30 września 2019 07:27

Magda Gorzkowska: „Atak przebiegał bardzo pomyślnie!”

27 września o godz. 6:35 czasu lokalnego Magda Gorzkowska stanęła na Manaslu (8156 m). To już drugi w tym roku ośmiotysięcznik Polki, która oba szczyty zdobyła bez korzystania z tlenu z butli. Na gorąco, zaraz po zejściu Magdy do bazy, zapytaliśmy ją o przygotowania i przebieg wyprawy.

Magda Gorzkowska na szczycie Manaslu (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Magda Gorzkowska na szczycie Manaslu (fot. arch. Magda Gorzkowska)

***

Gratuluję! Dwa ośmiotysięczniki w ciągu roku bez tlenu z butli, z którego Makalu należy do tzw. kategorii wysokich to świetne osiągnięcie.

W cichym planie były nawet cztery. Po Makalu miało być Lhotse, które odpuściłam z powodu odmrożeń. Wtedy myślałam, że skoro dwa ośmiotysięczniki wypalą wiosną to powtórzę to jesienią. Na szczęście poszłam jednak po rozum do głowy i spuściłam z tempa planując tylko jeden szczyt na jesień. Taka pogoń nie jest wskazana w przypadku takich szczytów.

Domyślam się, że mając doświadczenie ze sportem zawodowym poważnie podchodzisz do przygotowań. Czy zmieniłaś coś przed wyprawą na Manaslu? Jak wyglądają Twoje treningi?

Dużo rzeczy zmieniłam. W przygotowaniach do wyprawy poza treningiem wydolnościowym postawiłam przede wszystkim na rozwój siły. Wspinałam się w skałach i na ściance bardzo dużo, mocno rozwinęłam się technicznie. Już teraz po zdobyciu szczytu mogę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę. Przed wyjazdem informowałam, że jestem przygotowana tak dobrze jak nigdy i nie kłamałam. W praniu wyszło, że rzeczywiście niczego mi nie brakuje i w sferze siły i wytrzymałości jest u mnie super. Postanowiłam bardzo dobrze się przygotować, ponieważ późno rozpoczęłam wyprawę i wiedziałam, że będę mieć bardzo mało czasu na aklimatyzację. Nie chciałam mieć sobie do zarzucenie brak odpowiedniej formy.

Wiem, że pogoda w tym roku nie rozpieszczała i nie było łatwo zdobyć aklimatyzację konieczną do ataku szczytowego. Jak ten ważny element rozegraliście z Pemba Szerpą?

Pogoda nie rozpieszcza. Co dzień w bazie pada deszcz lub śnieg. Nie ma nawet szansy wysuszyć prania. Te warunki jeszcze bardziej motywowały mnie do ucieczki w górę. Powyżej jest tak samo lub gorzej. Ogromna ilość śniegu, codzienne opady, schodzące lawiny, brak widoczności. Szczytu przed zdobyciem nie widziałam w ogóle.

W drodze do C1 na podejściu aklimatyzacyjnym (fot. arch. Magda Gorzkowska)

W drodze do C1 na podejściu aklimatyzacyjnym (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Analizując te warunki, uciekający czas i moje dyspozycję zdecydowałam się zaryzykować i zrobić jedno wyjście aklimatyzacyjne w górę. Pemba zgodził się i popierał ten pomysł. Ruszyliśmy do C1 na 5700 w dzień, w którym były ogromne opady śniegu i nikt nie szedł w górę. Wysokości kompletnie nie odczuwałam. Kolejny dzień to droga do C2 na 6150 m, tam już bardzo odczułam wysokość i bez bólu głowy się nie obyło. Trzeci dzień to 2,5-godzinna droga do C3 na 6500 m. Wstępnie planowaliśmy tam dwa noclegi. Postanowiliśmy jednak skrócić ten proces i kolejnego dnia dotknąć 6800 m i zejść do bazy.

Podejście do C2 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Podejście do C2 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Wtedy mój stan był bardzo zły, warunki powyżej C3 także okropne, ogromna ilość śniegu, brak lin, przetorowania drogi. Straszna męczarnia i powolny powrót na dół. Całą aklimatyzację miałam problemy żołądkowe. Powodem była nieczysta woda z termosu, która spowodowała zatrucie. Przed to w te 3 dni zjadłam 3 żele energetyczne, miskę kaszki dla dzieci i zupkę chińską. Na szczęście mój organizm szybko się do tak niskiej podaży energii adaptuje. Ostatniego dnia Pemba powiedział, że także ma dosyć tej wysokości i że przez nasze szybkie tempo aklimatyzacji wymiotował.

Opowiedz o przebiegu ataku szczytowego. W naszej rozmowie po wejściu na Makalu mówiłaś, że w jakimś stopniu tamta wspinaczka była poza Twoją kontrolą, dotknęłaś jakiejś granicy. Czy tym razem było łatwiej? Tamto doświadczenie coś zmieniło?

Zaraz po zejściu z aklimatyzacji przemyślałam plan ataku i dałam nam cały jeden dzień na odpoczynek. 24 września ruszyliśmy do C1. Czułam się świetnie!

Podejście do C1 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Podejście do C1 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Kolejny dzień to dojście do C3. Również rozpierała mnie energia. 26 września to droga do C4. Każdy napotkany mówił nam, że jest gorsza od drogi na szczyt i zajmie nam 8-9 godzin. Na naszej drodze napotkaliśmy dziesiątki ludzi.

We mnie drzemie szukający wszędzie rywalizacji sportowiec, więc wyprzedzałam wszystkich po kolei jednocześnie nie marnując na to zbyt dużo energii. Drogę do C4 pokonaliśmy w 5 h 50 min. O 14.00 byłyśmy na miejscu, byłam bardzo zirytowana, że tak zaplanowałam ten atak szczytowy. Miałam mnóstwo siły i wiedziałam, że czekanie 10 godzin na tej wysokości może mnie tylko osłabić. Wiedziałam jednak, że już nic nie zrobię. Pozostało czekać, udało mi się nawet zdrzemnąć godzinę.

Podejście z C3 do C4 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Podejście z C3 do C4 (fot. arch. Magda Gorzkowska)

Po rozmowach z innymi średnie tempo do szczytu z butlą wynosiło 6 godzin. Zaplanowałam więc wyjście o 23:30 i dojście na szczyt na wschód Słońca. Powodem było także to, iż co najmniej sto osób planowało wejście 27-go września rano. Z namiotu wyszliśmy 23:50.

Atak przebiegał bardzo pomyślnie! Ubrałam się lżej niż zwykle i chciałam iść z minimalną ilością przerw. Niestety ok 3:15 usłyszałam, że do szczytu została godzina. Wtedy zarządziłam długą przerwę, Pemba zaserwował sobie drzemkę. Musieliśmy grać na zwłokę, ponieważ bardzo nie chciałam być w ciemnościach na szczycie. Szłam najwolniej jak tylko potrafiłam. W końcu wyszło Słońce, a my byliśmy rzut beretem od szczytu. Wtedy Pemba zaczął wymiotować, a ja bardzo się przestraszyłam. Obok był mój przyjaciel Nims Dai, któremu powiedziałam o sytuacji. Chciałam żeby w razie pogorszenia był obok. Na szczęście gorzej już nie było. Droga do właściwego wierzchołka przeciągała się.

Wtedy zrobiło się bardzo zimno, mocno wiało i wcale nie podobało mi się moje położenie. 6:35 stanęliśmy na szczycie. Chciałam jak najszybciej schodzić. Tak sobie zresztą założyłam. To bardzo mi się nie podobało w moim zachowaniu na zejściu z Makalu, brak motywacji, strasznie wolne tempo zejścia. To przez nie nabyłam się odmrożeń. Tu to był priorytet – zejść jak najszybciej. Przez to w ogóle nie nacieszyłam się szczytem, tylko myślałam o zejściu. Suma summarum, myślę że to lepsze dla zdrowia podejście. Byłam daleka od stanu, w którym byłam na ataku szczytowym na Makalu. Tam trwało to 18 godzin w górę, tutaj 6. Nie odczuwałam tak braku tlenu. Myślę, że jest ogromna różnica w wejściu na 8150, a 8480 m bez butli z tlenem. Nie czułam tak igrania z życiem jak ostatnim razem.

W czasie Twojego zejścia ze szczytu rozegrała się tragedia. W obozie trzecim zmarła Rita Bładyko. Pomagałaś zorganizować pomoc. Jak wyglądała sytuacja tam na górze?

W czasie zejścia przed C4 spotkałam idącą w górę Ritę. Stwierdziłam u niej problemy ze świadomością. Nie wiedziała gdzie jest, narzekała na zimno i na to, że nie widzi. Przekonałam ja, że musi schodzić. Nie była w stanie stać o własnych siłach. Powiedziałam Pembie, żeby związali ją liną i zaciągnęli do C4.

Zaangażowałam też do pomocy znajomego Szerpę z agencji Elite Himalaya Adventures. W trójkę odciągnęli Ritę do C4. Zadzwoniłam do Bazy i powiedziałam, że Rita musi być natychmiast ściągnięta na dół. Wiedziałam, że z tak poważnymi objawami choroby wysokościowej to jedyna opcja ratunku. Szef bazy, Tashi obiecał mi, że do C3 zaciągną ją Szerpowie, a tam przyleci helikopter. Rita otrzymała tlen z butli, śpiwór i herbatę. Stan chwilowo się poprawił. Szerpowie mieli ją na uwadze, obok był także kolega z jej grupy. Zaczęliśmy z Pembą schodzić do C3. Było to mocno mozolne, w dużych opadach śniegu. W trójce padliśmy i zasnęliśmy w namiocie. Wieczorem słyszałam, że Rita także dotarła do obozu. Wiedziałam, że jest z nią całą grupa i opiekuje się nią. Rano otrzymałam informacje, że Rita zmarła.

[W tej sprawie Zbyszek Bąk, lider wyprawy, której uczestniczką była Rita, opublikował oświadczenie]

Czy nadal 14. ośmiotysięczników to Twoje marzenie? I który będzie następny…

Oczywiście, że tak. Mimo że jest ciężko, uwielbiam ten klimat wypraw. Ten projekt jest bardzo wymagający, ale mam nadzieję, że wytrwam! Wstępnie na przyszły rok planuję Gasherbrumy. Być może jakiś szczyt w Nepalu na wiosnę.

Magdę wspiera firma InPost, która była sponsorem wyprawy na Manaslu.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum