15 października 2017 12:35

Pocztówka z Kalymnos (5) – Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Drogi w Będkowicach zrobione są z betonu, a w Kalimniowicach ze stalaktytów. Z tej przyczyny bilet do Będkowic kosztuje pięć, a na Kalymnos pięćset złotych.

Koń z jeźdźcem (fot. www.alunrichardson.co.uk)

Obiektywnie rzecz ujmując, twory wyrzynające się z tutejszej skały należałoby niejednokrotnie ocenić jako brzydkie. Ich pokrakoidalne kształty niewiele mają wspólnego z chopinowską elegancją, którą pamiętamy ze zdjęć jaskini Raj; przypominają raczej rakowe narośla, tym przykrzejsze, że oszpecające najzdrowsze, najbardziej lite fragmenty wapiennej tkanki (na tych chorych, kruchych, nie dałyby rady się utrzymać).

A wszakże klasyk powiada: „To estetyzowanie czasami trzeba takim kozikiem, rozumiesz, oderżnąć po prostu, żeby stanąć przed tą ścianą jako zestawem poprzeczek, zestawem przeszkód, które koń z jeźdźcem musi przeskoczyć”. I spróbujmy zastosować słowa klasyka do zastanej rzeczywistości, czyli najbardziej reprezentatywnych dla Kalymnos sektorów: Grande Grotty i Sikati Cave.




Po oderżnięciu estetyzowania skała istotnie jawi nam się zestawem nieledwie poziomych poprzeczek, po których przemieszczamy się metodą znaną z legendarnej gry „Prince of Persia”. Wgramolenie się na przerośnięte pryszcze nie zawsze jest łatwe, dodatkowo lina zaczyna płatać figle, z reguły śledząc nas nie po tej stronie stalaktytu, którą mamy na myśli. Standardowym potknięciem podczas najpierwszych spotkań z nieznaną dotąd problematyką jest przysiadanie na sznurku, a ponieważ zrazu i zwykle nie czujemy się pewnie przyjmując pozycję okraczną podczas wspinania, nieprzyjemnie się z tego błędu wycofuje.

Z tego względu i w zgodzie z cytowanym ustępem poprzeczki nierzadko okazują się przeszkodami, o tyle wszak osobliwymi, że każda z nich stanowi zarazem obietnicę ostatecznego no-handa; przez ostateczny rozumiem tutaj taki, który nie wymaga od nas najzupełniej żadnego wysiłku i może potencjalnie trwać w nieskończoność (rzecz poza tym spotykana jedynie na nowoczesnych zawodach boulderowych).

Twory wyrzynające się z tutejszej skały należałoby ocenić jako brzydkie (fot. www.alunrichardson.co.uk)

Nareszcie, metafora konia z jeźdźcem okazuje się nadzwyczaj trafna. Spostrzeżenie to zawdzięczam Markowi Cińcio, który na potrzeby opisania kalimniowickich no-handów ukuł kongenialne pojęcie „koników”. Istotnie, wspinaczka w opisywanych sektorach nierzadko przypomina nieustającą zmianę koni na stacji.

Tym samym, o trudności drogi decydują nieliczne stricte wspinaczkowe manewry przeprowadzane w międzyczasie, a także wytrzymałość mentalna, albowiem osobliwą czynność wykonać należy niezliczoną ilość razy.

Oto paradoks! Do opisania dróg na Kalymnos jak ulał zdają się pasować słowa człowieka, którego koncepcja wspinania – wyrażona czynem oraz bogatą twórczością teoretyczną – jest jak najdalsza od zarysowanego obrazu. Dowodzi to tezy, że myśl potrafi przerosnąć swojego twórcę, chociaż nie zawsze potrafią to zrobić zaprojektowane przezeń linie („tory przeszkód”).

Andrzej Mecherzyński-Wiktor




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Mechanior - wiecznie żywy i radosny! [1]
    Cześć, ostatnio wpadłem na ten artykuł i przypomniałem sobie nasze…

    15-10-2017
    Radi1