30 maja 2019 17:02

Mount Everest: trudna sprawa

Wypadki są przykrą, ale i nieodłączną częścią aktywności w górach wysokich. Gdy ludzie giną na skutek niezależnych od nas sytuacji – lawiny, załamania pogody, obrywu seraka czy nawet upadku spowodowanego własnym błędem, jesteśmy w stanie to zrozumieć. Gdy jednak na śmierć w górach wpływ ma dochodowy biznes, sytuacja się komplikuje. Paradoks śmierci w kolejce na szczyt najwyższej góry świata bulwersuje. Problem z roku na rok narasta, a wraz z nim coraz burzliwsza staje się dyskusja na temat przyczyn wypadków, kwestii ekologicznych oraz sposobów przeciwdziałania zaistniałej sytuacji.

W drodze na Mount Everest (fot. Seven Summit Treks)

***

Właściwa perspektywa

Fakty – wiosna 2019:

  • Liczba pozwoleń wydanych przez rząd Nepalu: 381
  • Liczba pozwoleń wydanych przez rząd Chin: 142
  • Szacunkowa liczba przewodników i tragarzy wysokościowych: 500
  • Dni dobrej pogody: 4*
  • Liczba wejść na szczyt: ok. 600 (łącznie z przewodnikami i porterami)
  • Liczba śmierci: 11

* 15 maja na Evereście zakończyły się prace związane z poręczowaniem drogi od strony nepalskiej. 15 i 16 maja pierwsza grupa zdobyła szczyt, choć pogoda nie była idealna. W tych dniach ruch był stosunkowo niewielki. 22 i 23 maja to okres  najlepszej pogody – wtedy przeszła główna fala ataków szczytowych, powstały kolejki. Po 25 maja pogoda poprawiła się, jednak z powodu zbliżającego się monsunu agencje rozpoczęły zwijanie obozów. Grupy, które prowadziły jeszcze działania, w kolejnych dniach nie napotkały tłumów. Mówimy więc o dwóch dniach w tym sezonie, kiedy ludzie czekali w kolejce, by stanąć na szczycie Mount Everestu.

Everest tej wiosny – nie zawsze było tłoczno (fot. Karma Tenzing / Nirmal Purja MBE: “Project Possible – 14/7”)

Chętnych jest wielu, a okien pogodowych na Evereście mało, i są krótkie (wyjątkiem było trwające 11 dni okno pogodowe w zeszłym roku).

Na górze zmarło w ciągu tych kilku dni 11 osób. Nie na wszystkie wypadki śmiertelne miał jednak wpływ tłok na górze i długi czas oczekiwania w strefie śmierci. Sprawę dokładnie przeanalizował Alan Arnette, wskazując kilka przypadków, w których losy zdobywających szczyt przypieczętowała kolejka. Określenie wpływu tłoku na górze na poszczególne wypadki śmiertelne wydaje się jednak trudne – część osób zmarła kilka godzin po zejściu ze szczytu. Czy w takich przypadkach wystawienie na działanie niskich temperatur, wysokość i bezruch podczas oczekiwania w kolejce mogły przyczynić się do pogorszenia stanu zdrowia? Niewykluczone.

Różne punkty widzenia

Niezależnie jednak od skali problemu trudno jest patrzeć obojętnie na wydarzenia rozgrywające się co roku w ciągu kilku dni dobrej pogody. Reakcje i punkty widzenia są jak zawsze różne. Oto często pojawiające się opinie:

  1. Powinno się wprowadzić limity – na Evereście ludzie giną przez kolejki.
  2. Limity nie są potrzebne i nie uda się ich wprowadzić, interes jest zbyt dochodowy – ludzie w kolejce stoją przecież z własnej woli.
  3. Powinno się wprowadzić limity. Jednak nie ze względu na ludzi – w kolejce stoją świadomie – ale ze względu na środowisko.
  4. Limitów nie uda się wprowadzić, ale uczestnicy wypraw powinni być poddawani ocenie i selekcji.

Reakcje władz i organizacji

Problem związany ze wzrostem ruchu turystycznego na Evereście dostrzega UIAA. Organizacja wzywa do dyskusji, mającej na celu doprowadzenie do bezpieczniejszego i bardziej zrównoważonego zdobywania góry. Stanowisko UIAA (pełny tekst):

Rozwiązania powinny koncentrować się na wspieraniu społeczności, które mieszkają i pracują w regionie, zwiększaniu bezpieczeństwa wspinaczy i poprawianiu doświadczenia wspinających się na Mount Everest, a równocześnie chronieniu coraz bardziej kruchego środowiska górskiego, gdzie kwestia odpadów i zanieczyszczenia stała się dolegliwa.

Co mówią władze Nepalu?* Jak podaje CNN, rząd zaprzecza jakoby śmierci związane z dużym ruchem na górze i brakiem doświadczenia wśród niektórych uczestników wypraw wiązały się z ilością wydanych przez Ministerstwo Turystyki pozwoleń. Danduraj Ghimire, szef departamentu, wini pogodę, która spowodowała, że wiele osób musiało śpieszyć się, by zdobyć górę w tym samym czasie. Zaznacza, że niebezpieczne kolejki nie zdarzają się codziennie.

Pozwolenie kosztuje w tym roku 11 tys. dolarów i do tej pory poza pieniędzmi nie trzeba było mieć nic więcej – ministerstwo nie sprawdzało poziomu doświadczenia chętnych. Ghimire poinformował, że rząd zastanawia się nad zmianą przepisów w tej kwestii.

*problem dotyczy głównie drogi na Everest od strony południowej, od strony Tybetu ruch jest mniejszy, a Chiny wprowadziły w zeszłym roku limit 300 pozwoleń rocznie.

Liczba osób wychodzących powyżej bazy na Mount Everest (źródło: opracowanie CNN na podstawie Himalayan Database)

Komentarze ludzi gór

Z reakcji rządu wynika, że nie ma szans na wprowadzenie limitów. Nic dziwnego, skoro z biznesu związanego z Everestem żyją tysiące ludzi. Szerpowie dyktują warunki, agencje i Ministerstwo stoją za nimi murem.

W ciekawym artykule Alan Arnette przedstawia swój punkt widzenia. Według niego za ostatnie śmiertelne wypadki na Evereście odpowiedzialne są trzy cechy ludzkie: chciwość, ignorancja i chęć zaspokajania własnego ego. Kronikarz wydarzeń na najwyższej górze świata dochodzi do wniosku, że dopóki ludzi nie wyzbędą się tych cech, dopóty każdej wiosny będziemy świadkami podobnych sytuacji. Czyli sytuacja nie zmieni się prędko. Zgadza się z tym Ryszard Pawłowski, który nie tylko sam wielokrotnie zdobywał ośmiotysięczniki [kilkukrotnie Everest], ale sam również prowadzi wyprawy komercyjne w najwyższym paśmie świata:

Teoretycznie najprostszą sprawą byłoby ograniczenie liczby wydawanych pozwoleń. Podczas moich pierwszych wyjazdów na Everest w latach 90. wydawano pozwolenia dla 3 wypraw na sezon od strony Nepalu. Teraz wydaje się nieograniczoną ilość pozwoleń i trudno się dziwić, że potem, gdy są dwa dni okienka pogodowego, wszyscy, którzy zapłacili co najmniej po 50 tys. dolarów, chcą wejść na szczyt. Szerpowie i agencje chcą im to umożliwić, bo wzięli za to olbrzymią kasę. Wszyscy wiedzą, że tak jest, że będą kolejki i ludzie stoją w tych kolejkach po kilka godzin. Nawet mając tlen, przy takiej ilości ludzi nie każdy jest predysponowany, żeby to wytrzymać – niektórym brakuje po prostu zwykłego zdrowia.

Czy chodzi tylko o zdrowie? Czy faktycznie wejście na Everest nie wymaga specjalnych umiejętności? Pawłowski kontynuuje:

Wejście na szczyt nie wymaga żadnych umiejętności. Masz linę i idziesz kroczek za kroczkiem. Poręczówki leżą od samego początku do ostatniego centymetra. Przesuwasz jumara i wchodzisz. Niektórzy od 6000 m idą na tlenie. Mogą odkręcić nawet 6 litrów na minutę – to tak jakbyś szedł pod kloszem. Tlen jest wzbogacany, by był bardziej wydajny, a dzisiejsze aparaty tlenowe są o niebo lepsze niż te kilkanaście lat temu.

Everest Base Camp (fot. Lakpa Sherpa)

W swoim artykule Arnette porusza kwestię poziomu usług świadczonych przez różne agencje. Zapytałem Ryszarda, na czym polegają te różnice i czy wpływają również na bezpieczeństwo:

To prawda, że agencje różnią się od siebie. Niektóre agencje nepalskie dają swoim klientom mniejsze wsparcie i szanse na wejście z nimi są mniejsze. Kobler & Partner czy Seven Summits Treks zapewniają nieograniczoną ilość tlenu i niemal nieograniczoną pomoc Szerpów. Tańsze agencje są słabiej zorganizowane i nie dają tak dobrego zaplecza. A wiele osób wybiera agencję, patrząc wyłącznie na cenę, nie zwracając uwagi na doświadczenie przewodników czy statystyki wejść.

Ryszard Pawłowski sam organizuje wyjazdy na popularne szczyty, ale jak mówi, chętnie przerzuciłby się na rejony mniej oblegane. Jednak ludzie cały czas chcą kolekcjonować szczyty Korony Ziemi.

Jak sprawę postrzegają himalaiści niezwiązani z wyprawami komercyjnymi? Oto co powiedział Janusz Majer:

Oglądając ostatnio zdjęcia ukazujące kolejkę pod szczytem pomyślałem, że jest to pewnego rodzaju szaleństwo. To jest jakiś dziwaczny owczy pęd tych, którzy chcą wejść na tę najwyższą górę świata. Właściwie nie ma to już nic wspólnego ze wspinaniem czy zdobywaniem gór w taki sposób, jak ja to rozumiem. Ale trudno jest zatrzymać świat. Sytuacja jest, jaka jest. Na Everest można pojechać jeszcze jesienią. Według mnie antidotum jest jeżdżenie w góry, na których nie ma tylu ludzi. A wybór jest przecież ogromny. Szaleństwo związane z ośmiotysięcznikami wydaje mi się trochę wynaturzone.

Na duży szum medialny spowodowany zdjęciem, o którym wspomina Janusz, zwraca uwagę Monika Witkowska:

Kolejki pod szczytem tworzyły się wyłącznie w ciągu dwóch dni 22 i 23 maja. 15 i 16 maja w górę poszło bardzo mało osób, może z obawy, że droga nie jest jeszcze przygotowana. Warunki nie były wtedy może idealne, ale ruch na górze był bardzo niewielki. Podobnie później – po 25 maja warunki były bardzo dobre, ale agencje chciały już zwijać bazy. Warto pamiętać, że te kolejki ze zdjęć tworzą się na Evereście sporadycznie – jeden lub dwa dni w roku. Ja akurat nigdy w takiej kolejce nie stałam, bo staram się tak planować ataki szczytowe, by nie wychodzić w czasie gdy trwa „główny szturm”.

Monika przyznaje jednak, że problem istnieje:

Ludzie giną na Evereście i kolejki mają na to również wpływ. Stojąc w kolejce łatwo o odmrożenia, wydłuża się czas wejścia i zejścia. Cały romantyzm chodzenia po górach czy wspinania znika w momencie, w którym stoisz i się wkurzasz, że przed tobą jest tyle osób, a każda z nich chce sobie zrobić zdjęcie na szczycie.

Monika Witkowska zdobyła Everest w 2013 r., a w tym roku weszła na Lhotse. Dobrze zna realia wypraw w tym rejonie. Czy widzi szansę na poprawę sytuacji?

Podczas mojej wyprawy w 2013 r. odbyło się spotkanie liderów wypraw, na którym ustalono harmonogram, określający kolejność wejść dla poszczególnych agencji. Myślę, że to jest sensowne rozwiązanie, które może zapobiegać powstawaniu kolejki. Ale aby było to możliwe potrzebne są zapowiedzi dobrej pogody – dłuższe okna pogodowe. W tym roku nie było takiej możliwości. A każdej agencji zależy, by wprowadzić na szczyt jak najwięcej klientów. Wiele spośród tych osób posiada bardzo duże doświadczenie górskie, a ci mniej doświadczeni często wykruszają się zanim dotrą w wyższe partie góry. Niemniej uważam, że powinno się wprowadzić weryfikację uczestników, tak aby tempo wchodzenia czy schodzenia było szybsze. Wtedy byłoby bezpieczniej.

Pustki na Przełęczy Południowej w dniach 15-16 maja 2019 r. (fot. Jangbu Sherpa)

Korzystając z okazji zapytałem Monikę o kwestie ekologiczne.

Akcja sprzątania Everestu i ściągania zwłok trwa. Każdy Szerpa, który wchodzi na Everest, aby mieć zaliczony szczyt musi znieść na dół 8 kg śmieci. Z tego co widziałam, było to faktycznie przestrzegane, śmieci były ważone na dole Icefallu. Tak więc te działania ekologiczne mają miejsce.

Ryszard Pawłowski potwierdza:

Zaśmiecenie Everestu jest tematem medialnym. Jednak nie jest aż tak źle. Każdego roku organizowane są (najczęściej przez Asia Trekking) tzw. cleaning expeditions. Uczestnicy tych wypraw nie płacą za pozwolenia, wchodzą jednak na górę w szczytnym celu – czyszczą ją. Zresztą to nie jest też tak, że tam zostaje mnóstwo sprzętu i butli z tlenem. Od wielu lat za zniesienie każdej pustej butli Szerpa dostaje sto dolarów. Każdemu opłaca się znieść kilka butli.

A jednak często widzimy na zdjęciach spore ilości śmieci w okolicach obozów. Jak mówi Pawłowski, nie są to jednak śmieci nowe:

Globalne ocieplenie dosięga również Nepalu. Warstwa śniegu, która była np. na Przełęczy Południowej czy w okolicach innych obozów znika. W niektórych miejscach śniegu mało albo nie ma go w ogóle. Na wierzch wychodzą śmieci nawet sprzed kilkudziesięciu lat. Wśród nich są butle z tamtych czasów, które ważą po kilkanaście kilogramów. Podobnie jak z ciałami – żaden Szerpa nie będzie ich znosił dopóki mu za to nie zapłacą. A ceny są horrendalnie wysokie.

***

W sprawie Everestu nie ma łatwego rozwiązania. Dziś jest to biznes, któremu śmierć nie przeszkadza(?). Rozpędzona maszyna agencji organizujących wyprawy komercyjne na najwyższy szczyt świata nie zamierza się zatrzymywać. Chętnych nie brakuje, a „liczba miejsc” – szczególnie jeśli okna pogodowe są krótkie – jest ograniczona. Duża część osób zdobywających najwyższą górę świata posiada niezbędne doświadczenie, ale zdarzają się też osoby słabo przygotowane. Czy weryfikacja uczestników wypraw pozwoli zwiększyć bezpieczeństwo na Evereście i nie dopuścić w przyszłym roku do powtórki z tego sezonu? Czy rząd faktycznie wprowadzi regulacje w tej kwestii? Chyba można mieć taką nadzieję, bo przecież wymóg posiadania doświadczenia z wypraw na inne góry mógłby dodatkowo nakręcić biznes.

Michał Gurgul
źródło: alanarnette.com, nepalitimes.com, CNN, źródła własne




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum