17 grudnia 2019 15:56

Udręka i ekstaza – historie miłosne Tommy’ego Caldwella. O książce „Presja”

13 listopada br. ukazała się na polskim rynku „Presja”, autobiograficzna opowieść Tommy’ego Caldwella określonego przez National Geographic – z właściwą amerykańskiemu stylowi egzaltacją – najlepszym wspinaczem na naszej planecie.

„Presja”, Tommy Caldwell, 2019

„Presja”, Tommy Caldwell, 2019

Tytuł książki w dyskusyjny sposób odzwierciedla jej zawartość i jest dla mnie pewnym rodzajem chwytliwego uproszczenia, ale może także opisywać napięcie, dręczące Caldwella przez całą jego wspinaczkową karierę, związane z jego nieśmiałością i zaskakująco niską świadomością własnej wartości.

Na okładce książki widzimy Tommy’ego, wykonującego skomplikowany i już na pierwszy rzut oka diabelnie trudny przechwyt na pionowej ścianie jednego z wyciągów Dawn Wall na El Capitanie. Sądzić by można, że wewnątrz znajdziemy kolejną, sztampową historię podejść, wycofów i przechwytów. Tymczasem Caldwell snuje piękną, przejmującą, wielowątkową pieśń o relacjach międzyludzkich.

My father’s eyes

Heros. Mistrz. Superbohater. Ale także człowiek wycofany emocjonalnie, zamknięty w sobie, niełatwy w codziennym kontakcie. O ile bowiem relacja Tommy’ego z mamą jest nienachalnie prosta i dająca poczucie bezpieczeństwa, o tyle z ojcem bywa meandryczna, zawiła, wymagająca. Składają się na nią surowe wymagania i projektowane na syna ambicje, ciche i jawne konflikty, wreszcie: późna, głęboka refleksja, jaką dało Tommy’emu jego własne ojcostwo. Nierozerwalnie z ojcem wiążą się też początki wspinania.

I would do anything for love                                        

To, co u tekściarzy rockowych szlagierów jest tylko uroczą przesadą, u Caldwella stało się dramatyczną rzeczywistością: dokonał on zamachu na życie terrorysty – porywacza, by ocalić ukochaną Beth. I choć okazało się, że porywacz jednak przeżył, a związek z Beth nie przetrwał próby czasu i ciężaru traumatycznych przejść, to jednak Tommy ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że dla miłości jest w stanie zrobić wszystko.

Easy

Kevin Jorgesson nie był, rzecz jasna, jedynym partnerem, którego Tommy zaangażował w pracę nad wytyczeniem i patentowaniem Dawn Wall. Jako energiczny, bezpretensjonalny przedstawiciel interaktywnego podejścia do mediów i entuzjasta medialnego rozgłosu, a przy tym jako oddany przyjaciel, Kevin wnosi w życie Tommy’ego nową jakość, nie zawsze przyjmowaną z entuzjazmem. Caldwell poświęca tak wiele uwagi relacji z Kevinem, iż jednoznacznie rzutuje ona na postępy w pracy nad opus magnum do tego stopnia, iż finałowe, zespołowe przejście drogi staje się ważniejsze od osobistego sukcesu. Piękna egzemplifikacja ponadczasowej wartości alpinizmu, jaką jest braterstwo liny, opisana jest bez ckliwego patosu, w oszczędnie męski, ale przez to tym bardziej wymowny sposób.

The sweetest thing

Drugie małżeństwo jest dla amerykańskiego wspinacza tym ważniejsze, że wiąże się z nim ojcostwo. Tommy zmienia swój światopogląd, zapatrywanie na kwestię ryzyka, rewiduje priorytety, analizuje swoje postępowanie, uświadamia sobie, iż każda z jego decyzji, zarówno podjętych co poniechanych, ma wpływ na przyszłość jego dzieci. W swej szczerości Caldwell jak najdalszy jest od idealizacji i zaklinania rzeczywistości, dowodząc przed uważnym czytelnikiem, iż romantyczny związek jest pracą, nie idyllą.

Bitter – sweet symphony

Nie byłoby tej książki, bo nie byłoby dla niej osi kompozycyjnej, gdyby nie najbardziej osobliwy ze związków Caldwella – jego relacja z El Capitanem. Pod czujnym okiem ojca Tommy stawia pierwsze kroki we wspinaczce wielkościanowej. To na El Capitanie dostrzega po raz pierwszy, że przerósł ojca, swego dziecięcego idola, w możliwościach i ich realizacji. Z wybujałym symbolem doliny Yosemite wiążą się słodkie początki związku z Beth, spektakularne sukcesy obojga wspinaczy, to na poszczególnych wyciągach El Capowych ekstremów rozgrywają się dramaty, konflikty, to temu granitowi Tommy powierza gorzkie łzy rozstania, tu nawiązuje i utrwala swoją przyjaźń z Kevinem Jorgesonem, wreszcie –  to tutaj przekuwa swe marzenie, graniczące z monomanią, w rzeczywistość, także dzięki zaangażowaniu Bekki (obecnej żony). Czyż może być dla wspinacza bardziej wymowny dowód miłości niż oddana, pozbawiona osobistych ambicji postawa cierpliwego asekuranta?

Są takie przełomowe chwile w życiu ambitnych, szalonych wizjonerów, które kumulują pełnię ich wysiłków. Bez wątpienia Dawn Wall, najtrudniejsza obecnie wielowyciągowa droga wspinaczkowa na świecie (którą Alex Honnold z właściwą sobie filuterią określił połogim szrotem), stanowi dla Tommy’ego Caldwella symbol i pomnik. Czy Caldwell dokona czegoś jeszcze? Jeśli tak, w którą stronę skieruje się celownik jego ambicji? Samo życie spieszy z satysfakcjonującą odpowiedzią: Tommy wraz z Alexem Honnoldem przeszli klasycznie nową drogę na El Capitanie, kontynuującą linię zainicjowaną 18 lat temu przez Leo Houldinga.

Cieszy ogromnie, że książka została napisana, że mam, jako odbiorca, sposobność wejrzeć pod barwną narzutkę hollywoodzkiego blichtru i koniecznego kompozycyjnie schematyzmu filmu Dawn Wall, który swoją drogą stanowi ciekawe, wizualne uzupełnienie tekstu, ale z pewnością nie może go zastąpić.

Tommy Caldwell nie boi się głębokiej introspekcji, otwarcia przed czytelnikiem serca, nawet jeśli pulsują w nim wciąż niezagojone rany. Rzadko, doprawdy, ma się sposobność obcować z podobnie wysyconą i bezpośrednio wyrażaną uczuciowością. Jest w niej coś pięknego i zarazem domagającego się ochrony, traktowania ze szczególnym pietyzmem. Jeśli masz w sobie wspinaczkową ciekawość, a przy tym akceptację dla wrażliwości człowieka, któremu stereotyp narzuca maskę twardziela, ta książka z pewnością jest dla Ciebie.

Ilona Łęcka

Książka jest dostępna w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum