13 sierpnia 2020 15:28

Samotnie na „Dachu Świata”: rozmawiamy z Łukaszem Dudkiem

Spécialité de la maison Łukasza Dudka (Team Agrest, KW Częstochowa) to w ostatnich latach wspinanie solo z liną. Bardzo trudne drogi robione w ten sposób w skałach i ten sam styl przeniesiony w góry. Trochę się tego uzbierało! Jak doskonale Łukasz radzi sobie sam na dużej ścianie, pokazał już w ubiegłym roku – pokonał wtedy Tortour 8c w austriackim paśmie Hochschwab Gebirge (było to zarazem pierwsze powtórzenie tej linii). Teraz zmierzył się z Pan Aromą 8c, wielką drogą Alexa Hubera na Cima Ovest di Lavaredo – po 17 godzinach wspinania zameldował się na wierzchołku. Sama droga ma zaledwie garstkę powtórzeń, do tego przejście Łukasza jest dopiero pierwszym zrobionym w takim stylu. Co tu dużo mówić, szacun!

Nie sposób nie wspomnieć o pracy fotograficzno – dokumentacyjnej, jaką wykonał Piotrek Deska. Galerię zdjęć znajdziecie na jego stronie: Piotrek Deska – Outdoor Photography.

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

***

Dorota Dubicka / wspinanie.pl: Łukasz, wielki szacunek za to, co zrobiłeś na Cima Ovest. Napisałeś, że to ukoronowanie twojego wspinania. Czujesz, że to dla ciebie najważniejsze przejście w przeciągu ostatnich 20 lat?

Łukasz Dudek: Przejście to jest podsumowaniem tego, czego się nauczyłem przez te 20 lat mojej działalności wspinaczkowej. To połączenie trudnego wspinania sportowego, górskiego, skomplikowanej logistyki sprzętowej i nowo odkrytej wspinaczki solowej. Jeśli dodać do tego fakt, że w kluczowych trudnościach bardzo często znajduje się wilgoć na chwytach, uniemożliwiająca przejście, ściana ma wystawę północną, a start do drogi znajduje się na wysokości 2400 m n.p.m. to robi się niezwykle trudno. Jest to mój jedyny projekt, któremu poświęciłem się w 100% i podporządkowałem wszystko właśnie pod niego.

Kiedy pojechałeś pięć lat temu na Cimy z Jackiem Matuszkiem (w ramach projektu Alpine Wall Tour padła wtedy inna tamtejsza sława – Bellavista, rozmowa o przejściu TUTAJ), przemknęło ci w ogóle przez myśl, że można wspinać się na tej ścianie samotnie?

Z Jackiem skomentowaliśmy wtedy krótko fakt, że Alex Huber wytyczył Bellavistę samotnie: „Wariat!”.

Jeszcze w zeszłym roku było to dla mnie nie do pomyślenia, nawet po zrobieniu Tortoura :).

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Na północną ścianę Cima Ovest wracałeś wiele razy. Wrażenie (poza trudnościami i logistyką) robi niesamowita ekspozycja. Zdążyłeś już do tej przestrzeni jakoś przywyknąć? Da się w ogóle?

Ekspozycja jest niesamowita. Można się z nią oswoić, ale chyba nie ma możliwości, by nie zwracać na nią uwagi. W zeszłym roku, gdy wraz z Jarkiem (Jarek Kluf -red.) próbowałem po raz pierwszy najtrudniejszego miejsca na drodze i wiedziałem, że skończy się lotem, komendę „lecę” wydałem chyba z 5 razy, zanim finalnie puściłem się chwytów.

Żeby poczuć emocje wynikające z ekspozycji nie trzeba nawet się wspinać po tej drodze. Wystarczy przejść ją na linach poręczowych, a i tak dla osoby nieobytej z przestrzenią zawał serca gwarantowany :).

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Opowiedz proszę o samym dniu, w którym przeszedłeś Pan Aromę. Jak to wyglądało od startu do mety.

Założenie było takie, żeby pod najtrudniejszym wyciągiem znaleźć się najwcześniej w południe. Zależało mi, by temperatura powietrza była na tyle wysoka, by z zimna nie grabiały mi palce i nie nabiło mi szybko przedramion. Dlatego rozpocząłem wspinaczkę około godz. 9 rano. Przed startem wiedziałem, że jest to moja pierwsza poważna próba, ale wypierałem ten fakt, by nie wywierać na sobie niepotrzebnej presji. Traktowałem to jako dzień roboczy, ale pod okap chciałem dojść normalnie, się wspinając, a nie po poręczówkach.

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Około 12.30 wystartowałem do kluczowego wyciągu. Tutaj dygresja – kluczowy jest 60-metrowy wyciąg trawersujący okap. Były na nim obrywy. Po tym zdarzeniu jedyną osobą, która to powtórzyła był Edu Marin wraz ze swoim ojcem, sugerując, że wyciąg ten jest dużo trudniejszy niż kolejny i skłania się ku wycenie 8c/c+, może nawet 8c+ (patrz news – red.). Ja uważam podobnie, z tą małą różnicą, że według mnie to wycena kolejnego odcinka powinna być obniżona. Tym samym pierwszy kluczowy wyciąg mieści się w granicach 8c, a kolejny to bardzo łatwe, lecz niezwykle widowiskowe 8b+.

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Odcinek do rozwidlenia Bellavisty i Pan Aromy przeszedłem z zapasem. Na kolejnych metrach, choć coraz bardziej podebrany, radziłem sobie również dobrze. Problem pojawił się mniej więcej w połowie wyciągu. Pętle przypięte do uprzęży splątały mi się, w efekcie czego musiałem rozplątać całą linę, puścić ją wolno i jeszcze raz sklarować. Dobrze, że zdarzyło się to akurat w miejscu, w którym odpoczywamy w dwóch klamach i na dobrym stopniu. Trwało to z 15 minut. Pokonanie tego wyciągu zajęło mi ponad godzinę. W efekcie po dotarciu na stanowisko musiałem dość długo odpoczywać. W kolejny wyciąg wszedłem już mocno zestresowany, bo wiedziałem, że sukces jest blisko. Przeszedłem go w pierwszej próbie.

Od tego miejsca trudności drogi mocno spadają. Do przejścia całości wciąż jednak pozostaje kawał ściany, a musiałem jeszcze zjechać przez cały dach i ściągnąć linę, po której się wspinałem. Początkowo naładowany emocjami ciąłem do góry niczym komar, ale wraz z upływającym czasem i pojawiającym się zmęczeniem tempo zaczęło siadać. Noc zastała mnie na Cassinie, po przejściu wyciągów w trawersach. Musiałem się po nich wspinać 3 razy. Jedyny błąd logistyczny, jaki popełniłem tego dnia, to wzięta zbyt mała ilość wody – około 18 zlizywałem już ścianki butelki z ostatnich kropli. Wycieńczony i odwodniony doczłapałem się około 2 na szczyt, a o 4.30 dotarłem na parking, mijając kilka zespołów udających się na sobotnią wspinaczkę.

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Samotne wspinanie w górach wiąże się pewnie z wyjątkowymi przeżyciami, ale solowa wspinaczka z liną to jednocześnie ogarnianie operacji sprzętowych, o czym zresztą już wspominałeś. Zastanawiam się, jak to wpływa na samo wspinanie, na ile jesteś w stanie skupić się na urodzie drogi, pojedynczym przechwycie etc. Coś zyskujesz, coś tracisz?

Zyskuję sporo miejsca na stanowisku. Najbardziej irytujące w wypadku Pan Aromy było przycinanie się liny w przyrządzie. Pętle asekuracyjne musiały być dostatecznie długie, bo sekwencje na drodze są na tyle trudne, że nie ma możliwości, by się zatrzymać i je rozplątać. Minusem jest oczywiście ciężar liny. Trzeba wziąć pod uwagę, że kluczowy wyciąg miał prawie 60 metrów długości i tyle trzeba podpiąć pod uprząż. Droga jest z tych, że cały czas wisisz na łapach i czuć ten ciężar liny.

Poza tym wspinaczka nie różni się zbytnio od tej z partnerem. Zamiast mówić do kumpla, rozmawiam po prostu sam ze sobą :-).

Co było kluczem (poza doświadczeniem) do pokonania tej akurat drogi w takim stylu?

Tak jak wspomniałem. Czynników jest cała masa: świetna forma fizyczna, wstrzelenie się w dobre warunki atmosferyczne, przygotowanie sobie całego systemu poręczówek, obycie z przestrzenią, dogranie wszystkich niuansów do wspinaczki solo itd.

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

Pamiętam, że za każdym razem pytany o trening, dietę i inne cuda mówiłeś (nie wiem, może się mylę?), że nie masz wytycznych treningowych, że po prostu wspinasz się w skałach i boulderujesz. Przygotowywałeś się jakoś szczególnie do tegorocznych wyjazdów w Dolomity?

Zimą i wiosną wspinałem się bardzo dużo solo na Jurze. Zrobiłem kilkadziesiąt dróg w tym stylu do stopnia VI.7. W pewnym momencie stało się to dla mnie chlebem powszednim. Przed samym okresem wyjazdowym zdecydowałem się na trening na ściance wspinaczkowej, by być przygotowanym do długiego wysiłku w przewieszeniu. Po powrocie z wyjazdu miałem tryb kilku dni odpoczynku, by siły witalne wróciły na właściwy poziom, a następnie kilku intensywnych dni na panelu. Przed wyjazdem, na którym poprowadziłem Pan Aromę, czułem, że moja forma ma tendencję mocno wzrostową i ten trend się utrzymał także na wyjeździe.

Rok temu pojechałeś sam na Tortour8c, teraz bez partnera padła Pan Aroma. Interesuje Cię jeszcze wspinanie na dużej ścianie w zespole? ;)

Interesuje, jak najbardziej. Gri wrzuciłem już do szafy i na razie nie planuję po nie sięgać :).

Łukasz Dudek, „Pan Aroma”, Cima Ovest, Dolomity (fot. Piotr Deska / Piotrek Deska – Outdoor Photography)

***

Pan Aroma (8c, 500 m) – legendarna droga na północnej ścianie Cima Ovest di Lavaredo w Dolomitach. Biegnie przez wielki „Dach Świata”. Marzenie każdego alpinisty. Trudna, rzadko obita, eksponowana, niezwykle spektakularna. W lipcu 2007 roku klasycznie pokonał ją Alexander Huber, odhaczając drogę o trudnościach A3, wytyczoną w 1968 roku przez Szwajcarów Gerda Baura oraz braci Waltera i Ericha Rudolphów.

Pierwsze powtórzenie z 2010 roku należy do Austriaka Hansjörga Auera. Niedługo później sukces powtórzył Helmut Kotter (2010), kolejni byli bracia Iker i Eneko Pou (2010). W 2014 roku na szczycie zameldował  się Hiszpan Edu Marín. Podczas przejścia Hiszpan urwał jeden z kluczowych chwytów na wyciągu 8b+ i to właśnie to miejsce uznał za najtrudniejsze na całej drodze, trudniejsze od głównego kruksa na wyciągu 8c.

Poszczególne wyciągi Pan Aromy: 7b, 6c, 6a+, 6c+, 7a+, 8c (oryginalnie 8b+), 8c (wg Łukasz 8b+) , 6c, 6c+, wyjście drogą Cassina.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Brawa dla Łukasza [1]
    ...za wspaniałe przejście! Wyrazy uznania należą się również Piotrowi za…

    13-08-2020
    Księżniczka