3 listopada 2019 09:25

Swoją ścieżką. Łukasz Kocewiak o Manaslu, magii ośmiu tysięcy i ryzyku komercjalizacji gór najwyższych

Czy możliwe jest wejście „solo” w tłumie? Czym różni się podejście do zdobywania gór wysokich klienta agencji i alpinisty? Skąd bierze się magnetyzm ośmiu tysięcy i gdzie leży granica pomiędzy pasją a obsesją – jakie ryzyko wiąże się z jej przekroczeniem? Oto fragment rozmowy z Łukaszek Kocewiakiem, tegorocznym zdobywcą Manaslu. Cały wywiad znajdziecie na outdoormagazyn.pl.

***

Łukasz Kocewiak (fot. Łukasz Kocewiak)

Michał Gurgul: Swoje wejście na Manaslu nazywasz solowym. Niektórzy nie zgadzają się z tym określeniem, ponieważ w tym samym czasie na górze, na tej samej drodze, znajdowało się dużo osób. Co rozumiesz przez solo?

Łukasz Kocewiak:Manaslu to piękna i okazała góra. Między szczytem a bazą znajdują się cztery obozy. Powyżej obozu bazowego wspinałem się, zakładałem i przenosiłem obozy, wchodziłem na szczyt samodzielnie, bez Szerpów. Solo w przypadku tego wejścia oznacza pojedynczo, bez zespołu. Warto jednak zwrócić uwagę, że góra Manaslu była w tym sezonie jesiennym najpopularniejszym ośmiotysięcznikiem, dlatego w bazie było wręcz tłoczno. W wyższych partiach nie narzekałem na ścisk na drodze. Często celowo zwijałem biwak później, kiedy wszystkie grupy z przewodnikami i tragarzami już były dawno na trasie, żeby cieszyć się pustką i ciszą. Tak samo zrobiłem też podczas ataku szczytowego, żeby przypadkowo nie utknąć w zatorze tuż przed wierzchołkiem. Na Manaslu wchodziłem bez wspomagania tlenem z butli, więc nie mogłem sobie pozwolić na zbyt długie czekanie.

Często mówi się, że wśród tłumu też można być samotnym – co o tym sądzisz w świetle wejść na popularne ośmiotysięczniki? Czy duża liczba osób na danej drodze zwiększa poczucie bezpieczeństwa?

Himalaje w Nepalu to z pewnością nie Hindukusz w Afganistanie. Kiedy w zeszłym roku wchodziłem sam na Noszak, to w drodze z bazy na szczyt nie spotkałem nikogo. Sam musiałem wyznaczyć drogę i zaporęczować trudniejsze technicznie odcinki. Na Manaslu drogę codziennie przecierają dziesiątki wspinaczy i tragarzy, a na wielu odcinkach znajdziemy linę poręczową. Z pewnością daje to poczucie bezpieczeństwa na poprzecinanym szczelinami lodowcu, przez który przebiega większa część drogi (ok. 80% trasy pomiędzy bazą a obozem 4 jest zaporęczowane). Jednak nawet na tak popularnej górze jak Manaslu można znaleźć spokojne miejsce dla samotnego wspinacza. W nocy na drodze między obozami nie spotka się nawet jednej świecącej czołówki.

Czy to poczucie bezpieczeństwa, które dają przewodnicy, Szerpowie, a także samo przygotowanie drogi przez agencję, nie jest złudne? W grupie jest raźniej, można liczyć na pomoc – czy przez to ludzie nie lekceważą trochę ryzyka?

Zdaję sobie sprawę, że jest wiele osób, które chciałyby się wybrać na wyprawę na popularny ośmiotysięcznik, niekoniecznie dysponując odpowiednim doświadczeniem – w spełnieniu ich marzenia ma pomóc agencja. Nie wszyscy jednak mają świadomość pewnych zagrożeń, ryzyka, którego nie redukuje skorzystanie z takiej pomocy.

Sam również korzystałem z liny poręczowej na Manaslu, założonej przez agencję, którą wybrano na drodze przetargu. Dzięki temu mogłem przemieszczać się po lodowcu sam, bez asekuracji liną lodowcową z partnerem. Ale to nie znaczy, że bezpieczeństwo jest zagwarantowane. Stan lin i warunki na lodowcu zmieniają się z dnia na dzień. Drabiny i punkty asekuracyjne się wytapiają się, szczeliny otwierają się lub kryją się pod warstwą świeżego śniegu, zmienia się stan lin. Niestety, nawet najlepsze zaporęczowanie nie pomoże nam na odcinkach bezpośrednio zagrożonych obrywem seraka. Podczas mojej wyprawy dwukrotnie zeszły lawiny olbrzymich brył lodu – raz rano, raz wieczorem.

Na to oczywiście nikt nie ma wpływu, ale za utrzymanie dobrych warunków na drodze odpowiedzialna jest chyba przez cały sezon agencja?

Tak, i rzeczywiście poprawiają co pewien czas drabiny czy liny tam, gdzie jest to potrzebne. Trzeba jednak zachować ograniczone zaufanie. Czasem jakiś punkt nie wytrzyma. Ostatecznie sam ponosisz za siebie odpowiedzialność, a w przypadku wypadku dużo zależy od ubezpieczenia. Przed rozpoczęciem wyprawy podpisujesz z agencją list intencyjny (ang. memorandum of understanding), który nie ma mocy prawnie wiążącej. W praktyce oznacza to, że trudno rościć sobie prawnie zadośćuczynienie wynikające z uchybień w świadczeniu usług.

“… to nie znaczy, że bezpieczeństwo jest zagwarantowane. Stan lin i warunki na lodowcu zmieniają się z dnia na dzień. Drabiny i punkty asekuracyjne wytapiają się, szczeliny otwierają się lub kryją się pod warstwą świeżego śniegu, zmienia się stan lin ” (fot. Łukasz Kocewiak)

Wróćmy do Twojej działalności w górach. Powiedziałeś mi wcześniej, że zdobycie Manaslu nie było Twoją najtrudniejszą wspinaczką? Co nią było i dlaczego?

W górach wysokich to wejście na Noszak, chociaż Manaslu jest wyższa o ponad pół kilometra. Samotna wspinaczka w nieprzetartym eksponowanym terenie, w kruchej skale na wysokości tuż poniżej 7000 m była wyzwaniem, które wymagało skupienia i dobrej aklimatyzacji. W Hindukuszu można naprawdę doświadczyć gór, podziwiać ich majestat i poczuć bliskość z dziką naturą.

Na ośmiotysięcznikach chyba trudniej o takie doznania ze względu na ich popularność. Czy z tego powodu nie chcesz zdobywać kolejnych?

Na Manaslu właśnie dlatego wszedłem solo, z jednym namiotem i bez dodatkowego tlenu, żeby nie czuć niedosytu po powrocie. Nie planuję wypraw na kolejne ośmiotysięczniki. Na Manaslu i na Noszak wszedłem solo w ramach przedsięwzięcia „8 solo”. Cenię sobie w górach otwarte przestrzenie, swobodę działania i po prostu wolność. Górołazi z całego świata realizują różne górskie projekty, jak „Korona Ziemi”, „Korona Himalajów i Karakorum” czy też „Korona Gór Polski”. „8 solo” to mój sposób na odnalezienie wolności w górach, to osiem szczytów o wysokościach w przedziałach co tysiąc metrów. Każdy może wybrać swoją górę, którą chce zdobyć. Dla przykładu na świecie są setki gór powyżej 6000 m.

“Często celowo zwijałem biwak później, kiedy wszystkie grupy z przewodnikami i tragarzami już były dawno na trasie, żeby cieszyć się pustką i ciszą. Tak samo też zrobiłem podczas ataku szczytowego, żeby przypadkowo nie utknąć w zatorze tuż przed wierzchołkiem” (fot. Łukasz Kocewiak)

***

Cały wywiad na stronie outdoormagazyn.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Ile szczytow ponad 6000 m [22]
    to chyba nawet Grozny Griszka jeszcze WSIech nie POliczyl? "…

    5-11-2019
    TomaszKa