O co chodzi z tym tlenem?
Niniejszy tekst zaczął powstawać „na gorąco”, w chwilach, gdy świat żył spektakularnym wejściem dziesięciu Nepalczyków na niezdobyty dotychczas zimą wierzchołek K2. Do zabrania głosu skłoniła mnie tocząca się dyskusja na temat użycia podczas wejścia dodatkowego tlenu (jako jedyny bez wspomagania dodatkowym tlenem na szczyt wszedł Nirmal Purja – red.). Jak to zazwyczaj dzieje się podczas sporów, szybko zniknęło meritum, a pojawiły się wątki personalne. Co jeszcze bardziej pogłębiło chaos i brak zrozumienia tematu. Jednak postanowiłem odczekać kilka dni i uporządkować w swojej głowie informacje, które docierały do nas z Karakorum.
***
Jak to było z tlenem w dawnych czasach?
Pomysł na użycie dodatkowego tlenu pojawił się podczas pierwszych wypraw na ośmiotysięczniki. Jednak od samego początku wspomaganie się tlenem z butli było uważane za kontrowersyjne. Sam George Mallory jeszcze podczas drugiej wyprawy na Mount Everest był zdecydowanym przeciwnikiem używania butli tlenowych. Wśród uczestników pionierskich wypraw „zdobywczych” wielu uważało, że stosowanie dodatkowego tlenu jest nieuczciwe i niegodne dżentelmena. Inną sprawą był fakt, iż aparaty tlenowe były wówczas bardzo ciężkie i dość zawodne. Z tego powodu podczas wyprawy na Everest w 1924 roku Edward Norton i Howard Somervell, będąc już w obozie V, postanowili zrezygnować z butli i zaatakowali szczyt na lekko. Norton po ciężkiej walce dotarł na wysokość 8573 m n.p.m., po czym zdecydował się na odwrót.
Na kolejnych wyprawach używano coraz to doskonalszych aparatów tlenowych, co jednak nie przyniosło skutku w postaci zdobycia ośmiotysięcznika. W czasie II wojny światowej Charles Houston, lekarz i wybitny alpinista, na zlecenie lotnictwa armii amerykańskiej badał zdolność adaptacji człowieka na dużych wysokościach. Houston nie był przypadkową osobą, uczestniczył w pionierskiej wyprawie pod kierownictwem Billa Tilmana, podczas której badano możliwości zdobycia Mount Everestu od strony Nepalu. Z tymże Tilmanem był na zakończonej sukcesem wyprawie na Nanda Devi. Niestety sam Houston po zatruciu się, pomimo dobrej aklimatyzacji, musiał zrezygnować z ataku szczytowego. W 1938 roku był kierownikiem pierwszej amerykańskiej wyprawy na K2. Podczas wojny nie zrezygnował z pomysłu zdobycia K2, stąd wspomniane badania przeprowadzane w komorze hiperbarycznej. Zostały one zakończone, gdy dwóch uczestników „znalazło się” na wysokości 8840 m n.p.m. Jednak właściwym celem Houstona byla druga góra świata, na którą jeszcze raz wybrał się w roli kierownika kolejnej, trzeciej już wyprawy amerykańskiej.
Podczas Złotej Ery Himalaizmu dodatkowy tlen stał się standardem i musiało minąć 14 lat od zdobycia ostatniego ośmiotysięcznika, by nastąpił przełom. Stało się to dzięki chyba najmocniejszemu duetowi w owym czasie, czyli Peterowi Habelerowi i Reinholdowi Messnerowi. Zespół ten w 1978 roku bez użycia dodatkowego tlenu zdobył ośmiotysięcznik i to od razu Mount Everest. Ta sama dwójka trzy lata wcześniej zdobyła w stylu alpejskim Gasherbrum I, co doprowadziło do popularyzacji takiego zdobywania ośmiotysięczników. Dla wyznawców stylu alpejskiego odrzucenie wspomagania dodatkowym tlenem było oczywiste. Warto jednak w tym miejscu wspomnieć, że wszystkie polskie wejścia na ośmiotysięczniki zimą – poza Everestem – odbyły się bez użycia dodatkowego tlenu.
Patrz: Ważne postacie alpinizmu. Reinhold Messner (red.)
Czy sportowcy mają rację?
Z ich perspektywy oczywiście. Dla każdego, kto interesuje się himalaizmem, bezdyskusyjny jest fakt, że wejście z dodatkowym tlenem jest łatwiejsze i bezpieczniejsze. Dzisiejsze butle to już nie są archaiczne urządzenia, którymi na Evereście posługiwali się Mallory z Irvinem, czy nawet Cichy z Wielickim. Owszem, trzeba nieść dodatkowy ciężar, jednak niemalże bezawaryjny. W zamian za to wspinacz używa ułatwienia – nie dopingu!, o czym napiszę niżej – które według lekarzy zajmujących się medycyną górską pozwala „przenieść się fizjologicznie” o około 1,5 tysiąca metrów niżej. Lepsze natlenienie krwi to nie tylko łatwiejsze oddychanie, to również większa szansa na brak odmrożeń, większa świadomość na dużych wysokościach – co wpływa rzecz jasna na percepcję. Czyli innymi słowy redukcja możliwości popełnienia błędu.
Jednak rzadko kto wspomina o jeszcze jednej niezwykle istotnej kwestii. Użycie dodatkowego tlenu to uniknięcie konieczności aklimatyzacji w górnych obozach, czy noclegu lub chociażby „klepnięcia” wysokości około 7,5 tysiąca m n.p.m. Oznacza to mniej wyjść do góry, krótszy okres przebywania na dużych wysokościach, a co za tym idzie mniejsze zużycie materiału, czyli dłuższe utrzymanie formy i zdrowia. Najważniejsze jednak jest to, że w obliczu niewielu okien pogodowych i szalejącego jet streamu większa jest szansa na zaaklimatyzowanie do wysokości 6,5-7 tysięcy metrów. Jest to wystarczające do wejścia na K2 z użyciem dodatkowego tlenu. Sportowcy, tacy jak Bielecki i Urubko, doskonale o tym wiedzą. Świadomy tego był sam Nirmal Purja, który po zejściu z K2 mówił, że przed atakiem był niedostatecznie zaaklimatyzowany, że był tylko w obozie 2 i brakowało mu wyjścia, a najlepiej noclegu w obozie 4. To są rzeczy oczywiste dla każdego, kto ma pojęcie o zasadach aklimatyzacji w górach najwyższych.
Mając to na uwadze, zrozumiała jest krytyka stylu pierwszego zimowego wejścia na K2 przez „beztlenowców”. Jasne jest przecież, że ten jedyny i to w dodatku niezwykły ośmiotysięcznik, który został w puli niezdobytych zimą, był dla nich obiektem marzeń. To historyczne pierwsze wejście według nich powinno odbyć się zgodnie z regułami, które sami wyznają. Stąd trudno skrywane rozgoryczenie po informacjach, iż Nepalczycy wchodzą „na tlenie”. Warto podkreślić, też fakt, że Bielecki i Urubko są bardzo konsekwentni w głoszeniu swojej wizji himalaizmu i tego, jak powinno być zdobyte K2. Co więcej, do 16 stycznia 2021 roku byli za tę konsekwencję chwaleni. A teraz nagle okazało się, że są zazdrośnikami i zewsząd posypały się na nich gromy. Czy zasłużone? Moim zdaniem nie do końca, gdyż po wejściu w ich buty wyczyn Szerpów widzi się z innej perspektywy. Jeżeli ktoś zechce poprawić styl, to droga na szczyt K2 stoi otworem. Choć nie będzie to już pierwsze zimowe wejście.
Czy tlen to doping?
W żadnym wypadku! W sporcie użycie dopingu karane jest dyskwalifikacją. Wspinanie się na ośmiotysięczniki nie jest obwarowane zakazami, a użycie dodatkowego tlenu nie grozi wykluczeniem. Każdy może zdobywać „swój Everest” tak jak chce i potrafi. Istotne jest, żeby być uczciwym w tym, co się robi i w tym, co się o swoich dokonaniach mówi. W tej kwestii podpisuję się pod słowami Marka Raganowicza, który napisał: „Szerpowie nie zgrzeszyli, ani kłamstwem, ani przemilczeniem, ani koloryzowaniem, ani medialnym brylowaniem, ani nieuczciwością.” Co więcej, jeden z nich (choć nie-Szerpa) Nirmal Purja zdobył K2 bez wspomagania dodatkowym tlenem. Nie do końca zgodzę z kolejnym zdaniem Regana: „po prostu startowali w konkurencji himalaizmu eksploracyjnego, w którym zawsze, w imię osiągnięcia celu, przymykano oko na styl.” Nie zawsze, począwszy od Alberta Mummery’ego, poprzez wspomnianego Billa Tilmana i jednego z największych eksploratorów Erica Shiptona, a skończywszy umownie na Alexie MacIntyre, który nigdy nie skalał się dodatkowym tlenem i poręczówkami.
Natychmiast nasuwa mi się na myśl zdobycie w 1957 roku, dziesięć dni po pierwszym wejściu na Broad Peak, w najczystszym stylu szczytu Skilbrum (7410 m n.p.m.) przez Marcusa Schmucka i Fritza Winterstellera. Oba wejścia były eksploracją, a styl wejścia na nie różnił się przede wszystkim dlatego, że w tamtym czasie nikomu nie przychodziło do głowy, żeby zdobywać ośmiotysięcznik „z marszu”. Pamiętajmy, że nikt nikomu nie zakazuję wyjazdu na kolejne igrzyska, to znaczy na górę tylko dlatego, że użyty został dodatkowy tlen, czy ktoś wpiął małpę do poręczówki.
Dlaczego Szerpowie mieli prawo zdobyć K2 tak jak chcieli?
Niektóre z powodów już opisałem – nie istnieją zakazy, bądź nakazy określające jedynie słuszny sposób wspinania. Istniejące reguły odnoszą się do stylu, a ten może być lepszy lub gorszy. Jakość stylu, o ile weszło się „na własnych nogach” nie ma żadnego związku z faktem, czy było się na szczycie. Fakt, że ktoś chciałby, aby na dany szczyt wchodzono wyłącznie „sportowo” nie oznacza rezerwacji góry. Jeśli chcesz tak wejść – zrób to! Nikt nie może rościć sobie prawa do wyłączności.
Czy im się to wejście należało?
Zależy w jakim sensie. Nie uważam, że miało miejsce coś w rodzaju „sprawiedliwości dziejowej”. Nie kupuję opowieści o ciemiężonym narodzie i wykorzystywanych mieszkańcach Nepalu. Pragnę przypomnieć, że w historii podboju Himalajów pięciu Szerpów stanęło na czterech dziewiczych wówczas ośmiotysięcznikach. Nazwisko Norgaya Tenzinga zna chyba każdy, kto usłyszał cokolwiek o Himalajach (nawiasem mówiąc Tenzing nie był Szerpą, a Bothia, czyli „człowiekiem z Tybetu”, do Solo Khumbu przywędrował jego ojciec Mingma).
Dziewięciu zdobywców zimowego K2 to świetnie wyszkoleni Szerpowie, właściciele bądź pracownicy najprężniejszych agencji górskich. Dziesiąty, Magar z nizin, po zdobyciu wszystkich ośmiotysięczników w ciągu pół roku, jest gwiazdą nie tylko w Nepalu. Jeżeli tej dziesiątce cokolwiek się należało to dlatego, że byli bardzo mocni, świetnie wyszkoleni, potrafili ze sobą doskonale współpracować (patrz „K2 dla Polaków”), mieli motywację i byli niewiarygodnie zaangażowani. Można jeszcze z przekąsem dodać, że nie mieli Wi-Fi. Jednak moim zdaniem najistotniejszym czynnikiem było niewiarygodne szczęście do pogody. A jak wiadomo, „szczęście sprzyja przygotowanym”. Fortuna nie uśmiechnęła się do najmocniejszej ekipy, która kiedykolwiek pojawiła się pod K2 zimą, czyli do polskiej wyprawy Zawady 1987-88. Szczerze mówiąc gratulowałbym każdemu, niezależnie od pochodzenia, kto wykazałby się podobnym podejściem jak Nepalczycy.
Ewenement
Nie było nim wejście wszystkich dziesięciu uczestników ataku szczytowego. Podczas pierwszego wejścia na Sziszapangmę w 1964 roku na wierzchołek również weszła dziesiątka himalaistów. Czymś wyjątkowym było wejście ramię w ramię. W dzisiejszych czasach, kiedy liczy się indywidualizm, a styl alpejski jest egzemplifikacją wyrażania jednostki, to co zrobili Nepalczycy pokazuje, że mimo różnic można stworzyć Wspólnotę. To jest coś, czym tak bardzo się zachwycił świat podzielony obecnie na walczące ze sobą plemiona. Zdobycie K2 zimą nie zamyka historii himalaizmu zimowego. Natomiast ostatnie metry pod szczytem pokazują, co tak naprawdę jest ważne w całej tej zabawie.
Rozważając na temat stylu pragnę przypomnieć osobę Piotra Pustelnika, który wchodził na swoje czternaście ośmiotysięczników w przeróżnym stylu. Zaczynał od oblężniczych wypraw z butlą w plecaku, a im był starszy, tym bardziej poprawiał styl. Pod koniec swojej drogi w górach wysokich razem z Piotrkiem Morawskim i Peterem Hamorem robił rzeczy, które można by nazwać przejściami wysokiej klasy. Jednak nie te przejścia, nie droga, którą przebył, robią na mnie największe wrażenie. Piotr oprócz wejść na duże góry wielokrotnie wykazał się wyjątkowym zachowaniem, co zakończyło się wręczeniem mu Nagrody Fair Play przez PKOl. Dlaczego piszę o tym? Otóż dlatego, że zatrzymanie się najszybszych Nepalczyków pod szczytem i wspólne wejście na wierzchołek K2 jest czymś, co odbieram w tych samych kategoriach, co ratowanie życia.
Wątpliwości niekoniecznie dotyczące stylu
Jest ich trochę, mówił o nich między innymi Kacper Tekieli. Przede wszystkim wejścia bez dodatkowego tlenu, ale z użyciem poręczówek założonych przez Szerpów, pracujących „na tlenie”. Jeśli coś takiego jest dopuszczalne, to sport sprowadzamy wyłącznie do wydolności. Kwestie związane z umiejętnościami i samodzielnością tracą na znaczeniu. Czy tak to powinno wyglądać? W moim rozumieniu alpinizmu na pewno nie. Ktoś, kto wejdzie w rekordowym czasie na ośmiotysięcznik, na moment trafi na czołówki gazet, ale nominacji do Złotego Czekana nie otrzyma.
Inną kwestią są medykamenty stosowane w górach wysokich nie dla ratowania życia tylko poprawy wydolności. Jak powszechnie wiadomo, Herman Buhl zdobył Nanga Parbat pod wpływem pervitinu. Natomiast Maurice Herzog i Louis Lachenal weszli na Annapurnę, zażywając maxiton. Co zresztą doprowadziło do tego, że mieli zaburzone odczuwanie zimna, a efektem były dotkliwe odmrożenia. Reinhold Messner stwierdził kiedyś, że gdyby lekarz pobrał próbki krwi w bazie pod Everestem, to okazałoby się, że 90% wspinaczy jest na dopingu. Przede wszystkim chodzi o deksametazon, amfetaminę, ale też o inne specyfiki, w tym viagrę ;). To nie tlen jest dopingiem, tylko środki zakazane w innych dyscyplinach sportu!
***
Dyskusja na temat stylu zdobywania gór najwyższych, która pojawiła się przy okazji zdobycia K2 zimą, moim zdaniem ma swoje dobre strony. Najważniejszą rzeczą jest to, że do ogółu trafiła informacja, iż w himalaizmie nie tylko zdobycie szczytu jest istotne. Dotychczas przeciętny „Kowalski” nie rozróżniał wejścia Andrzeja Czoka i Jerzego Kukuczki na Mount Everest od klienta agencji Seven Summit Treks. Nie mam złudzeń, że po 16 stycznia 2021 roku będziemy mieli w Polsce 38 milionów faktycznych znawców tematu. Jednak temat się pojawił i coraz więcej osób będzie sobie, albo komuś kto ma lepsze pojęcie tematu, zadawać pytanie „czy to jest rzeczywiście wartościowe wejście”. Taką mam nadzieję.
Bogusław Kowalski
16 stycznia o godz. 17.00 (13.00 czasu polskiego) nepalski zespół dokonał pierwszego w historii zimowego wejścia na K2 (8611 m). Szczegółowy opis wydarzeń znajdziecie TUTAJ.
" Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes.. " [28]
To spiewal Bodzio. Jesli POminac czesc POchlebczo-POdlizusowska to tekst Bodzia…
TomaszKa
klu - i amen [12]
[i][b]ZATRZYMANIE SIE NAJSZYBSZYCH NEPALCZYKÓW POD SZCZYTEM I WSPOLNE WEJSCIE NA…
mazeno
1924 a nie 1922 [1]
[i]> podczas wyprawy na Everest w 1922 roku Edward Norton…
mazeno