dość niespodziewana decyzja?
Dla nas była to decyzja bardzo bolesna i niesprawiedliwa. Zwykle, zgodnie z ustaleniami, wynegocjowanymi około 10 lat temu, wspinanie jest dozwolone od końca września do końca maja. Wspinacze nie są jednak pełnoprawną stroną porozumienia zawartego między rządem Katalonii (archeolodzy) a właścicielami gruntów, więc niestety z punktu widzenia prawnego nie mamy nic do powiedzenia. Wcześniejsze zamknięcie w tym roku związane jest z pozyskaniem przez archeologów dodatkowych środków finansowych na prace badawcze. Przyszłość wspinania w grocie zależy tylko od dobrej woli archeologów.
Do Katalonii wracasz regularnie każdego roku. Nie jest tajemnicą, że od kilku dobrych lat ciągnie cię w tamte strony ze względu na First Round First Minute 9b. W 2018 roku zabrakło ci naprawdę niewiele, spadłeś z ostatniego kluczowego chwytu. Kolejne sezony i kolejne próby… Jak to wyglądało w tym roku?
Tak, FRFM jest na pewno moim głównym celem, ale staram się trenować wszechstronnie. W sumie z ostatniego przechwytu drogi spadłem już pięciokrotnie, a dwa razy prawie utrzymałem chwyt. W tym roku byłem chyba najlepiej przygotowany, ponadto udało mi się nieco ulepszyć patenty. Niestety, temperatury i warunki panujące w tym roku nas zaskoczyły, po grudniowej śnieżycy przyszły upały, w lutym i marcu było już około 20 stopni, a nie jak zwykle poniżej 10, przeważał wiatr południowy, a nie jak wcześniej północno-zachodni. Do tego ukruszył się jeden chwyt w cruxie, co na drodze o tak skondensowanych trudnościach wydatnie podniosło trudność. Obserwuję też od kilku lat, jak chwyty zaczynają się wyślizgiwać, co powoduje, że warunki grają coraz większą rolę na tarciowych ściskach…
Na FRFM byliśmy w tym roku w 5 osób, a jeszcze kilku wspinaczy próbowało First Ley (dzielącą dolny odcinek), ale zrobił ją jedynie Jorge Diaz-Rullo, który razem z Davem Grahamem zrewolucjonizowali patenty na górny boulder. Ja postanowiłem pozostać przy oryginalnych patentach i nawet nie doszedłem do swojego highpointa. Czuję, że teraz jest to dla mnie wyłącznie kwestia warunków, dlatego jeśli wrócę na drogę to tylko zimą.
Wydaje mi się, że nie jest przypadkiem fakt, że od ostatniego przejścia Stefano minęły 4 lata (więcej o tym przejściu TUTAJ – red.), a co roku są pod drogą kolejki, obawiam się że przy zmianie klimatu ta droga będzie coraz rzadziej powtarzana i zacznie trudniejsza niż kilka lat temu.
Szczerze, nie masz czasami ochoty rzucić tego w cholerę? Jak to jest bić się tak długo z jedną drogą? Jak to udźwignąć?
To bardzo trudna kwestia i największe mentalne wyzwanie, z jakim zdarzyło mi się mierzyć w karierze. Czując fizyczny progres dzięki dobremu treningowi z Maćkiem Oczko, jednocześnie obiektywne trudności drogi są coraz wyższe. I to mnie frustruje najbardziej. Na pewno muszę zmienić strategię, być może zrealizować inny ambitny cel o innym charakterze, ale na FRFM nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Momenty szczęścia, świadomość, że jest się bardzo blisko, potem zwątpienie, frustracja, i znów skoki motywacji itd. itd. Takie skrajne odczucia mogą przemielić psychicznie. Na jakim z tych etapów jesteś dziś?
Tak jak wspominałem – muszę zmienić strategię, być może przeorientować się nieco na inne bardziej wytrzymałościowe cele. Motywacji mi nie brakuje. First Round jest w moim zasięgu, włożyłem w nią ogromy wysiłek i jeśli tylko będę miał nadal wsparcie najbliższych i możliwość wyjazdu, nie odpuszczę. Nie zamierzam jednak walczyć za wszelką cenę.
Jakie plany na najbliższy czas?
W drodze powrotnej do Polski chcę zahaczyć o Rodellar i popracować nad rozpoczętym projektem w Ali Babie. Później muszę porządnie odpocząć i wrócić do rytmu treningowego. Mam nadzieję, że po szczepieniach uda nam się jesienią wyjechać na Franken.
Chciałbym w tym miejscu podziękować za wsparcie mojej żonie Eli.
Znakomity sprzęt zapewnia mi Edelrid.
Dzięki za rozmowę i powodzenia!