Dopiero gdy wychodzimy ze strefy komfortu, zaczynamy się rozwijać – rozmawiamy z Janją Garnbret

Po zakończonej rywalizacji finałowej w trójboju Janja Garnbret przyznała, że jest wykończona. Nic dziwnego – wywalczyła przed chwilą pierwszy w historii tytuł mistrzyni świata w kombinacji, dwa dni wcześniej zdobyła złoto w boulderingu, a jeszcze wcześniej srebro w konkurencji na trudność. Pomimo tego chętnie zgodziła się porozmawiać ze mną o MŚ w Innsbrucku. Z radością opowiadała o rywalizacji, swoich przygotowaniach i planach na przyszłość. Korzystając z okazji zapytałem Janję również o jej wspinaczkową historię, choć krótką, pełną przecież wyjątkowych wyczynów.

Komiksowy upominek dla Janji Garnbret od rysownika, Erbsa Köpfa (fot. Erbse Köpf – Klettercomics)

***

Michał Gurgul: Zacznijmy od początku. W konkurencji na trudność jako jedyna zawodniczka ukończyłaś wszystkie drogi – obie eliminacyjne, półfinałową i finałową – jednak nowe zasady pomiaru czasu sprawiły, że złoto zdobyła Jessica Pilz.

Janja Garnbret: Niestety, tym razem okazało się, że nie wystarczą topy we wszystkich rundach, żeby zostać mistrzynią świata. Cieszę się z 2. miejsca, ale równocześnie jestem trochę zawiedziona. Myślę, że w zawodach na trudność, o tym kto jest lepszy, nie powinien decydować czas. Pokazałam, że potrafię wspinać się pod presją, zdobyłam cztery topy – z tego jestem najbardziej zadowolona.

Co myślisz o drodze półfinałowej?

Była za łatwa. Cztery zawodniczki ukończyły drogę. Nie mogłyśmy sprawdzić, która z nas jest najlepsza.

Rozumiem Twoje rozgoryczenie, o zwycięstwie zadecydowało kilka sekund, ale w tym sezonie Twoim głównym celem było co innego.

Tak. Ponieważ w prowadzeniu zdobyłam już Puchar Świata i Mistrzostwo Świata, w tym sezonie skupiłam się na boulderingu. Głównie pod tym kątem trenowałam.

Janja Garnbret na boulderach złota (fot. Luka Fonda)

Z tego co widzieliśmy, wyjątkowo skutecznie.

Wychodzi na to, że zawsze mam szczęście na swoich pierwszych mistrzostwach (chodzi o seniorów, w juniorach tytuł mistrzowski w boulderingu zdobyła dwa razy – przyp. red.). Gdy dwa lata temu w Paryżu wygrałam w prowadzeniu, to też były moje pierwsze mistrzostwa.

Na swoim koncie masz już multum tytułów. Ale chyba pierwszy raz wygrana tak bardzo Cię poruszyła. Skąd te emocje?

To chyba nieprawda (śmiech). Moja pierwsza wygrana w Pucharze Świata, w Chamonix dwa lata temu, była dla mnie również wzruszającym momentem. Podobnie było, gdy zdobyłam tytuł mistrzyni świata w prowadzeniu. Ważnym wydarzeniem było też pierwsze zwycięstwo w boulderingu w Pucharze Świata To po prostu niesamowite uczucie, kiedy okazuje się, że cała ta ciężka praca się opłaciła. Może rzeczywiście zwycięstwo tutaj, w boulderingu, było dla mnie największym szczęściem. Zawody to zawsze wielka niewiadoma. Wszystkie dziewczyny były bardzo silne, każda z nich miała szanse. Cieszę się, że tym razem to mi się udało.

Wzruszona mistrzyni świata – Janja Garnbret (fot. IFSC)

Co sądzisz o routsettingu na zawodach boulderowych?

Czasem problemy na zawodach bywają wyjątkowo trudne – tak jak tutaj, na finałach. Ale ja lubię taki styl. Uważam, że lepiej gdy jest mniej topów, niż żeby o wynikach zawodów przesądzić miała liczba prób. W kombinacji baldy były już trochę łatwiejsze.

Większość boulderów w Innsbrucku wymagała bardzo dynamicznych ruchów. Widać, że dobrze odnajdujesz się w takim stylu.

Tak! Bardzo polubiłam skoki i zadania koordynacyjne. Od kiedy zaczęłam bardziej trenować bouldering, nabrałam dynamiki.

Przed finałem kombinacji mówiłaś, że już sama obecność w finałowej szóstce jest dla Ciebie satysfakcjonująca. Co sądzisz o tej formule? Jak wyglądała rywalizacja z Twojej perspektywy?

Na pewno ciekawie było obserwować, jak układają się wyniki. Oczywiście, tak jak przypuszczałam, muszę popracować nad czasówkami. Do tej pory w ogóle nie trenowałam biegania. Miałam może dwie sesje treningowe poświęcone tej dyscyplinie przed Mistrzostwami w Innsbrucku. Nawet nie wiem, jak się to trenuje. Teraz po prostu próbowałam jak najszybciej wspiąć się tą drogą. Całe zawody były nowym i interesującym doświadczeniem. Czuję wielką satysfakcję, pomimo że było to bardzo męczące. Uważam, że zawody były trochę za długie (przyp. red. rywalizacja zarówno mężczyzn, jak i kobiet, trwała około 2,5 godziny).

Już za dwa lata odbędą się Igrzyska Olimpijskie w Tokio, na których zadebiutuje wspinaczkowa kombinacja. Nie martwią Cię te czasówki?

Trochę tak. Na pewno będę nad nimi pracowała, ale nie lubię czasówek. Mój trening pod kątem boulderingu i prowadzenia nie ulegnie zmianie. Mam wypracowane metody, które najwyraźniej się sprawdzają. Mam nadzieję, że bieganie nie wpłynie negatywnie na mój poziom w pozostałych dwóch dyscyplinach. Na pewno czasówkom poświęcę tylko niezbędnie konieczną ilość czasu. Może to będzie np. jeden trening w tygodniu.

Moim głównym obszarem zainteresowania pozostanie oczywiście bouldering i wspinanie z liną, ale czasówki to dla mnie coś nowego – więc też cieszę się na jakąś odmianę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Póki co mój najlepszy czas osiągnęłam tutaj – 10:52. Postaram się poprawić go o sekundę. Jestem pewna, że tyle mogę osiągnąć łatwo. Z mistrzami biegania nie będę się mierzyć nigdy – to wariaci (śmiech)!

Wielu wspinaczy narzeka na ten format…

Myślę, że trzeba być otwartym, próbować nowych rzeczy. Nie należy chować się w bańce swojej strefy komfortu. Jeśli pojawia się kombinacja – coś nowego, to nawet jeśli bieganie się nam nie podoba – trzeba spróbować. Dopiero gdy wychodzimy ze strefy komfortu, zaczynamy się rozwijać. Lubię to uczucie.

Słowenka Janja Ganbret triumfuje w kombinacji (fot. wspinanie.pl)

Ciekawy jestem, czy to podejście w jakiś sposób świadczy o Twojej sile?

Myślę, że moją mocną stroną jest charakter. Jestem uparta, dążę do celu i nigdy się nie poddaję – tak było od dziecka. Zawsze chciałam być najlepsza. Jak każdy sportowiec miewam wątpliwości i frustracje, ale dość łatwo sobie z nimi radzę.

No właśnie, a jak to było „od dziecka”?

Gdy miałam 6 czy 7 lat, zaczęłam się wspinać, chyba jak każde dziecko – na meble, drzwi i drzewa. Niedługo później w naszej miejscowości pojawiła się ścianka promocyjna. Okazało się, że mam naturalny talent, wszyscy byli pod wrażeniem moich pierwszych ruchów. Doradzono mi, żebym koniecznie zapisała się do klubu i zaczęła trenować. Moi rodzice mnie wspierali i chcieli, żebym się w coś zaangażowała. Zresztą wtedy akurat trochę tańczyłam. Jednak kiedy rodzice dali mi ultimatum: albo taniec albo wspinanie, nie zawahałam się ani przez moment. Od samego początku wiedziałam, że to jest to, co chcę robić w życiu. Już wtedy trudno było mnie zmusić, żebym zeszła ze ścianki – ta miłość do wspinania nie zmieniła się do dzisiaj.

Wiem, że w tym początkowym okresie rozwijałaś się wyjątkowo szybko. Stosunkowo szybko trafiłaś też na swoje pierwsze zawody. Pamiętasz je?

Tak, to całkiem zabawne. Swoje pierwsze zawody przegrałam z kretesem, byłam ostatnia!

Później to się jednak szybko zmieniło – na swoim koncie masz w zasadzie nieprzerwane pasmo sukcesów.

Gdy miałam 8 lat wygrałam pierwsze krajowe zawody. To był malutki sukces, ale dla mnie bardzo ważny. Miałam wtedy przecież 8 lat. Gdy dostałam się do reprezentacji juniorów, zdobyłam swój pierwszy tytuł międzynarodowy – mistrzyni świata juniorów w boulderingu.

Potem było już tylko lepiej?

Tak, rzeczywiście w moich startach nie ma gorszych i lepszych momentów. W zasadzie były tylko te lepsze (śmiech).

Czy w związku z tym, nie obawiasz się, jak przyjmiesz porażkę jeśli któregoś dnia nadejdzie?

Możliwe, że nie potrafię przegrywać (śmiech). Niewykluczone, ale jeszcze tego nie wiem. Zawsze zajmowałam pierwsze miejsca, nie wiem, co się stanie, gdy w końcu będę piąta, siódma itd… Ale oczywiście mam świadomość, że to prędzej czy później nastąpi. Wiem, że nie można zawsze wygrywać.

W tym roku miałaś przerwę w startach w Pucharze Świata w boulderingu. Co było powodem?

Miałam egzaminy końcowe w szkole średniej, które częściowo zbiegały się w czasie ze startami. Szkoła jest dla mnie ważna. Wiedziałam, że po egzaminach będę mogła się wspinać, dlatego postarałam się zakończyć ten etap.

Jaki będzie kolejny etap?

Stwierdziłam już jakiś czas temu, że po liceum zrobię sobie przerwę od nauki i skupię się na wspinaniu. Oczywiście pewnego dnia skończę studia, ale teraz chciałabym poświęcić się wspinaniu. Przez rok lub dwa nie będę robić nic innego – tylko wspinać się i podróżować po świecie. Później pewnie pójdę na studia. Prawdopodobnie będzie to zarządzanie w sporcie.

Zobaczymy Cię w takim razie z pewnością w Pucharze, a także w rozgrywanych wyjątkowo w przyszłym roku Mistrzostwach Świata. Później na Igrzyskach w Tokio. A w skałach?

Lubie się wspinać w skałach, ale nie mam zbyt dużo czasu, treningi do zawodów mnie pochłaniają. Zazwyczaj wspinam się po sezonie startowym, często w grudniu. W zeszłym roku zrobiłam swoje pierwsze 9a (dwie drogi). W skałach mam również swoje cele, chciałabym zrobić 9b.

Janja Garnbret na Seleccio Natural 9a (fot. Tobias Lanzanasto)

Janja Garnbret na „Seleccio Natural” 9a (fot. Tobias Lanzanasto)

Nie żałujesz, że tak wiele czasu spędzasz na hali?

Trochę tak, ale lubię plastik – tu jest rywalizacja. Wspinanie w skałach traktuję bardziej jak relaks.

Relaks na 9a? Jak w takim razie wygląda Twój trening?

Nie jest specjalnie morderczy. Trenuję 5 dni w tygodniu, a każda moja sesja trwa około 3 godzin. W większości polega po prostu na wspinaniu. Próbowałam dodatkowo biegać, ale okazało się, że mi to bieganie szkodzi (śmiech).

Gratuluję Ci wspaniałego tygodnia rywalizacji w Innsbrucku i życzę, aby Twoja dobra passa trwała jak najdłużej.

***

Janja Garnbret na zawodach w Innsbrucku pokazała naprawdę mistrzowski poziom. Zdobyła dwa złote i jeden srebrny medal. Co wydarzy się w przyszłym roku oraz za dwa lata – na Igrzyskach Olimpijskich – nie wiadomo. Jednak biorąc pod uwagę plany Słowenki, jej pewność siebie, a także aktualne predyspozycje, wydaje się, że o Janji usłyszymy jeszcze nie raz.

Michał Gurgul




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum