Madej jak Legia, czyli Manufaktura Cudów – Mechanior o Mistrzostwach Polski w boulderingu

Zakopane zdetronizowane! Słynne „zawody dziwnych wyników“, które przez ostatnich kilka lat zasłużenie okupowały pierwsze miejsce rankingu wspinaczkowych niespodzianek, muszą ustąpić miejsca nowemu liderowi. Tam, na skutek nie zawsze przemyślanego routesettingu,  faworyci odpadali w przedbiegach, zaś o wynikach decydował przypadek. Tu, wobec wzorcowej pracy chwytowych, kłam najbardziej śmiałym przewidywaniom zadali sami zawodnicy. W weekend, na rynku łódzkiej Manufaktury, warszawski UKA pogonił krakusów, którym na osłodę pozostała koronacja nowej królowej polskiego wspinania.

Nowa ściana boulderowa produkcji Gatowalls (fot. Piotr Estkowski)

Mistrzostwa Polski, przez dwa ostatnie lata rozgrywane w stolicy, przeniosły się do Łodzi, jednocześnie korzystnie zmieniając swoją lokalizację czasową. Rozgrywanie najważniejszej imprezy sezonu w grudniu, kiedy cykle treningowe wszystkich poważnych wspinaczy wchodziły w fazę regeneracji przed zimowym załadunkiem, były spadkiem po imprezach na KFG; złym terminem opłacano niepowtarzalną atmosferę miejsca. Teraz jednak, kiedy powodów pozasportowych zabrakło, Związek podjął dobrą decyzję o przeprowadzeniu Mistrzostw w czerwcu.

Zbliżające się zawody World Games we Wrocławiu postawiły rodzimą federację przed koniecznością zorganizowania ściany plenerowej. Tym samym weszliśmy – jako środowisko – w posiadanie dwóch boulderowych paneli firmy Gato. Szerszy, 18-metrowy, będzie w lipcu służył przeprowadzeniu zawodów, węższy zagra w stolicy Dolnego Śląska rolę ściany do rozgrzewki, może być jednak wykorzystywany również jako aneks do ściany głównej.

Szkoda, że organizatorom łódzkiego czempionatu nie starczyło środków na postawienie obu części nowej konstrukcji – poważnie ucierpiały na tym półfinały, a w konsekwencji całe zmagania. W harmonogramie nie było miejsca na dwie niezależne rundy (męską i damską), zaś na ścianie – na osiem problemów. W efekcie podjęto kuriozalną decyzję, normalnie uzasadnioną jedynie nagłymi wypadkami, o przeprowadzeniu półfinałów na trzech problemach, miast czterech planowanych! Rzecz, która na mistrzowskiej imprezie nie miała prawa się wydarzyć i pewnie więcej się nie wydarzy.

(fot. Piotr Estkowski)

***

Za wkrętarki złapali Tomasz OleksyAleksandrem Romanowskim, pomagali im Tadeusz Sługocki, Marcin Olasik i Paweł Czyż. Ostatni z nich był zarazem sędzią głównym zawodów. Chwytowi pracę wykonali zgodnie ze swoją zasłużoną sławą, chociaż na skutek pewnych organizacyjnych problemów mniej mieli czasu, niż mieć powinni. Eliminacje raczej proste, umożliwiające start kobiet, mężczyzn oraz uczestników kategorii open na tym samym zestawie dwunastu boulderów, dzięki czemu Ida Kupś mogła zawstydzić niejednego ze swoich kolegów, zaś faworyci wśród panów nie stracili sił i skóry. Zarazem przyjemne, estetyczne i wszechstronne wspinanie, więc brawo.

(fot. Sebastian Nowakowski)

Półfinał damski wyraźnie zbyt trudny

Półfinał odbył się w sobotę wieczorem i przyniósł pierwsze niespodzianki. Pod kreską Gosia Rudzińska, Agata Wiśniewska i Elena Yarova, w finale niespodziewanie Joanna Oleksiuk, mniej niespodziewanie – bliźniaczki Ola i Natalia Kałuckie, lat szesnaście, pieknie rozwijające się pomimo słabej boulderowej bazy w Tarnowie. Poza tym Kasia Ekwińska, Karina Mirosław oraz Ida Kupś. Półfinał wyraźnie zbyt trudny, rozegrany na bonusach, trzy topy Idy tylko zaciemniają obraz sytuacji.

U mężczyzn cały przekrój umiejętności

Wśród panów pogrom Koroniarzy, tylko obrońca tytułu, Piotr Bunsch, przetrwał do niedzieli.  Odpadł również Jakub Główka, jeszcze niedawno murowany kandydat do czwartego miejsca każdych zawodów. Runda kompletna, pomimo „wycięcia“ jednego problemu sprawiedliwa, do tego przeglądowa: połóg, siłowy i dynamiczny – słowem, cały przekrój umiejętności. Zawiódł piszący te słowa, wspinając się chaotycznie, mobilizację odnajdując pod koniec dostępnego czasu, tym samym drugi problem topując trzy sekundy za późno i sprawiedliwie odpadając z zawodów. Niech dobrze trenuje przed Wrocławiem, bo rehabilitacja jest konieczna.

Finałowe gierki można było śledzić na żywo w internetach, co jeszcze nie jest standardem na polskich zawodach, ale powoli zaczyna wyróżniać tych organizatorów, którym naprawdę zależy. Konferansjerki „na placu“ podjął się sam Rafał Nowak; dobry wybór, nie dla łączności z tradycją polskich zawodów (którą Rafał stanowi), ale dla jakości jego pracy. Źle, że ostatnią odsłonę Mistrzostw trzeba było przenieść na godziny poranne (nie pomogło to frekwencji na „trybunach“), niemniej wobec zapowiadanej burzy była to decyzja jak najbardziej słuszna.

Ida Kupś i długo nic…

Triumf Idy Kupś byłby jeszcze bardziej spektakularny, gdyby miała z kim przegrać zawody. Tymczasem, trzy topy i pomacany czwarty, wobec jednego Aleksandry Kałuckiej, nowej wicemistrzyni, mówią same za siebie. Zupełnie zawiodła Katarzyna Ekwińska, miejmy nadzieję, że jest to efekt cyklu treningowego z planowanym szczytem formy na World Games, gdzie Kasia nas reprezentuje. Ciekawe zdarzenie to protest Kariny Mirosław dotyczący krwi, pozostawionej przez startującej przed nią Aleksandry na chwytach czwartego boulderu; nierozstrzygnięty, albowiem złożony poniewczasie.

Ida Kupś (fot. Jakub Pawlusiński)

W rywalizacji panów jaja jak berety

…pardon les madames. Na pierwszym problemie, w zamierzeniu najprostszym, pogrom faworytów. Czy trema to czy słabość, pewnie jedno i drugie – dość, że tylko Mikołaj Nowotnik, niespodziewany lider po półfinale, lecz w świadomości fachowców nadal poza gronem pretendentów, wyglądał na nim lekko i zgrabnie. Cóż jednak z tego, skoro strach przed triumfem odbierał mu zimną krew na ostatnim ruchu. Czego przestraszył się Święty Piotr chodząc po wodzie? Że mu się uda!

Dwójka bardziej dla zawodników łaskawa, wbrew przewidywaniom chwytowych najczęściej, bo aż cztery razy topowana (Pietrzak, Bunsch, Madej i Nowotnik). Byłby top i piąty, ale Szymon Łodziński spóźnił się półtorej sekundy. Arcyciekawostka! – ten top dałby mu zwycięstwo, nie mniej zaskakujące niż triumf panamadejowy. O trójce pisać nie będziemy, bo nikt jej nie zdziałał, co źle o finalistach świadczy.

Mistrzostwo sprawiedliwie przyznano na czwartym problemie – gdzież indziej miałby je Stefan Madej zdobyć, jeśli nie w połogu! Bardzo starał się „Krzysiu“ Bunsch, za bardzo! Cudownie, po inżyniersku, niby zadanie matematyczne („znajdź punkt równowagi“), rozwiązał połóg Szymon Łodziński, lecz tylko drugie miejsce dał mu w zamian ów wyczyn.

Stefan Madej (fot. Jakub Pawlusiński)

Dzięki dobrym próbom na dwójce brązowy medal dla Mikołaja Nowotnika, który byłby mistrzem, gdyby był na to mentalnie gotowy. Całe pudło padło łupem warszawskiego UKA. W finale zupełnie nieobecny był Jodła, tym razem wielki zawód prawobrzeżnej Warszawy. Nikt się takich wyników nie spodziewał, ale też nikt nie może kwestionować ich obiektywnej podstawy, dostarczonej przez znakomicie pracujących routesetterów. Niech żyje Mistrz Polski!

Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Finał kobiet:

  1. Ida Kupś (KS Korona Kraków, Scarpa)
  2. Aleksandra Kałucka (AZS PWSZ Tarnów)
  3. Karina Mirosław (Pol-Inowex, Scarpa Lublin)
  4. Natalia Kałucka (AZS PWSZ Tarnów)
  5. Katarzyna Ekwińska (KW Toruń, Gatowalls, 8a.pl, Heartbeart)
  6. Joanna Oleksiuk (KWW, Crux)

(fot. Against Gravity)

Finał mężczyzn:

  1. Stefan Madej (UKA, Evolv, Alpin Sklep)
  2. Szymon Łodziński (UKA, wgore.eu, camper, DMM, Red Chili)
  3. Mikołaj Nowotnik (UKA, Crux)
  4. Piotr Bunsch (KS Korona Kraków, MotionLab)
  5. Paweł Pietrzak (AKW Kotłownia, Santa Cruz Team)
  6. Jakub Jodłowski (KW Warszawa, Obiekto, Columbia, Sztuka Żywienia, Heartbeat)

(fot. Against Gravity)

Pełne wyniki na stronie PZA.

Galerie zdjęć z Mistrzostw na profilu Against Gravity.

Organizatorzy:

Sponsorzy nagród:

Partnerzy:

Partnerzy techniczni:

Patronat:




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum