7 sierpnia 2018 10:05

Wiesław Stanisławski – genialny outsider

4 sierpnia 1933 roku na zachodniej ścianie Kościółka wydarzyła się niewyjaśniona do dzisiaj tragedia taternicka. Podczas próby przejścia tej ściany w tajemniczy sposób śmierć ponieśli: Witold Wojnar i Wiesław Stanisławski, jedna z najwybitniejszych postaci w dziejach polskiego taternictwa okresu międzywojennego.

Wiesław Stanisławski (fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego)

***

Pasja górska, która nie znała granic… Mówią, że prawdziwa pasja do Gór nie zna granic. Stanisławski był człowiekiem Gór. Były one jego największą miłością i pasją. Wszystko dla nich poświęcił. Wszystko w swoim życiu im podporządkował. Pisał, że wspinając się w Tatrach, dotyka esencji i największej treści swojego życia. W swojej młodzieńczej pasji porywał się, latem i zimą, na największe urwiska Tatr. Najtrudniejsze i przeważnie niezdobyte.

Był genialnym wspinaczem. Ekstremalnym, jak na owe czasy, który swoimi dokonaniami wyprzedzał osiągnięcia tamtego pokolenia wspinaczy. Mimo dość prymitywnego sprzętu: kutych haków, konopnych lin, braku śpiworów puchowych, potrafił bez zawahania atakować wielkie – największe – ściany tatrzańskie. Epoka jego największych sukcesów (1929-1933) została nazwana słusznie „erą Stanisławskiego”.

Nęciła go zawsze magia ekstremalnie trudnej wspinaczki, największe tatrzańskie ściany, ale wewnątrz serca pozostał trochę romantykiem. Wrażliwym człowiekiem. Pisał: – Nie to, że zdobyliśmy nowy rekord sportowy. Nie dla rekordu chodzimy. Tyle wysiłków i cierpień poświęciliśmy dla tej jednej chwili, kiedy upojeni zwycięstwem stanęliśmy na szczycie, który tak jeszcze niedawno, był tylko naszym marzeniem (ze wspomnień taternickich Wiesława Stanisławskiego, „Taternik” 1933, s. 102.).

Znany taternik, partner Wiesława, Wiktor Ostrowski, pisząc wspomnienie o nim do „Taternika” 1933, podkreślał wyjątkowość tej postaci: – Był wśród nas jednym z najmłodszych… Miał zaledwie 24 lata…. zajmował miejsce wyjątkowe, był swego rodzaju autorytetem i gwiazdą pierwszej wielkości.. Pamięć jego wśród nas będzie się zawsze łączyła z obrazem kolosalnej energii i wprost wyjątkowego zasobu sił życiowych… Kochał góry w słonecznej pogodzie i w kurniawie zimowej, kochał chropawy, twardy granit i ciężką, żmudną robotę w lodzie, kochał szalony pęd zjazdów narciarskich i długie wieczory w schroniskach, gdzie opowiadaniami pełnymi humoru i dowcipu potrafił nas bawić do późnej nocy.

Drugi od lewej Wiesław Stanisławski (fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego)

Podstawowe pytanie tego tekstu brzmi: jaki był największy zdobywca tatrzańskich urwisk? Spróbuję na nie odpowiedzieć.

Lubił moment wchodzenia na wierzchołek. Na Zadnim Gerlachu zanotował: „byliśmy targani wichrem, pijani szczęściem”. Przejrzałem Jego teksty. Notatki górskie, listy, zdjęcia ze zbiorów Witolda Henryka Paryskiego. Co z materiału wydaje się najważniejsze? Wielka, nieokiełznana górska pasja Stanisławskiego. Pasja o skali, która zdecydowanie wybija się ponad przeciętność. Lśni jak najczystszy diament. Jest to po prostu pasja niezwykła. Trudną ją też wyrazić słowami. Ci, którzy czuli coś podobnego w swoim życiu, zrozumieją, o czym piszę.

Z Lublina w Tatry

Wiesław Stanisławski urodził się 15 listopada 1909 r. w Lublinie. Do Zakopanego i w Tatry trafił ok. 1925 r. Był geniuszem wspinaczki. W ocenie wielu taterników tamtej epoki, jak: Bolesław Chwaściński, Wiktor Ostrowski, Paweł Vogel, Antoni Kenar, Stanisławski był jednym z najwybitniejszych taterników lat 20. i 30. XX wieku. Może nawet najlepszym. Stworzył nowe podejście do wspinaczki. Wyzbyte lęków przed wielkimi trudnościami i wielkimi ścianami. Taternictwo nowoczesne i takie same nowoczesne podejście do gór. Charakteryzował go niespotykany dotąd rozmach w zdobywaniu wielkich tatrzańskich ścian. Wiele najtrudniejszych urwisk uległo mu już w pierwszym ataku. Wcześniej rzadko komu tak się udawało. Towarzyszyły temu noclegi w kolebach i schroniskach oraz wielotygodniowe pobyty w górach.

Stworzył nową jakość. Swój styl. Styl Stanisławskiego. Wielu się na nim wzorowało. Wielu mu zazdrościło. Był zjawiskiem. W Tatrach pojawił się po raz pierwszy w 1925 r. Następnie w każdym letnim sezonie i w kilku zimowych przyjeżdżał w Tatry. Raz „zapchał” się ze Zbigniewem Korosadowiczem na południowej ścianie Zamarłej Turni. Taterników ze ściany uratowali ratownicy TOPR. To drobne niepowodzenie nie zatrzymało impetu „natarcia” Wiesława na góry. Jego mistrzem był wówczas Mieczysław Szczuka, znany taternik, który zginął na południowej ścianie Zamarłej Turni. Jak się miało okazać Stanisławski niebawem przewyższył niedługo swojego cicerone od skały wspaniałością swoich dokonań.

Wiesław Stanisławski (fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego)

Pierwszy jego większy sukces to pokonanie w 1928 r., wraz z Justynem Wojsznisem, zachodniej ściany Kościelca. Nową drogą, w linii bezskutecznych wcześniej ataków innych taterników. Przy próbie jej powtórzenia, rok później, zginął znany taternik Mieczysław Świerz. W 1929 r. Wraz z Bronisławem Czechem i Lidą Skotnicówną pokonali północną ścianę Żabiego Konia, co okazało się być zdarzeniem przełomowym w historii taternictwa. Przejście to wycenił, jako skrajnie trudne. W 1930 r. podczas przejścia wschodniej ściany Mnicha Stanisławski, jako pierwszy, zastosował w Tatrach technikę hakową, stając w pętlach zawieszonych na hakach. W tym samym roku, podczas zimowej wspinaczki na Żabi Szczyt Wyżni, zginął z wyczerpania jego partner – Zbigniew Gieysztor. Niemal całą winę za śmierć górską Gieysztora zrzucono na Stanisławskiego. Nie zahamowało to jednak jego impetu.

W latach 1929-1932 pokonał największe urwiska tatrzańskie: północną ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu (w dwudniowej wspinaczce, opisał ją w tekście Ponad największą otchłań Tatr), północną ścianę Wołowej Turni, północno-wschodnią ścianę Żabiego Wyżniego Szczytu, zachodnią ścianę Żółtego Szczytu, ściany Jaworowych, północną ścianę Zwornika Lodowego, lewy filar północno-wschodniej ściany Rumanowego, nową drogę na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu. Poprowadził nowe drogi na Gierlach z Wielickiej Doliny, zachodnią ścianę Łomnicy (lewą połacią), Małą Śnieżną Turnię zachodnią ścianą i wiele innych. Zimą przeszedł między innymi: Zadni Gerlach północno-zachodnią ścianą (1930, z A. Kenarem i A. Staneckim), Doliną Śnieżną na Lodową Przełęcz Wyżnią (1930, z H. Mogilnickim), Sukces gonił sukces. O Stanisławskim zrobiło się głośno. Nikt wcześniej przed nim nie zgromadził, w tak krótkim czasie, kolekcji tylu zdobytych, wielkich, tatrzańskich ścian.

Zdobywca największych tatrzańskich ścian

O skali i rozmachu jego eksploracji świadczy fakt, że opublikowany w „Taterniku” w 1933 r. wykaz ważniejszych wypraw tatrzańskich Stanisławskiego obejmuje 106 przejść (89 letnich, 17 zimowych). Zestawienie to obejmuje, w topograficznym porządku ułożone, wszelkie nowe drogi i główne warianty. Nie jest to oczywiście całość dorobku górskiego Stanisławskiego. Nie ujęto w nim mniej ważnych powtórzeń. Jest to dorobek imponujący, prawdziwe świadectwo dokonań Stanisławskiego w Tatrach.

Zginął w wieku 24 lat podczas próby wspinaczki na zachodniej ścianie Kościołka w Dolinie Batyżowieckiej. Razem z nim śmierć poniósł jego partner, młody wspinacz Witold Wojnar. Paryski pisze, że zginęli w bliżej nieznanych okolicznościach. Został pochowany w Warszawie. Tablica upamiętniająca Stanisławskiego i Wojnara znajduje się na Symbolicznym Cmentarzu Ofiar Tatr pod Osterwą w Dolinie Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich.

***

Idąc ścieżką w Dolinę Czarną Jaworową starałem się zrozumieć ideę wspinania i ideologię górską Stanisławskiego. Patrząc na ponad 500-metrową ścianę Małej Śnieżnej Turni, trochę ją zrozumiałem. Dla niego liczył się przede wszystkim styl przejścia, najlepiej żeby ono było pierwsze w historii, ekstremalnie trudne, długa droga, na swój sposób estetyczna, czasem przewieszki. Czasami też, ale rzadko, nocleg w ścianie, jak na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego. Częściej w kolibie. Tam spisywał notatki ze wspinaczki (czasami czynił to także w notesie podczas wspinaczki). Wraz z rozwojem jego taternictwa wzrastał profesjonalizm i górska dojrzałość. Ale i ostrożność. Zawsze starannie się asekurował. Dbał o to wyjątkowo, zresztą pisał o tym.

Ciekawym przyczynkiem do jego dziejów są zbiory Witolda H. Paryskiego. Teczka „Wiesław Stanisławski” zawiera wiele skarbów. Przeglądam je z zaciekawieniem. Jest tam kilka listów Stanisławskiego do Paryskiego z dokładnymi i fachowymi opisami dróg, np. korespondencja po zdobyciu Żabiego Konia, opis Kapałkowej Grani i inne, fragmenty z polemik z innymi autorami, listy Wiesława z prośbą o wypożyczenie sprzętu na wyprawy (nie był zamożny, jak to student), rękopis „W kole złud”, poświęcony śmierci w górach i inne. Także kilka wspomnieniowych artykułów z prasy napisanych po śmierci Stanisławskiego. Wspaniale, że ten materiał ocalał. Dzięki Paryskim.

Szkice do portretu wybitnego wspinacza

Jaki był? Bardzo trudno rysować prawdziwy wizerunek tego człowieka, nie mając z nim kontaktu, nie znając jego głosu, upodobań, zachowań, a opierając się li tylko na strzępach wspomnień jego przyjaciół z tatrzańskiej grani. Kilkunastu zdjęciach i artykułach z „Taternika”, kilku listach ze zbiorów Witolda H. Paryskiego i opisach dróg. Zdumiewająco mało pozostało po nim. Zaginęły gdzieś w zawierusze dziejów jego dokładne górskie notatki, zdjęcia i teksty. Nie miał rodziny, a większość materiałów przepadła pewnie w warszawskim mieszkaniu w powstaniu 1944 r. A może wcześniej. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że te materiały jednak przetrwały i czekają na swego odkrywcę. Jednak spróbujmy pokazać chociażby szkic do portretu tej postaci.

Na znanym zdjęciu z 30 czerwca 1932 r., wykonanym przez Henryka Mogilnickiego na Jaworowym Rogu, widzimy młodego człowieka. O szczupłej, podłużnej twarzy, z dość wydatnym nosem, z zaczesanymi na bok ciemnymi włosami. Szczupły, zapatrzony w dal, lewą ręką dotyka granitowego bloku. Bije z tej postaci pewność siebie. Stanisławski jest w pasie przewiązany liną (taka była wtedy technika asekuracji). Nosi sweter i koszulę, modne wtedy „pumpki” i wzorzyste skarpety. Tyle zdjęcie. A jaki się jawi jego szkic z literatury?

Wiesław Stanisławski, Jaworowy Róg, 1932 (fot. Henryk Mogilnicki / zbiory Muzeum Tatrzańskiego)

Stanisławski był typem przebojowego człowieka, o żelaznym uścisku dłoni (pisze o tym Justyn Wojsznis). W towarzystwie raczej małomówny. Stonowany. Za to otwarty na przyjaciół. Miał ich wielu. W ich towarzystwie ujawniały się wszystkie zalety jego charakteru. Rzetelność w przyjaźni. Odwaga, konsekwencja, siła, rozmach i profesjonalizm w działaniu. Dobrze pojęta ambicja, pewna upartość, ale i na drugim biegunie charakteru – wrażliwość na piękno przyrody i na ludzi. Pisze: „… ja już tak dawno chodzę po Tatrach… i robiłem już rzeczy we wszelkich skalach trudności… ale nie przestanie być dla mnie ciekawa jakaś najprostsza nawet ścieżka tatrzańska…”.

Stanisławski to człowiek pewien humoru i dowcipu, chętnie grający w schronisku w brydża, znakomity partner do pogadania w gronie przyjaciół wieczorem w schronisku. Wiktor Ostrowski pisał: „W świecie taternickim, jak i w życiu codziennym, był tak wybitną indywidualnością, że obok niej obojętnie nie można było przejść. Miał wrogów, ale miał też dużo serdecznych przyjaciół. Myśmy Go kochali, dlatego teraz nam Go tak strasznie brak…”. A więc dla tamtego pokolenia Wiesław był kimś wybitnym? Odpowiedź może być tylko jedna: zdecydowanie tak.

Był to typ lidera. Osoba, która potrafiła za sobą porwać innych. Stanisławski, jak wynika z literatury, to człowiek, mimo młodego wieku, o mocno już skrystalizowanych poglądach na swoje życie. Mający obok przyjaciół wielu wrogów, którym potrafił powiedzieć wprost w oczy, co o nich myśli (lub o tym napisać, co widać np., gdy skrytykował w „Taterniku” kilku uczestników polskiej wyprawy w Alpy z 1931 r., a zwłaszcza Z. Korosadowicza i K. Narkiewicza-Jodko). Krytykował też tych taterników, którzy robili w Tatrach krótkie drogi, a omijali wielkie problemy. Miał wykształcone poczucie własnej wartości. To powodowało drobne i większe konflikty. Z drugiej strony Ci, którzy go znali naprawdę, wyrażali się o Stanisławskim z najwyższym uznaniem.

Nie był majętny, a na swoje wyprawy górskie w Tatry pożyczał nieraz z PTT (od Paryskiego, jest na to świadectwo w ich korespondencji) krótkie narty taternickie, raki, czekan, namiot, maszynkę do gotowania, a nawet kurtkę. Góry były jego żywiołem. Wyzwalały w nim trudny do precyzyjnego zdefiniowania górski instynkt wielkiego zdobywcy. Tam dawał upust swojej świetnej technice, umiejętności właściwego wyboru drogi w skale, opanowaniu i odwadze. Bolesław Chwaściński pisze: „Lecz pasja pozostała ta sama. Ta sama zaciekłość i wytrwałość, niezważająca na żadne przeszkody w dążeniu do celu”.

Prowadził systematyczne notatki górskie. Doskonalił swoją technikę, czytał literaturę obcojęzyczną. Pisał: „…posiadam moje notatki górskie od dnia 27 lipca 1925 r, czyli od dnia, kiedy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem góry i od tego dnia każdą wycieczkę ja projektowałem, ja organizowałem, ja kierowałem wzruszeniem i przeprowadzeniem”.

(fot. ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego)

Starał się tak kierować swym życiem, by jak najwięcej czasu spędzać w Tatrach.  Od 1930 r. rokrocznie rozwiązywał w Tatrach kilkadziesiąt problemów taternickich, jak się wyraził w rozmowach z przyjaciółmi, chciał „wykańczać” po kolei kolejne „perełki” Tatr. Sporo miejsca w swoim górskim pisaniu poświęcił śmierci. Choćby w świetnym tekście „W kole złud”. Szukał prawdziwych wartości. Przyjaźni w swoim krótkim życiu. Intensywności przeżyć. Kochał życie. Wybranką jego serca, jak zdaje się z jednego listu ze zbiorów Paryskiego, była Lidka Skotnicówna. Niestety, dziewczyna zginęła na Zamarłej Turni. Jakie młodzi mieli plany, nie wiadomo, ale często razem zaglądali w Tatry i sporo wspinali się razem. W liście do Paryskiego Stanisławski pisał: „Maleństwo moje już nie żyje, z czem się nie mogę do dziś dnia pogodzić” (list W. Stanisławskiego do Witolda H. Paryskiego z 12 października 1929 r.). Potem, jak wskazują materiały, już nie związał się z żadną kobietą.

Wybitny słowacki filmowiec Pavol Barabáš postanowił oddać hołd hołd Wiesławowi Stanisławskiemu w filmie „Žiť pre vášeň” (Życie dla pasji) – trailer:




Taternik – inteligent

Stanisławski był też ponadprzeciętnie inteligentnym, młodym człowiekiem. Wskazują na ten fakt chociażby jego teksty górskie. Właściwie nie sposób znaleźć jego publikację na średnim lub słabym poziomie. Były fachowe, przemyślane, mądre, świetnie napisane, pełne głębokich myśli, zaskakujące – jednym słowem – ciekawe. W dodatku skreślone ładną polszczyzną. A pisał je dwudziestolatek.

Mając w rękach rękopis „W kole złud” (ze zbiorów Witolda Henryka i Zofii Paryskich) zauważyłem ze zdumieniem, że nie ma w nim prawie żadnych poprawek. Stanisławski napisał tekst, który był tak dobry, że nie wymagał korekt. Jego niektóre stwierdzenia są po prostu niebanalne, jak np. „hak wkładany w Zakopanem do plecaka ma inny dźwięk, niż hak przypinany do pasa pod niezdobytą drogą”. Takich złotych myśli Wiesława jest znacznie więcej. „Szarpani wichrem, pijani szczęściem” – o zimowym wejściu na Zadni Gerlach, czy inne.

Atakował zuchwale największe ściany i zdobywał je. Stworzył epokę, którą potem kontynuowali Klarner, Karpiński, Bujak i Bernadzikiewicz wejściem na Nanda Devi East w Himalajach w 1939 r. Bo przyszłość taternictwa i polskiego alpinizmu widział Stanisławski poza Tatrami. Marzył o wyprawach w wielkie egzotyczne góry: Alpy i Himalaje. Ponoć nieraz rozmowach z przyjaciółmi widział się na wspinaczce na Mount Evereście, Kanczendzondze, Nanga Parbat i innych himalajskich olbrzymach. Pisze o tym Wojsznis. Niestety, przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu na dalsze rozwinięcie skrzydeł. W pamięci ludzi gór pozostaje Wieśkiem Wspaniałym, któremu „kłaniały się” największe tatrzańskie urwiska i turnie. Genialnym outsiderem, który sięgnął po największą, górską pasję.

Wojciech Szatkowski

O historii przedwojennego taternictwa i Wiesławie Stanisławskim pisał w „Historia polskiego wspinania. Cz. I – Tatry od prapoczątków do lat międzywojennych” Janusz Kurczab.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum