17 marca 2017 10:05

„Tylko dla kobiet 2017” – na Obiekto wystartowało prawie 150 uczestniczek

„Tylko dla kobiet” początkowo miało być prezentem na 8 marca dla dziewczyn, które w towarzyskich zawodach dostawały do pokonania mniej boulderów, niż panowie. Jednak jeszcze zanim na warszawskiej boulderowni Obiekto opadła magnezja po pierwszej rywalizacji, stało się pewne, że druga edycja po prostu musi się odbyć. Ponad 100 zadowolonych uczestniczek, udane finały – sukces wydarzenia cieszył nas, organizatorów, ale i wysoko stawiał poprzeczkę sequelowi.

Oczekiwania co do popularności wydarzenia zostały spełnione. Na listach startowych ponad 150 dziewczyn, w tym nazwiska, które pojawiały się wielokrotnie w zawodach Pucharu Polski. To wszystko dawało nadzieję nie tylko na dobrą zabawę w eliminacjach, ale i sportowe emocje w finale.

(fot. Szymon Aksienionek)

***

Eliminacje na wesoło

W eliminacjach obiecaliśmy dziewczynom dużo wspinania, które wyłoniłoby 6 finalistek na kilku najtrudniejszych przystawkach. Oddawane karty startowe cieszyły oko, bowiem 80% uczestniczek pokonało ponad połowę z 25 bulderów!

Eliminacje (fot. Szymon Aksienionek)

W eliminacjach panowała niepowtarzalna atmosfera – jak na damy przystało, dziewczyny odpadały z przystawek raczej z uśmiechami na twarzach, niż z łacińską wiązanką. Szczególny klimat tworzyła pozawspinaczkowa część widowiska – topując bouldery dziewczyny odbierały tradycyjne tulipany, jednocześnie biorąc udział w losowaniu nagród. W pakietach startowych przygotowane zostały dla nich próbki kosmetyków i kaloryczne wspomagacze od partnerów zawodów.

Eliminacje (fot. Szymon Aksienionek)

Eliminacje z pewnością zadowalały pod względem rekreacyjnym. Nie udało się tylko jedno: wyłonienie 6 finalistek. Równe wyniki spowodowały dylemat 4 albo 8, rozwiązany bardzo szybko. Nie wypuścilibyśmy przecież dziewczyn z Krakowa bez finałów. Decyzja o tyle słuszna, że postawiliśmy na „finały bez obsuwy”. W ten sposób mogliśmy nadrobić czasowe rozciągnięcie spowodowane nadliczbowymi finalistkami.

Finały inne niż zwykle

Finały rozpoczęły się teatralnie. Reflektor punktowy, za DJ-ką oczywiście kobieta: Gosia Goga Krita Machnikowska, zawodniczki oglądały bouldery za zasłoniętą kurtyną. Oszczędziliśmy w ten sposób publiczności nudnego zazwyczaj elementu widowiska, dokładając element zaskoczenia przebiegiem bulderów. Nowość natomiast stanowił sposób prezentowania rywalizacji. Na rzutniku wyświetlane były aktualizowane na bieżąco wyniki, które publiczności miały ułatwić śledzenie widowiska, a zawodniczkom dołożyć trochę presji startowej. Rozwiązanie chyba jeszcze nigdzie w Polsce nie stosowane wymaga pewnie jeszcze kosmetycznych poprawek, ale spełniło swoją funkcję wystarczająco.

Paulina Tomczyk (fot. Szymon Aksienionek)

Na czterech finałowych problemach zobaczyliśmy techniczne skradanie po połogu, siłowy pasaż w dachu, skok po samych strukturach i retro-boulder przykręcony bez użycia żadnych paczek. Każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do rozstrzygnięcia, zobaczyliśmy też wszystkie topy.

Od początku na prowadzenie wysunęły się 3 zawodniczki, zmieniające miejsca w tabelce z boulderu na boulder: Kasia Ekwińska (z jedynym kompletem po eliminacjach), Olga Weber (debiutująca w naszych zawodach) i Paulina Kalandyk (zwyciężczyni sprzed roku). Cieszył udział w zmaganiach finalistek z poprzedniej edycji: Kai Matejek-Zarębskiej i Asi Oleksiuk. Zupełnie innego poziomu emocji dostarczyła nam Kasia Berbeka, która w „kradzionym czasie” była zawsze najbliżej topu, a raz udało jej się go nawet wyrwać. Na szczególne uznanie zasługują też występy Pauliny Tomczyk i Basi Sługockiej. Paulinie, za walkę do końca, pomimo utraty resztek skóry na finałowej trójce. Basi – za to, że wystartowała w finałach, choć finałowej formuły otwarcie nie lubi. Cóż ma biedna poradzić, że wspina się w eliminacjach tak skutecznie.

(fot. Szymon Aksienionek)

Różnorodność problemów dała nam efekt idealnego rozrzucenia: wśród 8 zawodniczek nie było ani jednego wyniku ex aequo, z dokładnością do prób do bonusa. Niemal bezbłędnym wynikiem (4t6) zwyciężyła Kasia Ekwińska, tuż za nią uplasowały się Olga Weber (4t11) i Paulina Kalandyk (3t6). Dzięki systemowi liczenia na żywo, rozdanie nagród nastąpiło tuż po zakończeniu startów, co z pewnością doceniła publiczność.

***

Po zawodach nastąpił after, już wersji kobieco-męskiej, w sąsiadującym ze ścianą klubie Sen Pszczoły. Że zawody się udały, nie ma dyskusji. Co było lepsze – zawody czy after – mamy spór w doktrynie. Dość wspomnieć, że do bajkowego klimatu muzyki DJ-a Green Jesusa spontanicznie dołączył niezastąpiony Grzegorz Gadziomski, improwizując na skrzypcach…

Dzięki wsparciu licznych partnerów z naszych zawodów dziewczyny mogły wynieść pełne torby nagród, a i uczestniczki eliminacji miały szansę na wylosowanie przyjemnych dodatków. Nasze podziękowania szczególnie należą się dla: Columbia Sportswear, Climb On! Polska, Evrēe, grimpi, Heartbeat, Hydro Flask, iura, Milo of climbing, Polar Sport, redPoint.pl, Sante oraz Trafo Base Camp.

Sprzętowego wsparcia udzielił nam producent chyba najlepszych obecnie paczek w Polsce – firma Solid.

Za zdjęciową relację dziękujemy koneserowi zawodów wspinaczkowych: Szymonowi Aksienionkowi.

Magnezja po drugiej rywalizacji jeszcze do końca nie opadła, ale już teraz możemy śmiało powiedzieć: dziewczyny, szykujcie się na trzecią edycję…

Robert Subdysiak




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Default City [4]
    Szybkie googlowanie upewniło mnie w moim początkowym przekonaniu - tak,…

    17-03-2017
    Freddie Chopin