10 lutego 2018 11:05

Nanga Parbat – realia akcji ratunkowej z użyciem śmigłowca w Pakistanie

8 lutego odbyła się pierwsza konferencja prasowa Elisabeth Revol. Francuzka wypowiedziała się na niej w mocnym tonie “Mam w sobie wiele złości, mogliśmy ocalić Tomka, jeśli prawdziwa pomoc byłaby zorganizowana i podjęta na czas”. W tym kontekście oraz w związku z tym, że w Pakistanie nadal działa Narodowa Zimowa Wyprawa na K2 warto zaznajomić się z realiami funkcjonowania służb ratowniczych w tym kraju.

Elisabeth Revol na konferencji prasowej w Chamonix (fot. AFP / JEAN-PHILIPPE KSIAZEK)

W Pakistanie nie ma zorganizowanych górskich służb ratowniczych. O tym fakcie wiedzą wszyscy wspinacze udający się w piękne i wysokie góry tego kraju. Pakistan zmaga się z terroryzmem, czego okrutną emanacją była tragedia w bazie pod Nanga Parbat w 2013 roku. Kraj ten, w przeciwieństwie do Nepalu, nie żyje z turystyki, a przypomnijmy, że i tam śmigłowcowe akcje ratownicze oparte są o inicjatywy prywatne.

W Pakistanie śmigłowcami, mogącymi operować w górach, dysponuje jedynie wojsko. Ich podstawowym zadaniem jest zapewnienie wsparcia powietrznego żołnierzom działającym w trwającym od lat 50. XX w. konflikcie granicznym z Indiami.

Misje komercyjne zleca się jednej ze spółek zależnych – Askari Aviation. Ta firma operuje jako prywatny podmiot, wykorzystujący wojskowy sprzęt – śmigłowce H125M (Airbus).

Zasady udzielania pomocy przez Askari Aviation są znane. Godzina lotu kosztuje prawie 4 tys. dolarów. Ze względów bezpieczeństwa śmigłowce muszą latać w parach. By liczyć na szybką pomoc, należy przed wyprawą zdeponować 15 tys. USD (kwota jest zwracana w przypadku braku interwencji, firma pobiera 300 dolarów opłaty) oraz przedstawić ubezpieczenie i gwarancję z ambasady.

Śmigłowiec H125M pod Nanga Parbat

Maksymalny pułap śmigłowców, którymi dysponuje Askari Aviation, to 7 tys. metrów. Jednak to pułap możliwy do osiągnięcia jedynie przy dobrych warunkach, bez przeciążenia maszyny i bez wykonywania ryzykownych manewrów (np. lądowania). Wystarczy powiedzieć, że ostatecznie lądowanie z polskimi ratownikami w obozie 1 na wysokości 4900 m ze względów bezpieczeństwa odbywało się na raty.

Oczywiście, tak po ludzku można zrozumieć opinię o możliwości uratowania Tomka wyrażoną przez Elisabeth Revol, jednak w starciu z realiami gór najwyższych, organizacyjnym Pakistanu i realnymi możliwościami technicznymi śmigłowców nie da się jej podtrzymać.

Himalaiści decydujący się na wspinaczkę na dużych wysokościach mają świadomość, że w sytuacji krytycznej mogą liczyć tylko na siebie. W przypadku Nanga Parbat wyjątkowo szczęśliwy splot okoliczności sprawił, że w ogóle możliwa była skuteczna akcja ratunkowa.

Mysza

Źródło: montagnes-magazine.com




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum