17 grudnia 2019 07:34

45 lat temu Staszek Latałło pozostał na Lhotse

Stanisław Latałło – człowiek niezwykły: reżyser, operator, malarz, główny aktor „Iluminacji” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego, kultowego filmu pokolenia lat 70., który otrzymał szereg nagród na międzynarodowych festiwalach. Andrzej Wajda zaproponował utalentowanemu artyście wejście do tworzonego właśnie przez niego Zespołu Filmowego „X”. Niestety, los chciał inaczej. Staszek miał 29 wiosen, kiedy 45 lat temu (17 grudnia 1974 r.) zakończył żywot podczas wyprawy na Lhotse przy zejściu z obozu 3 na wysokości 7400 m. Jego ciało spoczęło w szczelinie lodowca. Latałło jest pierwszym Polakiem, który na zawsze pozostał w Himalajach na ośmiotysięczniku.

Stanisław Latałło, kadr z „Iluminacji” (fot. filmpolski.pl)

Stanisław Latałło, kadr z „Iluminacji” (fot. filmpolski.pl)

Miał to być wyjazd jesienny, lecz z powodu wielu problemów podróż Jelczem 316 opóźniła się i stała się ekspedycją jesienno-zimową. Była to więc pionierska wyprawa, gdyż po raz pierwszy ludzie wspinali się zimą na ośmiotysięcznik. 25 grudnia Andrzej Zawada i Zygmunt Heinrich osiągnęli wysokość 8250 m, co było pierwszym w historii przekroczeniem 8000 metrów zimą.

Splot dramatycznych wydarzeń ma początek 10 grudnia 1974 roku. W obozie 4, otwierającym drogę do ataku szczytowego, na wysokości 7800 m spędzają ciężką noc Wojciech Kurtyka, Jacek Rusiecki i Jan Stryczyński. Dwaj pierwsi próbują podejść jeszcze wyżej, a Janek z odmrożonymi stopami schodzi do dwójki. Jednocześnie do obozu 3 (7200 m) ruszają Heinrich i Zawada. Idą w górę z zamiarem atakowania szczytu. Śpią tam z tlenem, lecz i tak następnego dnia wychodzą do czwórki dopiero o 12.30, by w konsekwencji dotrzeć tam już w nocy. Pogarsza się pogoda.

12 grudnia Piotr Jasiński, Marek Kowalczyk, Tadeusz Piotrowski i Jerzy Surdel opuszczają bazę, kierując się do obozu 1. Warunki poprawiają się, świeci słońce, wieje lekki wiatr. Następnego dnia krakowianie (Jasiński i Kowalczyk) zostają w jedynce nad lodospadem, z zadaniem ponownego zabezpieczenia przejścia przez lodospad, a Piotrowski i Surdel ruszają w górę Kotła Zachodniego. W drodze mijają schodzących z obozu 3 Zawadę i Heinricha. Są wykończeni. „Szykujcie się, teraz może być wasza kolej…” – rzuca Andrzej na pożegnanie.

W obozie 2 jest Anna Okopińska i Staszek Latałło. Nazajutrz docierają tam też Piotr Jasiński i Marek Kowalczyk. W tej grupie tylko Anka czeka na szansę pójścia do góry. W trakcie wieczornej łączności radiowej Zawada długo próbuje skłonić obu krakowianów, aby poszli wyżej razem z Piotrowskim i Okopińską. Zakłada, że w czwórkę dotrą do obozu 3, tam rozstawią drugi namiot i następnego dnia pójdą do obozu 4, by po kolejnej nocy wyłonić spośród siebie zespół mający atakować szczyt. Krakowianie oświadczają jednak, że jeszcze nie są gotowi, bo zmęczyli się pracą odbudowywania trasy na Icefallu.

Na koniec, po ich stanowczej odmowie, Zawada zwraca się do Piotrowskiego: „Czy mógłbyś jutro pójść w zespole Jurek Surdel, Anka i Staszek, aby postawić drugi namiot w obozie trzecim, bo Staszek chciał koniecznie iść do trójki i tam filmować… Zastanów się nad tym i daj mi odpowiedź”. Obsesją Zawady jest tlen. Zakłada użycie masek, począwszy od obozu 3, do snu i na podejściu. Stąd perswazje, aby do trójki poszły cztery osoby, zabierając po dwie butle. Ostatecznie, decyzją Zawady, dwójką przewidzianą do kolejnej próby zaatakowania szczytu zostaje Piotrowski i Surdel. Staszek wraz z Anną mają pójść tylko do obozu 3, aby zgromadzić tam jak najwięcej butli z tlenem i wspólnie rozstawić dodatkowy namiot. Anka ma przenocować w trójce i wrócić do dwójki, a Staszek zostać, by filmować stamtąd wyjście w górę i powrót – może ze szczytu.

15 grudnia idą we trzech. Dźwigają ciężkie plecaki z jedzeniem i butlami z tlenem, ważą po 18 kg. Staszek niesie dodatkowo sprzęt filmowy i w konsekwencji ładuje na plecy 25 kg. Koledzy protestują, lecz on jest uparty: „Wy idziecie dalej, a ja będę odpoczywał w trójce” – oznajmił.

Staszek Latałło w trakcie filmowania (fot. arch. Jerzy Surdel)

Staszek Latałło w trakcie filmowania (fot. arch. Jerzy Surdel)

Latałło nie był himalaistą i teoretycznie nie powinien znaleźć się w tak wysokich górach. Zmarł z wyczerpania. Co skłoniło go do wzięcia udziału w tak niebezpiecznej wyprawie? Motywacji jego życiowych decyzji po latach dociekał Marcin Latałło w swoim dokumencie „Ślad” (1996). Kiedy jego ojciec wyjeżdżał w Himalaje, Marcin był 7-latkiem. Jako dorosły mężczyzna w bardzo intymny i osobisty sposób powrócił do historii, która naznaczyła jego dzieciństwo.

„Dla mnie najważniejsze było zrobienie filmu o człowieku nietuzinkowym, a jednocześnie żyjącym problemami, które są ważne dla nas, jak niegdyś dla niego. O maksymaliście i idealiście, dla którego sztuka musiała być czysta, miłość piękna” – skomentował Marcin Latałło.

Jego ojciec urodził się 30 stycznia 1945 roku w Białce Tatrzańskiej. W Warszawie uczęszczał do Liceum Rejtana, mieszkał na Mokotowie. Po matce, babce i pradziadku odziedziczył malarski talent. Robiąc zaocznie maturę, studiował jednocześnie na ASP i dużo malował. Jego malarskie widzenie świata miało się przekształcić w piękne filmowe kadry i ciekawe szkolne etiudy.

W 1964 roku Latałło rozpoczyna studia operatorskie na PWST w Łodzi. Dużo czasu poświęca nad opracowaną przez siebie metodą solaryzacji zdjęć. Tadeusz Konwicki, który zaangażował go jako drugiego operatora do swego fabularnego filmu „Jak daleko stąd, jak blisko”, nie tylko użył jego pomysłów solaryzacji i ciekawych, operatorskich ujęć, ale nawet włączył do swojego filmu szkolną etiudę Latałły.

W 1972 roku został zaangażowany jako asystent operatora do filmu Krzysztofa Zanussiego „Iluminacja”, który niespodziewanie zaproponował mu zagranie głównej roli – Franciszka. Lecz Latałło marzył przede wszystkim o reżyserii. Nakręcił dwa filmy telewizyjne – „Listy naszych czytelników” według Zbigniewa Herberta z Tadeuszem Łomnickim w roli głównej i dla telewizji niemieckiej „Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem” z Janem Nowickim i Jurkiem Bogajewiczem – historię przyjaźni dwóch poetów, na podstawie opowiadania „And” Stanisława Czycza o jego przyjaźni z Andrzejem Bursą.

Następnie Jerzy Surdel zaproponował mu, aby wziął udział jako operator w wyprawie na Lhotse, szczyt sąsiadujący z Mount Everestem. Mimo niedużego doświadczenia alpinistycznego, Latałło podjął się tego wyzwania, lecz jego organizm zaprotestował na wysokości 7400 m.

Staszek został pochowany w lodowcu Lhotse; na Starych Powązkach w Warszawie (kwatera 30 wprost-V-11) znajduje się grób symboliczny. Na tablicy umieszczonej na Memoriale Polskich Himalaistów w Namcze Bazar w Nepalu jego nazwisko otwiera listę tych, którzy na zawsze pozostali na wszystkich 14 ośmiotysięcznikach.

Obelisk zbudowano „na kredyt”, a ten do końca 2019 roku trzeba spłacić. Dotychczas zebrano połowę potrzebnej kwoty przez zrzutka.pl. W 45. rocznicę śmierci Latałły zachęcamy do wsparcia „cegiełką” tego czortenu. Każda wpłata premiowana jest upominkiem, także od syna Staszka.

Janusz Kalinowski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum