12 marca 2019 11:56

Bogusław Kowalski analizuje wypadek lawinowy na Rysach z 30 stycznia 2019 roku

Poniżej prezentujemy analizę wypadku lawinowego na Rysach, który wydarzył się 30 stycznia 2019 roku. Analizę przeprowadzono na podstawie danych TOPR oraz tekstu Tomasza Klimczaka Biała Królowa Śmierci. Autorem analizy jest Bogusław Kowalski.

***

30 stycznia wieczorem dotarłem do schroniska w Roztoce. Długą część podróży samochodem z Torunia do Palenicy Białczańskiej wsłuchiwałem się w radiowe komunikaty na temat wypadku lawiny pod Rysami. Późnym wieczorem dotarła do mnie informacja o tym, że z lawiną spadli między innymi świetni wspinacze Maciek Bedrejczuk i Tomek Klimczak. Z niepokojem zadzwoniłem do kolegi szkolącego w tym czasie w Morskim Oku. Pierwsze informacje na temat zdrowia poszkodowanych nie były optymistyczne. Przez kolejne dni docierały do mnie szczegóły wypadku, które omawiałem z kolegami, wśród których byli wspinacze, instruktorzy PZA, przewodnicy UIAGM oraz toprowcy. Po pojawieniu się komunikatu w Kronice Wypadków TOPR temat zdawał się wyczerpany, a wnioski wyciągnięte w gronie zainteresowanych.

Pięknie, ale trzeba bardzo uważać… (fot. FB TOPR)

Sytuacja zmieniła się po pojawieniu tekstu Tomka Klimczaka „Biała Królowa Śmierci”. Autor i główny bohater wydarzeń nie tylko zrelacjonował, ale też przeanalizował podejmowane działania i przesłanki, którymi się kierował. Dzięki temu powstał materiał, który może stać się podstawą do analizy przyczyn wypadku. Jestem świadomy, że taka chłodna analiza ex post może być odebrana jako szukanie winnych. Jednak nie taki przyświecał mi cel podczas pisania niniejszego tekstu. Najistotniejsza dla mnie jest nauka, jaką wszyscy, łącznie ze mną, mogą wynieść. Bezcenna może się okazać wiedza wynikająca ze sprostowania błędów w analizie Tomka. Pragnę podkreślić, iż mam dużo uznania dla Klimasa, nie tylko dlatego, że odważył się przelać na papier swoje przemyślenia po tak traumatycznym przeżyciu, ale także dlatego, że dociekając przyczyn wypadku siłą rzeczy odsłonił pewne braki w wiedzy na temat lawinoznawstwa. Uważam też, że jest to obszar wiedzy, w którym wciąż należy się kształcić. Dlatego postanowiłem podjąć się przeanalizowania przyczyn wypadku, bazując na moim doświadczeniu szkoleniowym oraz pracy w roli biegłego sądowego w zakresie wspinaczki.

Lawina (fot. arch. wspinanie.pl)

Podczas pisania posiłkowałem się informacjami zdobytymi od dyżurującego wówczas w Centrali TOPR Andrzeja Maciaty, a także cennymi uwagami kilku kolegów głównie instruktorów PZA, przewodników PSPW oraz ratowników TOPR. Wszystkim serdecznie dziękuję, jak zwykle była to dla mnie bezcenna nauka. Dla wszystkich osób działających w górach zimą – wspinaczy, skialpinistów i turystów – niezmiernie istotne są szkolenia i ciągłe doskonalenie się. Pamiętać należy, że wiele twierdzeń na temat profilaktyki lawinowej sprzed kilku czy kilkunastu lat nie wytrzymało próby czasu.  Z pewnością w jednej kwestii mogę się zgodzić z Tomkiem, że znalazł się razem z Maćkiem i grupą turystów w miejscu, w którym nie powinien.

Analizę wypadku postanowiłem przeprowadzić w sposób klasyczny, biorąc pod lupę trzy czynniki, których niekorzystna wypadkowa może stanowić śmiertelne zagrożenie. Owe czynniki to: śnieg, teren i człowiek. Dlatego zacząć należy od przypomnienia warunków, w jakich działali koledzy i napotkana przez nich grupa turystów.

***

Śnieg

Warunki pogodowe oraz śnieżne panujące w rejonie Morskiego Oka w dniach 25-30 stycznia.

A. Komunikat: 25 stycznia obowiązuje do godziny 20:00 26 stycznia.

Stopień zagrożenia lawinowego: 1
Prognoza na 27 stycznia: 1
Rodzaj śniegu: sypki
Niekorzystne wystawy:

  • zachód
  • północ-zachód
  • północ
  • północ-wschód
  • wschód
  • południe-wschód

Pokrywa śniegu zróżnicowana, w sektorze N niewielka ilość śniegu z poprzednich opadów leży na starszej twardszej warstwie, śnieg jest sypki praktycznie nie związany z tą warstwa. W sektorze SW zauważalna operacja słońca i wiatru miejscami śnieg twardy, szreń oraz lód w pobliżu grani a miejscami zastrugi utworzone przez wiatr. Uwaga na depozyty śniegu pod ścianami oraz w stromych wąskich żlebach.

B. Komunikat 26 stycznia obowiązuje do godziny 20:00 27 stycznia.

Stopień zagrożenia lawinowego: 2
Prognoza na 27 stycznia: 2
Świeży opad: brak danych
Gatunek śniegu: zsiadły przewiany
Niekorzystne wystawy:

  • północ-zachód
  • północ
  • północ-wschód
  • wschód

Na jutrzejszy dzień prognozowany silny wiatr z kierunku południowy-wschód. Utworzy on świeże depozyty nawianego śniegu we wszystkich formacjach wklęsłych w pobliżu grani oraz pod ścianami na te miejsca należy zwrócić szczególną uwagę.

C. Komunikat 27 stycznia obowiązuje do godziny 20:00 28 stycznia.

Stopień zagrożenia lawinowego: 2
Prognoza na 28 stycznia: 3
Świeży opad: brak danych
Gatunek śniegu: brak danych
Niekorzystne wystawy:

  • zachód
  • północ-zachód
  • północ
  • północ-wschód
  • wschód

Pokrywa śnieżna zróżnicowana w rejonie grani śnieg wywiany twardy i zlodowaciały, po stronie zawietrznej śnieg przewiany. Silny wiatr na znacznym obszarze utworzył depozyty śniegu w postaci pryzm i poduch śnieżnych. W wielu miejscach pokrywa śnieżna „zdeskowana” . Prognozowane opady śniegu zamaskują istniejące depozyty, utrudniając rozpoznanie miejsc o słabej wytrzymałości.

Turyści na Czarnym Stawie (fot. Bogusław Kowalski)

D. Komunikat 28 stycznia obowiązuje do godziny 20:00 29 stycznia

Stopień zagrożenia lawinowego: 2
Prognoza na 29 stycznia: 2
Świeży opad: 3 cm dla Morskiego Oka
Gatunek śniegu: brak danych
Niekorzystne wystawy:

  • zachód
  • północ-zachód
  • północ
  • północ-wschód
  • wschód

Pokrywa śnieżna zróżnicowana w rejonie grani śnieg wywiany twardy i zlodowaciały, po stronie zawietrznej śnieg przewiany. Silny wiatr na znacznym obszarze utworzył depozyty śniegu w postaci pryzm i poduch śnieżnych. Świeża warstwa śniegu zamaskowała utworzoną przez wiatr deskę śnieżną oraz istniejące depozyty śnieżne, utrudniając rozpoznanie miejsc o słabej wytrzymałości.

E. Komunikat 29 stycznia obowiązuje do godziny 20:00 30 stycznia.

Stopień zagrożenia lawinowego: 2
Prognoza na 30 stycznia: 1
Świeży opad: 12 cm dla Morskiego Oka
Gatunek śniegu: brak danych
Niekorzystne wystawy:

  • północ-zachód
  • północ
  • północ-wschód

Pokrywa śnieżna zróżnicowana w rejonie grani śnieg wywiany twardy i zlodowaciały, po stronie zawietrznej śnieg przewiany. Uwaga na depozyty śnieżne szczególnie pod ścianami w miejscach zacienionych.

Komentarz:

Przede wszystkim należy stwierdzić, że komunikaty lawinowe dotyczyły rejonu Morskiego Oka. Niemalże za pewnik należy przyjąć, że w wyższych partiach gór, w tym w masywie Rysów, warunki będą gorsze od podanych w komunikatach TOPR. Kilka dni przed feralnym wyjściem występowały bardzo silne wiatry, które spowodowały przewianie znacznych depozytów śniegu. Owe poduchy zostały zasypane świeżym opadem, który zamaskował zagrożone miejsca na stoku.

Rysa ma skośny przebieg począwszy od góry z kierunku północno-wschodniego do południowo-zachodniego. Jednak zasadniczo położona jest na północnym stoku masywu, odchylona w kierunku północno-zachodnim. Czyli wystawa jest dokładnie taka, jaką TOPR przez kolejne pięć dni, poprzedzające wypadek, podawał jako niekorzystną. Przez większą część zimy zacieniona jest droga podejściowa na Rysy począwszy od Czarnego Stawu. Brak jest więc operacji słońca  stabilizującej podłoże. Dlatego zimowe wejście na Rysy uważa się za szczególnie niebezpieczne ze względu na słabe śniegi, czyli niezwiązaną z podłożem pokrywę śnieżną. Niepisaną zasadą jest uznawanie, iż w rejonie Kotła Rysów i samego żlebu Rysa zagrożenie lawinowe jest o stopień wyższe niż podane w komunikacie.

Podejście nieco powyżej Buli pod Rysami (fot. Bogusław Kowalski)

Teren 

Średnie nachylenie stoku powyżej Czarnego Stawu wynosi około 30 stopni, im wyżej tym stromizna wzrasta. W żlebie Rysa mniej więcej do połowy około 40 stopni. W górnej części nachylenie dochodzi nawet do 44 stopni.

Zgodnie ze sztuką za stoki niebezpieczne uznaje się te, których nachylenie przekracza 30 stopni. Do tego tematu wrócę podczas analizy zagrożenia lawinowego metodą Muntera. Badając wypadek na Rysach należy zwrócić uwagę na konfigurację terenu. Cały szlak, począwszy od Czarnego Stawu, a skończywszy na Przełączce pod Rysami, stanowi naturalne torowisko dla lawin. Osoby znajdujące się w tym jakże rozległym rejonie – niemalże 1200 metrów – są cały czas narażone na znalezienie się na drodze lawiny. I jest to niezależne od miejsca, w którym dana osoba się znajduje. Nie ma za bardzo możliwości, żeby uciec przed lawiną, gdyż droga podejściowa na całej swojej długości biegnie potencjalnym torowiskiem. Przy większej masie śniegu lawina dociera do stawu, tak jak zdarzyło podczas tragicznego wypadku w 2003 roku. Podsumowując, wybór celu – podejście na grań drogą na Rysy – był najgorszym z możliwych ze względu na nachylenie stoku i ukształtowanie terenu.

Człowiek

Na stoku podczas zejścia lawiny znalazło się sześć osób: Maciej Bedrejczuk, Tomasz Klimczak oraz czwórka osób o nieznanym doświadczeniu. Pomimo że wchodzący na Rysy nie stanowili jednego zespołu, to wspólnie oddziaływali na stok. Z racji ukształtowania terenu wszystkie osoby były narażone na oddziaływanie potencjalnej lawiny. Wobec powyższego czynnik zagrożenia lawinowego w postaci działań człowieka, o którym za chwilę, był nieznany, a tym samym stanowił niebezpieczeństwo. Warto wspomnieć, że sam Tomek tak między innymi określił swoje i Maćka doświadczenie:

Czy ludzie którzy poruszali się w niejednych warunkach, widzieli różne rodzaje śniegu, obserwowali schodzące lawiny, urywające się deski, uczestniczyli w szkoleniu lawinowym TOPRu mogli aż tak się pomylić? Czy wydawało im się, że są nieśmiertelni czy może nieomylni?

Analiza zagrożenia metodą redukcyjną

Przypomnienie zasad metody redukcyjnej

A. Potencjał zagrożenia wyliczany jest na podstawie stopnia zagrożenia lawinowego.

B. Współczynnik Redukcyjny 1 klasy wynika z kąta nachylenia najbardziej stromej części stoku.

– najbardziej stroma część stoku 35-39° WR = 2
– najbardziej stroma część stoku ok. 35° WR = 3
– najbardziej stroma część stoku 30-34° WR = 4

Współczynnik Redukcyjny 1 klasy w zdarzeniu 30 stycznia nie wystąpił.

C. Współczynnik Redukcyjny 2 klasy wynika z wystawy ściany stoku

– rezygnacja z sektora P: pn.-zach. i pn.-pn.-wsch. WR = 2
– rezygnacja z pn części wystaw zach.-pn.-zach i pn.-wsch.-pd.wsch. WR = 3
– rezygnacja ze wskazanych w komunikacie lawinowym krytycznych stoków i wysokości stoku WR = 4
– stoki stale przejeżdżane, stoki do freeridu WR = 2

Współczynnik Redukcyjny 2 klasy w zdarzeniu 30 stycznia nie wystąpił.

D. Współczynnik Redukcyjny 3 klasy wynika z zachowania się grupy

– duża grupa z odstępami odciążającymi (powyżej 4 osób) WR = 2
– mała grupa (2-4 osoby) WR = 2
– mała grupa z odstępami odciążającymi WR = 3

W analizie uznano, że poruszająca się na stoku grupa sześcioosobowa miała różne tempo, co oznacza, że mimowolnie zachowane zostały odstępy odciążające.

Współczynnik Redukcyjny = 2

Podsumowanie:

Współczynnik redukcyjny 1 klasy (WR 1) = brak
Współczynnik redukcyjny 2 klasy (WR 2) = brak
Współczynnik redukcyjny 3 klasy (WR3) = 2
Potencjał zagrożenia (PT) przyjęty został na podstawie ogłoszonego 2 stopnia zagrożenia lawinowego = 4

Obliczenie wartości Przyjętego Ryzyka Pozostałego

Dopuszczalne Ryzyko (PT=4) / (WR1 brak x WR2 brak x WR3 2) = Przyjęte Ryzyko Pozostałe = 2

Według Wernera Muntera granica przyjętego pozostałego ryzyka możliwego do zaakceptowania nie powinna przekraczać 1!

Aby uniknąć skomplikowanych z pozoru obliczeń można zastosować uproszczoną metodę redukcyjną, która polega na wykluczeniu stoków określonych w komunikacie lawinowym, stoków o nachyleniu większym niż 30 stopni oraz nieporuszaniu w dużej grupie. Gdy występuje ostatni czynnik, należy stosować odległości odciążające. Niezależnie od przyjętej metody należy pamiętać, żeby podczas planowania wyjścia i działania w terenie uwzględnić jeszcze czynnik w postaci wiatru. Czyli niezbędna jest analiza historii komunikatów lawinowych z uwzględnieniem tego elementu układanki.

Zasięg potencjalnej lawiny (fot. Bogusław Kowalski)

Wybór celu

Oryginalnie chcieliśmy dostać się na Szpiglasowowy Wierch szlakiem i stamtąd pójść w stronę Cubryny. Jeszcze wieczorem odkrywamy, że szlak nie jest przedeptany i zmieniamy plan na Rysy zakładając, że turyści ciągle tam chodzą, więc powinien być dobry ślad, a stok odprężony.

Zagrożenia na szlaku wiodącym na Rysy zostały scharakteryzowane w punkcie „Teren”. W porównaniu z wycieczką na Szpiglasowy Wierch wybrana przez Kolegów wycieczka była w mojej opinii o dwa poziomy bardziej ryzykowna. Ze względu na ukształtowanie terenu, ze względu na wystawę oraz nastromienie stoku. W przypadku Szpiglasowego szlak wiedzie długimi odcinkami płaskiego terenu. Trzeba też pokonać trzy spiętrzenia: przy Nadspadach, na wejściu na próg Dolinki Mnichowej oraz bezpośrednio pod Szpiglasową Przełęczą. Każda z tych stromizn jest niezależna od siebie, co oznacza, że w przypadku decyzji o odwrocie nie znajdujemy się na torowisku jednej, ogromnej lawiny. Generalnie trzeba mieć świadomość, że wejście na Rysy od Czarnego Stawu jest jednym z najbardziej zagrożonych lawinami szlaków w Polsce. Dlatego należy omijać ten obszar w wątpliwych warunkach, czyli na ogół przez większą część zimy.

Zlekceważenie przesłanek przed podjęciem decyzji          

Na chwilę pomińmy wyliczenia metody redukcyjnej i przyjrzyjmy się słowom Tomka:

Nie ulegało bowiem wątpliwości, że śniegu napadało sporo. Jednak od poniedziałku opad ustał, a wiatr był słabszy. W schronisku spotykamy kolegów, którzy rano schodzili śnieżnymi Galeriami pod Cubryną i Żlebem Mnichowym. Wypytujemy o warunki. Mówią, że śniegu jest dużo, ale jest jednorodny. Ktoś wspomina o filmiku z weekendu o jakimś snowbordziście, który odpalił na Rysach ABSa. Niestety nie było nam dane go zobaczyć i ocenić, czy facet spanikował, czy zagrożenie było realne.

Mam nieokreślony lęk. Przez lata nauczyłem się radzić sobie z takim niepokojem. W gruncie rzeczy jest to normalne zjawisko. Zwykle jednak czuję go idąc na swoje życiówki a nie na prosty graniowy teren.

W swoich zaleceniach Munter proponuje, aby w przypadku wątpliwości i wewnętrznego niepokoju przy pozytywnym wyniku metody redukcyjnej oraz metody filtrowania 3 x 3 podjąć decyzję o zawróceniu/ niewychodzeniu na wybrany szlak. 30 stycznia wszystkie znaki, w tym wspomniane metody, dawały wynik negatywny. Wynik przyjętego ryzyka pozostałego wyniósł 2. Nieokreślony lęk, o którym pisze Tomek był jedynie potwierdzeniem tego, że pomysł wejścia na Rysy stanowił ogromne zagrożenie.

Ostateczna decyzja   

Maciek jak zwykle w takich sytuacjach mówi, że najlepiej pójść samemu, zobaczyć i ocenić. W razie czego wrócić. 

Jak już wspominałem, kształtowanie terenu na szlaku podejściowym na Rysy jest bardzo niekorzystne. Na całej długości od Czarnego Stawu do Przełączki pod Rysami istnieje zagrożenie zejścia lawiny, której naturalnym torowiskiem jest droga na najwyższy wierzchołek Polski. W zasadzie nie ma możliwości na alternatywną drogę podejścia i nawet zawrócenie nie poprawia sytuacji, gdyż dopiero po dotarciu na Czarny Staw wychodzimy z rejonu zagrożonego. Ocena sytuacji dokonywana podczas pokonywania wspomnianego odcinka może być już bardzo spóźniona.

Potencjalny zasięg lawiny z Rysów (fot. Bogusław Kowalski)

Dobór sprzętu 

ABC lawinowego zwykle nie zabieramy na wspinanie, a poruszaliśmy się już po wielu lawiniastych stokach. W takich sytuacjach wyciągamy linę i asekurujemy się ze skały, zakładając mocne przeloty. Staramy się nie wypuszczać na otwarte połacie bez skał, a kiedy już nie ma innego wyboru wiążemy dwie żyły w jedną 100 m linę.

Pomysł pozostawienia ABC lawinowego w schronisku, posiłkowanie się liną i gęstą asekuracją jest, delikatnie mówiąc, niemądry. ABC służy do poszukiwań osób zasypanych, natomiast asekuracja w terenie lawinowym jest jedną z technik redukcji ryzyka. Jedną, ale nie jedyną i niekoniecznie najlepszą. Z pewnością nie należy stosować wymiennie sprzętu do autoratownictwa lawinowego ze sprzętem wspinaczkowym. Owszem, istnieje technika poruszania się przy ścianach żlebu z zastosowaniem asekuracji linowej. Jednak tę metodę stosuje się AWARYJNIE, podczas próby WYDOSTANIA się z rejonu zagrożonego lawinami. A także, co jest niezmiernie ważne, tego sposobu używa się podczas SCHODZENIA, ażeby uniknąć zasypania całego zespołu.

30 stycznia cała szóstka nie uciekała od niebezpieczeństwa, tylko konsekwentnie wkroczyła w teren lawiniasty. W tym miejscu należy wspomnieć o ukształtowaniu żlebu. Kąt nachylenia stoku w takiej formacji mierzy się wzdłuż osi żlebu. Trzeba jednak pamiętać, że żleb ma kształt swego rodzaju rynny. Można tu mówić o „bocznych” stokach, które są bardziej strome niż wspomniana oś. Tak więc istnieje tam większe ryzyko zejścia lawiny. Podchodząc pod północną ścianę Rysów, wkraczamy na najbardziej strome i najmniej ustabilizowane (wystawa północna) stoki. Warto wiedzieć, że w przypadku asekuracji na jednej ze ścian żlebu musi ona być gęsta. W przeciwnym razie siła wywołana długim lotem w lawinie może być bardzo duża i może dojść do urazów. Oczywiście zakładamy, że punkty asekuracyjne i sprzęt wytrzymają uderzenie lawiny. Jak już wspomniałem, tę technikę stosujemy w ostateczności, chcąc się wydostać z miejsca zagrożonego.

W tym miejscu przychodzi na myśl przebieg śmiertelnego wypadku Wawrzyńca Żuławskiego. Zginął w lawinie, zasypany masą śniegu w szczelinie lodowca. Stało się tak pomimo faktu, że był związany liną z partnerem. Ktoś mógłby zaoponować, że przecież to były inne warunki, że był to lodowiec, a nie stok śnieżny oraz że nie było punktów przelotowych. W odpowiedzi potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której całkowicie zasypana będzie związana liną osoba. Bez lawinowego ABC, w tym przypadku bez łopaty, pozostanie bezradne grzebanie palcami i wpatrywanie w niknącą w śniegu linę.

W żlebie Rysa (fot. Bogusław Kowalski)

Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Tomek pisze, że nie zabiera lawinowego ABC, ponieważ w terenie lawinowym będzie stosował asekurację z liny. A jednak tego nie robi! Co więcej, inne osoby znajdujące się w tym czasie na stoku nie miały szansy użycia liny, bo jej nie posiadały. ABC lawinowego również. A dzieje się to w terenie, w którym urwanie się deski śnieżnej oznacza śmiertelne zagrożenie dla wszystkich osób zmierzających na Rysy, począwszy od Czarnego Stawu, a skończywszy na Przełączce pod Rysami.

Wychodzę z założenia, że lepiej nie zostać zabranym, niż potem wykopywać się przy pomocy najbardziej nowoczesnego piepsa.   

Zgadzam się z Tomkiem, że użycie „piepsa” w realnej akcji poszukiwawczej dowodzi tego, że ktoś popełnił błąd. Dlatego tak ważna jest profilaktyka, czyli rozpoznanie panujących warunków, historii komunikatów lawinowych, zmian temperatur, prędkości wiatrów, wielkości opadów, określenie nachylenia i wystaw stoków, którymi będziemy się przemieszczać. Następnie, przy pomocy znanych powszechnie metod, powinna nastąpić redukcja zagrożeń poprzez wytyczenie wycieczki omijającej rejony szczególnie niebezpieczne. Być może w wyniku analizy trzeba będzie zmienić cel. Już w trakcie wycieczki powinniśmy reagować na wszelkie oznaki, które mogą świadczyć o istniejącym zagrożeniu. Tak więc najważniejsza jest profilaktyka! Detektor ma służyć ratowaniu potrzebujących pomocy, a dokładnie ma wspomóc działania autoratownicze. Nie ma natomiast być powodem decyzji, które zwiększają zagrożenie.

Wydaje mi się, że słowa Tomka świadczą o niezrozumieniu roli detektora podczas wyjścia w góry. Należy również pamiętać, że lawinowe ABC to również sonda i łopata. A są to narzędzia pozwalające na szybsze dotarcie do zasypanych. Załóżmy, że Tomka nie zasypałoby i nie miałby obrażeń. A zasypany – dość głęboko – zostałby któryś z uczestników wejścia na Rysy. Pogoda byłaby nielotna, więc śmigłowiec nie mógłby dolecieć wyżej niż na morenę przy schronisku w Morskim Oku. Pozostałoby wyłącznie autoratownictwo. Osoby zasypane mają mało czasu na przeżycie, po 15 minutach ich szanse gwałtownie maleją. W takiej sytuacji nie można by mówić o „kolejnym, tatrzańskim cudzie.

Ponadto warto mieć świadomość, że detektor zabiera się również, aby nie narażać niepotrzebnie ratowników przeszukujących lawinisko. Nam może być już wszystko jedno, ale po nas żywych i martwych przychodzą ludzie mający rodziny, żony, dzieci…

(fot. TOPR)

Przebieg akcji      

Wyciągam z plecaka jedną dziabkę, aby się nią podpierać. Ponieważ kask był zaczepiony o dziabki, zakładam go na głowę.

Zastanawia mnie, dlaczego nie padła tu propozycja, żeby Maciek również założył kask? W takim momencie aż się prosi, żeby wykazać się partnerstwem. Chyba że decyzja o założeniu kasku była zupełnie przypadkowa i wynikała nie z chęci ochrony głowy przy poruszaniu się na stromym stoku, ale z niechęci do działań skutkujących ponownym zamocowaniem kasku na plecaku.

W pewnym momencie dostrzegamy wysoko nad nami 3ch turystów, prawdopodobnie sprawców wygodnych stopni.

Ludzie poruszający się na stoku powyżej, zakładający nowy ślad, to nie tylko ktoś, kto ułatwia nam podejście, ale także element stanowiący zagrożenie. Istnieje wiele przykładów zrzucenia lawiny na kogoś poniżej. W tym przypadku, z powodu lepszej kondycji Maćka i Tomka, role się odwróciły – to oni wywołali lawinę i spadli na turystów znajdujących się poniżej.

Widoczność

Wierzchołki giną w chmurach, tworząc ponury krajobraz. Ewidentnie jest sporo śniegu, ale taka w tym roku jest zima. Przelatuje mi przez myśl, że słabo to wygląda, ale zaraz po tym przychodzi kolejna refleksja, że dzisiaj miała być przecież super pogoda, a w takiej szarówie wszystko wygląda nieciekawie.

Poruszanie się w terenie wymagającym oceny warunków przy ograniczonej widoczności wiąże się zawsze z pobłądzeniem i tym samym wejściem w strefy niebezpieczne. Niżej podpisany swój najgroźniejszy wypadek lawinowy zaliczył przy niewielkiej widoczności, w nocy przy ciągłym opadzie. Bezpośrednią przyczyną było wejście w stok, pomimo że droga wiodła wzdłuż niego, poniżej. Podaję swoją historię jako ewidentny przykład spowodowania lawiny w wyniku pobłądzenia przy kiepskiej widoczności. Podobna sytuacja, choć bez wywołania lawiny, nastąpiła właśnie podczas feralnej wycieczki z 30 stycznia:

Chmury spowijają teren powyżej i nie widać drogi. Maciej, gnając jak strzała, zapędza się za bardzo do góry a ja za nim. Gdy się orientuję, schodzę jakieś 30 metrów niżej, krzycząc do niego, żeby też zszedł. On jednak nie chcąc stracić cennych metrów trawersuje w lewo, przecinając stromy żleb, w którym jest sporo śniegu.

Próba zaoszczędzenia czasu po wcześniejszym pobłądzeniu była powodem przecięcia przez Maćka stromego żlebu. Paradoksalnie fakt ten utwierdził Tomka w przekonaniu, że zagrożenie lawinowe nie jest poważne:

– Jak to nie wyjechało, to chyba naprawę jest bezpiecznie – myślę.

Jest to jeden z fatalnych mitów opisanych przez Muntera, który brzmi:

Mit: Lawiny powstają samorzutnie i zagrażają tylko, jeżeli przecinamy ich tor.

Jeśli coś nie wyjechało, to może oznaczać, że: albo mieliśmy szczęście, albo „zapalny punkt stoku” może znajdować się w miejscu, którego nie jesteśmy w stanie określić. Naszym największym przeciwnikiem na stoku zagrożonym zejściem lawiny jest brak danych lub błędna ich interpretacja. Danych o tym, że warunki są lawiniaste było aż nadto – patrz metoda redukcyjna – niestety Tomek błędnie je zinterpretował.    

– Zaczynam się obawiać tej brawury, jednak nic się nie dzieje. Maciek jest w alpinistycznej czołówce Polski, więc chyba wie co robi.

To zdanie odzwierciedla zależności, jakim podlegamy podczas wspinaniu. Zgodnie z regułami wywierania wpływu opisanymi przez Roberta Cialdiniego można tu mówić o regułach: sympatii, konsekwencji, autorytetu oraz wzajemności. W skrócie, reguły wywierania wpływu są to pewnego rodzaju filtry, które ułatwiają nam przyswajanie informacji. Dzięki nim nie musimy wciąż analizować, a posługujemy się kliszami, które nakładamy na pojawiające się w naszym otoczeniu sytuacje społeczne. Nawiązując do wymienionych reguł trudniej nam powiedzieć „nie” osobie, którą lubimy i z którą dobrze nam się spędza czas. Unikamy w ten sposób sytuacji mogących wpłynąć na pogorszenie wzajemnych relacji.

Z kolei reguła konsekwencji mówi, że zdecydowanie trudniej jest odmówić / zawrócić z akcji górskiej, gdy zaangażowaliśmy bardzo dużo środków i energii. Klasycznym przykładem zadziałania tej reguły była decyzja podjęta na Rocky Summit o kontynuacji wspinaczki podczas zimowego zdobywania Broad Peak. Stało się tak pomimo drastycznie przedłużającej się akcji górskiej i bardzo później pory dnia.

Reguła autorytetu, zbadana przez Stanleya Milgrama, odnosi się co prawda do sytuacji, w której mamy osoby o nierównorzędnym statusie, a przecież Maciek i Tomek stanowili równorzędny zespół. Jednak podkreślenie umiejętności Maćka świadczy o dużym zaufaniu i autorytecie, jakim cieszył się w oczach Tomka.

Wreszcie reguła wzajemności we wspinaniu może być interpretowana w ten sposób, że kierując się lojalnością wobec partnera nie chcemy rezygnować z kontynuacji działania. Wiązałoby się to bowiem poczuciem winy, tym że zawiedliśmy partnera, który w naszych oczach kreowany jest na kogoś, kto ma w głowie wyłącznie cel sportowy. W tym przypadku dbanie o bezpieczeństwo zespołu stanowi zagrożenie dla realizacji tego celu.

Na koniec pozostaje pytanie, już nawet nie retoryczne, bo doświadczenia kolegów dają wymowną odpowiedź, jakie znaczenie dla lawiny ma fakt, że ktoś należy do alpinistycznej czołówki Polski.  

Idziemy wyżej. Śnieg jest do połowy łydki i do kolan zależnie od miejsca. Po drodze regularnie sprawdzam uwarstwienie, szukając słabej warstwy. Szpic dziaby zapada się w miarę jednorodnie na głębokość około metra. Po drodze jest jedna warstwa, która stawia niewielki, ledwo wyczuwalny opór.

I dalej:

Próbkujemy go dziabkami. Nie czujemy warstwy poślizgowej.

Kolejny śmiertelny mit opisany przez Muntera brzmi:

Mit: Sondowanie kijkiem daje pełne pojęcie o stabilności pokrywy śnieżnej.

Nie daje żadnego pojęcia. Możemy jedynie tę stabilność sobie wyobrażać. A wyobraźnia w tym przypadku jest niestety nieograniczona.  Warto tu zwrócić uwagę na spostrzeżenie Tomka – po drodze jest jedna warstwa, która stawia niewielki, ledwo wyczuwalny opór. Taka zmiana twardości bez zastrzeżeń może, choć nie musi, być zinterpretowana jako warstwa poślizgowa. Na stoku o takiej wystawie, nachyleniu i ukształtowaniu można przyjąć podobny sygnał jako poważne ostrzeżenie.

Postanawiam to sprawdzić i robię szybką próbę lawinową wycinając dziabą fragment stoku 1×1 m. Wygładzam i sprawdzam warstwy. Wciskam palce. Uderzenia nie powodują destabilizacji. Uznaję to za dobry znak. Wielokrotnie schodziłem już w dużo głębszym, kopnym śniegu. Przypomina mi się zejście Kaczym Żlebem z Zachodnich Żelaznych Wrót, kiedy szliśmy na Filar Ganku. Śnieg sięgał wtedy do połowy ud, a nachylenie było większe. Jednak nie było tam słabej warstwy, więc stok był stabilny.

Próba lawinowa dowodzi, że w miejscu, w którym jesteśmy, jest lub nie jest lawiniasto. Ale zarazem nie daje żadnej odpowiedzi na temat stabilności pokrywy śnieżnej w innych miejscach. Przede wszystkich tych, które stanowią „zapalne punkty” stoku. Znana jest historia oddziału wojska szwajcarskiego, który poruszając się po stoku wykonał próbę lawinową. Po krótkim czasie ruszyła lawina i wszyscy zginęli. Nienaruszony przez lawinę został natomiast fragment, na którym wykonano wspomnianą próbę. Od pewnego już czasu zarzucono przeprowadzanie prób lawinowych na rzecz analizy historii pogody – przede wszystkim opadów, temperatury i wiatru, a także nachylenia i wystawy stoku. W Tatrach jednym z najistotniejszych czynników wpływających na zagrożenie lawinowe jest wiatr.

Nigdzie nie widać też żadnych pęknięć, desek czy śladów po niedawnych obrywach.

W tym miejscu należy przypomnieć jeden z komunikatów, konkretnie z 28 stycznia: Świeża warstwa śniegu zamaskowała utworzoną przez wiatr deskę śnieżną oraz istniejące depozyty śnieżne, utrudniając rozpoznanie miejsc o słabej wytrzymałości. Tak więc nie było widać żadnych oznak zagrożenia lawinowego, gdyż były one zasypane świeżym śniegiem. Tomek albo o tym nie pamiętał, albo nie prześledził historii komunikatów lawinowych.

Wchodzimy do rysy i robi się stromiej. Obawiałem się, że śniegu będzie tu dużo więcej, jednak tak nie jest. Zapadamy się podobnie jak niżej do połowy łydki, miejscami do kolan.

Tomek niestety uległ tu złudzeniu, ponieważ w stromym żlebie śnieg został wywiany. Natomiast zagrożenie czaiło się w pobliżu grani. Mając w pamięci ilość opadów i wiatr należało się spodziewać, że śnieg został gdzieś zdeponowany.

Za chwilę okaże się to poważnym błędem, bo wystające skały mogły stabilizować stok. Mimo to rysą idzie się nie najgorzej.

Słowa o stabilizacji stoku należą do jednego ze wspomnianych śmiertelnych mitów opisanych przez Muntera.

Mit: Kosówka, kamienie stabilizują pokrywę śnieżną.

Jest wręcz przeciwnie, wystające skały osłabiają stok ze względu na to, że przemiany zachodzące w śniegu zachodzą nierównomiernie. Niezmiernie ważna jest świadomość, że pokrywa śnieżna nie stanowi jednorodnej masy o równej głębokości. Wszelkie nierówności w niekorzystnych warunkach destabilizują stok.

Wypogadza się. „Każdego roku ktoś musi tędy wejść jako pierwszy” myślę sobie i kontynuuję wycieczkę. Przełączka jest już tuż tuż. Zostało może 30 m. Jestem niedaleko wierzchołka. Zaczynam rozmyślać, gdzie dziś uda nam się dojść. Ciężki, Wysoka, Ganek, Rumanowy… 

Pojawia się pytanie, dlaczego trzeba być pierwszym w złych warunkach? Nie jest to przecież powód do dumy. Dla Maćka i Tomka wejście na Rysy nie było sportowym wyczynem. Można się zastanawiać, czy wobec „mało poważnego” celu samo dotarcie na grań nie zostało przez Kolegów potraktowane z nienależną do warunków powagą.          

(fot. TOPR)

Błędna interpretacja zastanych warunków

Tomek przeprowadził własną analizę przyczyn wypadku. Z wieloma twierdzeniami zgadzam się bez zastrzeżeń. Niektóre jednak budzą mój sprzeciw:          

Śnieg w większości drogi na Rysy był wg nas dobrze uwarstwiony i nie wzbudzał naszych wątpliwości. Nie zauważyłem w nim słabej warstwy. Pomimo podcinania go śladami nie pękał. Moim zdaniem dzięki temu siła lawiny nie powiększała się i lawina w końcu się wytraciła u wylotu Wielkiego Wołowego Żlebu.   

Niestety, czytając tekst Tomka również nie miałem wątpliwości, ale co do tego, że pokrywa śnieżna była zdecydowania zła. Świadczą o tym poniższe zdania:

– On jednak, nie chcąc stracić cennych metrów, trawersuje w lewo przecinając stromy żleb, w którym jest sporo śniegu. Zaczynam się obawiać tej brawury, jednak nic się nie dzieje.

– Przez moment śnieg staje się głęboki do pasa. Poducha. Obchodzę ją z prawej.

– Szpic dziaby zapada się w miarę jednorodnie na głębokość około metra. Po drodze jest jedna warstwa, która stawia niewielki, ledwo wyczuwalny opór.

– Śnieg jest miękki, zapadający jednak miejscami jest go znacznie mniej, ewidentnie wywiał go wiatr.

– Na drugiego też się zapadam, torowanie niewiele pomaga – skarży się Maciek.

– Szukając najpłytszego śniegu w rysie toruję to w lewo to w prawo. W efekcie podcinam ją prawie na całej szerokości. Nic się jednak nie dzieje.

Powyższych zdań nie da się interpretować inaczej, jak bardzo wyraźne ostrzeżenia. Zmienna głębokość pokrywy śnieżnej i od czasu do czasu kopny śnieg świadczył o tym, że nawiane zostały masy śniegu, które tworzyły depozyty. W cytowanych komunikatach lawinowych cały czas jest mowa o wietrze, którzy naniósł poduchy śnieżne na twardy, wywiany śnieg. Dodatkowo świeży opad utrudnił zidentyfikowanie na stoku miejsc szczególnie niebezpiecznych.

Pisząc ten tekst i odtwarzając nasze motywy uświadomiłem sobie jeszcze jedną rzecz. Jak wiadomo większość procesów, które wykonuje nasz mózg, zachodzi poniżej progu świadomości. Tam też, a może przede wszystkim  tam odbywają się analizy sytuacji i oceny zagrożeń. Zwłaszcza, jeśli mamy bagaż doświadczeń z wielu lat. Sądzę, że dziwna niechęć i niepokój, których doświadczałem idąc do góry, mogły być manifestacją negatywnej analizy warunków, którą wykonałem podświadomie. Ponieważ nie było to dla mnie typowe uczucie powinienem zatrzymać się i zastanowić z czego ono wynika. Co moja intuicja czy podświadomość próbuje mi powiedzieć? Czy obawia się pułapki, która może nas czekać wyżej?

Na ten temat mówiłem kilka lat temu w Podlesicach na szkoleniu Polskiego Himalaizmu Zimowego i pamiętam, że nie spotkało się to ze zrozumieniem. Nie jest to moje odkrycie, bo mówi o nim m.in. Munter. Sam zaczerpnąłem, a właściwie usystematyzowałem swoje przemyślenia na podstawie lektury rozdziału dotyczącego zarządzania ryzykiem, w poradniku „Góry, Wolność i Przygoda”. „Podświadoma analiza warunków” była naturalną reakcją na pojawiające się niebezpieczeństwo. Jednak nie trzeba było sięgać do podświadomości, bo oznak, że istniało duże zagrożenie lawinowe, było aż nadto. Koledzy popełnili błąd, za który zapłacili bardzo małą cenę i mam nadzieję, że szybko wrócą do pełnej sprawności. Istotne jest, aby na na podstawie ich doświadczenia, ale też na bazie tekstu Tomka, ktoś o mniejszym doświadczeniu nie wyciągnął fałszywych wniosków. A takie zaczęto formułować na forum wspinanie.pl.

Dlatego tak ważne są szkolenia oparte na najnowszej wiedzy. Szukać jej trzeba u fachowców najwyższej klasy. Należy również pamiętać, że zdobywanie kompetencji to ciągły proces i tak naprawdę nigdy nie przestajemy się uczyć. Jedno szkolenie lawinowe nie wystarczy, bo gdyby tak było to wielu starszych kolegów mogłoby poprzestać na wiedzy, którą zdobyli kilkadziesiąt lat temu, a poszukiwania można by prowadzić przy pomocy analogowych piepsów ze słuchawką w uchu. Wiedza na temat lawin ewoluuje i nawet Wernerowi Munterowi – guru lawinoznawstwa zdarzało się  zmieniać swoje zapatrywania.

Czytelnikom, którzy dobrnęli do końca mojego tekstu i sobie samemu życzę pokory wobec sił natury i tego, żeby ich boleśnie nie doświadczyć.

Bogusław Kowalski
Instruktor Polskiego Związku Alpinizmu




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Zasięg komunikatu lawinowego [13]
    Cześć, Dziękuję bardzo za pouczającą analizę. Mam pytanie odnośnie jednego…

    12-03-2019
    SlawekB

    Arytmetyka [18]
    W metodzie muntera, wspolczynniki redukcji to z tego co pamiętam…

    12-03-2019
    winswand

    Podświadomość i intuicja [3]
    Myślę, że w przypadku "intuicji i podświadomości" jest bardzo podobnie,…

    13-03-2019
    7K77