Gliwicki czempionat Rzeczypospolitej – relacjonuje Mechanior

Tegoroczny czempionat Rzeczypospolitej w trzech wspinaczkowych konkurencjach odbywa się na przełomie sierpnia i września. W zeszły weekend rywalizowano z liną (prowadzenie i czasówki), rzecz miała miejsce w Gliwicach; dzisiaj na Avatarze krakowskim rozstrzygną się losy tytułów boulderowych. W ten sposób na przestrzeni tygodnia poznamy formalnie najlepszych polskich wspinaczy i odbędziemy doroczne święto naszej dyscypliny.

Budowa ściany do konkurencji prowadzenie (fot. Chwyciarnia)

Budowa ściany do konkurencji prowadzenie (fot. Chwyciarnia)

Śląska odsłona rywalizacji o najwyższe tytuły przebiegała w większości na panelach gliwickiej „Chwytowni”, potężnej ściany mieszczącej się w budynku Areny Gliwice, Spodka naszych czasów. Rozpoczęto w sobotę rano, od rozstrzygnięć w czasówkach. Zasadniczej niespodzianki nie było – tytuły Mistrzów Polski powędrowały w przewidziane ręce, czyli do Aleksandry Mirosław oraz Marcina Dzieńskiego. W drodze po zwycięstwo żadne z nich nie napotkało poważniejszych trudności; w kolejnych biegach tytani nadwiślańskiego sprintu dawali dowody pełnej kontroli nad przebiegiem wydarzeń, Ola Mirosław pokusiła się nawet o wyrównanie (własnego) Rekordu Polski. Smutkiem napawa fakt, że oprócz Marcina Dzieńskiego żaden z zawodników nie zbliżył się do wyników pozwalających nazwać się międzynarodowymi.

Nie był to jedyny powód nieradości w Gliwicach. Koronna konkurencja wspinania – prowadzenie – uświadomiła nam po raz kolejny dystans dzielący Polskę od krajów wspinaczkowo dorozwiniętych. Nie chcąc popadać w tony raczej smętne wspomnę tylko, że wspólną, męsko-damską drogę eliminacyjną wycenioną na okrągłe 7c+, pokonało (flashem!) w sumie czterech panów i zero niewiast. Na podstawie tego szczegółu Czytelnik samodzielnie wyrobi sobie zdanie na temat średniego poziomu stawki najważniejszych zawodów w naszym kraju, zaś sprawozdawca oddzieli opinie od faktów i zajmie się tymi ostatnimi.

Kwalifikacje odegrały rolę raczej treningową niż eliminacyjną, albowiem ilość miejsc w półfinale dalece przekraczała liczbę startujących. Drogi damskie trudnościami odległe od siebie zaledwie o stopień skali, stąd nieliczne topy także na drodze pierwszej (Katarzyna Ekwińska i Zuzanna Mientus). Trudniejsza ze ścieżek męskich miała na celu wybadanie formy startujących; zwróciła również dwa topy, wypracowany – Jakuba Ziętka i swobodny – Piotra Schaba.

Półfinał damski był drogą wspinaczkowo wymagającą, od początku do końca uczciwie siłową, przy tym oferującą stopnie jeżeli nie niewygodne, to w każdym razie czujne i karzące za brak precyzji. W tych warunkach zawodniczki decydowały się spadać raczej wcześniej niż później i nawet wyraźnie (in plus) odstająca od pozostałych Katarzyna Ekwińska nie przekroczyła połowy długości drogi.

O męskiej linii chciałoby się powiedzieć, że miała dwa miejsca selekcyjne; sęk w tym, że żadne z nich praktycznie nie selekcjonowało, bo już do pierwszego doszli tylko późniejsi finaliści. Wyjątkiem okazał się Bartłomiej Podlewski, którego z finału wykluczył słaby wynik eliminacyjny. Jedyny top oczywiście Piotra Schabowy, jednoznaczny, chciałoby się powiedzieć – mistrzowski. Swoją drogą top ów istotnie mógł się mistrzowskim okazać, albowiem plenerowa ściana PZA, przeznaczona na finały, narażona była na kaprysy pogody; w razie deszczu tudzież huraganu tytuły rozdano by po półfinale.

Finalistki (fot. Chwyciarnia)

Finalistki (fot. Chwyciarnia)

Pogoda wszakże okazała się czempionatowi łaskawą, a drogi barwnymi chwyty zjawiskowo odbijały promienie słońca świecącego na błękitnym niebie. Finał, podobnie jak czasówki, nie przyniósł niespodzianek. Wśród niewiast większość finalistek poległa na pierwszym wymagającym ruchu, zaraz przy wejściu we właściwe przewieszenie. Oprócz Katarzyny Ekwińskiej przedarła się przez to miejsce jedynie Aleksandra Kałucka, której wszakże szybko zabrakło wytrzymałości. Kasia, wsparta dopingiem publiczności, z gracją osiągnęła szczytowy pion, inteligentnie rozwiązała techniczną końcówkę i przypieczętowała sukces wpięciem liny w ostatnią wpinkę. Należy orzec, że występ torunianki dobrze odzwierciedlał rozkład sił w stawce.

Finaliści (fot. Chwyciarnia)

Finaliści (fot. Chwyciarnia)

Męski finał od pierwszych ruchów pozbawiony był żartobliwego charakteru, niemniej realny oklep zaczynał się mniej więcej na tej samej wysokości, co na drodze damskiej – czyli tam, gdzie panel realnie się wywiesza. Było to zarazem miejsce, w którym ludzie zaczynali spadać i gdzie na przestrzeni kilku przechwytów rozstrzygnęły się losy wicemistrzostwa. „Schabowy” zaszedł, rzecz jasna, wyraźnie dalej. Brak topu w wykonaniu wciąż jeszcze młodego koroniarza nieprzyjemnie zaskoczył znawców tematu. Na szczęście, Piotrek po chwili odpoczynku uzyskał od sędziów zgodę na odbycie rundy honorowej, w ramach której naprawił techniczny błąd popełniony podczas startu i nie bez wysiłku (8b+), lecz przecież ukończył drogę. Tak zakończyły się Mistrzostwa Polski we wspinaczce sportowej w konkurencjach „na czas” i „prowadzenie”.

PS Głównym (obok Związku) organizatorem zawodów byli Chwyciarnia Arena Gliwice i sama Arena. Sędzią głównym – Rafał Kanowski, przewodniczącym zespołu chwytowego – Łukasz Smagała. Ponadto kręcili: Piotr Suder, Krzysztof Roza oraz niżej podpisany, który w związku z tym oszczędnie komentował prace routesetterów. Wolno mi wszakże nadmienić, że z roli chiefa Smagaś wywiązał się znakomicie, zarówno jeśli chodzi o organizację pracy, jak i zdecydowanie oraz odpowiedzialność przy podejmowaniu kluczowych decyzji.

Andrzej Mecherzyński-Wiktor




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum