10 grudnia 2018 15:13

Długa randka z „duchem gór”, czyli o 16. Krakowskim Festiwalu Górskim

W niedzielę, 2 grudnia, zakończył się 16. Krakowski Festiwal Górski. Był o tyle niezwykły, że organizatorzy dali się ponieść ułańskiej fantazji (a może po prostu zrobili to dla stałych bywalców), ponieważ pierwszy festiwalowy film można już było obejrzeć 28 listopada (patrz: “Free Solo” winduje emocje widza na najwyższy poziom – red.).

16. Krakowski Festiwal Górski (fot. Adam Kokot / KFG)

Oczywiście zawsze rodzi się pytanie, czy w dobie, kiedy od września można się w miarę płynnie przemieszczać się na górskie festiwale, da się jeszcze czymś zaskoczyć publiczność. Krakowscy organizatory postanowili, że będą zaskakiwać. Magnesem są oczywiście interesujący goście – na tegorocznej imprezie pokazali się zarówno reprezentanci świata wspinaczkowego, jak i sportowego – czyli biegacze Marcin Świerc i Piotr Hercog.

Niestety, nie udało mi się zobaczyć wszystkiego – to znany i nudny dylemat każdego festiwalowicza – pozwolę sobie zatem na trochę zwierzeń o tym, co widziałam.

***

Na KFG, jak chyba na żadnym innym festiwalu, rozbudowana jest część warsztatowo-edukacyjno-literacka. Spotkałam się nawet z opinią, że wcale nie trzeba było oglądać gwiazd i filmów w dużej sali, ponieważ „na górze” można było przepaść na cały dzień.

(fot. Olek Urbański)

Było więc „na górze” kilka wydarzeń z pewnością wartych uwagi, wręcz… niezwykłych. Wśród nich znalazł się cały blok poświęcony literaturze górskiej (pod patronatem Górskiego Domu Kultury), którego autorkami i zarazem organizatorkami spotkań były Beata Słama i Ilona Łęcka.

Blok literacki „zadebiutował” piątkowym spotkaniem poprowadzonym przez Beatę Słamę Wszystko (?) o Wandzie. Cóż w nim niezwykłego? Otóż to, że chyba po raz pierwszy na górskim festiwalu o Wandzie Rutkiewicz nie opowiadali ludzie z górskiego światka – czyli dawni partnerzy, koledzy, wrogowie… Tym razem można było popatrzeć na Wandę oczami osób, które zainspirowały się nią i jej życiem – oczami artystek, kobiet o szczególnej wrażliwości.

Panel „Wszystko (?) o Wandzie” (fot. Adam Kokot / KFG)

Z jednej strony mieliśmy zatem autorki dwóch sztuk teatralnych o Wandzie – Magdalenę Zarębską-Węgrzyn (monodram Ostatnie 300 metrów, współautorka, Patrycja Babicka, nie mogła przybyć) i Wiesławę Sujkowską (monodram Wanda), aktorki grające Wandę, Anitę Jancię-Prokopowicz i Lidię Olszak, oraz autorki dwóch książek o Wandzie, czyli Elżbietą Sieradzińską (Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt) oraz Annę Kamińską (Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci). Było to niesamowite spotkanie, pełne emocji i szczerości. To dobrze, że Wanda Rutkiewicz odzyskuje miejsce w naszej pamięci.

Niewątpliwym hitem bloku literackiego była dyskusja prowadzona przez Ilonę i Beatę Jak ściemniają wspinacze, zainspirowana książką socjologiczną Pęknięty dyskurs polskiego alpinizmu autorstwa Agaty Rejowskiej. Nie wiem, ilu ludzi gór sięgnęło po tę lekturę (gdy takie pytanie padło ze sceny, rękę podniosły dwie osoby), bo nie jest ona łatwa, z pewnością natomiast kwestia etyki wspinaczkowej (począwszy od koloryzowania, a skończywszy na kłamstwie) to temat niezwykle atrakcyjny. Nad problemem ściemniania pochylili się obdarzeni niezwykłą charyzmą, dowcipem i sypiący anegdotami jak z rękawa Krzysztof Wielicki, Andrzej Mecherzyński-Wiktor, Bogumił Słama, no i autorka Pękniętego dyskursu…., bezlitośnie ich punktująca. Wielkim nieobecnym był Wojciech Kurtyka, którego uwagi na temat flirtu wspinaczy z mediami zostały obszernie zacytowane. Prowadzące panel musiały wykazywać się niezwykłymi zdolnościami, aby utrzymać rozmówców w ryzach, choć przyznać muszę, że meandry rozlicznych dygresji były porywające.

Panel „Jak ściemniają wspinacze” (fot. Adam Kopta)

Biografów dwóch to kolejne spotkanie autorskie prowadzone przez Beatę Słamę. Tym razem skonfrontowała ona Bartka Dobrocha (autora biografii Artur Hajzer. Droga Słonia) i Mariusza Sepiołę (Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu), którzy opowiadali o pracy nad swoimi książkami. Każdy z nich przyjął zupełnie inny modus operandi – Bartek zaczął spotykać się z bliskimi Hajzera dopiero kilka lat po jego śmierci, nie chciał ruszać tego tematu „na świeżo”. Z kolei Mariusz do pracy nad książką przystąpił tuż po śmierci Tomka Mackiewicza, kiedy emocje wciąż jeszcze nie opadły…

Ilona Łęcka poprowadziła spotkania z Bernadette McDonald, tym razem poświęcone jej samej, a nie opisywanym przez nią bohaterów, z żywiołowym Rafałem Fronią, a także z Piotrem Trybalskim, autorem doskonałej książki o K2 i jednocześnie dyrektorem Festiwalu Literackiego w Lądku-Zdroju. Każde spotkanie było inne, każde bardzo interesujące, bo tak się wspaniale złożyło, że o górach pisać znów zaczęli mądrzy, ciekawi i wrażliwi ludzie – jest więc nadzieja, że środowisko wspinaczkowe odzyska dawny inteligencki sznyt.

***

Chyba po raz pierwszy na festiwalu w Krakowie (a może w ogóle na festiwalu górskim) zadebiutował wykład monograficzny. To forma raczej niespotkana na tego typu imprezach, gdzie ze zrozumiałych względów popularnością cieszą się prelekcje i prezentacje czy też panele dyskusyjne. Mimo to sala pękała w szwach, wielu osobom nie udało wcisnąć się do środka.

Prowadzący wykład Grzegorz Folta, przewodnik górski i znawca Tatr, od wielu lat myszkujący po ich bardziej i mniej dzikich zakątkach, uchylił rąbka tajemnicy okrywającej Początki taternictwa zimowego. Grzegorz – wykładający na kursach przewodnickich historię taternictwa – zabrał nas w niesamowitą podróż. O pierwszych eksploratorach Tatr, z ówczesnego punktu widzenia wręcz szalonych, opowiadał tak, jakby byli to jego dobrzy kumple, którzy właśnie wrócili z wyrypy. Moim zdaniem to niezwykła sztuka utkać opowieść ze strzępków wspomnień, enigmatycznych notatek w prasie i starych zdjęć. Grzesiek jest niekwestionowanym mistrzem.

Grzegorz Folta (fot. Adam Kokot / KFG)

Warto też wspomnieć o kolejnej nowości, a mianowicie prelekcji prawników – Damiana Bracanovica i Jędrzeja KuprzyńskiegoTrawers w prawo, czyli o prawie i kryminalistyce w górach. Mnóstwo ciekawych, a przede wszystkim potrzebnych informacji prelegenci przekazali w atrakcyjnej i ciekawej formie. Ich „występ” powinien być obowiązkowym elementem każdego kursu instruktorskiego i taternickiego.

Straconą szansą był natomiast panel dyskusyjny poświęcony przewodnictwu w Polsce. Zabrakło w nim przede wszystkim dyskusji, choć na scenie siedzieli i przewodnicy tatrzańscy, i beskidzcy, i wysokogórscy, i międzynarodowi… Trzeba wprawdzie przyznać, że człowiek niemający pojęcia o przewodnictwie dowiedział się, że przewodnicy beskidzcy i tatrzańscy dzielą się na klasy, co może, a czego nie może członek UIMLA, kto może należeć do Stowarzyszenia Wysokogórskich Przewodników Tatrzańskich i co to jest IVBV, niemniej chyba nie o to chodziło.

Spotkanie poświęcone przewodnictwu (fot. Adam Kokot / KFG)

Rozmowa pożeglowała ku problemom związanym z nowymi przepisami dotyczącymi organizatorów turystki. Liczyłam na to, że poruszona zostanie kwestia „czarnego przewodnictwa”, czy też zostaną zgłębione aspekty prawne w świetle przepisów Unii Europejskiej dotyczące polskich przewodników tatrzańskich I i II klasy, którzy prowadzą klientów np. na Lodowy, Baranie Rogi czy Gerlach. Szkoda.

***

Bezlitosna prawda o festiwalach górskich jest taka, że główną atrakcją musi być gwiazda. A o gwiazdy coraz trudniej, ponieważ wszystkie kiedyś już w Polsce były lub gościły na „konkurencyjnych” festiwalach. Z gwiazdami jest jednak tak, że wciąż robią nowe rzeczy i warto je zapraszać, by o nich opowiadały. Są też takie gwiazdy, które można by oglądać co rok.

W kuluarach (fot. Olek Urbański)

Niestety, gwiazdy na tegorocznym KFG zabrakło, co jest stwierdzeniem okrutnym, bowiem wszyscy festiwalowi goście robią rzeczy niesamowite i niezwykłe, trudno ich jednak nazwać bohaterami masowej wyobraźni. Zabrakło też chyba wyważenia między wspinaniem ścianowym, skałkowym i himalajskim wyczynem.

Dave MacLeod (fot. Olek Urbański)

Jerry Moffatt to bowiem gwiazda i ikona wspinaczki skalnej, Dave Macleod również, złotoczekaniści, Francuzi Frederic Degoulet i Helias Millerioux oraz Dani Arnold to z kolei wielkościanowcy. Zdecydowanie zabrakło himalajskiej legendy czy wielkiego podróżnika.

Dani Arnold (fot. Adam Kokot / KFG)

Jerry Moffatt i Adam Pustelnik (fot. Olek Urbański)

Oczywiście dla polskiej publiczności gwiazdą jest Andrzej Bargiel, jednak wydaje się, że temat „pierwszy zjazd a K2” został już wyeksploatowany i przez festiwale, i przez media. Mimo to film ze zjazdu, oglądany na wielkim ekranie, mroził krew w żyłach nawet największym twardzielom.

Na liczną i życzliwą publiczność może też zawsze liczyć Adam Bielecki. Wygłaszanie prelekcji stało niemal jego drugim zawodem. Robi to doskonale i profesjonalnie i słuchanie go to prawdziwa przyjemność.

Adam Bielecki (fot. Olek Urbański)

***

Mocną stroną krakowskiego festiwalu są filmy. Organizatorzy KFG są w tej dobrej sytuacji, że mogą zebrać śmietankę z całego roku. Są też jednak bezkompromisowi w swych wyborach i mają dobry gust, dlatego, jeśli chodzi o filmy zagraniczne, w Krakowie możemy obejrzeć crème de la crème. Zaczęło się mocnym akcentem w kinie Kijów, Free Solo (Grand Prix), potem czekały nas jeszcze dwa filmy; Reinholda Messnera The Holy Mountain i niesamowity Mountain Jennifer Peedom.

Niestety, polskich filmów zasługujących na uwagę wciąż jest za mało, dlatego nie dziwi, że i w Krakowie aż dwie nagrody (publiczności i dla najlepszego filmu polskiego) zdobył nagradzany już na innych festiwalach Dremaland Staszka Berbeki.

Grand Prix 16. KFG dla filmu „Free Solo”, wybór jury ogłasza Bernadette McDonald (fot. Adam Kokot / KFG)

***

Nagrody filmowe nie były jedynymi nagrodami przyznanymi w tym roku, oto bowiem po raz pierwszy odbyła się ceremonia wręczenia specjalnych wyróżnień wspinaczkowych. Krakow Climbing Award / Lifetime Achievement (za wkład w historię wspinania i osiągnięcia wspinaczkowe) otrzymał ją Jerry Moffatt, Krakow Mountain Award (za wyczyn roku) przypadła Andrzejowi Bargielowi, a Krakow Climbing Award / Best Season (za osiągnięcia w mijającym sezonie) przyznano Piotrkowi Schabowi.

Andrzej Bargiel odbiera nagrodę na 16. KFG (fot. Adam Kokot / KFG)

***

Krakowski Festiwal Górski to świetna impreza – różnorodna i inspirująca, każdy znajdzie na niej coś dla siebie – świat jednak idzie naprzód i wydaje się, że organizatorzy chyba powinni pomyśleć o odświeżeniu formuły, a przede wszystkim o zmianie miejsca.

Gościnny Uniwersytet Ekonomiczny robi się po prostu za mały, za ciasny i zwyczajnie niewygodny. Na targach outdoorowych panuje ścisk, nie ma miejsca, w którym można wygodnie posiedzieć między wydarzeniami, napić się kawy, coś przegryźć czy pogadać ze znajomymi czy gośćmi. Ale jestem spokojna – znając organizatorów wiem, że już coś kombinują. A jeśli nie wykombinują – nie szkodzi, bo przecież i tak najważniejsze są góry i ludzie.

Eliza Kujan

 




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum