25 września 2020 12:05

O książce „Zaklętym w górski kamień” Krystyny Palmowskiej [recenzja]

Przeminął 25. Festiwal w Lądku-Zdroju, lecz ja jeszcze wiele razy będę do niego wracała, ponieważ podziały się tam ważne rzeczy w kwestii książkowej. Mam przede wszystkim na myśli rozmowę Ewy Grzędy, Michała Nogasia i Filipa Springera o literaturze górskiej, a wniosek, w dużym uproszczeniu, był taki, że książek o górach wychodzi za dużo, są byle jakie i na ogół niepotrzebne. Książka, o której napiszę, jest jak najbardziej potrzebna.

„Zaklętym w górski kamień. Tragedie złotej ery polskiego himalaizmu”, Krystyna Palmowska, 2020

„Zaklętym w górski kamień. Tragedie złotej ery polskiego himalaizmu”, Krystyna Palmowska, 2020

Od razu zastrzegam, że nie jest to rzecz dla fanów literatury górskiej, którzy piszą na rozmaitych forach: „Och, muszę to mieć”!, „O jejku, nie mogę się doczekać!”. Nie ma w niej bowiem szybko napisanych przygód górskich herosów i etosu, jest skrupulatne i analityczne podejście, precyzja i cierpliwość. To propozycja raczej dla ludzi gór i tych, dla których himalaizm to coś więcej niż zimowy Everest i tragedia na Broad Peaku.

To książka Krystyny Palmowskiej Zaklętym w górski kamień. Tragedie złotej ery polskiego himalaizmu, wydana przez Stapis. Autorka analizuje w niej górskie wypadki, lecz nie dla taniej sensacji, a dla nauki i „żywym ku przestrodze”. Co ważne, nie jest dziennikarką piszącą na zamówienie wydawnictwa i goniącą za dramatem, a himalaistką z poważnym dorobkiem, o niewątpliwie ścisłym umyśle, która wie, o czym pisze.

Krystyna Palmowska pracowała nad tą książką przez kilka lat, badała źródła, docierała do nieznanych dokumentów, by jak najbardziej drobiazgowo odtworzyć wydarzenia, które doprowadziły do śmierci Andrzeja Czoka, Stanisława Latałły, Marka Malatyńskiego i innych. Pierwszą wyprawą, której przebieg analizuje, jest lubelska wyprawa z 1973 roku w Himalaje Lahul, ostatnią – na Everest w 1989.

Zaznacza, że starała się być obiektywna, lecz nie stroni od osobistego tonu (co jest dodatkowym walorem) i oceny.

We wstępie zastrzega:

[…] tylko wyjątkowo można wskazać jednego odpowiedzialnego za katastrofę. Najczęściej na finalny wynik składa się suma drobnych uchybień czy zaniedbań popełnionych przez różne osoby. Ich  złożenie, w konkretnym kontekście sytuacyjnym, w połączeniu z interakcjami międzyludzkimi w zespole, nierzadko tez  czynnikami obiektywnymi, daje ten fatalny rezultat.

Nawet jednak gdyby starała się zachować pełen obiektywizm, co chyba nie jest możliwe, kontrowersje wokół opisywanych przez nią wydarzeń mimo upływu lat wciąż są żywe i wciąż jest miejsce na polemikę. Bo każdy ma swoją opowieść.

Książka napisana jest doskonale (to niestety singnum temporis, że takie rzeczy trzeba zaznaczać), szlachetnym i klarownym językiem, konkretnym, lecz nie nazbyt surowym.

Ktoś powie, że oto nareszcie chwalę książkę wydaną przez Stapis. Otóż nie do końca – jedyną zasługą wydawcy jest sam fakt wydania (kto by nie chciał) i poprawna, lecz mało oryginalna szata graficzna (dużo niebieskiego). Redaktorkę – niewątpliwie fachowca – Małgorzatę Morawską, „przyprowadziła” sama autorka.

Redaktorka, choćby najlepsza, nie ogarnia jednak wszystkiego, dobrze więc, jeśli ma wsparcie w korekcie. Tu wsparcia niestety nie miała, a interpunkcja proponowana przez panią korektorkę jest co najmniej dziwna. Czyli jak zwykle.

W tym jednak przypadku można spuścić na te niedociągnięcia zasłonę milczenia, nie ma bowiem w polskiej literaturze górskiej pozycji, w której z takim znawstwem zbadane i przeanalizowane zostały wypadki w górach najwyższych. Wieloaspektowo i drobiazgowo.

Beata Słama
Górski Dom Kultury

Książka jest dostępna w promocyjnej cenie w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum