9 września 2020 12:18

Zako Boulder Power 2020, czyli Mistrzostwa Polski – relacjonuje Mechanior

Starszy chwytowy Rzplitej Tomasz Oleksy, papież warszawskiego balderingu Aleksander Romanowski, a z nimi: Piotr Suder, Łukasz Smagała, Łukasz Filipiak, Piotr Tabor, Andrzej Musiał i Tomasz Zacharewicz. Oto pierwsi bohaterowie dzisiejszej relacji, reżyserzy finału Mistrzostw Polski, który zachwycił piszącego te słowa.

Wśród kobiet – bezlitosny tryumf prawdziwego talentu; u panów – cienki włosek, na którym jeszcze przez jakiś czas po zakończeniu zmagań wisiał końcowy werdykt sędziowskiego jury. Do tego topy na wszystkich problemach, damski (sic!) start nogami do góry, ręce dokładane do ostatniego chwytu w ostatnich sekundach. Elegancki trendy-setting, nigdy nieprzekraczający granicy cyrkowej błazenady, zarazem sporo prawdziwego wspinania, wymagającego zarówno siły, jak i kontroli całego ciała. Finał wzorcowy, przy zawsze u nas nierównej stawce tym trudniejszy do przykręcenia. Finał, który zdominuje dzisiejszą relację, z zyskiem tak dla tekstu, jak dla Czytelnika. Nie mówiąc o autorze.

Ale po kolei…

Krakowski Avatar jest w organizacji zawodów instytucją o ustalonej renomie, z dokładnością do zupełnie wybaczalnych szczegółów niezawodną, a przy tym – rzecz ważna – regularnie i sumiennie uczestniczącą w życiu zawodniczym nad Wisłą. Zgodnie z ustaloną tradycją, równolegle z główną rywalizacją odbywały się zawody „amatorskie” oraz senioralne [wszystko to pod nazwą „gościnnych” i towarzyszących zakopiańskiemu festiwalowi Moc Gór zawodów Zako Boulder Power – red.]; próżno dodawać, że te ostatnie przyciągnęły do Krakowa chyba najbardziej rozpoznawalnego z zawodników „o podwójnym doświadczeniu”, Andrzeja Chrapowickiego (tym razem drugi, za Jackiem Jastrzębskim).

Eliminacje mistrzowskie rozegrano oczywiście w formule open; jest to jedyny sposób, aby zachęcić do startu większą ilość uczestników niż na zawodach linowych. Sposób, dodajmy, ze wszech miar godny polecenia i zasadniczo nieszkodliwy dla rankingowej rywalizacji, a zarazem pozwalający każdemu uzasadnić samemu sobie wielogodzinną nieraz wycieczkę. Zwyczajnie, dużo wspinania niezależnie od wyniku.

Półfinały dały do zrozumienia, że chwytowi dobrze orientują się w poziomie stawki i wymaganiach chwili. Dzięki temu runda zwróciła rezultaty satysfakcjonujące dla sędziów, a przy tym stawała się chwilami całkiem zajmującym przedsmakiem wieczornego przedstawienia. Niewątpliwą niespodzianką należy nazwać siódme, a więc podkreskowe, miejsce obrońcy tytułu, Jakub Ziętka. Poza tym wszystko w normie.

Finalistki Mistrzostw Polski plus dwie zawodniczki z kategorii Kozak (fot. wspinanie.pl)

Nadmienić należy, że w Krakowie spróbowano rozwiązać klasyczny dla zawodów rankingowych „problem licencyjny”. Polega on na tym, że obowiązek posiadania licencji potrafi skutecznie odstraszyć potencjalnych siłaczy, lżej sobie ważących karierę sceniczną, a jednocześnie wyklucza z zabawy gości z zagranicy oraz rezydentów bez paszportu RP. Dla ludzi owych stworzono kategorię „kozak”; dwie uczestniczki tejże (Barbara Burczyk oraz krakowska Rosjanka, Żenia Lawruszkina) awansowały do finału, który w związku z tym powiększono o dwie kolejne zawodniczki z „legalnego rozdania”. Finał ośmioosobowy – rzecz niestraszna; co by jednak było, gdyby się nazjeżdżała większa wiara „siłaczy free-lanserów”? Strach myśleć.

Wyniki półfinału Zako Boulder Power 2020 - kobiety

Wyniki półfinału Zako Boulder Power 2020 – kobiety

Wyniki półfinału Zako Boulder Power 2020 - mężczyźni

Wyniki półfinału Zako Boulder Power 2020 – mężczyźni

Finały – zgodnie z zapowiedzią skrupulatnie, a więc bald po baldzie.

ONE

Jedynka

Niby paczkomat po trójkątach, tak jednak połączonych, że wyszedł bald krawądkowy z tarciowymi stopniami. Trudne dołożenie do topu.

Na tym dołożeniu poległa, w jedynej swojej wartościowej próbie, pierwsza z kozaczek, Żenia Lawruszkina. Potem, z dwoma wyjątkami, niewiasty spadają niżej, dając nieradosny popis indolencji jeśli chodzi o pracę na tarciowych stopniach. Błyskotliwy flash Katarzyny Ekwińskiej jest na ich tle krokusem wśród śniegów. Top Mai Rudki świadczy zaś o wielkim talencie młodej krakowianki, która do zawodów przystąpiła wyraźnie nieprzygotowana, wręcz wspinaczkowo surowa, zarazem zdolna w cztery minuty przypomnieć sobie to, co przez wiele miesięcy zapominała.

Damska „dwójka” (fot. wspinanie.pl)

Dwójka

Rzecz rzadko u niewiast spotykana, bo nietoperz na starcie; co więcej – skutecznie wymuszony. Potem rzetelne wspinanie po potężnych laminatach, raczej siłowe, lecz nie wolno było zgłupieć.

Patrząc okiem sędziwego fachowca, zasadnie orzekłem, że jedyną trudnością tego balderu był początek. O dziwo, dziewczęta kłopoty miały nieco wyżej, na obławych, ściskowych strukturach; w sumie nie dziwota. Tym razem Maja nie musiała sobie niczego przypominać, w topowaniu wszakże towarzyszyła jej nie Kasia, a Natalia Kałucka. Obie rozprawiły się z zagadnieniem w pierwszej próbie, pozostawiając rywalki na pobitym polu.

Damska „dwójka” – w akcji Natalia Kałucka (fot. wspinanie.pl)

Trójka

Hopka na starcie, na moich oczach tuż przed finałem ułatwiona, przecież nie dla wszystkich banalna. Potem techniczne, ale klasyczne sięgnięcie do zony (pięta kontruje plecy), uparcie przez większość zamieniane w niemożliwy do wykonania, koordynacyjny monostrzał. Na koniec kilka ruchów dla ciała i głowy, znowu prawdziwe wspinanie.

Maja Rudka na 3. boulderze (fot. wspinanie.pl)

Pojedyncze pomyłki tudzież problemiki związane z pierwszym ruchem pomijamy, bo nie miały wpływu na wydarzenia. Rzeczy dziwne działy się chwilę potem; w miejscu, w którym należało zwyczajnie zapracować piętą (potężna struktura wprost to narzucała), większość zawodniczek uparcie poszukiwała „ruchu z katalogu nowoczesnego routesettera”. Przedarcie się przez te zasieki nie przyniosło Aleksandrze Kałuckiej nic oprócz zony. Maja Rudka była pod topem dwa razy, za drugim przyuderzając na tyle skutecznie, że w efekcie kładąc na nim obie ręce w kontrolowanej pozycji. Wcześniej jednak, chyba dla sportu, straciła dwie próby na skoku i resztki lakieru na paznokciach.

Maja Rudka na „czwórce” (fot. wspinanie.pl)

Czwórka

Najprostszy, najmniej udany, lecz wciąż trzymający poziom. Trawersik po paczuszkach nawet trochę uroczy, końcówka nietrudna, dla zmęczonych kobiet.

Barbara Burczyk, kozaczka, otworzyła na czwórce worek z topami i się posypało. Flash Mai Rudki dobrze podkreślił jej dominację w tym finale. Trudno nie odnotować, co już napomknięto, że we wspinaniu Mai więcej znać było talentu niż zasługi. Dobrze, żeby talent ów był szlifowany z czułością, ale zdecydowanie. Inaczej nam wszystkim, z Mają włącznie, będzie kiedyś przykro.

Finaliści Mistrzostw Polski (fot. wspinanie.pl)

ONI

Pierwszy

Klasyka wspinaczkowego modernizmu (na post- ciągle czekamy). Trzyruchowiec z połogu, estetyczny; trudny, ale tylko w jednym miejscu – na wyrzucającym tralalala do zony. Test core’a.

Można orzec, że na jedynce niewiele się działo, trzeba zarazem powiedzieć, że na niej rozpoczął się marsz przyszłego mistrza po tytuł. Jedyna zona, jedyny top (zona, jak się rzekło, była też jedyną trudnością), Piotr Czarnecki w najlepszym wydaniu. Sukces nie bez dramaturgii, osiągnięty na piętnaście sekund przed czasem – nie ostatni rzut na taśmę „Skręcika” w tym finale. Wielka klasa, chociaż niepozbawiona szczęścia. Spojrzenie Piotrka na zegar, gdy stał pod topem – bezcenne.

Piotrek Schab na „jedynce” (fot. wspinanie.pl)

Drugi

Wspinaczkowy rarytas! Trawers w dachu po krawądkach, wymagający siły, pomyślunku, techniki i samozaparcia; stopy, w panicznym poszukiwaniu właściwych stopni, latały dookoła głowy. Na koniec wyrzucające bum do potężnego pisuaru.

Tutaj już nie Skręcik rządził, a przecież tu właśnie – powiedzieć „psim swędem” byłoby przesadą – zważyły się losy jego późniejszego zwycięstwa. Dachowe krawądki okazały się wyzwaniem ponad siły słynnego, kontuzjowanego lewego nadgarstka skręcikowego, prym wiedli inni. Pięknie poruszał się w suficie Adrian Chmiała, zacnie poczynał sobie Jerzyk Laskowski. Kuba Jodłowski włożył w ten problem wszystkie swoje siły, starczyło ich na ruch do topu i dramatyczną, skazaną na porażkę, a przecież godną najwyższego szacunku próbę jego utrzymania. Piotrek Schab baldem tym udowodnił, że tytuł – wpadłszy w jego ręce – byłby w pełni zasłużonym. Gwiazdorska dezynwoltura po ostatnim ruchu, papieskie pozdrowienie publiczności, gdy nogi jeszcze fruwały tam i z powrotem – popis próby najwyższej, aż żal, że nie mistrzowski.

Kuba Jodłowski na „dwójce”. Z gracją przemyka Mechanior… (fot. wspinanie.pl)

Skręt na tym baldzie – powiedzieć to trzeba koniecznie – w trzeciej swej próbie wiedział już dobrze, że top mu nie wróżon. Chcąc zaś za wszelką cenę zaliczyć bonusa, a nogę o niego podhaczywszy, ucapił ręką, lecz za część rzekłbym nie bardzo chwytną. Zaliczenie tegoż, przez sędzię problemu dokonane dość chętnie, było co najmniej wątpliwym i okazać się miało główną, choć niespodziewaną, tego finału pointą.

Piotrek Czarnecki na 3. boulderze (fot. wspinanie.pl)

Trzeci

Prościutki triple na starcie (którego dało się oszukać) nie pozwolił trendy-settingowi wygrać z istotą rzeczy. Potem bardzo krzywe wejście w podtopowe plecy, testujące odporność zawodników na niecodzienne sytuacje. Rzecz do rozwiązania na więcej niż dwa sposoby.

Jerzyk Laskowski zakończył trzeci problem w sposób budzący nie tyle szacunek, co podziw; lekko, elegancko i z manierą zawodnika o znacznie poważniejszym peselu. Skręcik jako jedyny odkrył patent routesetterów, niekoniecznie najprostszy, leż niższym (a do takich należy) chyba najbliższy. Piotrek Schab baldem tym potwierdził, że zapas mocy posiada wystarczający dla obsadzenia całego finału; dołożenie nogi do ręki, którego się podjął i które wykonał, można porównać do wyboru Polaka na papieża: niemożliwe, a jednak się zdarzyło.

Czwarty

Dobre zwieńczenie, bo razem nowoczesne i skałkowe. Hopka do oblaczka i coś w rodzaju mantli, którą gibcy ludzie umieli zamienić w zwyczajne sięgnięcie.

Tu topowali powszechnie, bo poza Jerzykiem wszyscy, choć nie tak samo swobodnie. Schab balda tego połknął, Jodłoś siłą woli przemęczył, przecież wciąż w pierwszej próbie. Inni nie tak skutecznie, Skręcik zaś… o! Skręcik balda tego pokonał dramatycznie. Co raz to zerkając na skórę, bo nie miał jej wiele, i w drugiej próbie zaliczywszy zonę – męczył się Piotrek okrutnie, a wiedział zarazem, że mu top do zwycięstwa jest koniecznym zupełnie. Nareszcie na sekund przed końcem kilkanaście, niesiony dopingiem naraz ożywionej publiki, splunął na kontuzję, wszedł lewą ręką w przerażający wypór i rzutem na taśmę odzyskał prawie już utracone, lecz teraz pewne zwycięstwo. Nie na tym jednak miał być koniec zawodów.

Piotrek Czarnecki radzi sobie z 4. boulderem (fot. wspinanie.pl)

Długo jeszcze po zakończeniu finału radzili strapieni sędziowie, bardzo nieradzi, że im przychodzi przy zielonym stoliku decydować losy mistrzostwa. Nareszcie, po trzech bez mała kwadransach i licznych dyskusjach, wiedzionych w tym czasie przez samozwańczych znawców tematu w tak zwanych kuluarach, postanowieniem sędziego głównego, Rafała Kanowskiego, a po zasięgnięciu opinii Tomasza Oleksego, starszego chwytowego, Piotrowi Czarneckiemu zonę na dwójce potwierdzono, a tym samym tytuł mistrzowski przyznano!

Podium Mistrzostw Polski 2020: 1. Piotr Czarnecki, 2. Piotr Schab, 3. Jakub Jodłowski (fot. wspinanie.pl)

Podium Mistrzostw Polski 2020: 1. Maja Rudka, 2. Katarzyna Ekwińska, 3. Natalia Kałucka (fot. wspinanie.pl)

Niech mi będzie rzec wolno, że dobrze, się stało. Czy Skręcik bonusa w dachu zaliczył, czy się tylko zdawało, o tym niech dyskutują miłośnicy formalnych zawiłości. Pozwolę sobie przyznać, że na miejscu sędziego głównego w kluczowym momencie udałbym się do toalety, a rzuciwszy monetą wyszedł i ogłosił wyrok. Jaki by nie był, ostateczną decyzję umiałbym doskonale uzasadnić.

Relacja live z finałówfacebook.com/AvatarMyReality/










Tymczasem pewien jestem, że historia polskiego wspinania byłaby uboższą, gdyby w jej annałach nie pojawił się nigdy – jako dzierżyciel tytułu – jeden z najwybitniejszych i najoryginalniejszych rodzimych wspinaczy, człowiek, którego sama obecność sprawia, że wspinanie momentalnie zaczyna świętować, być może najbardziej zżyty ze skałą osobnik jakiego w życiu spotkałem, Mistrz Polski 2020, Piotr Czarnecki.

Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Wyniki:

Wyniki finału Zako Boulder Power 2020 - mężczyźni

Wyniki finału Mistrzostw Polski – Zako Boulder Power 2020 mężczyźni

Wyniki finału Zako Boulder Power 2020 - kobiety

Wyniki finału Mistrzostw Polski – Zako Boulder Power 2020 – kobiety

Galeria świetnych zdjęć autorstwa Szymona Aksienionka i Aleksandy Drutkowskiej – tutaj.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum