Gdzie mógłbym zrobić pierwsze 8c jak nie w Rodellarze? – Michał Kwiatkowski prowadzi Floridę
Podczas gdy u nas w kraju warunki coraz mniej wspinaczkowe, część wspinaczy migruje „do ciepłych krajów”. Michał Kwiato Kwiatkowski (DMM, Tenaya, Heartbeat, Camper) tradycyjnie jesień oraz zimę spędza w Hiszpanii, gdzie po raz kolejny pokazał, na co go stać, prowadząc znaną polskim wspinaczom Floridę 8c.
Jest to o tyle ważna dla Kwiata droga, że to jego pierwsze 8c. Jak sam pisze:
Moje pierwsze 8c przypadło na drogę o nazwie Florida w moim ukochanym Rodellarze. Gdzie mógłbym zrobić pierwsze 8c jak nie tutaj? Miejsce, które kocham i uwielbiam za wszystko (aż szkoda wymieniać), w którym spędziłem w sumie ponad 2 lata życia… Zrobiłem tu pierwsze 7b, 7c, 7c+, 8a – można więc powiedzieć, że na swój sposób uczyłem się tutaj wspinania :-).
Floridę namierzyłem już chyba podczas pierwszego pobytu w Rodellarze (2008) – zauważyłem jakiegoś opalonego Hiszpana wiszącego (jak mi się wtedy wydawało) tysiąc metrów nad ziemią, krzyczącego wniebogłosy na ostatnich metrach drogi – pomyślałem – „no, fajnie” – nawet nie przypuszczałem, że kiedyś będzie mi dane tego spróbować, a co dopiero zrobić! Drogę spróbowałem po raz pierwszy w zeszłym roku, gdzie po wielu próbach udało mi się zrobić pierwszy wyciąg za 8a+/b. Nie omieszkałem wtedy pomacać chwytów na L2 :). Boulder w całości totalnie poza zasięgiem – w sumie to zrobiłem tylko kilka ruchów, lecz sekwencję mogłem w miarę odczytać.
W tym roku w połowie maja (po dobrze przepracowanej zimie i mocnym wspinaniu wiosennym) zacząłem pracować nad drugim wyciągiem, który pochłonął mnie totalnie. Zrobiłem wszystkie ruchy i starałem się optymalizować patenty tak, aby spróbować połączyć to w całość. Gdy przyszedł czerwiec, warun skutecznie uniemożliwił obiecujące próby – jedna z nich skończyła się na 2 ruchy przed końcem. Mocno zmotywowany wróciłem do Polski, by trenować i pracować na kolejny wyjazd we wrześniu.
Po tygodniu rozwspinania ani razu nie spadłem z L1, a boulder po raz pierwszy, udało mi się skleić w całość (z wiszenia). Teraz należało połączyć układankę i wytrzymać to wszystko. W pierwszej poważnej próbie spadłem ruch dalej niż maju, w kolejnej 2 ruchy dalej, tym samym nie utrzymując topowej klamy. Sądziłem, że stąd to już się nie spada :).
I tutaj – o dziwo – zaczęły się schody bo jeszcze nigdy się tak nie stresowałem. Czy znowu tam dojdę? Czy zrobię? A jak znowu tak wysoko spadnę? A jak coś urwę po drodze? A jak COŚ? Rollercoster wystartował i miażdżył psychicznie.
Po 2 dniach restu bardzo pewnie przechodzę L1, podchodzę pod boulder ze spokojem, chociaż serducho bije mocno. Czas na odpoczynek po 8b (co nie jest takie łatwe po ponad 30 metrach wspinania) i jazda. Wreszcie spokój i egzekucja każdego pojedynczego ruchu z precyzją i oddechem. Robię ruchy, na których wcześniej spadałem, ciśnienie skacze, przedramię już zbetonowane i jeszcze to ostateczne sięgniecie, a nawet rzucenie do klamy (tej samej, z której 3 dni wcześniej spadam) z ogromnym ryyyykiem! Mam toooooo :) Jest radość i ogromna ulga :).
Na jakiś czas odpoczywam od dróg “z charakterem”, czyli z trudnościami na samym końcu :).
Gratulujemy Michałowi przejścia i czekamy na kolejne łupy z Hiszpanii.
Informacja Camper