16 września 2018 12:14

Mistrz Czterech Ruchów – finały mężczyzn boulderingu, Innsbruck 2018

1.e4, e5 2.Gc4, a6 3.Hh5, b6 4.Hf7#. Jest to przykładowa sekwencja ruchów prowadząca do najsłynniejszego mata świata. Mat ów nazywany jest “szewskim” i białe dają go w czwartym ruchu; każdy przyszły szachista dostał w dzieciństwie “szewca” od swojego taty. Z wczorajszym męskim finałem ma on tyle wspólnego, że finał również składał się z czterech ruchów, co korespondent wspinania.pl uważa za przesadzony krok w kierunku popularyzacji “balderingu kompaktowego”. Jestem gotów zaryzykować określenie lazy-setting, nie pierwszy raz w życiu zresztą. Zarazem zmagania okazały się nie tylko emocjonujące, ale też (chyba) sprawiedliwe. A teraz do rzeczy.

Jedynka

Pierwsze finałowe zadanie składało się z triple’a – to prawda, efektownego – i niczego więcej. Prędzej czy później każdy triple’a skakał, więc rozbiegówka mogła mieć znaczenie tylko z dokładnością do prób; próby do topów i na zonach pokrywały się u wszystkich startujących. Na plus trzeba chwytowym zaliczyć, że dynamiczny moment odznaczał się estetyczną poprawnością. Na minus – jego szkolny, typowy charakter i brak drugiej trudności.

Dwójka

Tutaj było już ciekawiej, chociaż czujny start po tarciowych trójkątach wyglądał na dosyć prosty i takim też się okazał, zaś następujący po nim pajacyk do zony… kończył trudności! Tak, proszę Państwa, drugi problem z rzędu sprowadzał się do jednego ruchu i również ten ruch nie grzeszył oryginalnością. Nie podołał mu Nathan Philiips, zony (a więc i topu) nie uświadczył też półfinałowy lider, Kokoro Fuji, któremu wyraźnie nie stały buty na paczkach. Przez chwilę myślałem nawet, że problem dotyczy wyłącznie lewej stopy, ale wtedy właśnie Japończyk poślizgnął się prawą. Do gumy na nogach doszedł stres na emocjach, o topach czterech poprzedników Kokoro wiedział, szukał łatwości zamiast rozwiązać trudność. Uprzedzając fakty – tytuł wymagał kompletu – dwójką Fuji wyłączył się z gry. Kai Harada z jedynym fleszem, pewnością ruchów zasugerował aspiracje.

Trójka

Bez wątpienia najciekawsza finałowa propozycja. Zonę przyznawano za start nietrudny, ale przecież jakoś wymagający (czytaj: nie wszyscy osiągnęli ją fleszem), potem zaś następowało sięgnięcie poetyckie, nowoczesne i klasyczne zarazem: głęboki krzyż wykręcający całe ciało, do którego dołożono jeszcze konieczność wyhamowania nogą na strukturze. Jedyna naprawdę porywająca wspinaczkowo chwila finału, misterium koordynacji dostępne wyłącznie Kei Haradzie i Jongwon Chonowi, przebłysk routesetterskiego  genijuszu; cymesik. Jaka szkoda, że poprzedzająca go zona była skończenie demokratyczną, zaś po tym magicznym ruchu… nie było już trudności!

Czwórka

Prosty start podprowadzał zawodników pod dynamicznego pajacyka, który był dość bliskim kuzynem kluczowego ruchu dwójki (aczkolwiek dało się go zrobić nieco inaczej, wyłapując prawą ręką na paczce, vide: nagrania wideo). Nie było takiego patałacha, który nie miałby okazji zmierzyć się z tym ruchem, czterech finalistów wykonało go, tym samym zonując. Dalej, o dziwo, nie było jeszcze banalnie. Keita Watabe nie wydzierżył podtopowej krawądki, przez co spadł na czwarte miejsce, Gregor Vezonik wytrzymał, więc wskoczył na trzecie. Startujący jako przedostatni Chon nie bardzo się tu starał, albowiem zona dawała mu pewne srebro, zaś złoto – bezlistostym fleszem – zgarnął dla siebie już wcześniej dziewiętnastoletni Harada. Zgarnął i… się rozpłakał, przydając historycznemu wydarzeniu ludzkiej, młodzieńczej twarzy.

Kai Harada, mistrza świata Anno Domini 2018 (fot. Johann Groder)

Finał dziwaczny. Marzenie sędziego, wyniki wzorcowe – a przecież niekompletny. Oglądając zmagania o tytuł wszechświatowy chciałbym zobaczyć rzeczy, dla których sam się wspinam: ręce czule pieszczące ledwo zarysowane oblaki, troczki cicho trzeszczące na pikantnych żyletkach, sekwencje ruchów granicznych, tutaj w ciąg połączonych i hydrauliczne kompresje, zmiłuj się Boże nade mną… A przecież kompresji nie było, zabrakło także oblaków i prawdziwych krawądek. Były skoki nad rzeczką pod publiczkę, pomiędzy którymi wspinacze mogliby magnezjować, gdyby tylko zabrali ze sobą woreczki. Tabelki oraz rzucający się w oczy fakt, że zwycięzca po prostu poruszał się po ścianie najlepiej, bronią routesetterów. Moja miłość do wspinania ich oskarża. Tyle.

Mechanior

Wyniki finałów znajdziecie tutaj.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum