Liczba pierwsza… Męskie kwalifikacje biegaczy. Innsbruck 2018
Marcin Dzieński jedenasty w eliminacjach, a liczby pierwsze przynoszą szczęście, gdyż nie można ich podzielić (podobnie jak zwycięstwa). Jest to jedyny, na razie, argument dla nadziei, że „Rambo” obroni tytuł wywalczony przed dwoma laty w Paryżu. Po pierwszym biegu naszego soloisty drżeliśmy o awans, zarazem licząc na atak z zaskoczenia w biegu drugim. Wobec zakończonych eliminacji wierzymy, że Dzieński nie odpalił jeszcze żadnej ze swoich armat, co sam w kulisach zdawał się sugerować.
Start Macieja Dobrzańskiego był pięknym pomnikiem dla włożonej przezeń pracy, nikt jednak nie spodziewa się, że Maciek już teraz zacznie biegać. Na razie coraz szybciej się wspina, a to różnica; niemniej wygrał z Adamem Ondrą.
Męskie kwalifikacje sprinterskie pozbawione równie uroczych akcentów jak damskie (czasy w okolicach pół minuty), z korzyścią dla widowiska. Niedobrą była jednak decyzja organizatorów o przeprowadzeniu równolegle finałów para-climbingu. Szkoda straconej okazji, tak pięknie wykorzystanej w Paryżu; żal, że uczestnicy tej specyficznej i czułej imprezy nie mogli zaprezentować się przed pełną halą. Ucierpiała na tym szczególnie potyczka osób z upośledzeniem wzroku, wymagająca absolutnej ciszy (wspinacz musi słyszeć instrukcje trenera), a przez to wytwarzająca w gęstym tłumie niespotykane nigdzie indziej we wspinaniu napięcie. Finały para-climbingu nadal trwają, lepiej, gdyby trwały jutro bądź pojutrze, kiedy hala naprawdę ożyje.
Wieczorem, o ósmej, nasi walczą o mistrzostwo świata na czas. W mało której dyscyplinie sportu miewamy tak ewidentne szanse medalowe, co niech nas satysfakcjonuje, lecz nie zwalnia z moralnego obowiązku śledzenia streamingu na żywo.
Mechanior