3 kwietnia 2019 09:01

„Piękna góra, piękna linia – postaramy się zrobić ją w pięknym stylu” – Adam Bielecki o wyprawie na Annapurnę [aktualizacja]

Podczas naszej rozmowy Adam Bielecki nie skrywał ekscytacji zbliżającą się datą wylotu. Już za tydzień himalaista wyruszy do Nepalu, by wraz z Felixem Bergiem zmierzyć się po raz drugi z wybitną połacią północno-zachodniej ściany Annapurny. Projekt jest ambitny, góra już raz pokazała, że nie podda się łatwo, jednak pozytywne nastawienie Adama pozwala wierzyć w powodzenie wyprawy.

***

Michał Gurgul: Dlaczego wracasz na tę właśnie ścianę?

Adam Bielecki: Jest kilka powodów. To fascynujący cel sportowy. Annapurna to góra o niezwykłej historii. A to, że w XXI w. nadal jest tam ściana, której tak naprawdę nikt nie rozwiązał do szczytu, uważam za ekscytujące. W zasadzie na północno-zachodniej ścianie jest tylko jedna droga – Messnera i Kammerlandera. „Ucieka” jednak z głównego spiętrzenia. Naszym celem jest właśnie to spiętrzenie, które nie ma jeszcze przejścia.

Były jeszcze dwie świetne próby, ale nie zakończyły się wejściem na szczyt. Pierwsza należała do Szwajcarów z Jeanem Troilletem na czele w 1984 r. Druga to samotne przejście Slavko Svetičiča w 1991 r. Rozmawialiśmy z Troilletem i znamy te próby. Wydaje się, że obie przebiegały na prawo od naszej drogi po czym uciekały w lewo do grani. Pomimo naszych starań, aby odnaleźć więcej informacji na temat tych prób, ich przebieg pozostaje niepewny. Jest tylko mało czytelne zdjęcie w American Alpine Journal. Według Billie Bertling z Himalayan Database drogi Sveticica i Troilleta pokrywają się w znacznej części.

Annapurna od północno-zachodniej strony: 1) filar północno-zachodni – droga polska, KW „Trójmiasto” (1996), 2) próba Bielecki/Berg (2017), 3) próba szwajcarska (1984) – domniemany przebieg, 4) Slavko Svetičič (1991) – domniemany przebieg, 5) droga Messner/Kamerlander (1985),6) Ostroga Gabbarou, którą pokonał zespół Nežerka/Martiš (1988), 7) filar Francuzów do zachodniego ramienia (Sigayret, 1984) – fot. Adam Bielecki, oprac. wspinanie.pl

Nie był to jednak Wasz pierwotny cel w 2017 roku.

Tak, to też jest trochę niezwykła historia. Mieliśmy przecież jechać na Cho Oyu i tam otwierać nową drogę na północnej ścianie. W ostatniej chwili musieliśmy jednak zmienić plany. Naszym celem, niejako zastępczym, stała się północno-zachodnia ściana Annapurny. Bardzo szybko zaczęła nas pociągać bardziej niż Cho Oyu. Najlepiej świadczy o tym fakt, że nie jadę teraz na Cho Oyu, tylko wracam na Annapurnę. Mam poczucie, że dwa lata temu poznaliśmy tę górę i dzisiaj wiemy, jakie błędy popełniliśmy. Jesteśmy dobrze przygotowani, znamy ścianę, jedziemy! To piękna góra, piękna linia – postaramy się zrobić ją w pięknym stylu.

Jakie wnioski wyciągnęliście po pierwszej próbie? Planujesz jakieś zmiany w taktyce?

Przyczyną niepowodzenia poprzednim razem była przede wszystkim pogoda. Opady śniegu skutkowały dużą ilością lawin pyłowych, które są tak naprawdę jedynym obiektywnym zagrożeniem w tej ścianie. A z lawinami pyłowymi to jest tak, że czasami już nie wiesz, czy to jest jeszcze pyłówka czy już pełnoprawna lawina (śmiech). Przy bardzo intensywnych opadach może tam być niebezpiecznie. W 2017 r. opadów było dużo.

Drugim problemem była kwestia biwaków. Pierwszy biwak w ścianie mieliśmy na wykutej w lodzie półce – byłem wtedy bardziej zmęczony kuciem niż dniem wspinania (śmiech). Drugi biwak w ścianie to już biwak wiszący… koszmarny. Złe prognozy pogody oraz ciężki biwak wpłynęły na naszą decyzję o odwrocie. Musimy więc jakoś rozwiązać problem biwaków. No i mam nadzieję, że nasz (dość karkołomny) pomysł się sprawdzi. Znalazłem w USA człowieka, który skonstruował specjalnie dla nas taką miniaturkę portaledga. Rama jest wykonana z karbonu, a całość waży kilogram. Jest to po prostu taka mała przenośna platforma.

„Nasz drugi biwak. W porównaniu do kolejnego był prawdziwie luksusowy… Wysokość ok. 5900 m” (źródło: FB Adam Bielecki)

To rozwiązanie pozwoli nam częściowo uporać się z kolejną przyczyną niepowodzenia podczas poprzedniej próby. Poruszaliśmy się wtedy zbyt wolno, głównie ze względu na wagę naszych plecaków – każdy z nas dźwigał po 23 kg. Teraz chcemy tę wagę zredukować co najmniej do 17 kg. Podczas trwającej kilka dni akcji na dużej wysokości, w stromym i trudnym terenie, to ma bardzo duże znaczenie. Zestaw biwakowy, w skład którego wchodzić będzie mini-portaledge, podwójny śpiwór uszyty przez polską firmę Pajak oraz dwuosobowa płachta biwakowa, powinien ważyć mniej więcej 2 kg.

W zeszłym roku każdy z alpinistów miał 23 kg na plecach (fot. FB Adam Bielecki)

Ciężki biwak, o którym wspominałeś, znajdował się na wysokości ok. 6700 m. Wiesz już, czego możecie się spodziewać powyżej tego miejsca? 

To stroma ściana, w której niewiele widać. Więc nie do końca wiemy, na jaki teren natrafimy powyżej tego miejsca. Mamy oczywiście zdjęcia, na podstawie których opracowaliśmy potencjalny przebieg naszej drogi. Z fotografii wynika, że ściana w górnej części robi się bardziej stroma i nabiera bardziej skalnego charakteru.

Jak szacujesz jej trudności, jakie trudności napotkaliście do 6700 m?

Ściana jest stroma, jej średnie nachylenie wynosi około 55 stopni, czyli tyle ile nachylenie północnej ściany Eigeru. Nasza droga biegnie ciągiem kuluarów lodowych, przecinanych krótkimi mikstowymi spiętrzeniami.

„Drugi dzień wspinania, wciąż bez asekuracji” (źródło: FB Adam Bielecki)

Wspinaczka północno-zachodnią ścianą to jednak nie tylko trudności, ale również duża różnica wysokości. Z jakiego punktu startujecie?

Baza jest na ok. 4200 m. Na początek musimy zejść 300 metrów… tak więc startujemy z bardzo niskiej wysokości. Mamy do pokonania lodowiec i solidny kawałek podejścia pod ścianę. Podstawa ściany jest na ok. 5000 m.

Gdy widzieliśmy się ostatnio, byłeś w drodze w Alpy, gdzie zamierzałeś robić metry w trudnym terenie mikstowym i lodowym. Czy dzięki tym przygotowaniom czujesz się pewnie?

Powspinałem się w lodzie, bo tego nam tutaj w Polsce zdecydowanie brakuje. Takim testem było przejście Colton-MacIntyre z Jackiem Czechem [zespół pokonał tę drogę w ciągu 16 godzin, trudności: 1200 m, ED+, M6+, AI6; relacja Jacka Czecha]. Można powiedzieć, że rozwspinałem się w takim terenie. Chociaż akurat teraz wróciłem z 3-tygodniowych rodzinnych wakacji…

Polska ekipa pod Grandes Jorasses, od lewej: Józek Soszyński, Gosia Jurewicz, Jacek Czech i Adam Bielecki (fot. arch. J. Soszyński)

Odpoczynek też był potrzebny?

Tak, odpocząłem, ale też spożytkowałem ten czas treningowo. Oprócz kąpielówek wziąłem ze sobą zestaw przyrządów treningowych i realizowałem założony plan. Myślę, że jestem w życiowej formie.

Teraz większość paczek jest już spakowanych, bilety są kupione, a cała wyprawa jest dobrze zorganizowana i przygotowana.

Twoim partnerem będzie Felix Berg. Czy ktoś jeszcze będzie Wam towarzyszył?

Skład wyprawy jest dwuosobowy: Felix Berg i Adam Bielecki.

Dlaczego Felix?

Felix to bardzo mocny i wszechstronny wspinacz. Na swoim koncie ma cztery ośmiotysięczniki, drogi sportowe do 8a, czy nawet 8b, sporo przejść ścianowych, kilka nowych dróg, północne ściany alpejskie – pokonane w bardzo dobrych czasach. Jest mocny technicznie, ale ma też doświadczenie wysokościowe.

Adam Bielecki z Felixem Bergiem na szczycie Gasherbruma II, 2018 (fot. Ada, Bielecki)

To dobry partner?

Oczywiście! Z Felixem poznaliśmy się na festiwalu wspinaczki lodowej w Turcji i mamy za sobą dwie wspólne wyprawy. Na Gasherbruma II weszliśmy razem i to w zacnym stylu, bo przecież na lekko i wytyczając nowy wariant na zachodniej ścianie. Tej zimy wspinaliśmy się też razem w Kanderstegu. Tak więc to jest już partnerstwo sprawdzone w boju.

Ale będziecie mieli wsparcie w postaci bazy?

Tak, współpracujemy z lokalną agencją. Będziemy mieli dwie bazy, bo żeby działać na Annapurnie w czystym stylu alpejskim, musimy zrobić gdzieś wcześniej aklimatyzację.

Gdzie to będzie tym razem?

Mam nadzieję, że te wejścia aklimatyzacyjne staną się taką fajną tradycją naszych wspólnych wyjazdów. Podczas poprzedniej wyprawy aklimatyzowaliśmy się na Tilicho Peak [7134 m] i wejście na ten szczyt było przygodą samą w sobie. Teraz będzie podobnie, pójdziemy na Langtang Lirung [7227 m]. Dopiero po aklimatyzacji na tym szczycie przedostaniemy się do bazy pod Annapurną po to, żeby jednym skutecznym „cięciem” wejść na nasz szczyt.

Co ciekawe, z tego co udało mi się sprawdzić wynika, że pierwsze zimowej wejście na Langtang Lirung należy do Polaków.

Czy i tym razem jest jakiś plan B?

Nie. Jestem skoncentrowany na tym celu i po to tam jedziemy. Wydaje mi się, że nasz cel na Annapurnie jest dobrze wyważony – z jednej strony jest ambitnym wyzwaniem sportowym, a z drugiej wspinaczka jest stosunkowo bezpieczna i realna – tzn. w naszym zasięgu. Jesteśmy dobrze przygotowani. Jeżeli będziemy mieli trochę szczęścia co do pogody i warunków to jestem przekonany, że dobrze się w tej ścianie odnajdziemy. A jak nie puści, to wrócę tam pewnie za rok (śmiech).

Mówisz, że to stosunkowo bezpieczny cel. Dlaczego więc przez tyle lat nikt nie przeszedł tej ściany?

Uważam, że jest tam stosunkowo bezpiecznie, bo nie ma zagrożeń obiektywnych – droga normalna na Annapurnie, na północnej ścianie, to wiszący lodowiec pełny seraków, szczelin i lawiniastych stoków. Na naszej ścianie żadne z tych zagrożeń nie występują. A dlaczego nikt jej do tej pory nie przeszedł? Bo to duża, trudna technicznie ściana. Wymaga wspinania (śmiech).

Jak myślisz, ile będzie trwała wspinaczka? Do kiedy macie czas?

Nie wiem, zobaczymy. Postaramy się oczywiście zrobić to w jak najkrótszym czasie, na pewno nie zamierzam spędzić w górze tyle czasu co Rosjanie na Jannu. Czas mamy do przyjścia monsunu, ale mam nadzieję, że załoimy szybciej.

Życzę Wam powodzenia i bezpiecznego powrotu.

Adam w trakcie wspinaczki na Annapurnie w 2017 r. (fot. FB Adam Bielecki)

***

Nieco więcej na temat historii północno-zachodniej ściany Annapurny przeczytacie w zapowiedzi wyprawy Black Yak Annapurna Expedition 2019.

[aktualizacja 3.04.2019, 21:30]




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum