Od początku mierzyła bardzo wysoko… – Darek Król przedstawia sylwetkę Margo Hayes

Kiedy przeczytałem posta od Matty’ego Honga, syna bliskiego kolegi i guru amerykańskiego wspinania Steva Honga, że Matty i dzień później Margo Hayes zrobili La Ramblę w Siuranie, uznałem to za naturalną kolej rzeczy. Margo i Matty’ego znam od wczesnych lat, kiedy jeszcze szwendali się między nogami wspinających się rodziców. Dopiero później dotarło do mnie, że są to przecież epokowe dokonania i początek kolejnej ery we wspinaniu. Szczególnie w przypadku Margo, której wspinaczkowe dorastanie miałem okazję obserwować z bliska.

Margo Hayes (fot. arch. M. Hayes)

***

Wspomnienie sprzed lat

Utkwiło mi w pamięci wspomnienie, które teraz wraca ze zdwojoną siłą. Około 8 lat temu na nowej sali wspinaczkowej Movement w Boulder spotkałem dużo młodszego kolegę Elliota, z którym razem wojowaliśmy na jakimś stromym projekcie w Rifle – on, młody gniewny i ja, stary wyjadacz. Chcieliśmy doładować przed nadchodzącym weekendem, tymczasem Elliot zjawił się w towarzystwie dwóch mikrusowatych dziewcząt w wieku około 10 lat i sam wykręcił się od ładowania mówiąc, że będzie trenował te dwie pchły. Zdumiony zapytałem, co mu odwaliło i dokładnie pamiętam jego odpowiedź. Powiedział, że (a sam miał dopiero 22 lat) jako trener juniorskiego teamu wierzy w talent tych dwóch dziewcząt i że przynajmniej jedna z nich będzie kiedyś najlepsza.

Jedną z nich akurat dobrze znałem, była córką mojego innego kolegi od liny, Toma. Ta malutka i wesoła pchełka pod wodzą Elliota ostro zabrała się za mocno wywieszone 5.11 i z każdym przechwytem wykonywała potężną banię, bo za każdym razem brakowało jej przynajmniej pół metra zasięgu. Mieliśmy niezły ubaw obserwując zażarte miotnięcia młodej Margo. Z roku na rok obserwowałem, jak te same przechwyty robiła na coraz trudniejszych drogach, aż w końcu kopara mi opadła, kiedy jakieś 3 lata temu zrobiła onsajtem, na rozgrzewkę, drogę 5.13b, na której ja baniowałem bez skutku, choć przecież na zasięg nie mogę narzekać.

Młodziutka Margo Hayes (z lewej)

Dorastająca i coraz silniejsza Margo

Mój respekt rósł, kiedy Tom co jakiś czas przynosił wieści, że jego córka wygrywa kolejne zawody. Zastanawiało mnie, jak długo dziecko może wytrzymać w sporcie, który sprowadza się wyłącznie do treningów i zawodów na panelu. W końcu widziałem niejedno utalentowane dziecko, które szybko kończyło przygodę ze wspinaniem, kiedy wygrywanie przestawało być łatwe. Tymczasem dorastająca Margo nie odpuszczała. Nawet wtedy, kiedy zaczęła mieć problemy ze zbyt dużymi obciążeniami. Tom z poświęceniem godnym podziwu woził ją po Kolorado, po całych Stanach i w końcu po Europie na kolejne zawody o coraz większe stawki. Nie szczędząc energii ani kasy na autentyczną pasję córki zapisał ją również do wyjątkowej, pod względem jakości, szkółki wspinaczkowej dla dzieci „ABC Climbing” prowadzonej przez Robyn Erbesfield i Didiera Raboutou. I to oni zaczęli szlifować diament…

Margo Hayes, PŚ w Vail 2015 (fot. Liz Haas)

Pod okiem Robyn Erbesfield i Diediera Raboutou

Wiele lat wcześniej obserwowałem, jak Robyn trenowała maleńką Emily Harrington, która przeszła podobny rodzaj przygotowania startując w setkach zawodów na panelu (wszędzie woził ją ojciec), a później wciąż jako nastolatka podbijając poprzeczkę kobiecego wspinania w USA przejściami kilku dróg 8c w Rifle i Hiszpanii. Następnie weszła na Mt. Everest i jeszcze dołożyła klasyczne przejścia na El Capie.

W przypadku Margo szkoła Robyn okazała się również najlepszą akademią. Tym bardziej, że nie ograniczała się wyłącznie do „wykształcenia” na panelu. Wpływ Robyn na rozwój wspinaczkowy Margo jest nieoceniony, podobnie jak zaangażowanie rodziców. Panel panelem, ale prawdziwym królestwem są skały – taki przekaz poszedł z obydwu źródeł.

Popis Margo w Rifle

Dwa lata temu spotkałem Toma i Margo w Rifle. Poleciłem kilka klasyków dla Margo na pierwszą wizytę, wiedząc jak Rifle potrafi być niemiłosiernie testujące dla nie-bywalców. Tymczasem już następnego dnia Margo ze spokojem wciągnęła fleszem jeden z największych klasyków – Cryptic Egyptian 8a+. Następny weekend był jeszcze mocniejszy. W ciągu  jednego dnia przeszła RP dwie drogi 8b+, z czego druga Zulu to znana podpucha, bardzo długa linia z kilkoma ruchami za V10 i ciągiem bez restu, i której bliżej do 8c. Widziałem na niej wielu mocnych gości patentujących ruchy po 60 dni. Kiedy Margo wciągnęła Zulu w trzeciej przymiarce i bez większego odpoczynku po poprzednim przejściu (Double Rainbow 8b+, w tej samej Wicked Cave), stało się oczywiste, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym. Jej radosny styl wspinania, brak wahania, masywne banie i nieprawdopodobny zasób technik wyuczonych na panelu, tworzą przyjemny spektakl. Kolejny weekend przyniósł przejście Waka Flaka 8c na Project Wall, również w kilku próbach.

Pure Imagination 8c+ w Red River

Margo od razu mierzyła bardzo wysoko. Myślę, że nikt, nawet ona sama, nie miał pojęcia, na jakim poziomie jest w stanie wspinać się na skałach, więc po prostu testowała, gdzie jest jej granica. Kolejnym potwierdzeniem mocy i talentu Margo było przejście przez nią Pure Imagination 8c+ w Red River Gorge. Było to wyrównanie kobiecego rekordu w USA, jeszcze zanim Ashima Shiraishi przeszła trudniejsze drogi w Santa Linya. Znów nieoceniony okazał się tata Tom, wożący Margo w skały i zapewniający logistykę.

Powrót do Rifle… po Bad Girls Club 9a

Zeszłego lata, Margo już jako absolwentka liceum i mistrzyni z kilkoma tytułami w zawodach międzynarodowych, ponownie pojawiła się z Tomem w Rifle. Tym razem łupem padło The Crew 8c+, przez wiele lat najtrudniejsza droga w USA (i w niesamowity sposób „zbesztana” przez Ramoneta parę lat temu w jednym z najbardziej spektakularnych onsajtow w historii wspinania).

Margo na „The Crew” (fot. Jon Glassberg)

Naturalnym ruchem stało się zaatakowanie sąsiedniego ekstremu Joe Kindera Bad Girls Club 9a. Margo szybko rozpracowała ruchy na drodze i RP wydawało się jedynie kwestią czasu. Problemem był jedynie brak czasu. Margo zdecydowała się (a raczej Tom pogodził się z wydaniem kasy) na semestr na uczelni w Aix-en-Provence. Zbliżał się termin wyjazdu. Margo spadała na ostatnich metrach tej długiej drogi. Zostało jeszcze parę dni do końca pobytu, ale traf chciał, że w tamtym tygodniu cała jej rodzina miała uroczyste doroczne spotkanie. Nie było najmniejszej szansy, aby odpuścić imprezę.

Ostatniego dnia zapadał już zmierzch i większość wspinaczy opuszczała rejon po weekendzie. Wicked Cave jest pierwszym sektorem po wjeździe do parku krajobrazowego w Rifle. Zrezygnowana Margo siedziała w furgonetce ojca na parkingu pod jaskinią. Chwilę wcześniej spadła z ostatniego ruchu na drodze, w trzeciej próbie tego dnia. Była tak blisko. Nie miała szans na odpoczynek i na kolejną dobrą próbę. W końcu to jeszcze dziecko – pomyślałem –  przeżywa rozczarowanie bardziej boleśnie. Tom milczał z boku, przeżywając niepowodzenie córki. Wiedziałem, że nie będzie miał jak przywieźć jej tu znów przed wylotem do Francji.

Szaleńczy plan i szaleńcze tempo

Nigdy nie widziałem Margo smutnej, więc nawet chciałem udać, że nic nie zauważyłem i przejść obok, ale Margo jak zwykle odpaliła na twarzy swój firmowy uśmiech, powstrzymała łzy i zaczęliśmy nadawać – że przecież to nie jest nic takiego, że to przecież tylko droga, że tylko wspinanie, że to tylko własne ciśnienie w głowie, że droga tu zawsze będzie, że porażka to też element doświadczenia, że frustracja, że złość… Niby słowa pocieszenia, no tak… ale przecież droga jest tak blisko… Ale zaraz, może nie jestem w stanie zadać na takim poziomie jak Margo, ale przecież wiem coś, czego ona nie wie. Ha! Można do Rifle przyjechać na jeden dzień (3-4 godziny jazdy w jedną stroną z Boulder), dwie-trzy rozgrzewki i… it’s not over until it’s over (dopóki nie ma innej szansy, zawsze jest szansa!).

– Margo, masz prawo jazdy?
– Mam.
– Tom, możesz pożyczyć Margo samochód na jeden dzień?
– Eeeee….no mogę skorzystać z samochodu żony (patrzy na mnie z niedowierzaniem).
– Dobra. Margo, ile czasu potrzebujesz, żeby się zrestować?
– Jeden dzien. (Pomyślałem, jeden dzień tylko po Rifle, o kurka! Ja potrzebuję trzech!).
– Ok, Margo, jutro restujesz i znajdziesz jelenia, który przyjedzie z tobą na jeden dzień pojutrze i cię przyasekuruje.
– Tom, wydasz dziecku samochód i nie będziesz mruczał, że to jakieś przegięcie!
– Margo, przyjedziesz tu pojutrze świeża, warun będzie, droga twoja!

Oczy Margo były już zupełnie suche, zrobiły się wielkie jak zegary. Dwa dni później wspinaczkowe portale informują, że Margo wciągnęła Bad Girls Club, a ja dostaję wiadomość od Toma z podziękowaniem za spontaniczne naładowanie baterii córce. Najtrudniejsze kobiece przejście w USA – 4 godziny autostradą na dojazd, dwie rozgrzewki, droga pada od razu w pierwszej próbie, znów 4 godziny w aucie w drodze do domu. 4 dni później zawody w Paryżu. Tydzień później pierwsze zajęcia na uniwerku.

Nie ma wątpliwości, że Margo ma w swoim arsenale wszystko, co jest potrzebne, aby robić najtrudniejsze drogi.  A najważniejsze, to jej pozytywne nastawienie i ogromy głód na podbicie poprzeczki. Jej styl wspinania pokazuje, jak wielką rolę odgrywają motywacja i wiara we własne możliwości. Margo jest zarazem skromna, inteligentna i zabawna. Każdy kto ją zna, ma o niej dobre zdanie.

***

Pod koniec roku, w czasie przerwy świątecznej, widzę Margo znów na sali Movement w Boulder. Rozmawiamy już po francusku, radzi sobie dobrze. Wzmacnia też szpona z samym Arnaud Petitem.

Przejście La Rambli jest tylko krokiem do większej drogi, nie mam co do tego wątpliwości. Kiedy z nią rozmawiam, mówię, że Matty Hong jest blisko zrobienia 9b w Olianie (pisząc te słowa wiem, że miał kilka bliskich prób z jednym blokiem pod koniec drogi) i że ona wspina się przecież tak dobrze jak najlepsi faceci… ale niczego nie sugeruję… Margo się śmieje i nie zaprzecza.

Myślę, że wkrótce znów o niej usłyszymy.

Darek Król




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum