Boulderowe gwiezdne wojny w Nowym Targu po raz piąty – Boulder Wars 2017

25 lutego na nowotarskiej ściance TOP w Nowym Targu rozegrano piątą już edycję zmagań Boulder Wars. W zawodach wzięło udział 172 uczestników, w tym 42 panie. Obowiązki konferansjera pełnił niezastąpiony Hubert Bożek, którego niżej podpisana w chwilowym, niewytłumaczalnym nawet tradycyjną kontuzją zaćmieniu, pomyliła z inną osobą … (za co Cię, Hubercie, bardzo serdecznie przepraszam!).

Boulder Wars 2017, na pierwszym planie Daria Brylova (fot. Adam Kopta)

Podział na cztery grupy, po mniej więcej czterdzieści kilka osób w każdej, zapewnił w miarę swobodny dostęp do większości problemów, choć były i takie, do których ustawiały się kolejki. Chwytowi: Kuba Dyrcz, Krzysiek Szalacha i Konrad Forystek zadbali o różnorodność i estetykę dwudziestu przystawek eliminacyjnych, dając zawodnikom możliwość zaprezentowania swoich mocnych stron, ale i namacalnego doświadczenia swoich słabych punktów. Świetnym rozwiązaniem było ułożenie kilku nietrudnych boulderów o wyraźnie rozgrzewkowym charakterze – do takich bez wątpienia zaliczyć można rajd po niebieskich klamach czy sekwencję pomarańczowych, zaginających się łódeczek na pionie (z ciekawostek: Piotrek „Skręcik” Czarnecki pokonał ten problem w crocksach). Zrekompensowano to tym samym brak strefy rozgrzewkowej.

Eliminacje (fot. Adam Kopta)

Do bardziej skomplikowanych przystawek należy zaliczyć syte przechwyty po oblakach, bald z wysokim wstawieniem nogi i dalekim sięgnięciem „w plecy” do krawądki czy problem ostatni, długi, wymagający na starcie dynamicznego wybicia się ze słabych ścisków w podchwyt w dachu – wyniki eliminacji wyraźnie pokazują, że z tymi baldami poradzili sobie tylko najsilniejsi.

Wspomniane już kolejki gromadziły się – co bynajmniej nie zaskakuje – pod połogimi przystawkami. Tu liczył się spokój i wyczucie równowagi, o co niekiedy trudno w ferworze walki, gdy za plecami słychać oddech oczekujących na swoją kolej przeciwników. Rosnąca liczba wspinaczy spoza Polski – do której jednakowoż nie zaliczam Daszki Brylovej ani Romka Batsenko, bo są już oni „nasi przez zasiedzenie” – świadczy o rosnącej popularności imprezy.

W eliminacjach wyłoniono sześć finalistek oraz siedmiu finalistów. Dla najlepszych ekipa chwytowych przygotowała prawdziwą ucztę złożoną z finezyjnych, pomysłowych przystawek. Damską „jedynkę” niemal wszystkie panie pokonały fleszem, jedynie Sandra Pęczek miała kłopoty na starcie. Druga z finałowych przystawek była już bardziej problematyczna: Jadzia Szkatuła demonstrowała elastyczność, ale nie osiągnęła topu. Parametryczny charakter przechwytów stanowił spore wyzwanie dla silnej, acz niewysokiej Gosi Szymańskiej, która nie zdołała utrzymać topu. Z problemem najlepiej poradziły sobie: Żenia Kazbekova, mocno kontrolująca pracę nóg, oraz Kasia Ekwińska, która swobodnie restowała po wyjściu z dachu.

Daszka Brylova wykazała się prawdziwym duchem fair play – mimo iż sędziowie zaliczyli jej flesz, zdecydowała się na koniec  zmagań powtórzyć próbę, gdyż w jej mniemaniu (co potwierdziły oględziny zapisu wideo) top przytrzymany był zbyt krótko. Czytelny boulder numer trzy rozpalił emocje widowni: bieg od startowej klamy po dobrych stopniach, wieńczony rzutem do bliźniaczego chwytu, wyprowadzał zawodniczki w pionową formację po maleńkich chwytach, a następnie kierował w prawo do topu. Finałowa czwórka stanowiła egzemplifikację powiedzenia, iż „prawdziwą miarą parametru jest siła”. Gosia Szymańska sięgała daleko w plecy, Daszka bezpardonowo skoczyła do symetrycznych ścisków, Kasia bez problemów przytrzymała zdradliwą strukturę.

Męską jedynkę pokonywano na dwa sposoby: technicznie wykorzystując zadaszenie lub wykonując soczystą banię wprost z chwytów startowych. Zbyszek Bardel  i Mateusz Prokop wybrali drugie rozwiązanie, jednak Mateusz skakał bez wiary, a Zbyszek rzucał się ku bani łapczywie, lecz nieprecyzyjnie. Andrea Vacca nie potrafił zdecydować się na jedno rozwiązanie; walczył do końca, choć bez sukcesu. Maciek Kalita i Piotrek Czarnecki bardzo pilnowali tu nóg, Szymon Pęcikiewicz spokojnie utrzymał płaski chwyt na wyjściu z dachu, natomiast zielonowłosy Romek Batsenko urzekał dezynwolturą. Krótka chwila dla reporterów, na którą sobie pozwolił, restując w dobrej klamie po wyjściu z dachu, zdekoncentrowała go jednak na tyle, że top osiągnął dopiero w kolejnej próbie.

Andrea Vacca na jedynce (fot. Adam Kopta)

Drugi bald był prawdziwym testem na wytrzymałość palców na krawądkach przy jednoczesnym podhaczaniu stopy na podchwycie i pięty na strukturze. Wyżej nie było wcale łatwiej; sekwencja startowa zatrzymała Andreę, Maciek przedarł się przez nią dopiero po długiej walce, za to Szymon poradził sobie bez większych trudności. Męska „trójka” o ascetycznym charakterze wiodła trawersem przez pozbawiony chwytów pion ku masywnej paczce, na którą w najpiękniejszym stylu dostał się, znany z błyskotliwych rozwiązań technicznych, Piotrek Czarnecki. Finałowy bald numer cztery piął się wysoko, zestawiając nowoczesne, częściowo pozbawione tarcia chwyty i stopnie z surowymi strukturami i stanowił wspaniałe zwieńczenie zmagań.

Oczekiwanie na ceremonię wręczenia nagród zwycięzcom osłodziło, jak co roku, losowanie nagród, prowadzone przez dobrego ducha imprezy, Huberta Bożka, przy walnym zaangażowaniu sztandarowego DJ’a zawodów, Shu (który w tym roku serwował sporo klasyki i chwilami skłaniał się ku przedwiosennej nostalgii). Nie chcąc pozostawiać widzów ani tym bardziej zawodników w niepewności, organizatorzy śpieszyli się bardzo w liczeniu wyników i niestety nie ustrzegli się pomyłki, mieszając kolejność Maćka i Zbyszka. Błąd został na szczęście szybko dostrzeżony i wyjaśniony – umiejętność przyznania się do niego i wystosowania oficjalnych przeprosin świadczy bez wątpienia o klasie animatorów imprezy.

Najwyższe miejsca podium należały do bezkonkurencyjnych: Żeni Kazbekovej oraz Romana Batsenko. Tuż za nimi uplasowali się Kasia Ekwińska i Piotrek Czarnecki, zaś trzecie miejsce zajęli Daria Brylova oraz Szymon Pęcikiewicz.

Finalistki i poniżej finaliści Boulder Wars 2017 (fot. Ilona Łęcka)

Regularnie od pięciu lat, w tym samym miejscu, ci sami organizatorzy, przekształcają skromną na co dzień ściankę CW TOP w istny tygiel smakowitości. Dzięki ich zaangażowaniu zawodnicy i publiczność mają gwarancję świetnej zabawy oraz zdrowej, sportowej rywalizacji w ciepłej, przyjaznej atmosferze. To właśnie klimat przyjacielskich, radosnych zmagań jest największym walorem imprezy – bo przecież nie wypada wspominać o tak luksusowym ewenemencie, jak podgrzewany papier toaletowy  :).

Honorowy patronat nad zawodami objęło miasto Nowy Targ. Obsługę techniczną sponsorował Competit oraz T-Wall, a o właściwe nawodnienie startujących zadbała Piwniczanka. Nagrody dla zwycięzców zmagań oraz tych, którym poszczęściło się podczas losowania ufundowali: Kotelnica Białczańska, Alpin Sport, Husky, Magazyn „Góry”, Heartbeat, Snap, Chochołowskie Termy, ABK.

Dziękujemy za tę świetną zabawę wszystkim zaangażowanym w zawody: organizatorom, sędziom oraz, rzecz jasna, startującym. Pozostaje oczekiwać na miłe niespodzianki, którymi uraczą nas w przyszłym roku.

Ilona „Księżniczka” Łęcka




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum