26 sierpnia 2019 16:52

Everest Ski Challenge – Andrzej Bargiel zdradza szczegóły projektu

Podczas dzisiejszej konferencji w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie poznaliśmy szczegóły kolejnej wyprawy realizowanej przez Andrzeja Bargiela w ramach autorskiego projektu HIC SUNT LEONES. Po spektakularnym sukcesie na K2 Jędrek zabiera się za najwyższy szczyt świata – Mount Everest (8848 m).

Marek Ogień, Andrzej Bargiel i Prowadzący konferencję Bartek Dobroch

Marek Ogień, Andrzej Bargiel i Prowadzący konferencję Bartek Dobroch

W 1996 r. Hans Kammerlander zdobył szczyt najwyższej góry świata nie korzystając z aparatu tlenowego i rozpoczął zjazd na nartach – odpiął je jednak po 300 m i zszedł do wysokości 7700 m, skąd kontynuował zjazd. Włoch wybrał drogę od strony północnej, czyli tybetańskiej (chińskiej).

Davo Karničar w 2000 r. jako pierwszy dokonał pierwszego pełnego zjazdu na nartach z Mount Everestu, wspomagał się jednak tlenem z butli. Słoweniec wspinał się i zjeżdżał tzw. drogą normalną, czyli drogą pierwszych zdobywców. Pomimo kilku dobrych prób nikomu nie udało się powtórzyć tego wyczynu bez korzystania z aparatu tlenowego.

Andrzej Bargiel ma szansę poprawić styl swoich poprzedników. Jego celem jest wejście na szczyt drogą normalną, „bez tlenu” i zjazd z wierzchołka do bazy bez odpinania nart.

Wyprawa wyrusza do Katmandu 27 sierpnia i potrwa około pięciu tygodni. Próba zdobycia szczytu i zjazdu na nartach odbędzie się prawdopodobnie pod koniec września. Na dzień przed wylotem mieliśmy okazję zapytać Jędrka o plan wyprawy.

***

Andrzej Bargiel

Nowy ambitny cel, kolejna wyprawa – to pewnie emocjonujące. Radość, spokój, adrenalina czy chłodna kalkulacja? Co przeważa?

Uprawianie sportu daje mi mnóstwo satysfakcji i radości. Robię to przede wszystkim dla siebie i czuję, że nikomu nic nie muszę udowadniać. Tu nie ma rywalizacji, ścigania się. Mogę złapać rytm, harmonię, uciec od tego komercyjnego świata i to jest fajne. Nie mam zasięgu, internetu. Korzystamy oczywiście z narzędzi, które pozwalają wysyłać informacje, ale tym zajmują się moi koledzy. Skupiam się na sporcie i to, że w tych czasach można przez tak długi czas od tego wszystkiego odpocząć, jest dużą wartością. Cieszę się i cenię sobie, że raz w roku mogę wyjechać na taką wyprawę, mogę skupić się na swojej pasji – na co dzień wszyscy musimy robić wiele rzeczy na raz. Nie mogę się już doczekać samego działania na miejscu.

Dlaczego Everest? Po K2 wspominałeś, że chciałbyś odpocząć…

Szkoda byłoby nie wykorzystać tego momentu. Jestem stale w ciągu treningowym, rosną moje kompetencje, doświadczenie, kondycja. Przerwa nie wpłynęłaby pozytywnie na moje osiągi i motywację.

Mówiłeś też o widocznych skutkach ocieplenia klimatu w górach najwyższych. Czy to również wpłynęło na Twoją decyzję? Czujesz, że trzeba się śpieszyć?

Tak, muszę działać teraz, bo nie wiadomo, co nas czeka w przyszłości. Od kilku lat obserwuję zmiany. Na skutek ocieplenia klimatu bardzo widocznie przesuwają się granice zmarzliny, cofają się lodowce. Na wysokości 6000 czasami pada deszcz. Spod śniegu wystają skały. To wpływa na trudność przejechania dolnych, prowadzących do bazy, odcinków.

Człowiek zmienia świat w skali globalnej, ale też lokalnej. Niestety, Everest jest tego dobitnym przykładem.

Tak, dlatego ta wyprawa to również okazja, aby pokazać to miejsce z innej strony. Komercja, śmieci, kolejki, działalność ludzi, którzy swoje marzenia realizują, nie szanując przy tym przyrody. Chcemy pokazać, że tak nie musi być, że na Mount Evereście nadal można znaleźć spokój i przestrzeń do swobodnego działania. Chcemy pokazać zmiany, jakie tam następują. To dla mnie szczególnie ważne, bo natura zawsze była mi bliska – uprawiam sport, który nie potrzebuje żadnej infrastruktury, jest naturalną formą aktywności. Sam staram się szanować przyrodę i chciałbym zachęcić do tego innych.

Jesienią pod Everestem jest dużo spokojniej.

Tak, ale pogoda jest trudna. To dzięki temu nie ma tam wtedy ludzi (z tego co słyszałem, jedna osoba chce próbować wejść na szczyt), ale kolejne wyjścia trzeba planować bardzo precyzyjnie. Jesienią samo wejście na szczyt jest trudniejsze i mało komu się to udaje. Przez miesiące letnie potrafi spaść 20 metrów śniegu. Okna pogodowe są dużo krótsze. Muszę jak najszybciej przygotować się do ataku szczytowego, jeśli nie uda się do końca września, to nie sądzę, żeby później była jeszcze szansa. Wtedy robi się chłodniej, mocniej wieje i kopuła szczytowa robi się lodowa, co uniemożliwia zjeżdżanie. Z drugiej strony fakt, że jesienią jest chłodniej, umożliwia bezpieczniejsze pokonanie lodowca.

Będziesz oczywiście wspinał się i zjeżdżał „bez tlenu”. To dodatkowe utrudnienie. Do tej pory najwyższy szczyt świata bez aparatury zdobywali nieliczni, w tym tylko jeden Polak, Marcin Miotk. Jak duża jest ta różnica?

Dokładnie nie wiem, bo sam nigdy nie próbowałem „tlenu” (śmiech). Ale przypadki osób, które w tydzień od przyjścia do bazy zdobywają szczyt (wiosną) , nie posiadając wcale dobrego przygotowania kondycyjnego, pokazują, że różnica jest olbrzymia. Ale jeśli uprawia się sport to uważam, że nie ma potrzeby używania butli, które zawsze kojarzyły mi się bardziej z nurkowaniem niż górami.

Zjazd jest dla Ciebie priorytetem?

Samo zdobycie szczytu jest pośrednim celem, który jest nieodłączny. Jednak najważniejszy jest dla mnie zjazd. Kluczowe jest przygotowanie linii, która nie jest identyczna z drogą wejścia. Wiąże się to z wykonaniem dużej pracy na miejscu.

Bartek i Andrzej Bargielowie

W tej pracy będzie wspierał Cię cały zespół. Marek Ogień, którego spotkałem w windzie, powiedział mi, że tym razem jedzie Was więcej.

To prawda. Bardzo cieszę się, że w teamie jest moich dwóch braci, Bartek i Grzegorz. Jedzie też Marek Ogień, Grzegorz Pająk, Jakub Gzela, Jakub Poburka i Piotr Snopczyński, który od lat towarzyszy mi w wyprawach, a jego pomoc w bazie jest bezcenna.

Od czego zaczniecie? Jak będzie wyglądała Twoja aklimatyzacja?

Proces aklimatyzacji będzie trwał stosunkowo długo, poczynając od tygodniowego trekkingu z Luki do bazy. Później będą odbywały się kolejne wyjścia góra-dół. Będzie ich kilka. Mam nadzieję, że pozwolą opracować linię zjazdu.

Masz już jakiś pomysł, jak ona może przebiegać?

Ostatni raz byłem tam 7 lat temu, wszystko się zmieniło. Przebieg zjazdu ustalimy w trakcie procesu przygotowań. Odcinkami będę zjeżdżał i jeśli wszystko dobrze pójdzie, na koniec te fragmenty połączę w całość. Nie da się spontanicznie po prostu wejść na szczyt i próbować zjeżdżać – ryzyko byłoby zbyt duże.

Kto spośród członków wyprawy będzie Ci towarzyszył w trakcie zjazdu?

Podczas wspinaczki będzie mi towarzyszył brat Grzegorz. Wspinać będzie się też Kuba. Panowie będą mieli szansę wejść na szczyt. To jest taki mój support bezpieczeństwa, ale na miejscu zobaczymy, jak to się ułoży. Wsparcie i pomoc w zaplanowaniu zjazdu będę maił też ze strony chłopaków obsługujących drony oraz lunetę. To jest ważny element.

Jakie są największe zagrożenia?

Po lecie jest tam dużo śniegu – monsun sprzyja opadom. Oznacza to trudności związane z torowaniem oraz zagrożenie lawinowe. Dużą trudność będzie stanowiło też pokonanie Icefallu, na którym znajdują się głębokie i szerokie szczeliny – niejednokrotnie przykryte śniegiem. Będę musiał odnaleźć drogę w tym labiryncie, aby bezpiecznie dojechać do bazy. To jeden z kluczowych odcinków, drugim jest fragment od przełęczy do szczytu – to dosyć stroma grań powyżej 8000 m.

Jak może wyglądać atak szczytowy i zjazd?

To zależy od warunków, ilości śniegu. Zobaczymy, czy będzie to jeden, dwa czy więcej dni. Bardzo ważne jest też rozplanowanie kolejnych odcinków zjazdu w czasie, tak by warunki były bezpieczne. Zjazd chciałbym rozpocząć około godziny 11-12 lokalnego czasu. Nie później, bo w dolnych partiach muszę znaleźć się tego samego dnia. Odległość jest duża, zjazd będzie trwał kilka godzin.

Dla większości ludzi to niewyobrażalna wyrypa. Jak wygląda Twój trening w okresie pomiędzy wyprawami?

Siłownia, bieganie, rower, narty, wspinaczka, trening specjalistyczny, który pozwala doprowadzić organizm do maksymalnych osiągów w konkretnym momencie. Podobnie jak w innych sportach na poziomie mistrzowskim. To proces, praca, którą trzeba wykonać, by móc bezpiecznie działać w górach.

Hipoksja?

W tym roku nie korzystałem z komory hipoksji. Stwierdziłem, że skoro jedziemy na tak długi czas, to lepiej te ostatnie dni przed wyprawą spędzić w komforcie (śmiech). Mój organizm na tyle dobrze radzi sobie z wysokością, że uważam, że nie ma takiej potrzeby.

Czujesz się pewnie?

Tak. Teraz jestem trochę zmęczony przygotowaniami do wyjazdu (śmiech), ale na miejscu będę miał czas, by odpocząć od spraw organizacyjnych i skupić się na sporcie.

Oprócz przygotowania fizycznego ważnym elementem jest sprzęt. Szczególnie Twój nowy kombinezon wygląda intrygująco…

Mam sprawdzony sprzęt, który działa. Przygotowaliśmy rzeczy, które poprawiają mój komfort i bezpieczeństwo. Na kombinezon (kolejny stworzony we współpracy z marką Pajak) wrzuciliśmy nadruki rysunków dzieci z mojej rodziny i dzieci z domu dziecka w Łętowni czyli miejscowości, w której się wychowywałem, i w której zacząłem przygodę ze sportem. Ten kombinezon wystawimy na licytację jeszcze w trakcie trwania wyprawy. Pieniądze zostaną przekazane na dom dziecka.

Cieszę się, że w projekt zaangażowali się też ludzie spoza sportu, Wilhelm Sasnal i Jan Bajtlik, który pomalował narty.

Andrzej odbiera figurkę słonia od przedstawicielki jednego ze sponsorów, firmy Murapol

Andrzej odbiera figurkę słonia od przedstawicielki jednego ze sponsorów, firmy Murapol

Everest jest bez wątpienia projektem, który zainteresuje wszystkie media – nie tylko specjalistyczne. Czy w związku z tym odczuwasz jakąś presję?

Nie odczuwam presji mediów, mam duży dystans do tego co robię i to jest kluczowe w tym wszystkim. Można robić niesamowite rzeczy i się rozwijać, ale wszystko musi być w granicach rozsądku. Trzeba potrafić się wycofać. To, czy coś zrobimy czy nie, z perspektywy czasu i życia nie ma większego znaczenia.

***

Andrzej Bargiel w górach najwyższych

Zeszłoroczny sukces na K2 to najbardziej spektakularny, jednak nie odosobniony, wyczyn Andrzeja Bargiela w górach najwyższych. W 2013 roku skialpinista wszedł i zjechał na nartach z centralnego wierzchołka Shisha Pangma(8013 m). W ten sposób rozpoczął realizację projektu „Hic sunt leones”. W 2014 roku zrealizował w jego ramach kolejny cel – nie tylko zdobył Manaslu(8156 m) w ekspresowym czasie 14 godz. i 5 min, ale też rekordowo szybko pokonał trasę baza – szczyt – baza (zmieścił się w czasie 21 godz. i 14 min). W 2015 roku stanął na wierzchołku Broad Peak(8051 m) i dokonał trzygodzinnego, pierwszego w historii zjazdu z tego szczytu.

Andrzej jest również trzykrotnym mistrzem Polski w narciarstwie wysokogórskim oraz rekordzistą wśród zdobywców Śnieżnej Pantery. W 2016 r. Skompletował 5 najwyższych szczytów byłego ZSRR w czasie 29 dni 17 godzin i 5 minut.

Michał Gurgul




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum