1 października 2016 09:34

„Teatr opiera się na aktorze” – Mechanior o adidas Rockstars 2016

Organizowane od kilku lat zawody adidasa w Stuttgarcie są obecnie najbardziej komercyjną odsłoną wspinaczkowej rywalizacji w boulderingu. Nie jest to zarzut. W chwili, w której wspinanie sportowe wyszło z niszy i staje się pełnoprawnym towarem na rynku usług sportowych, łatwo o sentymentalne wspominki na temat “starych dobrych czasów”, “niegdysiejszej atmosfery środowiska” i tym podobnych, rzewnych bajań. Jest w nich sporo racji – zarazem, “kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią”.

Wobec niewątpliwej szansy rozwoju i popularyzacji wspinania w dobie mediów elektronicznych oraz obecności na Igrzyskach, zawody takie jak te spełniają nieocenioną rolę, udowadniając atrakcyjność naszego sportu dla szeroko rozumianej publiczności.

Teatr opiera się na aktorze... (fot. C. Waldegger)

Teatr opiera się na aktorze… (fot. C. Waldegger)

W Stuttgarcie działa się z pełną pompą, a zawodników przyjmuje po królewsku

Od momentu przyjazdu do ostatniej chwili pobytu (i niezależnie od powodzenia w kolejnych odsłonach zawodów) startującym daje się odczuć zrozumienie przez gospodarzy niewątpliwej prawdy, że bez ich obecności nawet najlepiej przykręcone i oświetlone problemy pozostałyby sztuką dla sztuki. Teatr opiera się na aktorze, o czym warto mu (temuż aktorowi) od czasu do czasu przypomnieć.

Chwytowi również narzekać nie mogą. Tradycją imprezy adidasa jest hojne podejście do tematu, co owocuje obecnością dużej grupy routesetterów najwyższej klasy. Dobrze, że znalazło się w niej miejsce dla dwóch “naszych” – “Toma” Oleksy i Adam Pustelnik dołączyli do ekskluzywnego grona, dzieląc z nim odpowiedzialność za scenariusz przedstawienia. Należy przyznać, że został on napisany ze znawstwem, kunszt autorski dawał o sobie znać na każdym kroku, poważnych błędów było niewiele i nie wpłynęły one decydująco na odbiór widowiska. Ten zaś jest w Stuttgarcie rzeczą kluczową, stąd wyrażona implicite w zaproponowanych problemach wola spełnienia oczekiwań organizatora.

Widowiskowe baldy (fot. C. Waldegger)

Widowiskowe baldy – miały takie być i były… (fot. C. Waldegger)

Baldy miały być widowiskowe i takie były…

…. dzięki czemu obserwacja zawodów pozwalała zadać sobie pytanie, co też mniej zaangażowana w sprawę publiczność ceni sobie najbardziej. Cóż, odpowiedź pozostaje niezmienna od lat i chociaż obecnie podaje się ją w formie nowoczesnego trendy settingu, nic nie zdoła przesłonić faktu, że dwiema ulubionymi pozycjami wspinaczkowymi pozostają: wspinacz w powietrzu i wspinacz do góry nogami. Takie było zamówienie, fachowcy od wkrętarek okazali się gentlemanami, więc z faktami nie dyskutowali.

Warto zaznaczyć, że zadanie ich utrudnia specyficzna budowa adidasowej ściany, dość szybko przechodzącej w wyjściowe połogi o chwytnych krawędziach, zupełnie jak na jednej z warszawskich boulderowni. Wymaga to od ekipy artystycznej nie tylko pomyślunku, ale też wirtuozerii w operowaniu czarną taśmą (ogranicznik), niekiedy z konieczności wykluczającą użycie całego rantu z wyjątkiem jednego miejsca, którego właśnie użyć trzeba, aby móc stanąć na szczycie panelu. Jest to sposób wieńczenia przystawek wyraźnie przez organizatorów faworyzowany, gdyż pozwala topującemu wznieść ręce do góry, a publiczności poszaleć.

W akcji Janja Garnbret (fot. C. Waldegger)

W akcji Janja Garnbret (fot. C. Waldegger)

Niemieckie zawody przeprowadza się wedle tej samej formuły, co pucharowe – niemalże. Są drobne, ale znaczące różnice oraz jedna zmiana zasadnicza. W eliminacjach serwowane są przystawki cztery, w miejsce pięciu, pokonywane w rundach cztero-, a nie pięciominutowych. W każdej rundzie, przed zamknięciem strefy izolacji, zawodnicy mogą też wizualnie zapoznać się z kłopotami, z czego nie każdy równie skwapliwie korzysta.

Różnica poważna dotyczy formuły finału. Otóż, po pierwszych dwóch problemach, na których postępy liczone są klasycznie, następuje eliminacja stawki do liczby trzech osób, jedynych dopuszczanych do startu na problemie trzecim. Wynik wszystkich trzech wspinaczek decyduje o składzie superfinałowej pary, pojedynkującej się równolegle na dwóch bliźniaczych przystawkach, w założeniu nie bardzo trudnych. Nad każdą z nich znajduje się przycisk zapalający czerwoną lampkę oraz uruchamiający maszynerię produkującą sztuczny dym, co jest znakiem naszego zwycięstwa jako pierwszych w wyścigu. Formuła gwarantująca znakomitą zabawę publiczności, o ile chwytowi doskonale wstrzelą się z trudnością superfinałowego zadania.

Do Stuttgartu jedzie się ze specjalnymi zaproszeniami

Do Stuttgartu jedzie się za zaproszeniami, wysyłanymi przede wszystkim na podstawie rankingu Pucharu Świata. Adidas lubi też wystawić sponsorowanych przez siebie zawodników. W tym roku dało to liczbę 37 panów i 27 pań. Do tego dochodzi rozgrywana równolegle rywalizacja “Be a Rockstar” – zwycięzca jej eliminacji startuje w półfinale “gwiazd”, co nie odbiera mu prawa do udziału w trzyosobowym finale, w którym zawodnicy układają sobie problemy nawzajem, zaś uzupełnia je jeden kłopot sprezentowany przez chwytowych.

Kwalifikacje, jak zwykle, związane są z przykrymi niespodziankami. Tym razem najbardziej szkoda Aleksego Rubcowa, wyeliminowanego z hukiem. W rundzie wstępnej trzeba było zrobić w zasadzie wszystko, przy czym jedynie ostatni kłopot był realnie problematyczny. Psikusa mogła jeszcze sprawić dynamiczna, koordynacyjna jedynka. Pozostał margines błędu – trzech panów wślizgnęło się trzema topami w świetnych próbach, ale Rosjaninowi daleko było do tego. Co prawda jedynkę skończył (choć dopiero za piątym razem), ale nie tylko nie zmęczył czwórki, ale nawet nietrudnego, drugiego problemu pokonać się nie udało. Biorąc pod uwagę, że i z baldem numer trzy potykał się niemiłosiernie wiele razy, należy uznać, że Aleksego dopadło zwyczajne rozluźnienie po ciężkim sezonie. Ba! – mieszkałem z nim w pokoju, więc wiem, że przyjął porażkę niemalże z ulgą, ciesząc się czekającym odpoczynkiem.

Trochę szkoda mojego występu, bo czułem się dobrze, a pogrzebałem szanse niefrasobliwością na ostatnim boulderze. O wiele bardziej szkoda, że Megan Mascarenas nie przedarła się przez półfinałowe zasieki.

***

Finał był widowiskiem, tak jak założono w idei imprezy, ale wkradło się do niego nieco przesady, przesłaniającej wspinanie – za dużo występów muzycznych (niemiłosiernie do tego głośnych), za dużo podkreślania, że wydarzenie jest przez zawodników uwielbiane, podobnie jak lokalna publiczność. Dobre wrażenie zapewniło, jak zwykle, samo łojenie, które – na szczęście dla podobnych przedsięwzięć – pozostaje esencją każdych zawodów.

Esencją zawodów pozostaje na szczęście wspinanie (fot. C. Waldegger)

Esencją zawodów pozostaje na szczęście wspinanie (fot. C. Waldegger)

Porywający superfinał

Superfinał pomiędzy Janją Garnbret (uparcie przedstawianą przez konferansjerów jako Dżańdża) a – zaskoczenie! – Jessicą Pilz był porywający. Jessica w pewnej chwili witała się z krawędzią ściany, będąc przysłowiowe milimetry od zwycięstwa; nie bardzo zasłużonego, skoro Słowenka w całym finale dawała do zrozumienia, że jest tego dnia poza konkurencją, przynajmniej wspinaczkową. Oliwa wypłynęła jednak na wierzch. W ostatniej próbie (w finale obowiązują zwyczajowe cztery minuty) Janja przełamała niemoc i zatopowała problem, tym samym dokładając prestiżowe zwycięstwo do zdobytego tydzień wcześniej mistrzostwa świata z liną.

Superfinał był wielkim widowiskiem

Superfinał pań był wielkim widowiskiem

U panów rzecz przedstawiła się bardziej klarownie. Jan Hojer bardzo się starał wspinać szybko, natomiast Tomoa Narasaki w ogóle się nie starał, tylko po prostu to robił, stąd zasłużone zwycięstwo tryumfatora z Paryża.

Tomoa Narasaki biegnie po zwycięstwo w adidas Rockstars (fot. E. Holzknecht)

Tomoa Narasaki biegnie po zwycięstwo w adidas Rockstars (fot. E. Holzknecht)

Najlepsi w adidas Rocstars 2016:

Kobiety:

  1. Janja Garnbret (Słowenia)
  2. Jessica Pilz (Austria)
  3. Miho Nonaka (Japonia)
  4. Stasa Gejo (Serbia)
  5. Petra Klingler (Szwajcaria)
  6. Leah Crane (Wielka Brytania)
  7. Akiyo Noguchi (Japonia)
  8. Mina Markovic (Słowenia)



Mężczyźni:

  1. Tomoa Narasaki (Japonia)
  2. Jan Hojer (Niemcy)
  3. Jongwon Chon (Korea)
  4. Alban Levier (Francja)
  5. Rustam Gielmanow (Rosja)
  6. Jernej Kruder (Słowenia)



Pełne wyniki TUTAJ.

***

Z dokładnością do przesadnej pompy zawody w Stuttgarcie były po prostu znakomite. Bezbłędna organizacja, wycyzelowany setting, wyselekcjonowana stawka oraz wyraźna radość samych zawodników z uczestnictwa w wydarzeniu złożyły się, nie po raz pierwszy, na końcowy sukces ostatniej dużej imprezy A.D. 2016.

Przed nami jesień i zima, a potem nowe rozdanie. Rok 2017 będzie rokiem kluczowych decyzji dotyczących wspinaczki olimpijskiej i prawdopodobnie kolejnym, w którym padać będą rekordy frekwencji na zawodach pucharowych. Nie zabraknie akcentów, przede wszystkim wrocławskich World Games, na których dzikie karty dla polskich zawodników pozwolą im mierzyć się z wąską grupą najmocniejszych z całego świata. Ponadto, pod koniec stycznia w Warszawie odbędzie się hucznie Bloco Masters, które coraz śmielej domaga się miejsca na międzynarodowej arenie i budzi rosnące zainteresowanie za granicą, nie tylko wschodnią. Jeśli ekipa z Europy dopisze, czeka nas mocny akcent na samym starcie sezonu!

Andrzej Mecherzyński-Wiktor




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum