10 grudnia 2018 11:45

Dziedzictwo idei i zaklęty czas – o książce „Góry. Stan umysłu” Roberta Macfarlane’a

31 października br. ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego długo oczekiwana na polskim rynku książka Góry. Stan umysłu. Jej autorem jest brytyjski pisarz i historyk idei Robert Macfarlane.

Kiedy patrzymy na pejzaż, nie dostrzegamy tego, co się przed nami znajduje, lecz w dużej mierze to, co naszym zdaniem powinno się tam znajdować. Przypisujemy mu właściwości, których sam w sobie nie ma – na przykład okrucieństwo lub posępność – i stosownie do tego go oceniamy. Innymi słowy, czytamy krajobrazy, interpretujemy ich formy, patrząc na nie przez pryzmat naszego doświadczenia i wspomnień oraz tego, co składa się na naszą wspólną pamięć kulturową.

Robert Macfarlane w swojej cechującej się wnikliwym spojrzeniem oraz ujmującej elokwencją książce prezentuje historię idei w jakże odmienny sposób, niż czyni to od kilkudziesięciu już lat w różnych swych rozprawach Jacek Kolbuszewski, który jednakowoż dążył do utrzymania stricte naukowej  postawy. Idei, której tak bardzo nie zrozumiał Jacek Hołówka, odrzucając jej sens w swej kostycznej filipice, w bezpardonowym  wylewie pogardy, w którym wtóruje mu urażona ambicja Jacka Hugo-Badera (wszyscy nadal pamiętamy wywiad „Gladiatorzy i harcerze”, opublikowany 15 sierpnia 2014 roku w reakcji na tragiczny finał wyprawy zimowej na Broad Peak). Idei, za której rozwój odpowiedzialne są nie egzaltowane jednostki, lecz myśl zbiorowa, tworząca się przez kilka stuleci, do tego w powiązaniu z wieloma, nawet z pozoru bardzo od alpinizmu odległymi torami koncepcji ludzkiej, jak choćby architektura czy malarstwo.

Macfarlane dokłada starań, by ideę tę w jej rozwoju wychwycić i opisać w możliwie przystępny i wierny jej samej sposób, przydając temu pierwiastek osobisty – własnej historii. Zatem spod jego pióra wyłania się dzieło, w którym historia tego, jak zbiorowa świadomość postrzega góry i dlaczego czyni to właśnie tak, a nie inaczej, przeplata się z intymną opowieścią o narodzinach i realizacji tej idei w umyśle i w działaniu pojedynczego człowieka, w górskich przygodach autora. Perspektywa osobista stanowi tu osobliwe exemplum – autor czyni z samego siebie podmiot badań, odsłaniając przed czytelnikiem w skromny i daleki od egzaltacji czy arogancji sposób to, w jaki sposób efekty kilku wieków ludzkiego zachłyśnięcia się potęgą, wyzwaniem, grozą i pięknem górskiego krajobrazu przenikają do jego świadomości i stają się siłą napędową kolejnych górskich przedsięwzięć. A także to, w jaki sposób nadają tym przedsięwzięciom sens.

Pisać w stylu pełnym polotu, a przy tym zrozumiałym o, bądź co bądź, dość zawiłej gałęzi filozofii, nie jest łatwo. Macfarlane jako autor zdaje sobie sprawę z ryzyka osobistego ulegania magii gór i czyni wysiłki, by możliwie najpełniej wykazać, że stosunek człowieka do gór pozostaje jednak ambiwalentny i może być zależny od aktualnej koniunktury politycznej czy po prostu mody. W kulturze polskiej mamy na to dowody choćby w postaci osławionego wywiadu z profesorem Hołówką, z drugiej zaś strony – w postaci racjonalnego ujęcia postaw alpinistów, które próbują opisać i skwantyfikować socjolodzy (Agata Rejowska, Marek Pacukiewicz i inni), historycy idei (ze wspomnianym Kolbuszewskim na czele) czy sami wspinacze, przywołując w swoich wspomnieniach książki i postaci, które wpłynęły na ich pasję i pobudziły wyobraźnię.

Nie trzeba jednak całej tej złożoności wiedzy naukowej ani posiadać, ani nawet sobie uświadamiać, by rozumieć i zaakceptować książkę brytyjskiego pisarza, co jest jej niezaprzeczalną zaletą. Bowiem autor nie paraduje na wybiegu erudycji, lecz z wyczuciem i skromnością dantejskiego Wergiliusza prowadzi czytelnika poprzez  zbiorowe postrzeganie gór, wyszukując w nim to, co najbardziej charakterystyczne i jednocześnie przyjazne nawet niezaangażowanemu odbiorcy. Skupia się wprawdzie na kulturze brytyjskiej, z jej imperialistycznymi zapędami, jednocześnie jednak sugeruje czytelnikowi, by wnikliwie i krytycznie odczytywać to, jak i gdzie kultura jemu najbliższa kreuje sposób postrzegania gór.

Punktem krytycznym konstrukcji książki, podzielonej na dziewięć logicznie uszeregowanych, autonomicznych rozdziałów, jest historia wypraw George’a Mallory’ego na Mount Everest. Autor wyjaśnia wprost: to właśnie między innymi próbowałem uczynić, pisząc tę książkę – zrozumieć, z jakich historycznych powodów Mallory miłował góry bardziej niż niziny. Zrozumieć nie znaczy jednak afirmować, bowiem w innym miejscu autor stwierdza, że śmierć w górach jest potwornym marnotrawstwem. Jego obszerna analiza przebiegu i sensu obsesji Mallory’ego nie jest więc ani ckliwą laurką, ani nostalgicznym epitafium, lecz raczej krytyczną, acz nie pozbawioną szacunku analizą.

Niezaprzeczalnym walorem Gór jest lekki, pełen zaskakujących skojarzeń i trafnych metafor styl autora. Przełożenie go na język polski tak, by nie utracić uroków oryginału jest w równej mierze osiągnięciem  tłumacza – Jacka Koniecznego, co redakcji skrupulatnej i wyczulonej na subtelności tak językowe, co ogólnokulturowe Beaty Słamy.

Góry. Stan umysłu to nie jest opowieść o zakładaniu kolejnych obozów, o glorii zdobywania szczytu albo o cierpkim smaku porażki; autor czyni aluzje do strachu, odwagi, wzmiankuje o  trudach i przyjemności, wspomina o przeżyciach i ich literackim wyrazie, jednak koncentruje się przede wszystkim na tym, jak silnie ulegamy nastrojom społecznym , jak bardzo nasze wewnętrzne przeżycia ukształtowane są przez świadomość zbiorową, z jaką mocą to, co czynimy i co czynili nasi przodkowie, wpływa na nasze, zdawałoby się, oryginalne i indywidualne postrzeganie otaczającego świata. Choć niejednokrotnie trudno jest się czytelnikowi pogodzić z tym, że to, co „moje” jest tak dalece „wspólne”, warto zdobyć się na pokorę, by zrozumieć, że idea eksploracji gór przerasta nas samych, że jej początki sięgają kilku wieków wstecz, a jej rozwój w tym samym stopniu determinują rzutkie jednostki, co  ospała i z pozoru niezmienna struktura społeczna. Czy ten fakt jest uzasadnieniem dla śmierci w górach? Na to pytanie w trakcie lektury czytelnik odpowie sobie sam, ale warto pamiętać, że nawet ten osąd nie będzie naszym własnym, lecz wpłynie nań zbiorowe postrzeganie fenomenu alpinizmu.

Najbardziej bodaj niesamowitym aspektem książki jest wyczulenie czytelnika na istnienie czwartego wymiaru gór, jakim jest czas. Autor wiedzie nas własną ścieżką od dziecięcego zainteresowania budową kamieni po rzetelną analizę geologiczną, jednoznacznie wskazując, iż góry oraz lodowce są czasem zaklętym w namacalną, fizyczną formę, ulegającą prawom ciągłej przemiany.

Macfarlane otwiera przed czytelnikiem wspaniałą, nowatorską perspektywę postrzegania gór jako społecznego wytworu wyobraźni. Lektura jego książki jest równie przyjemna, co wartościowa dla każdego, także dla tych, którym sens eksploracji gór jest obcy, a nawet wrogi.

Ilona „Księżniczka” Łęcka

Książka „Góry. Stan Umysłu” jest dostępna w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum