Rzecz Niepospolita. Mechanior o Crux Open 2019

Podobne zawody nie zdarzają się co weekend; zdarzają się raz w roku w Warszawie. Niejaką pustkę po pamiętnych zmaganiach na Bloco poprzedni Crux przykrył, w tym roku wypełnił. Dzięki temu Warszawa “wciąż i nadal” słusznie rości sobie pretensje do tytułu stolicy polskiego balderingu sportowego; “jest takie miejsce u zbiegu dróg, gdzie się spotyka z Zachodem – Wschód” i tak dalej.

Wobec doniosłości chwili zdaje się być okolicznością fortunną, że sprawozdawca wspinanie.pl nie omieszkał dołączyć do grona uczestników zmagań, co daje mu możliwość zdać relację co prawda subiektywną, lecz zarazem naznaczoną piętnem bezpośredniego doświadczenia. Przyznaję, tekst jest niepełny – obowiązki półfinalisty i finalisty łączą się z koniecznością okresowego przebywania w strefie izolacji, a ponadto ogólnie nie sprzyjają obserwacji poczynań kolegów i koleżanek. Tym niemniej ufam, że ponieważ niedzielny finał transmitowany był na żywo (patrz: finały – red.), Czytelnik chętnie pogodzi się z tymi niedostatkami opowieści.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

 ***

Zawody, zgodnie z obowiązującą modą, rozegrano w dwóch równoległych kategoriach “Rekrut” i “Pro”, które łącznie zebrały około pół tysiąca łojantek i łojantów (469 oddanych kart startowych plus nieśmiali). Z 40 przygotowanych problemów eliminacyjnych rekruci otrzymali pierwsze 30, “profesorowie” drugie 30 (11-40), zaś “profesorki” środek (6-35). Regulamin przewidywał czteroosobowy finał rekrutów i rekrutek, profesorki i profesorów siał system klasyczny (20 osób w półfinale, 6 w finale).

Klocki na ścianę przykręcały dwie, na poły niezależne ekipy chwytowe: zespół pod przewodnictwem Miłosza Wieczorkowskiego (działał z Pawłem Żukiem i Tomkiem Rumianowskim) odpowiadał za wszystko, czego mieli dotykać rekruci; “IFSC chief-setter” Tomasz Oleksy zawiadywał zaś komisją egzaminującą profesorów (w składzie: Aleksander Romanowski, Tadeusz Sługocki, Piotr Smaroń). Mając okazję wspinać się po większości z tego, co zawisło na ścianie, mówię: nigdy wcześniej nie brałem udziału w zawodach tak dobrze przykręconych jako całość i niech to moje dictum starczy za cały komentarz w kwestii estetyki chwytowej.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

REKRUCI

Estetyka estetyką, ale u rekrutów setting zaliczył małą wpadkę (choć na jakość wspinania nie narzekał nikt): 17 kompletów w miejsce planowanych 4 (oni) oraz kilka czwartych miejsc ex-aequo (one) kazało organizatorom stworzyć plan B i wykoncypować dogrywkę. Gwoli sprawiedliwości, wraz z 17 panami wzięło w niej udział i 17 pań. Częściowo improwizowany regulamin sprawdził się – zawodnicy rywalizowali na problemach przygotowanych w nocy z soboty na niedzielę specjalnie dla nieoczekiwanej okazji, każdy miał dwie próby na nowocześnie skomponowanym problemacie i chciał być szybszy od pozostałych. Z dokładnością do nielicznych wpadek podczas przyjmowania pozycji startowych oraz okresowo zjeżdżających ze startowych struktur butów, uczestnicy wspinaniem swoim potwierdzali poprawny dobór trudności i o składzie finału rzeczywiście decydowały czasy przejść.

Potyczka finałowa przebiegała wedle schematu już warszawskiej publiczności znanego, zapożyczonego ongiś przez Bloco z zawodów masters w Stuttgarcie: dwóch zawodników “ściga się” na wymagających, lecz nieprzesadnie trudnych, a przede wszystkim identycznych kłopotach w systemie pucharowym (“półfinał” dla czwórki, dla tych lepszych bieg o złoto). Rzecz przebiegła żywo i sprawnie preludiując przed kulminacją weekendu, czyli ostatnią rundą profesorów.

PROFESURA (ELIMINACJE I PÓŁFINAŁY)

Rzut oka na wyniki eliminacji pozwalał domyślać się, kto w niedzielę zagra w Warszawie pierwsze skrzypce. U pań kompletowały Ida Kupś, Daria Brylova (KRK/UKR), Milena Poniewozik, Olga Niemiec i Margarita Zacharowa (UKR); zaraz za nimi, bez jednego topu, czaiły się Olga Kulisz (UKR) i Asia Oleksiuk.

Rozgrywany w niedzielny poranek półfinał (klasyczny: 4 baldy, 5 minut) został nakręcony z precyzją niemal zegarmistrzowską: “niemal”, gdyż magiczną barierę dwóch topów przekroczyło nie 6, a 7 zawodniczek. Wśród nich – nie do końca spodziewanie, zważywszy jej “skromne” 27 baldów w eliminacjach – młoda krakowianka Jadwiga Szkatuła. Gdzieś musiała wydarzyć się tragedia, “a było to w Niemczech…”: Olga Niemiec zaliczyła 2 topy w próbach o wiele od Jadzi lepszych, lecz to nie miały być zawody Niemcówny. Na wymagającej dachowej dwójce Olga dokładała już rękę do topu, gdy skończył się jej czas, wcześniej zaś 5 (sic!) razy z rzędu pokonała startową sekwencję, podhaczając o bonus palce, lecz nie muskając go dłonią – i o ten bonus, a raczej jego brak, przegrała finał, marzenia, sławę. Przykro nam, Olu, a przecież gratulujemy Jadzi!

W  damskim półfinale 2 komplety Daszki Brylovej oraz niezawodnej Idy Kupś, jednoznacznie wskazały faworytki wieczoru.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

Eliminacje gladiatorów bez większych niespodzianek. Dwa baldy wyraźnie mniej dostępne: techniczny, romanowski połóg oraz cham po czarnych, żrących krawądkach, na którym liczyły się dobre chęci, niekoniecznie umiejętności (ale trzeba było zachcieć szybko, bo potem troczki odmawiały posłuszeństwa). Do malutkich niespodzianek można zaliczyć brak kompletu u Mickaela Mawema – Francuz przebiegł wszystko w 3 kwadranse, następnie zakopał się we wspomnianych brzytewkach na 15 prób i już nie odkopał. Wieniec 30 baladów na głowach Sergiusza Topiszki (UKR), Żeni Zazulina (ROS) i nieoczekiwanie miszcza pryszcza emeryta Mechaniora.

Półfinał piękny, rozpoczynający się wspinaniem (jedynka, dwójka), a zakończony trendseterskim fajerwerkiem w najlepszym gatunku – na czwórce. Młody Rosjanin Nikolaj Miczurow pokonuje ją patentem niedoskonałym, lecz tak widowiskowym, że zostaje bohaterem rundy; daje zarazem sygnał, iż płynne, sekwencyjne ruchy dynamiczne są jego mocną stroną. Topiszko z jedynym kompletem, niżej podpisany wraz z Zazulinem zwalniają tylko nieznacznie (3 topy). Reszta finału to dwutopowcy (Mawem, Miczurow, Jodłowski) – poprzeczka na tej samej co u dziewcząt wysokości, lecz dokładniej zawieszona i chirurgicznie odcinająca pozostałych. Cieszy geopolityczny rozmach finału (Francja, Polska, Ukraina, Rosja) oraz obecność w nim dwóch “naszych”. Pod kreską lubiany w Warszawie Litwin Kipras Baltrunas, Piotrek Schab i wielu innych.

FINAŁY PRO

Warszawskie zawody zasługiwały na taki finał, zaś finał ów zasługiwał na takie zawody. O problematach damskich pisać nie będę z powodów wzmiankowanych na wstępie, o męskich napiszę chętnie, bom je poznał od środka; a był to środek ciasny, z którego łatwo wylatywało się na zewnątrz.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

JEDYNKA

Niby trzyruchowiec, a przecież rozwiązujący niemałą połać ściany; agresywny, po krwistoczerwonych chwytach. Zrazu solidna hopka po paczkach do krytej krawądki (Kuba Jodłowski omijał ją statycznym podstępem), zaczem pionowy ruch ku pionowej kieszonce na 3 palce, zaiste kuriozalny: sięgnięcie w swej istocie tak prostackie, że na kilometr śmierdzące pułapką. I pułapka była tam rzeczywiście. Cóż z tego jednak, skoro jedyny, który nie dał się w nią złapać i sięgał “patentem routsetterskim”, po krzyżu, już się z tego krzyża nie wygrzebał, podczas gdy koledzy wesoło topowali “na wprost”! Ofiarą wiary w chwytowych okazał się Mawem (przepłacił to zwycięstwem!), na jedynce dwa flesze (Zazulin, Topiszko) i jeszcze 2 topy w trzeciej (Miczurow) i czwartej (Mechanior). Dodajmy, że “pomyłka” autorów partytury w żaden sposób nie zepsuła odbioru dzieła.

DWÓJKA

Bardzo czujny trawers z połogu, który zasadnicze trudności prezentował na samym starcie (dynamiczne wejście na tarciowe paczki z jednoczesnym wyłapaniem bonusowego chwytu), ale cały czas trzymał poziom, finiszując efektywną banieczką z podporem. Mikołaj Miczurow dał na starcie taki popis, że szapoba – popis ten dał mu flesza i zwycięstwo w zawodach. Szybko uporał się z tematem Francuz, niżej podpisany oraz Siergiej Topiszko męczyli się dłużej, tracąc cenne próby. Dramat Zazulina, który witał się z gąską, a pożegnał z niczym. “Jodła” startu nie przemógł.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

TRÓJKA

Etiuda

Jeżeli ktoś myślał, że jedynka zaczyna się skokiem, na trójce pojął, iż była to jedynie przysióda. Szybować trzeba było długo i daleko, najpierw prawą ręką ku rzeczy płaskiej i śliskiej, zaczem lewą o wiele, wiele dalej, by na paczce zatrzymać, co wciąż trwało w swym locie; i wtedy akcja, ale jaka! Raz chwyciwszy lodówkę, z rąk jej wypuszczać nie wolno, lecz lodówka wielka, niby człowieka, co mówię, dwóch rosłych ludzi przerasta, więc rękami nie starcza, nogami haczyć trzeba, a ta cholera śliska, nieporęczna, tylko patrzy, jakby się z dłoni urwać i po schodach, rapatam, rapatam, rapatam, gruch!

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

Więc jeszcze raz, Boże, to znaczy, że znowu trzeba skoczyć! A jak skoczyć, to i wyłapać… Trzeszczą ścięgna w ramionach, rwą się zmęczone mięśnie, kto nie da rady? – ja nie dam rady?! Więc dalej, rękami tu, nogami tam, czekaj-czekaj, a może tu ręką, a tam nogą, tak!, nie!, uważaj, puszczam!, uważaj, jeszcze nie puściłem!, dalej bracia rodacy, hej-rup, ino żwawo, … ale żwawo nie idzie, więc powoli, ostrożnie, teraz, teraz!, nie, jeszcze nie teraz, teraz jest, już jest! Chryste, wynurzył się, jest! Chwycik jest! Chwycik już widzę, chwycik żółty oglądam!, …chwycik-podchwycik, wynurzył się, zza paczki, niby słońce zimą wstaje, nadzieję ludziom biednym…, chwycik-podchwycik, chodź do mnie, malutki, chodź do mnie kochany, cudowny, chodź… Tylko rączką cię złapać i już będzie dobrze, prawie dobrze będzie, jeszcze tylko nogi w powietrze, na tobie, mój ty podchwyciku najsłodszy, nogi trzeba będzie wypuścić i jednocześnie szybciutko lewą rękę na wypór przełożyć, a potem prawą pociągnąć, momentu, jak nogi wracają nie przegapić, ale już będzie dobrze, bardzo dobrze, tylko jeszcze będziemy mantlować, mantlować na litość Boską!, mantlować ze wszystkch sił!!!

Hop do pomp, bo toniemy, toniemy, to nie my, nie my, nie my… To Mawem! On jeden to zmógł , on jeden naprawdę tam był i on jeden zasłużył na zwycięstwo, my, chwyciku żółciutki, tylkom ciebie kosnuli, a on zrobił, sam jeden zrobił, ale jedynkę pokpił, więc przegrał.

 

CZWÓRKA

A czwórki nie było, bo sala na Cruxie niewielka i trzeba by ciąć na jakości widowiska, kręcąc wąskie baldy. Ów brak czwórek oraz fakt, że część publiki musiała finały oglądać na ekranie w cruxowej kawiarni był jedynym realnym minusem zawodów, w całości sprowadzalnym do czynników obiektywnych. Przy okazji warto nadmienić, że komentarz do streamingu (Grzegorz Karolak, Matthew Zaczek) zebrał znakomite recenzje, zaś debiutujący w roli konferansjera Staszek Kieniewicz dał dowody wysokiej kultury języka, z której słynie jego ród.

Finał:

  1. Nikolaj Miczurow
  2. Mickael Mawem
  3. Siergiej Topiszko
  4. Andrzej Mecherzyński-Wiktor
  5. Jewgienij Zazulin
  6. Kuba Jodłowski

***

Damskie finały zwróciły wyniki książkowe. Żeby znaleźć się na podium należało pokonać jedynkę (Milena Poniewozik), 2. miejsce wymagało dołożenia topu na trójce (Margarita Zacharowa), zaś aby wygrać, należało być Idą Kupś i zrobić wszystko.

Crux Open 2019 (fot. Ola Drutkowska / Szymon Aksienionek)

Zaskakujące, dopiero 4. miejsce Daszki Brylovej (bez topu w finale) – po znakomitym wspinaniu w półfinale Daszka najwyraźniej “ustała”. Obecność dwóch Ukrainek w szóstce przydała i żeńskim zmaganiom światowego sznytu; któreś tam już zwycięstwo Idy w zawodach każe pytać, czy na pewno pogłoski o rezygnacji z międzynarodowej kariery zawodniczej powinny się potwierdzić.

Finał:

  1. Ida Kupś
  2. Margarita Zacharowa
  3. Milena Poniewozik
  4. Daria Brylova
  5. Olga Kulisz
  6. Jadwiga Szkatuła

Kończąc, składamy Cruxowi zasłużone wyrazy głębokiego uznania, sugerując jedynie, aby przyszłoroczni rekruci startowali na baldach profesjonalistek.

Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Mnóstwo świetnych zdjęć autorstwa Oli Drutkowskiej i Szymona Aksienionka w galerii na profilu Cruxa.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum