5 lutego 2019 11:57

Tu opowieść, tam historia… Książki o Tomku Mackiewiczu – Beata Słama

Gdy Tomek Mackiewicz pojawił się na górskim firmamencie, jedni z niego kpili, innych porwał swoją wizją, zafascynował  – wydawał się kolibrem wśród wróbli. Potem próbował i próbował, trochę straciliśmy rachubę, ile tych prób było, trochę zobojętnieliśmy, bo historia zdecydowanie straciła dramaturgię. Wreszcie Nanga została zdobyta zimą – nie przez Tomka. A Tomek nie zareagował na to zbyt ładnie. Ale z zimowej Nangi nie zrezygnował.

A potem nastały pamiętne styczniowe dni, gdy odrywaliśmy się od komputera tylko na czas, kiedy w Himalajach zapadała noc, by następnego dnia znów śledzić to, co dzieje się z Eli, Tomkiem i chłopakami. Skończyło się tak, jak się skończyło. Tomek dla jednych stał się legendą, dla innych postacią zaledwie irytującą. W internecie znów ożyła dyskusja, czy był bohaterem, czy nieodpowiedzialnym egoistą. Bez wątpienia jednak znalazł swoje miejsce we wspinaczkowej mitologii.

Obejrzeliśmy dokument o Tomku, w Zakopanem odbył się pierwszy wieczór mu poświęcony z udziałem Élizabeth Revol, wybawicieli i żony (drugiej). A potem jeszcze kilka, co już budziło moje z dziwienie, bo ileż można ciągnąć na górnym C, opowiadać o tym samym, odgrzewać emocje? Mimo to ludzie na różnych imprezach w Polsce w przepełnionym wzruszeniem milczeniu słuchali o pasji, miłości i poświęceniu. Choć zapewne dla wielu była to raczej powieść o braku odpowiedzialności i głupocie.

***

Wydawało mi się, że naturalnym podsumowaniem i zamknięciem całej tej historii będzie książka Mariusza Sepioły „Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu” (Znak). A także okazją, by dowiedzieć się o Tomku kilku nowych rzeczy.

Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu (Mariusz Sepioło)

Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu (Mariusz Sepioło)

Historia wciąż jednak jest otwarta. Dominik Szczepański, Agorowy specjalista od gór, też napisał o nim książkę.

„Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza”

Tu opowieść, tam historia…

I znów zaczęłam się dziwić.

Po pierwsze, po co (oprócz perspektywy zarobku) pisać książkę o tym samym, skoro jedna już powstała? I to dobra. Właściwie wyczerpująca temat? Po co narażać się na porównania? Czy to zawody? Szukanie bardziej prawdziwej prawdy?

Tak samo zdziwiłam się, gdy usłyszałam, że ma się ukazać druga biografia Wandy Rutkiewicz pióra Elżbiety Sieradzińskiej („Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt”, Marginesy), choć  w tym przypadku historia wyglądała nieco inaczej. Swoją przygodę z Wandą autorka zaczęła wiele lat temu, temat za nią chodził, i po prostu nie mogła tej książki nie napisać.

Dominik Szczepański natomiast – chociaż już wcześniej pisał o Nandze i Tomku – a także Agora, odpowiedzieli być może na potrzebę chwili, uznali, że temat wciąż jest gorący. Liczyli też zapewne na to, że książka, mimo iż druga, będzie lepsza, i dobrze się sprzeda dzięki promocyjnej potędze Agory.

Kolejne zdziwienie: przychodzi jeden biograf, ludzie opowiadają, przychodzi drugi ‒  również. Czy gdyby nadciągnął trzeci, tak samo chętnie podzieliby się z nim opowieściami? Czy historie opowiadane wciąż od nowa nie tracą mocy, nie „zużywają” się?

Czym więc różnią się te książki? W czym są podobne?

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że my, czytelnicy, zostaliśmy wplątani w jakąś rozgrywkę. U Sepioły wypowiada się bowiem pierwsza żona Tomka  ‒ jej opowieść jest bardziej obiektywna i wieloaspektowa, jest w niej mniej emocji (czas, dystans?), przez co zyskuje na wiarygodności. A u Szczepańskiego druga, Anna Solska ‒ książka wydaje się nawet skrojona „pod nią”, Anna jest jakby drugą jej bohaterką, można powziąć podejrzenie, że jeśli chodzi o to, co się w niej znalazło, miała sporo do powiedzenia. Szczególnie że w wywiadzie z nią czytamy:

„Nie pracowałam przez rok, tylko zajmowałam się Zoją, książką […]”.

A na pytanie dziennikarki: „Czy ta książka jeszcze bardziej wzmocniła pani więź z nim?” Ana odpowiada: „Była próbą nadania sensu jego śmierci. Nie, nie śmierci. Jego brakowi […]”.

To również historia jej związku z Tomkiem – ten wątek, niczym czerwona nitka, prowadzi nas przez całą opowieść. Anna zdecydowała się przytoczyć obszerne fragmenty swojej z nim korespondencji, co moim zdaniem zatrąca o ekshibicjonizm, choć dla innych może być atutem książki.

Od Anny opowieść się zaczyna i na Annie kończy.

Przez takie zabiegi to, co pisze Szczepański, zatraca cechy biografii reporterskiej i zaczyna być tekstem pisanym na zamówienie.

Mariusz Sepioło opowiada o ścieżce człowieka i o ludziach, których na niej spotkał. Tak, to przede wszystkim opowieść o ludziach w kontekście Czapkinsa, o tych, którzy go otaczali, otulali, którzy przy nim byli, pomagali, holowali, ratowali… Gór jest w niej mało, góry są zaledwie kolejnym etapem tej ścieżki. I kresem.

U Szczepańskiego góry są osią opowieści – co zrozumiałe, bowiem był on w sprawy górskie Mackiewicza zamieszany, pisał o nim, był obok, znał.

U Sepioły nie ma Élizabeth Revol, Anny Solskiej i jeszcze paru osób, są również te same, co u Szczepańskiego.

Ci czy tamci ‒ narracja o Czapkinsie jest taka sama. Choć u Szczepańskiego więcej jest egzaltacji.

Mariusz Sepioło nie ocenia, tylko uważnie się przygląda, słucha, wnioski i wrażenia pozostawiając nam.

Dominika Szczepańskiego znosi momentami w stronę hagiografii. Do czego przyczynia się odpowiedni dobór cytatów dotyczących Czapkinsa.

Czy z książki wydanej przez Agorę dowiadujemy się o nim czegoś nowego? Coś odkrywamy? Nie. Są te same etapy, przygody i dramaty, podobne opowieści… Bo i przecież żywot ten sam, nie chce być inny. Może można byłoby oświetlić go z nieco innej strony, lecz czy godzi się manipulować prawdą i faktami w imię oryginalności? Można najwyżej dokonać nieco innej ich selekcji, położyć nacisk na inne kwestie, co też Dominik Szczepański uczynił.

Czytając Czapkinsa, można odnieść wrażenie, że Szczepański rozwija się jako autor. To chyba najlepiej napisana książka w jego dorobku. Umiejętnie operuje detalem, pisze rzetelnie, sprawnie i interesująco, nie zapomina o kontekście i historii. Są uatrakcyjniające, choć dość typowe zabiegi formalne, jak nielinearna narracja, „od końca”. Niekiedy jednak popada w podejrzaną i niezrozumiałą czułostkowość i sentymentalizm.

Momentami jest łzawo, patetycznie i nienaturalnie i gdybym nie wiedziała, że autorem książki jest mężczyzna, sądziłabym, że napisała ją jakaś dziennikarka z czasopisma kobiecego.

„Ania idzie kamienną uliczką, jej serce przyspiesza. Jest połowa lipca 2018 roku. Zmierza w kierunku domu kobiety, która jako ostatnia widziała jej ukochanego”.

„Zoja budzi się i woła mamę. Ania nachyla się, by ją przykryć.

– Popatrzyła na mnie jego oczami, uśmiechnęła się, tak spokojnie

– wspomina Ania. – Wydawało mi się, że to Tomek na mnie patrzy, jakby był już gdzieś pomiędzy…”

Nie lubię, gdy autor, było nie było książki reporterskiej, wchodzi w skórę jednego z bohaterów. Podchodzę podejrzliwie do wymyślania i domyślania emocji, co Szczepański robi dość często…

„Anię zalewa ulga. Wychodzi z domu na małą kamienną uliczkę z poczuciem, że ich wspólna historia wcale się tutaj nie kończy. Są połączone z Élisabeth już na zawsze”.

Ciekawe, skąd autor to wie… Przytoczone powyżej słowa Anny Solskiej skłaniają do zastanowienia, czy nie jest on aby jedynie ghostwriterem. Czy współpraca jego z Anną nie była zbyt ścisła, co wyklucza dziennikarski obiektywizm.

Czytać czy nie? Jeśli ktoś nie przeczytał książki Mariusza Sepioły – tak. Jeśli przeczytał – niekoniecznie. Jeśli ktoś chce podobnie o tym samym – tak. Jeśli nie, niech lepiej sięgnie na przykład po… czy ja wiem…

PS W „Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza” są fragmenty autobiografii Tomka. Szkoda, że nie powstała ‒ to mógłby być kawałek niezłej literatury…

Beata Słama
Tekst pochodzi ze strony Górski Dom Kultury

Obie książki dostępne są w księgarni wspinanie.pl:

 




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum